Reklama

Nudni rywale dla nudnej kadry. Reprezentacja, która nie ekscytuje

Wojciech Górski

Autor:Wojciech Górski

18 marca 2025, 13:31 • 8 min czytania 50 komentarzy

Nudniej zapowiadającego się zgrupowania reprezentacji Polski nie pamiętają najstarsi górale. Test oka potwierdzają wyliczenia – według rankingu Elo ze słabszymi rywalami o punkty na jednym zgrupowaniu nie graliśmy… nigdy. A, ironicznie czy nie, zbiegło się to w czasie, gdy kadra ekscytuje najmniej od lat. W drużynie, poza Robertem Lewandowskim, brak postaci wprawiających kibiców w ekstazę. Czego świadomość ma zresztą najwyraźniej sam kapitan kadry, rozpoczynając zgrupowanie od kilku bolesnych wypowiedzi, które chyba nie wybrzmiały jeszcze dostatecznie mocno.

Nudni rywale dla nudnej kadry. Reprezentacja, która nie ekscytuje

Litwa i Malta – zestaw na początek eliminacji mistrzostw świata 2026 prezentuje się wyjątkowo mało ekskluzywnie. Na tyle, że gdy rozpoczęła się przerwa w rozgrywkach ligowych zadałem sobie pytanie: kiedy ostatnim razem na zgrupowaniu graliśmy z – na papierze – zestawem tak słabych rywali?

A potem zadałem to pytanie AbsurdowiDB.

I otrzymałem odpowiedź: na jednym zgrupowaniu – nigdy. Marcowe okienko reprezentacyjne zapowiada się najnudniej od dawna i ma to potwierdzenie w liczbach.

Ale zanim do nich przejdziemy – potwierdza to najzwyklejszy test oka. Gdy przeglądamy kalendarz reprezentacji Polski zatrzymujemy się w październiku 2023 roku, gdy kadra na jednym zgrupowaniu mierzyła się z Wyspami Owczymi i Mołdawią. Siła przeciwników? Na „czuja” – porównywalna. Szukamy dalej – październik 2019 roku: Łotwa i Macedonia. Nieźle, ale ci ostatni mieli w składzie chociaż Elifa Elmasa i Gorana Pandeva.

Reklama

Szukamy dalej, mijamy kolejne lata i… porównywalnie słabych rywali znaleźć jest naprawdę trudno. Dopiero gdy cofniemy się o blisko dwie dekady, dotrzemy do zgrupowania z początków kadencji Leo Beenhakkera, gdy naszymi rywalami byli Azerbejdżan i Armenia (marzec 2007). Dwa lata wcześniej, za Pawła Janasa, graliśmy z Azerbejdżanem i Irlandią Północną, a za Jerzego Engela z Białorusią i nisko klasyfikowaną wówczas Walią. Ale chyba czujemy, że to wciąż inna para kaloszy niż zestaw Litwa – Malta.

Ranking Elo: Najsłabsi przeciwnicy w historii

A co mówią liczby?

– Nie liczę sumy rankingu Elo dwóch kolejnych rywali, bo wtedy pierwsze sześć miejsc mają pary z udziałem San Marino, nawet jeśli drugi rywal nie był wcale łatwy – zaznaczył na początek AbsurDB, gdy zadałem mu to pytanie. I fakt: oczywiste jest, że osiągnięcie dwóch zwycięstw grając z Litwą i Maltą jest łatwiejsze niż wygranie kolejno z San Marino i np. Węgrami. Dlatego też, licząc siłę rywali, posłużyliśmy się współczynnikiem silniejszego z dwójki przeciwników.

Jak się okazało, równie, w teorii, słabych przeciwników nie mieliśmy na jednym zgrupowaniu ani razu. Druga w kolejności para „łatwych” meczów przypadała zaś na… debiutanckie zgrupowanie Probierza i mecze z Wyspami Owczymi oraz Mołdawią w październiku 2023 roku. Żeby zaś zamknąć podium trzeba cofnąć się o blisko 20 lat, do wspomnianych wcześniej spotkań z Azerbejdżanem i Armenią.

Fakt, że w przeszłości rzadko dochodziło do podobnie „nudnych” rywalizacji wynika oczywiście ze zmian w systemie eliminacji. Przed XXI wiekiem, w erze Grzegorza Laty czy Zbigniewa Bońka (piłkarzy, nie prezesów), grupy liczyły mniej drużyn, więc szansa na grę z dwoma tak słabymi przeciwnikami drastycznie malała.

Reklama

No i oczywiście jeszcze jedna ważna rzecz, która pewnie niejednemu czytelnikowi przeszła już przez myśl – warto wspomnieć, że gdy ostatnim razem graliśmy z tak „łatwymi” przeciwnikami, zanotowaliśmy raptem cztery punkty, wygrywając 2:0 w Thorshavn z Wyspami Owczymi i remisując u siebie 1:1 z Mołdawią. Punkty nawet w takich meczach nie są dopisywane za darmo, ale to – po ostatnich eliminacjach do Euro – doskonale już wiemy.

Kadra, która nie ekscytuje

Nie tylko jednak zestaw przeciwników sprawia, że po półrocznej przerwie nie czujemy zdrowego napięcia przed powrotem piłki reprezentacyjnej. Nasza kadra od dłuższego czasu nie ekscytuje: brakuje w niej postaci, w których kibice mogliby się zakochać. Lub chociaż mieć się z kimś utożsamiać, kogoś pokroju Marcina Wasilewskiego – ot, fajnego, mocnego gościa, z którym aż chętnie poszłoby się na piwo. Czy nawet Jacka Krzynówka, który mógłby być sąsiadem każdego z nas. Brakuje też wyników, a selekcjonerem jest człowiek, którego żaden inny prezes pewnie nie brałby pod uwagę na to stanowisko.

Z rozrzewnieniem wspominamy atmosferę, towarzyszącą kadrze Adama Nawałki, gdy każdy mecz był świętem, a każdy piłkarz – idolem fanów. Czas na nutkę nostalgii? Proszę bardzo: mieliśmy fantastyczny duet bramkarzy Szczęsny – Fabiański, z których każdy budził ogromną sympatię i gwarantował wysoki poziom (trzecim golkiperem był zresztą charakterny i zasłużony dla kadry Artur Boruc). Łukasz Piszczek był symbolem „polskiego” BVB, synonimem jakości i klasy. Kamil Glik? Szef obrony, skała, lider. Michał Pazdan? Kolejny fenomen, po Euro 2016 bohater Pazdanomanii, najbardziej nieoczywisty idol polskich kibiców w ostatnich latach.

Grzegorz Krychowiak w primie, kluczowy piłkarz silnej Sevilli, modniś z dystansem do siebie, piłkarz z Europy, wtedy jeszcze w mocno pozytywnym świetle. Kuba Błaszczykowski – człowiek o filmowej historii, budzący szacunek wśród najtwardszych chuliganów i wzruszenie gospodyń domowych, które z piłką styczność miały tylko gdy w radiu nadawano wiadomości. Zwariowani Grosicki z Peszką. Potężny duet snajperów Lewandowski – Milik. Wchodzący młodziutki Bartosz Kapustka. Nawet Jędza z Mączyńskim stworzyli niezapomniany duet fusów, których kibice pokochali dzięki filmikom Łączy Nas Piłka.

A teraz…? Z kim utożsamiać mają się fani reprezentacji Polski? Kto, poza Lewandowskim, wyrasta na futbolowego herosa? Kto, tak po ludzku, budzi sympatię jak niegdyś Grosik i Peszkin, czy choćby Szczena z Krychą?

Czym mają się ekscytować kibice? Tym, czy powołanie w końcu otrzyma Mateusz Skrzypczak? Jakubem Kiwiorem, mającym problem, by przed kamerą wypowiedzieć zdanie podrzędnie złożone? Krzysztofem Piątkiem, którego ligowy mecz przeciętny kibic obejrzał ostatnio kilka lat temu – przy dobrych wiatrach w Hercie, przy gorszych w Milanie (odszedł stamtąd, przypomnijmy, w 2020 roku)?

Powrotem Matty’ego Casha, który po prawie czterech latach od debiutu, nie potrafi opanować podstaw języka polskiego? Boguszem z ligi meksykańskiej, którego fani widują tylko w kilkunastosekundowych urywkach filmów, latających po Twitterze? Piotrowskim z ligi bułgarskiej? Stoperami Dawidowiczem, Bednarkiem, Wieteską…?

Tu chciałoby się postawić kropkę, ale patrzymy na nazwiska powołanych i szukamy już nawet na siłę – ale naprawdę, ciężko w tej ekipie znaleźć idola, który porwałby tłumy. Kamiński z problemami w Wolfsburgu. Szymański niby z fajną historią, niby grający u Mourinho, a jednak jakiś taki bezbarwny. Moder, wokół którego jesienią dominowała narracja, że na kadrę jeździ za zasługi. Urbański, z wielkiej nadziei kadry, stający się rezerwowym w najsłabszym klubie Serie A…

A przecież na co dzień niby mamy kim ekscytować się zagranicą – choćby duetami Polaków w Barcelonie czy Interze Mediolan. Ale z tego grona na kadrę przyjedzie tylko Lewandowski. Blisko 37-letni Lewandowski, co trzeba mocno docenić.

A szkoda, bo tych mocnych, dobrze kojarzących się postaci brakuje kadrze okropnie.

Awans na Euro i baraż w Cardiff miał twarz Wojtka Szczęsnego, ale ten zakończył granie w kadrze. Zeszły rok – stał pod znakiem Nicoli Zalewskiego, naszego najlepszego piłkarza jesiennej Ligi Narodów. Ale jego ze zgrupowania wyeliminowała kontuzja. Podobnie jak Piotra Zielińskiego, który w kadrze polaryzuje, ale jest bez wątpienia jednym z niewielu naszych graczy stricte europejskiego formatu. Piłkarzem, który daje nadzieje na odrobinę boiskowej magii, która tak rzadko mamy okazję cieszyć oko.

Lewandowski ostrzega. Nadchodzą ciężkie czasy

Spadek zainteresowania kadrą jest też efektem wszystkiego, co działo się wokół niej w ostatnich latach. Od Euro 2016 sympatia dla reprezentacji stopniowo topniała, aż wreszcie osiągnęła punkt krytyczny.

Mundialowe zabijanie futbolu, afera premiowa, kadencja Santosa, afera ze Stasiakiem, spadek z dywizji A Ligi Narodów – to wszystko zbiera żniwo w postaci marnego zainteresowania kadrą. Zwłaszcza, że zbiega się to w czasie ze spadkiem piłkarskiej jakości i charakteru w szatni.

Pamiętam, że gdy po klęsce w Kiszyniowie wracałem na lotnisko, pisałem tekst, że to reprezentacja, którą ciężko polubić. Reprezentacja graczy zapatrzonych w smartfony, komunikujących się za pomocą Instagrama, nie mających nawet odwagi, by wyjść do mixed zony i normalnie porozmawiać. A gdy ktoś wychodził, otrzymywaliśmy wypowiedzi żywcem generowane z Chatu GPT.

To wtedy Lewandowski, chcąc wstrząsnąć zespołem, udzielił głośnego wywiadu, zarzucając piłkarzom brak charakteru.

– Moim zdaniem problemem kadry jest to, że nie ma w niej osobowości. Nie chodzi o umiejętności czysto piłkarskie, a osobowości na boisku, które w pewnych momentach obudzą zespół i zainterweniują tak, żeby nie było później problemów – mówił w rozmowie z Mateuszem Święcickim.

Czy coś się w tej materii zmieniło? Niestety, nie. Przypomnijcie sobie choćby ostatnią kuriozalną konferencję na temat fotki z Cristiano Ronaldo i spodenek Marcina Bułki. Tak jej przebieg opisywaliśmy w listopadzie:

„Dlaczego więc piłkarze przyjęli taktykę: Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem? Ciężko powiedzieć. Niby byli na tej konferencji, ale jednak wyraźnie dało się wyczuć, że woleliby na niej nie być. A każde niewygodne pytanie zbywali krótką, nerwową odpowiedzią.

Nikt przed nikim nie ucieka? To jak nazwać odpowiedź „Bez komentarza”? Jak nazwać odpowiedź „Zrobiłem zdjęcie i tyle”? Jak nazwać odpowiedź „Tyle w temacie”? Jak nazwać ucinanie każdego tematu w zarodku? To przecież podręcznikowe uciekanie od odpowiedz”.

Kadrowicze odpowiadają: bez komentarza. To jakich pytań się spodziewaliście?

Teraz Lewandowski wytoczył kolejne mocne działa, zaczynając marcowe zgrupowanie od wypowiedzi na konferencji prasowej, która chyba nie wybrzmiała dostatecznie mocno w przestrzeni medialnej:

– Patrząc na przyszłość reprezentacji Polski, młodych piłkarzy nie widać, a to może martwić. Jestem zbyt daleko, żeby dokładnie znać tematy szkolenia czy tego, jak to wygląda w szkołach na lekcjach wychowania fizycznego. Nie wierzę, że w prawie czterdziestomilionowym narodzie nie mamy talentów w różnych sportach. Gdzieś tkwi problem – mówił kapitan polskiej kadry.

Dodając jeszcze jedno zdanie, którym potwierdził, że i on – patrząc na to, kto przyjeżdża na kadrę – ekscytacji raczej nie czuje.

– Zasługujemy na większą liczbę piłkarzy na poziomie reprezentacyjnym – rzucił bez ogródek Lewandowski.

O lepsze podsumowanie stanu polskiej piłki chyba trudno. Oby nie z Litwą i Maltą, ale wkrótce czekają nas ciężkie czasy.

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK/400mm.pl

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Marczuk uważa, że Legia to największy klub w Polsce. “Zawsze to mówiłem”

Jakub Radomski
35
Marczuk uważa, że Legia to największy klub w Polsce. “Zawsze to mówiłem”

Piłka nożna

Piłka nożna

Marczuk uważa, że Legia to największy klub w Polsce. “Zawsze to mówiłem”

Jakub Radomski
35
Marczuk uważa, że Legia to największy klub w Polsce. “Zawsze to mówiłem”