Reklama

Rusza Formuła 1. Na co czekamy w tym sezonie?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 marca 2025, 10:18 • 10 min czytania 5 komentarzy

Rok 2025 może być dla Formuły 1 przełomowy. W stawce mamy sześciu nowicjuszy. W składach zespołów doszło do przetasowań, zresztą nie tylko na fotelach kierowców. Za rok do gry wejdą ogromne zmiany techniczne, które być może wywrócą do góry nogami układ sił, ale całkiem prawdopodobne, że ich zapowiedź pojawi się już w tym roku. Innymi słowy: liczymy, że jest na co czekać. Ale co interesuje nas szczególnie?

Rusza Formuła 1. Na co czekamy w tym sezonie?

Przeznaczenie

Są takie dni, o których wiesz, że będziesz pamiętać je już zawsze. Dziś, mój pierwszy dzień jako kierowcy Ferrari, to jeden z nich. Miałem szczęścia osiągnąć w mojej karierze rzeczy, o których nie myślałem, że są możliwe. Część mnie jednak zawsze trzymała się marzenia o ściganiu się w czerwieni – pisał Lewis Hamilton na Instagramie, gdy oficjalnie stał się zawodnikiem włoskiej ekipy.

Wydaje się, że przez lata był jej przeznaczony.

Wszystko zresztą ułożyło się tu dla niego idealnie. Gdyby do Ferrari trafił wcześniej, nie odniósłby zapewne aż takich sukcesów, bo włoski zespół przez dobrych kilka lat dołował. W dużej mierze pokrywały się one z tymi, w których sukcesy święcił Brytyjczyk. Jednak nie dziwi, że niezmiennie marzył o tym, by w Ferrari się znaleźć. To marka. Historia. Legenda. Prestiż. Wszystko to łączy się w tym logo z czarnym rumakiem.

Reklama

Lewis Hamilton

Lewis Hamilton wreszcie w Ferrari. Fot. Newspix

Stąd gdy pojawiła się okazja, Hamilton postanowił z niej skorzystać. Na, najpewniej, końcówkę swojej kariery. Ale to wcale nie tak, że do Ferrari przeszedł na sowicie opłacane wakacje czy emeryturę. U Lewisa marzenie o jeździe w czerwonych barwach łączy się z marzeniem o wygrywaniu w nich. I z pewnością o te zwycięstwa się postara. Czy je odniesie? Tego nie wiemy, jednak oglądanie go jeżdżącego w Scuderii z Charlesem Leclerkiem w roli partnera to coś, czego jeszcze dwa lata temu byśmy nie przewidzieli.

A teraz? Teraz nie możemy doczekać się jutrzejszego Grand Prix, by zobaczyć, co w warunkach wyścigowych pokażą Monakijczyk i Brytyjczyk.

Zwłaszcza ten drugi.

Wszyscy równi?

Może trochę przesadziliśmy z tym pytaniem – przecież wiadomo, że Haas będzie odstawać – ale to naprawdę sezon, w którym jest szansa na to, że walka o mistrzostwo „dotknie” nie tylko bolidów Red Bulla (czy wręcz samego Maxa Verstappena), ale znacznie szerszej stawki. Już w zeszłym roku Verstappen wydawał się momentami realnie zagrożony, choć rywale ostatecznie nie zdołali wywrzeć na niego przesadnie dużego nacisku.

Reklama

Wtedy jednak jeździł doskonale w pierwszej połowie sezonu. Teraz? Pierwsze dni sezonu wskazują na to, że Red Bull nie tylko nie wyprzedza wszystkich rywali, ale wręcz jest minimalnie za najlepszymi z nich. Zresztą nawet wśród bukmacherów faworytem do mistrzostwa na ten moment jest Lando Norris. Verstappen – po raz pierwszy od dawna – zajmuje drugie miejsce.

W piątkowych treningach Holender był 5. i 7.. Lepiej radził sobie Leclerc, lepsi byli też obaj kierowcy McLarena, a nawet zawodnicy… Racing Bulls, a więc w pewnym sensie „rozwojowego” zespołu Red Bulla. Nieco dalej plasowały się Mercedesy – głównie George Russell. Kwalifikacje jednak ten ogólny obraz odmieniły – McLareny wybiły się nad resztę stawki, za nimi wylądował Verstappen. Stosunkowo daleko (7. i 8. miejsce) były oba Ferrari. Russell skończył czwarty, a pozytywnie zaskoczyli tacy kierowcy jak Yuki Tsunoda (5.) czy Alexander Albon (6.).

To jednak tylko pierwsze kwalifikacje w sezonie, po których trudno wyciągać wiążące wnioski. Stąd na ten moment wydaje się, że to może być rok, który zapamiętamy na długo. Bo walka o mistrzostwo zapowiada się w nim pasjonująco.

Oscar Piastri i Lando Norris

Oscar Piastr i Lando Norris. Czy rozstrzygną sprawę mistrzostwa między sobą? Fot. Newspix

Z pewnością warto będzie ją obserwować. Bo 2026 rok owszem, ma przynieść rewolucję, ale kto wie, czy ostatecznie nie wyłoni się z niej jeden przywódca – na poprzednich wielkich zmianach skorzystali przecież najpierw Mercedes z Lewisem Hamiltonem, a potem Red Bull z Maxem Verstappenem.

Zresztą napisać wypada tu nie tylko o mistrzostwie kierowców, ale i konstruktorów… o ile zabawy w tym drugim nie zepsuje McLaren, który będzie bronić tytułu. Postawić powinno się im teoretycznie szczególnie Ferrari z Leclerkiem i Hamiltonem, a szanse Mercedesa i Red Bulla będą zależeć od postawy nowych zawodników (odpowiednio: Kimiego Antonellego i Liama Lawsona). Jeśli ci będą rywalizować na oczekiwanym poziomie, możliwe, że aż cztery ekipy będą starały się podnieść na koniec sezonu trofeum dla najlepszego zespołu.

Innymi słowy: wreszcie możemy oczekiwać, że walka o oba mistrzostwa będzie trwać nawet do ostatniego Grand Prix. I oby tak było.

Kolejny krok McLarena

Przywołaliśmy już tę ekipę kilkukrotnie, ale warto napisać o niej osobno. Bo McLaren w ostatnich sezonach zanotował znakomity postęp. Owszem, na początku lat 20. tego wieku zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców, ale to był sezon covidowy, krótszy, nie w pełni miarodajny. Przez kolejne trzy lata – najpierw z Danielem Ricciardo, a potem z Oscarem Piastrim u boku Lando Norrisa – byli mniej więcej 4-5. siłą królowej motorsportu.

Problemem w dużej mierze była postawa partnerów Lando. W sezonie 2022 Daniel Ricciardo jeździł wprost katastrofalnie. O ile Norris zgarnął 122 punkty, o tyle Daniel przywiózł ich przez cały sezon ledwie 37. W sezonie 2023 postawiono więc na znacznie młodszego Piastriego. Australijczyk zgarnął 97 punktów przy 205 Lando Norrisa. Widać było jednak przy tym, że ma talent, zanotował nawet dwa miejsca na podium.

I w sezonie 2024 – choć nie uniknęli tarć – Lando oraz Oscar odwdzięczyli się za zaufanie. Bo na obu McLaren postawił w pełni, najpierw wprowadzając do F1, a potem dając szansę na rozwój oraz pokazanie światu swojego talentu. W zeszłym roku przywieźli oni dla zespołu 666 oczek (można czytać ten akapit z Iron Maiden w tle, jest to wręcz zalecane), sześciokrotnie dowożąc też zwycięstwa w poszczególnych Grand Prix. W klasyfikacji kierowców Lando skończył na drugim miejscu, Oscar był czwarty – rozdzielił ich tylko Charles Leclerc.

Mistrzostwo konstruktorów, dwóch kierowców w walce o podium, jeden faktycznie na nim. Zespołowo trudno tu o krok wyżej.

Indywidualnie? Oczywiście, że się da. Lando z pewnością ma chrapkę na tytuł mistrzowski – zresztą, jak wspomnieliśmy, jest faworytem bukmacherów – z kolei Oscar też chętnie by się w walce o trofeum na koniec sezonu zakręcił. Zresztą… kto wie? Może stanie się Rosbergiem dla swojego Hamiltona? Dla szefów ekipy z pewnością wyzwaniem będzie to, by pogodzić ambicje obu swoich kierowców i zmusić ich, by ostatecznie pracowali nie tylko na własny interes, ale i (a może przede wszystkim) dla zespołu.

Jeśli to się uda, McLaren może w tym sezonie rozbić bank i wygrać wszystko, co jest do wygrania.

Punkty? Podia? Co ugrają nowi?

Dla aż sześciu zawodników jest to pierwszy pełny sezon w świecie Formuły 1. Dwóch z nich wylądowało w mocnych zespołach – Liam Lawson u boku Maxa Vertappena w Red Bullu, z kolei Andrea Kimi Antonelli usiadł na fotelu, który w Mercedesie zwolnił Lewis Hamilton. I to oni mają największe szanse osiągnąć coś dużego w trakcie trwania tego sezonu.

Ale na pewno muszą do tego jeździć lepiej niż w dzisiejszych kwalifikacjach. Obaj nie weszli bowiem nawet do Q2.

Cóż, pierwsze koty za płoty, tyle można o postawie Nowozelandczyka i Włocha napisać. Z ich nowych kolegów gorszy od tej dwójki był tylko Oliver Bearman (Hass), który miał problemy z bolidem i na starcie sezonu notuje piekielnie pechowy weekend. W Q2 znaleźli się z kolei Gabriel Bortoleto (Stake, 15.), Jack Doohan (Alpine, 14.) i Isack Hadjar (Racing Bulls, 11.). Żaden z nowych kierowców nie zdołał więc wkraść się do ostatniej sesji kwalifikacyjnej.

CZYTAJ TEŻ: SEZON NOWICJUSZY. W F1 NAJWIĘKSZY ZACIĄG DEBIUTANTÓW OD 15 LAT

To dowód na to, że nie będzie im łatwo. Ale każdy z nich ma talent i możliwości – choć Bearman i Bortoleto niekoniecznie bolidy – na to, by walczyć o czołowe lokaty. Dla niektórych sukcesem będzie każdy punkt, inni wobec wymagań zespołów będą musieli postarać się o miejsca na podium. A my życzymy wszystkim jak najlepiej. Bo F1 potrzebuje regularnego dopływu świeżej krwi, wymiany najsłabszych kierowców na nowych, z większym potencjałem.

Jeśli więc ta fala młodych poradzi sobie dobrze, być może zespoły będą chętniej sięgać po kolejnych zawodników z F2. I oby tak właśnie było.

Nieco emocji z padoku

F1, wiadomo, najlepsza jest wtedy, gdy dzieje się nie tylko na torze, ale też poza nim. Nie bez powodu „Drive to Survive”, które zagląda za kulisy, jest aż tak popularnym serialem. Nie bez powodu też w serwisach społecznościowych niosą się najciekawsze czy najśmieszniejsze komunikaty radiowe lub zdjęcia i wideo z padoku. Jeśli tam są emocje – to na torze też na pewno będą.

W tym sezonie kierowcy będą musieli się jednak pohamować, przynajmniej jeśli o radio chodzi. FIA zdecydowała, że kary za niecenzuralne komunikaty będą większe i bardziej dotkliwe – za recydywę nawet kilka miesięcy zawieszenia i odjęcie punktów w walce o mistrzostwo.

Takie wytyczne nie spodobały się samym kierowcom. Carlos Sainz mówił o tym wprost. – Będzie źle, gdy kierowcy w trakcie wyścigu nie będą mogli w samochodzie okazywać emocji. […] Uważam, że to jest za dużo dla komunikacji radiowej, wobec adrenaliny i presji, jakie mamy w samochodzie. Nie tędy droga. Kierowcy – jak wszyscy – czasami, aby rozładować emocje, mogą rzucić mięsem. I nic się nie stanie. To prawie tak, jakby na boisku piłkarskim umieścić mikrofony i słuchać tego, co w trakcie meczu mówią zawodnicy. Chyba FIFA i UEFA na taki pomysł jeszcze nie wpadły.

Cóż, kierowcy swoje, a FIA jednak swoje. Stąd możemy spodziewać się ułagodzonej komunikacji radiowej, a nawet tej poza bolidem – tam federacja znacznie reguluje bowiem tematy, na które może wypowiedzieć się kierowca bez jej zgody.

Czy to ograniczy nam padokowe emocje?

Niekoniecznie. W zeszłym sezonie mieliśmy bowiem przykład konfliktu Maxa Verstappena z George’em Russellem, który dołożył nieco pikanterii ich zmaganiom. Spinali się też Lando Norris i Oscar Piastri (a także obaj niezależnie – z własnym zespołem), którzy – być może – powalczą w tym sezonie między sobą o tytuł mistrzowski. Verstappen często dyskutował ze swoimi inżynierami przez radio, a i inni kierowcy w różnych ekipach od tego nie stronili.

CZYTAJ TEŻ: OD PRZYJACIÓŁ DO WROGÓW. O CO POSZŁO VERSTAPPENOWI I RUSSELLOWI?

Innymi słowy: może nikt nikomu nie powie, by się pierdo… Ale i tak powinno być ciekawie. I oby tak się to skończyło. Emocji w F1 nigdy bowiem za wiele.

Fernando na pudle

Do Astona Martina przyszedł Adrian Newey, geniusz, jeśli chodzi o rozumienie aerodynamiki pojazdu, ale pracować w pełni może tak naprawdę od niedawna. Stąd tegoroczny bolid tej ekipy nie jest jeszcze jego dziełem, no i to widać – jeździ bowiem na miejsca z przełomu pierwszej i drugiej dziesiątki. Nawet z tak genialnym kierowcą jak Fernando Alonso za kółkiem.

Jednak będziemy trzymać kciuki, by na przestrzeni sezonu te osiągi Astona się poprawiły. I Fernando mógł powalczyć o podium.

Dlaczego? Bo Hiszpan powoli jest w wieku, w którym może starać się o rekordy. Co prawda nie zostanie nigdy najstarszym kierowcą na podium w całej historii F1 – w 1951 roku Luigi Fagioli miał bowiem 52 lata i 22 dni, gdy ustanawiał rekord – ale w jej najnowszej historii już jak najbardziej może to osiągnąć. Rekord XXI wieku to bowiem 43 lata, 5 miesięcy i 21 dni Michaela Schumachera z 2012 roku. Alonso już teraz jest starszy. A gdyby stanął na podium na przykład w ostatnim z planowanych wyścigów sezonu, wyprzedziłby jeszcze kilka osób i został 9. najstarszym zawodnikiem w dziejach F1 na pudle.

Przy tym starsi byliby tylko kierowcy z lat 50. A więc formułowej prehistorii.

Fernando Alonso

Fernando Alonso zadawał w Melbourne szyku. Fot. Newspix

Życzymy Fernando takiego wyniku nie tylko dlatego, że pokazałby, że stary człowiek może i za kółkiem piekielnie szybkiego samochodu. A życzymy mu tego, bo to po prostu fenomenalny kierowca, który w F1 trzyma się, owszem, fotela blokując miejsce młodszym, ale to dlatego, że nadal jest od większości z nich lepszy i gdy tylko dostaje szansę pokazania, na co go stać, to z niej korzysta.

Dlatego bardzo chcielibyśmy, by dostał ją w tym sezonie za sprawą ulepszeń w bolidzie. A że przy okazji mógłby ustanowić współczesne rekordy F1 – tym lepiej.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O F1:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1