Reklama

Prezes Śląska: Pion sportowy miał wcześniej zbyt daleko idące kompetencje [WYWIAD]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

20 marca 2025, 19:36 • 17 min czytania 7 komentarzy

W lutym Michał Mazur objął funkcję prezesa Śląska Wrocław. Wygrał konkurs, który został przeprowadzony po zwolnieniu Patryka Załęcznego, jednego z trzech współtwórców wicemistrzostwa Polski w poprzednim sezonie. Mazur to nowa postać w świecie ekstraklasowego futbolu, ale dobrze znana i ceniona w środowisku wrocławskim. Porozmawialiśmy z nim m.in. o tym, co doprowadziło Śląsk do upadku, o wpływie polityków, szarych eminencjach, układach, budżecie klubu, kontraktach piłkarzy, kompetencjach poprzedniego pionu sportowego, pomyśle na WKS i planie B w 1. lidze. Zapraszamy.

Prezes Śląska: Pion sportowy miał wcześniej zbyt daleko idące kompetencje [WYWIAD]

Człowiek Schetyny i PR-owa kukiełka? Nowy prezes Śląska a polityka [SYLWETKA]

W ostatnich kilkunastu latach pracował pan przy Śląsku w różnych rolach. Jako dziennikarz, mając spojrzenie z zewnątrz, a potem już w klubie, jako rzecznik czy dyrektor zarządzający. Ma pan dobre rozeznanie, więc zacznijmy od tego, co pana zdaniem poszło nie tak, że Śląsk znalazł się w takim miejscu?

Zaczynamy z grubej rury. Można by o tym naprawdę długo opowiadać.

Co do mojej drogi, od której pan zaczął, to te lata dały mi interesującą perspektywę, zwłaszcza że przychodziłem do klubu w 2009 roku, po awansie do Ekstraklasy. Cała polska piłka była w organizacyjnych powijakach, Śląsk także. Wtedy pojawił się przepis mówiący o tym, że w każdym klubie musi być rzecznik prasowy. To były zupełnie inne czasy.

Reklama

Fajnie było obserwować, jak Śląsk rozwija się na kształt przedsiębiorstwa. Pracowałem z wieloma prezesami. Każdy z nich miał inne spojrzenie, co ukształtowało mnie jako menedżera. Dzisiaj z tego korzystam, choć od momentu objęcia funkcji prezesa muszę bardziej skupić się na pracy tu i teraz. To nie jest ogółem najlepszy moment, żeby mówić o długofalowej strategii, bo jesteśmy w połowie bardzo ważnej i trudnej rundy, tylko bardziej o kwestiach krótkoterminowych.

Ale co poszło nie tak?

Nie powinniśmy tej zapaści rozpatrywać wyłącznie przez pryzmat ostatnich miesięcy. To oczywiście szerszy temat. Ale jakbym miał określić to jednym zdaniem, skrócić do jednej myśli, to największym problemem Śląska w ciągu ostatnich lat był brak stabilizacji. Zarówno w sensie negatywnym, jak i pozytywnym. Choćby patrząc od 2019 roku, gdy wróciłem do klubu po pewnej przerwie, Śląsk bronił się przed spadkiem, potem były dwa sezony z miejscem w czołówce, byliśmy szczęśliwi, robiliśmy plany na przyszłość, a potem znowu walka o utrzymanie przez dwa sezony. Kolejny sezon – wicemistrzostwo, a teraz ostatnie miejsce w tabeli. To się odbija na wszystkim, także na finansach i całej organizacji.

To duże wyzwanie, choć absolutnie nie chcę mówić, że to źle, że Śląsk grał w europejskich pucharach, nigdy tak nie powiem. Chcę jednak trochę uświadomić ludzi, że będąc w środku takiej organizacji, nagłe zmiany z sezonu na sezon to mocno angażujący proces, który niestety zmusza klub do zmiany perspektywy krótkofalowej. Chciałbym, żeby to się zmieniło, żeby Śląsk miał wreszcie taką dłuższą chwilę oddechu, żeby dało się spokojnie poukładać wszystkie klocki. Chodzi o to, żeby robić kroki do przodu, a nie skoki, które były do tej pory i omijały pewne etapy, potem powodując dołki.

Michał Mazur chciałby w Śląsku stabilizacji.

Reklama

Co wpływa na ten brak stabilizacji? Nie sądzi pan, że to wina polityków zarządzających klubem? Pan jako prezes może coś obiecać, coś nakreślić, ale ktoś nagle może wstać lewą nogą i powiedzieć, że obecny stan rzeczy mu się jednak nie podoba. Takim przykładem były choćby sezon z Vitezslavem Lavicką, który został pożegnany, bo ktoś stwierdził, że Śląsk musi być przecież regularnie w czubie tabeli, a skoro spadł trochę niżej – sorry, zmiana trenera, zmiana koncepcji. Dlatego wątpię, czy ludzie kierujący Śląskiem znają definicję stabilności.

Będąc w środku nie czuję, że polityka jest w spółce. Jest wokół spółki, ale to całkowicie naturalne, skoro jesteśmy klubem, w którym większościowy właściciel to miasto. Ktoś, kto bierze udział w wyborach, siłą rzeczy staje się politykiem. Nie można udawać, że nie jesteśmy elementem miasta, nie tylko dlatego, że mamy tu siedzibę i gramy mecze, ale też ze względu na właściciela. I gdy odbywa się na przykład kampania wyborcza, to temat klubu pojawia się w wypowiedziach wszystkich zaangażowanych stron. Natomiast nie kojarzę przypadków, żeby do Śląska przychodził jakiś polityk i mówił, że coś należy zrobić tak albo inaczej.

Trzeba też pamiętać, że właściciel ma pełne prawo do podejmowania różnych decyzji. Są różne głosy na temat wpływu samorządu na klub, ale niezależnie od wszystkiego – i mówię to bardziej jako kibic – nie można odmówić, że właśnie dzięki Gminie Wrocław Śląsk jest w Ekstraklasie i osiągnął to, co osiągnął. Pamiętam, w jakiej sytuacji organizacyjnej i finansowej był klub, zanim miasto przejęło większościowy pakiet akcji. Ta decyzja podjęta kilkanaście lat temu była kluczowa dla rozwoju spółki, choć wiadomo, że nie wszystko poszło dobrze, bo inaczej bylibyśmy obecnie w innym miejscu.

Tak, dziś jesteście najgorszym klubem w Ekstraklasie.

Jesteśmy w momencie, gdy poważnie grozi nam degradacja. Ale zmierzałem do tego, że każdy medal ma dwie strony i daleko mi do tego, żeby przyłączyć się do chóru osób, które mówią, że najgorsze, co mogło się przydarzyć Śląskowi, to bycie spółką gminną.

Najgorsze nie, ale nie ma pan wrażenia, że ten wpływ czasami ociera się o patologię? Przypomniały mi się słowa Patryka Załęcznego z przerwy zimowej, który wyrwał się z tezą, że do Śląska trzeba dosypać kolejne miliony, żeby coś sensownego zbudować. Niejeden kibic mógł wtedy złapać się za głowę. To nienormalne. Przynajmniej na palcach jednej ręki da się zliczyć przypadki, kiedy miejska kasa była w Śląsku przepalana, nawet kosztem innych spółek.

Nie była to najbardziej fortunna wypowiedź Patryka, choć mówił mi, że to było trochę wyrwane z kontekstu, nie ma nagrania z tego spotkania, więc powtarzany jest jedynie fragment, który ktoś usłyszał i wrzucił do sieci. Nie chcę też tego tłumaczyć za niego, zresztą on sam później starał się wyjaśniać te słowa.

Zgadzam się, że jesteśmy na tyle dużym klubem w skali regionu i kraju, że powinniśmy ściągać z rynku takie pieniądze, które pozwalają na zdrowe funkcjonowanie przy odpowiednim zarządzaniu kwestią kosztową. Jednak samo to, że właściciel daje pieniądze na klub, nie jest niczym nadzwyczajnym. Tak się dzieje wszędzie. Właściciel od nas wymaga, ale i właściciel finansuje swoją własność. Oczywiście u nas dochodzi kontekst, że to publiczne pieniądze. Nie sądzę jednak, żeby klub sportowy różnił się czymś znacząco od innych instytucji szeroko pojętej kultury, które gmina finansuje. Mówimy przecież o miejscu, które w skali roku przyciąga co najmniej kilkaset tysięcy ludzi na trybunach. Wydaje mi się, że to jedno z największych, jeśli nie największe tak regularne wydarzenie w skali miasta.

Myślę, że można znaleźć konsensus pomiędzy pieniędzmi pozyskiwanymi poprzez działania stricte komercyjne, a pieniędzmi od właściciela, który dba o swoją własność. A skoro jesteśmy już przy temacie pieniędzy od miasta, zdecydowana większość z nich przeznaczana jest na wydatki klubu niezwiązane z pierwszą drużyną. Te pieniądze, które klub zarabia samodzielnie, z tytułu praw telewizyjnych, z dnia meczowego, transferów czy sprzedaży gadżetów, pozwalają na utrzymanie drużyny na poziomie Ekstraklasy. Kwota od miasta wydawana jest przede wszystkim na funkcjonowanie drużyny kobiet, rezerw, wynajem boisk, biur, na dużą akademię, w której trenuje kilkaset dziewczynek oraz chłopców i która stale się rozwija, mimo poważnych braków infrastrukturalnych…

Prezes Śląska ma świadomość, że przed nim niełatwe zadanie.

Nie używałbym argumentu akademii, skoro ona istnieje tylko w teorii. Nawet nie ma swojego domu.

Właśnie to chciałem powiedzieć. To nasza największa bolączka, działamy w tej kwestii z gminą Wrocław. I trzeba powiedzieć, że – mimo braków w infrastrukturze – mamy wielu bardzo dobrych trenerów, zawodników i zawodniczki, prezentujących naprawdę wysoki poziom. Ostatnie lata to wysyp medali w rozgrywkach juniorskich. Zmierzam do tego, że nie mówimy o rzeczy zero-jedynkowej. Patrząc z boku łatwo powiedzieć, że klub jest utrzymany wyłącznie z publicznych pieniędzy i jak trzeba, jak pojawiają się kłopoty, to “miasto dosypie”. To śmiała teza, ale niekoniecznie mająca pokrycie w rzeczywistości. Nie ukrywam, że marzy mi się doprowadzenie do sytuacji, w której takich argumentów w obiegu publicznym nie będzie.

Ale trudno będzie panu wyprzeć takie argumenty.

Tu wracamy do polityki. Bo nawet jeśli w Śląsku będzie lepiej, nie znaczy to, że ktoś nie będzie miał interesu w głoszeniu, że jest inaczej. My w klubie skupiamy się jednak na tym, by Śląsk był jak najsilniejszy na wszystkich płaszczyznach.

Ale jeśli chodzi o finanse, trudno zakrzywić rzeczywistość. Zarobki piłkarzy Śląska nie są tajemnicą i pojawia się pytanie, czy ktoś nie przeszarżował. Śląsk nie jest klubem tak umocnionym w czołówce jak Raków, Legia czy Lech, a słyszy się, że we Wrocławiu przeciętni czy młodzi piłkarze mogą liczyć na podobny czy nawet większy kontrakt. Okej, fajnie, że jest piłka kobiet, ale na Śląsk zawsze patrzy się przez pryzmat pierwszego zespołu i akademii, a na obu najważniejszych polach jest kompromitacja. Jak zobaczył pan pewne tabelki po objęciu funkcji prezesa, nie miał refleksji, że coś jest bardzo nie tak?

Na wstępie oczywiście chce powiedzieć, że kontrakty piłkarzy są prawnie chronione i nie ma możliwości, by wysokość pensji i inne szczegóły były znane opinii publicznej. Doskonale zdaję sobie sprawę, że te kwoty “fruwają” po Internecie, ale nie są to w żaden sposób oficjalne informacje i proszę kibiców, by nie wierzyli w każdego tego typu newsa publikowanego w sieci. Co do finansów – możemy cofnąć się do kwestii stabilizacji. Na pewno optymalizacja kosztowa spółki to jeden z moich największych priorytetów. Wiadomo, że w niektórych przestrzeniach mamy związane ręce, bo mamy już podpisane i gwarantowane kontrakty, które muszą być i będą respektowane. Ale tak – to rzecz, nad którą bardzo mocno się pochylę.

Klimala za 160 zł tys. miesięcznie jest najlepszym napastnikiem treningowym na świecie

Czyli innymi słowami zgadza się pan z tezą, że piłkarze w Śląsku są przepłaceni.

Pan to powiedział. To jednak bardziej skomplikowane zagadnienie. Odpowiem pytaniem: czy uważa pan, że w sezonie wicemistrzowskim budżet na kontrakty mógł być przesadzony?

Wtedy nie, bo piłkarze mieli zarobki zbliżone do tego, w jakim miejscu był klub, a wtedy miał za sobą dwa lata walki o utrzymanie. Potem jednak, po wicemistrzostwie Polski, w Śląsku zaczęto podpisywać kontrakty na poziomie klubów z czołówki, mimo że tak naprawdę nim nie byliście. Zrobiliście jeden wyskok i nagle ktoś zaczął latać w chmurach.

Nie do końca, bo nasz budżet płacowy od pewnego czasu jest na podobnym poziomie, dlatego zadałem to pytanie. Nie było tak, że po sukcesie on urósł do jakichś nieporównywalnych z wcześniejszymi rozmiarów. Jednak, gdy wydajemy na pensję kwotę X i zdobywamy wicemistrzostwo, to możemy uznać, że budżet był właściwie wykorzystany, a teraz nie, bo jesteśmy na przeciwległym biegunie tabeli. Mam na myśli, że to nie do końca dyskusja o tym, czy budżet jest odpowiedni – bo był bardzo podobny w ostatnich latach – tylko o tym, jak był wykorzystywany.

Sytuacja wrocławian w Ekstraklasie nie jest godna pozazdroszczenia.

Te całe optymalizacje kontraktów, odpowiedzialność przed kibicami, gminą, całym klubem, potencjalny spadek w CV, dużo nerwów, a do tego – umówmy się – dość małe pole do zmian. Po co to panu? We Wrocławiu na pewno znalazłby pan spokojniejszą fuchę w innej miejskiej spółce. Dobre opinie o panu w środowisku mogą runąć przez sprawy, na które tak naprawdę może pan nie mieć wpływu. A że prezesi w Śląsku są wymieniani, bo nad każdym z nich prędzej czy później rośnie kula śniegowa, pana kres też nadejdzie.

Nie jest pan pierwszą osobą, która o to pyta, a dodałbym do tej litanii jeszcze jedną rzecz, którą sobie uświadomiłem: biorąc udział w konkursie na to stanowisko – decydując się na rolę prezesa, w jakiejś perspektywie czasu będę zapewne musiał pożegnać się z klubem. Jeśli kiedyś dojdzie do zmiany prezesa – a przecież takie zmiany są naturalne – pewnie nie dostanę propozycji powrotu na poprzednie stanowisko, tylko będzie to definitywny koniec pracy na rzecz Śląska. Nie ukrywam, że to była bardzo trudna myśl.

Częściej piekło, rzadziej niebo. Saga właścicielska w Śląsku Wrocław [REPORTAŻ]

A po co mi to było? Nie chciałbym uderzać w patetyczne tony, ale Śląsk jest dla mnie naprawdę czymś więcej niż miejscem pracy. Jako pracownik spędziłem tu kilkanaście lat, wcześniej zajmowałem się klubem jako dziennikarz sportowy, a od dzieciaka byłem jego kibicem. Moment, w jakim nadarzyła się możliwość bycia prezesem, jest bardzo wymagający, jednak myślę, że nie darowałbym sobie, gdybym nie podjął tej rękawicy. Z racji tego, że sytuacja jest tak trudna, czułem, że tym bardziej powinienem stanąć do walki. Wierzę, że z wykorzystaniem swojego doświadczenia mogę zrobić dla klubu coś dobrego. Tak, wiem, wchodzę teraz w patos, ale to szczere.

Mogłem powiedzieć, żeby ktoś inny się martwił, ale to miejsce zbyt wiele dla mnie znaczy. Czuję też odpowiedzialność za ludzi, którzy pracują w klubie, a których znam bardzo długo. Konsultowałem wszystko z rodziną, wiedząc, że będę miał jeszcze bardziej angażującą pracę niż wcześniej. I faktycznie – życie przewróciło mi się do góry nogami. Traktuję to jak misję, choć decyzję o tym, że chcę zostać prezesem, podjąłem dopiero w ostatnim dniu zgłoszeń do konkursu. Wcześniej długo biłem się z myślami, analizowałem zalety i wady. Ale w końcu uznałem, że Śląsk jest warty tego ryzyka.

Powiedział pan o walce. Pytanie, czy wchodząc do klubu, który w dramatycznych okolicznościach musi bić się o utrzymanie, jest w ogóle jak walczyć. Szczerze wątpię, że w pierwszych tygodniach pracy, a nawet w pierwszych kilku miesiącach, zwłaszcza na tym etapie sezonu, może pan mieć namacalny wpływ na to, co się wydarzy. To nie jest firma handlowa, gdzie dosłownie z miesiąca na miesiąc można odwrócić liczby w Excelu. Tu mamy sport, boisko, piłkarzy. Ze względu na timing jest pan jak przewodniczący samorządu w szkole średniej. Niby z jakąś władzą, ale tak nie do końca.

Nie ja ustalałem ten timing, ale ogółem się zgadzam, że to nie prezes wychodzi na boisko. Zresztą powiedziałem piłkarzom na pierwszym spotkaniu, że teraz wszystko zależy od nich. Wierzę w nich. A ja na razie staram się układać kwestie organizacyjne, robić rzeczy trochę po swojemu, oczywiście łącznie z obowiązkami każdego prezesa. W tym zawiera się “papierologia”, sprawozdania finansowe, dokumentacje do PZPN czy UEFA. Jesteśmy w bardzo intensywnym okresie jeśli chodzi o sprawy licencji – to rzeczy, których kibice siłą rzeczy nie widzą na co dzień, ale wymagają ogromnego zaangażowania wielu osób w klubie.

Dochodzi oczywiście kwestia planowania tego, co dalej będzie ze Śląskiem. Nie ma co ukrywać, że mimo tendencji wzrostowej w dyspozycji drużyny, zdobycz punktowa każe mi nakreślić także czarny scenariusz. Byłbym nieodpowiedzialny, gdybym zaczął myśleć o planie na Śląsk w 1. lidze dopiero w chwili, gdy stracimy matematyczne szanse na utrzymanie. To jeden z elementów mojej pracy, żeby budować strategię na spółkę niezależnie od finalnego wyniku sportowego.

Czyli w głowie ma pan już plan B.

Tak, pracuję nad scenariuszem zarówno na pozostanie w lidze, jak i na spadek z Ekstraklasy.

Ante Simundza stara się dokonać niemożliwego.

Są kluby, które w takich sytuacjach wypierają się podobnych planów.

Żeby było jasne: ciągle wierzę w optymistyczny scenariusz. Na każdym spotkaniu, z jakimkolwiek członkiem klubu, sztabu, drużyny, podkreślam, że Śląsk nie wywiesza białej flagi. Dopóki są szanse, trzeba walczyć. Ale też nie będę udawał, że nie widzę tabeli. W swoim pierwszym wywiadzie powiedziałem: licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze. Każda osoba na moim miejscu, która chciałaby być uczciwa i rzetelna, musiałaby sobie rozpisać, co się wydarzy “jeśli”.

Co innego może pan dać klubowi względem swojego poprzednika?

To trudne, nieco konfrontacyjne pytanie, a nie chciałbym się do kogoś porównywać. Uważam, że moim atutem jest dogłębna znajomość spółki i nie mówię tego w kontrze do Patryka. To tyczy się każdego, kto był lub mógłby być na moim miejscu. Znam wszystkie procesy, które tutaj zachodzą. Te lepsze i gorsze strony. Chcę tę wiedzę wykorzystać, żeby klub funkcjonował tak, jak uważam, że powinien.

To jaki jest pana pomysł? I czy w ogóle będzie pan w stanie ten atut wykorzystać, skoro nie można mieć pewności, że w razie spadku dalej Michał Mazur będzie prezesem? Raczej nie dostał pan takiego zapewnienia, a ktoś w gminie mógł uznać pańską kandydaturę jako dobrą na przetrzymanie do czerwca.

Mówimy o decyzjach, które są poza mną. Mówiłem o ryzykach i to jest jedno z nich. W ogóle jednak o tym nie myślałem, zgłosiłem się do konkursu, wygrałem i dostałem gratulacje od właściciela. Nie było żadnych ostrzeżeń, zapewnień czy deklaracji. Sytuacja była i jest ciężka, a spółka potrzebowała prezesa. Nie prosiłem o gwarancje i żyję zgodnie z mottem, że dobra praca zawsze się obroni.

Jacek Sutryk jest osobą mocno zaangażowaną w życie klubu? Czy tylko od wyborów do wyborów?

Nie wiem, bo nie byłem prezesem w momencie wyborów. Trudno mi się odnieść, ale na pewno żyje tym wszystkim. Tak samo było wcześniej, gdy prezydentem miasta był Rafał Dutkiewicz. To tyczy się, jak zakładam, każdej innej spółki. Każdemu właścicielowi powinno zależeć na tym, żeby majątek był efektywnie wykorzystywany, żeby wszystko szło w dobrym kierunku. Ja jestem wynajęty do konkretnej pracy na rzecz Śląska Wrocław i będę robił co w mojej mocy, by jak najbardziej pomóc klubowi.

Wrocławianie z FM’em dla Sutryka. “Niech zacznie bawić się na PC, nie na publicznej spółce”

A potwierdziłby pan opinie, że wokół klubu krążą szare eminencje, które w kluczowych dla niego momentach próbują pociągać za sznurki? Mówiło się o tym również w pańskim kontekście, że może to być wybór z czyjegoś politycznego rozdania. 

Za chwilę minie miesiąc odkąd jestem prezesem. Podjąłem w tym czasie kilka decyzji, choćby na gruncie transferowym, ale przy żadnej nikt nie zerkał mi przez ramię. Nikt niczego nie sugerował, nie suflował. Tych opowieści jest mnóstwo. Słyszałem na przykład o 50 lewych etatach w Śląsku… No, nie, tu wracamy znowu do polityki. Widzę, że są takie momenty, gdy spółkę wykorzystuje się do “walki politycznej”. Gdy Śląsk zdobywał wicemistrzostwo, takich okazji było mniej. Gdy teraz szorujemy po dnie, łatwiej jest uderzyć, czasami celnie, czasami nie.

Nasłuchałem się też dużo na swój temat, czyim to ja człowiekiem nie jestem, kogo nie mam za sobą. Jeśli mam się zgodzić z jakąś tezą, to taką, że jestem człowiekiem Śląska. Każdy, kto mnie zna lub ze mną współpracował, może to potwierdzić. Mnie polityka nie bawi. Nie interesuje mnie. Zostałem wynajęty do konkretnej roboty i chcę dać z siebie jak najwięcej.

Prezydent Sutryk od lat ma sporo do powiedzenia w sprawie Śląska.

Uciekło nam to pytanie z pomysłem na Śląsk. Wiem, że ono jest dość szerokie, ale jestem ciekaw, w jakie tony pan uderzy.

Jednym zdaniem trudno odpowiedzieć, ale na pewno chciałbym, żeby najbliższe miesiące pozwoliły na uporządkowanie pewnych kwestii. Nie chcemy odbijać się od ściany do ściany, tylko mieć czas i spokój, żeby zbudować coś trwałego. Ten klub stać na to, żeby być istotnym elementem na mapie piłkarskiej Polski. Wiem, że wchodzę teraz w typowe frazesy, ale tutaj naprawdę jest taki potencjał. Tylko żeby dobrze było na boisku, najpierw musimy zacząć od podstaw.

Trzeba zbilansować budżet, bardziej otworzyć się na kibiców z całego regionu i relacje sponsorskie, bo z tym na przestrzeni ostatniego roku była huśtawka, bywało różnie, czy poukładać wewnętrzną organizację. Ja się nie wtrącam trenerowi w taktykę i nie mówię, kto ma grać, a kto nie, natomiast dla mnie ważne jest, żeby ciężar decyzyjny dotyczący kwestii kluczowych dla spółki pozostawał w zarządzie. Te proporcje decyzyjne były wcześniej zachwiane. Pion sportowy miał zbyt daleko idące kompetencje. To układam na nowo, to już się dzieje.

DAVID BALDA – HISTORIA NAJWIĘKSZEGO POZORANTA W EKSTRAKLASIE

Daje pan do zrozumienia, że ostatnio organizacja w Śląsku nie stała na wysokim poziomie.

To za daleko idący wniosek. To taki aspekt, na którym chcę się skoncentrować, ale głównie w sferze finansowej.

Jakby określił pan po dziennikarsku spadek Śląska z Ekstraklasy? Byłby to kataklizm?

To byłaby całkowita zmiana funkcjonowania klubu. Nie nazwałbym tego kataklizmem, aż tak nie. Chcę też podkreślić, że Śląsk tu i teraz nie spadł, choć wiem, że nie bez powodu tutaj siedzimy i o tym rozmawiamy. Jeśli spadniemy, będziemy musieli zmierzyć się z ogromnym spadkiem wpływów, choćby z tytułu praw telewizyjnych. 1. liga to inne realia, które dla Śląska wiązałyby się z dziurą w budżecie w postaci co najmniej kilkunastu milionów złotych. Ale spadek to też nie koniec świata ani kataklizm. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, zwłaszcza że są kluby, takie jak Lechia, które potrafiły szybko wrócić do Ekstraklasy.

W razie czego miasto dosypie.

Tego nie wiem, ale czeka nas duże wyzwanie. Mam już nawet tabelki stworzone pod czarny scenariusz. Nie powiem, że liczę to wszystko ze spokojem, ale muszę tworzyć takie prognozy. Natomiast nawet jeśli się utrzymamy, duże zmiany w Śląsku wciąż będą koniecznością.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Szymon Janczyk
54
Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Ekstraklasa

Piłka nożna

Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Szymon Janczyk
54
Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją