Reklama

Polsko-ukraińskie korzenie, Boca Juniors i niepewna przyszłość, czyli Franco Colapinto w F1

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

20 września 2024, 18:14 • 10 min czytania 6 komentarzy

Ma polsko-ukraińskie korzenie, ale jest pierwszym od 1982 roku Argentyńczykiem, który zdobył punkty w wyścigu Formuły 1. W wieku zaledwie 21 lat zachwyca na trudnych technicznie torach, mimo tego jego przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach. Franco Colapinto to niezwykle interesująca, a w nadchodzącym sezonie być może i tragiczna postać, choć jego kariera tak naprawdę dopiero nabiera rozpędu. Co już za, a co jeszcze przed młodym kierowcą z Ameryki Południowej? 

Polsko-ukraińskie korzenie, Boca Juniors i niepewna przyszłość, czyli Franco Colapinto w F1

Franco Colapinto. Sylwetka kierowcy F1

Niech żyje Ukraina i… Boca Juniors 

Pojawienie się młodego i z marszu dobrze prezentującego się kierowcy w Formule 1 zawsze wywołuje spore zamieszanie. Nie inaczej było w przypadku Franco Colapinto, który potrzebował zaledwie dwóch wyścigów, by osiągnąć więcej, niż jego poprzednik na fotelu Williamsa – Logan Sargeant. A jeśli dodamy do tego polsko-ukraińskie korzenie, to historia Argentyńczyka wydaje się już nader interesująca. 

Ten urodził się w 2003 roku w Pilar, czyli średniej wielkości mieście w prowincji Buenos Aires. Ale warto zerknąć na drzewo genealogiczne młodego kierowcy, bo można tam znaleźć znajomo brzmiące nazwisko – Trofimczuk. Rodzina ta w czasach II Rzeczypospolitej mieszkała w obwodzie wołyńskim, by ostatecznie wyemigrować do Argentyny, posługując się oczywiście polskimi paszportami. 

Zanim jednak pomyślicie o następcy Roberta Kubicy w Formule 1, garść wyjaśnień – według spisu powszechnego przeprowadzonego w 1921 roku, na terenie II RP Ukraińcy stanowili 14% ludności. I to właśnie z tym narodem utożsamia się Franco, czego dał już wyraz w mediach społecznościowych. Młody Argentyńczyk zdradził tym samym, że w sercu ma nie tylko kraj swoich przodków, ale również – co zresztą także nie dziwi, patrząc na miejsce urodzenia – klub piłkarski Boca Juniors. Czyli drużynę mającą swój początek w Buenos Aires. 

Reklama


A jak kształtował się Franco, jeśli chodzi o motorsport? Cóż, jego historia w tym wypadku nie jest już aż tak interesująca, bo brzmi podobnie do biografii większości kierowców znajdujących się obecnie w stawce Formuły 1. Karting od 9. roku życia, a potem przenosiny do Europy. I, jak przystało na kierowcę z Ameryki Południowej, padło oczywiście na Hiszpanię i tamtejszą Formułę 4. W swoim debiutanckim sezonie Colapinto zaliczył zaledwie cztery starty, ale już w kolejnym, mając na koncie 21 wyścigów, świętował zwycięstwo w klasyfikacji generalnej kierowców. W wieku 16 lat. 

Argentyńczyk zmieniał oczywiście dość często serie, w których startował. Co jednak istotne, gdziekolwiek się nie pojawiał, odnosił sukcesy. Mniejsze, większe, ale nazwisko Colapinto przeważnie można było znaleźć w czołówce stawki w danym cyklu. A kiedy zainteresował się wyścigami endurance, do których zalicza się choćby 24-godzinne Le Mans, w swoich pierwszych w życiu kwalifikacjach w klasie LMP2 od razu zdobył pole position. 

Kwestią czasu było przejście argentyńskiego kierowcy najpierw do Formuły 3, potem do Formuły 2. A dziś mówimy już o Colapinto jako o członku akademii oraz zespołu Williams Racing w F1. Ba, Franco ma nawet za sobą dwa wyścigi w królowej motorsportu. I zaprezentował się w nich świetnie. 

Wejście smoka 

Ale po kolei. Co takiego wydarzyło się w Williamsie, że – z całym szacunkiem do dotychczasowych osiągnięć Franco – nieopierzony junior zajmuje w kluczowej części sezonu fotel kierowcy ekipy startującej w Formule 1? Odpowiedź jest prosta: Logan Sargeant. Amerykanin, który bardziej niż z dobrych występów zasłynął z szydzących z niego memów, regularnie dbał o podnoszenie ciśnienia swoim przełożonym. W szczególności Jamesowi Vowlesowi, czyli obecnemu szefowi Williams Racing. 

Reklama

Co zatem konkretnie robił Sargeant? Niech przemówią suche liczby: na 36 startów amerykański kierowca zdobył… 1 punkt. Średnia pozycja zajmowana na koniec wyścigów? 16. O ile dojechał do mety, bo w przypadku Logana nie było to wcale takie oczywiste. Mogło się nawet wydawać, że crash testy bolidu Williamsa to jedno z jego ulubionych zajęć. Niezbyt entuzjastycznie podszedł do tego jednak Vowles, u którego czara goryczy przelała się po Grand Prix Holandii. Również i tam Amerykanin popełnił błąd skutkujący wypadkiem na torze. I, co gorsza, rozbiciem samochodu, na który naniesiono największe w tym sezonie poprawki.

Konsekwencje? Zwolnienie w trybie natychmiastowym. To z kolei oznaczało otwarcie nie tyle furtki, co ogromnych, złotych drzwi przed Franco Colapinto. Ogłoszono bowiem, że młody Argentyńczyk, do tej pory kierowca testowy i podopieczny akademii Williamsa, zostaje do końca sezonu partnerem Alexa Albona w zespole. I była to oczywiście decyzja ryzykowna, co tłumaczy Maciej Jermakow, ekspert stacji Viaplay: 

W tym sezonie miał za sobą trening na torze Silverstone w samochodzie Williamsa, na koniec zeszłego roku brał udział w testach w Abu Zabi. I to jest wszystko, jeśli chodzi o jego styczność z F1. Jeśli porównamy go pod tym względem na przykład do Liama Lawsona, który za chwilę pewnie też pojawi się w Formule 1, do Andrei Kimiego Antollego, którego będziemy mieli w nowym sezonie w samochodzie Mercedesa na stałe i który przejechał już bardzo dużo w bolidzie starej generacji, czy choćby do Oscara Piastriego, mającego przed wejściem do McLarena spore doświadczenie z Alpine, to można powiedzieć, że Colapinto niemal nic nie jeździł.

Mimo tego Franco rzucono od razu na głęboką wodę. Debiut zaliczył bowiem na legendarnej Monzy, gdzie w wyścigu dojechał do mety na dwunastej pozycji. No właśnie, słowo klucz: dojechał. Czyli zrobił coś, co dla Logana Sargeanta okazywało się nierzadko wielką sztuką. 

Od strony sportowej sam występ Colapinto w GP Włoch stał natomiast na bardzo dobrym poziomie, biorąc pod uwagę miejsce, w którym znajduje się obecnie Williams. Kilkanaście sekund straty do głównego kierowcy zespołu, czyli Alexa Albona, to przecież – jak na debiut w królowej motorsportu – osiągnięcie całkiem przyzwoite. Jednak to, co najlepsze, miało dopiero nadejść. 

Mowa oczywiście o drugim wyścigu Formuły 1 w karierze młodziutkiego Franco Colapinto. Na torze w Baku Argentyńczyk wyraźnie czuł się dobrze, choć w sesji treningowej nie uniknął kraksy. Ale nie miało to jednak większego znaczenia w kontekście występu kierowcy podczas GP Azerbejdżanu, o czym mówi Maciej Jermakow: – Rozbił się na treningu w Baku i to zupełnie nie zmieniło jego podejścia do weekendu wyścigowego. Dalej był agresywny i odważny na torze, na którym każdy, nawet minimalny błąd, kończy się zazwyczaj wizytą w ścianie, a tego przecież Williams bardzo chce uniknąć. I Colapinto tę presję wytrzymał.

Wytrzymał zresztą w doskonałym stylu, bo na mecie zameldował się na ósmej, a tym samym punktowanej lokacie. To z kolei oznacza, że Colapinto jest już… nad Loganem Sargeantem w klasyfikacji generalnej kierowców w sezonie 2024. A jeśli chcielibyśmy być nieco złośliwi dla Amerykanina, to moglibyśmy nawet stwierdzić, że jego argentyński następca po dwóch startach ma cztery razy więcej punktów, niż on zdobył w 36 występach. Jasne, że spory wpływ na miejsce Franco miał wypadek Carlosa Sainza i Sergio Pereza. Tak, być może bez niego nie byłoby pierwszych od 42 lat punktów dla zawodnika z Argentyny, bo przecież ostatnie dowiózł Carlos Reutemann w 1982 roku. Ale taka jest właśnie Formuła 1, w której jednym z czynników wpływających na odnoszenie sukcesów bywa najzwyklejszy fart.

Franco Colapinto

James Vowles i Franco Colapinto świętujący pierwsze punkty Argentyńczyka w Formule 1. Fot. Newspix.pl

Oceniam jego starty wysoko. Jak na człowieka mającego w zasadzie minimalne doświadczenie w samochodach Formuły 1, to w drugim wyścigu na naprawdę trudnym torze – i, co warte podkreślenia, na torze, na którym nigdy wcześniej nie jeździł – znalazł się w strefie punktowej. W kwalifikacjach był lepszy od kolegi z zespołu i zrobił coś, czego jego poprzednik nie był w stanie zrobić nigdy – komplementuje młodego kierowcęJermakow. Ale dziennikarz stacji Viaplay studzi jednocześnie zachwyty nad Franco: 

Oczywiście, to były tylko dwa wyścigi i trzeba poczekać z sięgającymi daleko opiniami czy ocenami. Jest za wcześnie, żeby mówić, że to gigantyczny talent i człowiek, który musi być w Formule 1, a przecież czasami mamy skłonności do przesady w tego typu sytuacjach. Niemniej jednak to, co pokazał dotychczas, jest naprawdę imponujące.

Przyszłość bez Colapinto w F1? 

Nadchodzące Grand Prix Singapuru może być następnym jasnym punktem we wschodzącej karierze Colapinto. Podobnie zresztą jak każdy kolejny weekend wyścigowy w tym sezonie. No właśnie, w tym sezonie. Co natomiast z kolejnym? Dobre występy w Williamsie nie oznaczają, że argentyńskiego kierowcę będziemy oglądać w Formule 1 w 2025 roku. Jego sytuacja jest bowiem dość trudna – fotel u brytyjskiego konstruktora, w którym obecnie rozsiada się Franco, będzie zajęty przez Carlosa Sainza. Co więcej, praktycznie każdy z zespołów jest już obsadzony, jeśli chodzi o przyszły sezon, a jedyną szansą wydaje się wypożyczenie do ekipy Saubera, czyli od 2026 teamu Audi. 

Ale o to miejsce walczy nie tylko Colapinto. Ba, nie jest on nawet obecnie faworytem do pozycji drugiego kierowcy w Sauberze. Najczęściej jako kandydata do tej roli wymienia się bowiem Gabriela Bortoleto, rzadziej Theo Pourchaire’a czy Zane’a Maloneya. Bortoleto, młody Brazylijczyk prowadzony przez Fernando Alonso, ma stanowić o sile zespołu wraz z Nico Hulkenbergiem, który na pewno pojawi się w przyszłym sezonie w bolidzie stajni z siedzibą w Hinwil. 

Najpierw Sauber musi się określić, na jakich kierowcach chce budować zespół. Jeśli w duecie doświadczony z niedoświadczonym, to jest to szansa albo dla Colapinto, albo dla tego, o którym do tej pory mówiło się, że jest faworytem do zajęcia fotela w Sauberze – Bortoleto, podopiecznego akademii McLarena. Ale równie dobrze Sauber może stwierdzić: nie, jednak stawiamy na dwóch sprawdzonych kierowców, podpisujemy Valtterego Bottasa i obsadzamy go z Nico Hulkenbergiem – mówi Jermakow. 

Sytuacja Colapinto jest dosyć trudna. Gdyby to było jeszcze pół roku temu, to wyglądałoby to nieco inaczej. Teraz jest już późno, jeśli chodzi o obsadzanie miejsc na przyszły sezon. Nie mamy też jeszcze żadnego komentarza ze strony samego Saubera. I być może Mattia Binotto nawet w ten weekend powie: w porządku, niech Franco pokaże jeszcze trochę więcej i będziemy się nad nim zastanawiać. Ale dotychczas wszystkie informacje wskazywały na to, że to jednak Bortoleto jest faworytem do fotela w Sauberze – jeśli oczywiście zespół zdecyduje się na młodego kierowcę obok Hulkenberga – dodaje ekspert. 

Colapinto, czyli młodość, jakość i… pieniądze 

Zalet zatrudnienia Colapinto jest mimo wszystko sporo. To przede wszystkim bardzo utalentowany kierowca, który parę miesięcy temu skończył 21 lat. Oczywiście, w stawce jest także dla przykładu urodzony w 2005 roku i bardziej doświadczony w Formule 1 Oliver Bearman, a prawdziwe odmłodzenie nastąpi w przyszłych sezonach. Ale nie oznacza to, że Argentyńczyk jest po prostu jednym z wielu i nie należy mu się szansa na coś więcej. Zwłaszcza że pochodzący z Ameryki Południowej Franco gwarantuje jakość i młodość, ale nie tylko. 

Za Colapinto idą też spore pieniądze. Mimo 21 lat na karku, kierowca Williamsa ma już pokaźne grono sponsorów. Pochodzi też z Argentyny, która przez prawie ćwierć wieku, od czasów Gastona Hugo Mazzacane i sezonów 2000 oraz 2001, nie zobaczyła swojego zawodnika na starcie wyścigu Formuły 1. Oczywiste jest więc, że obecność Franco w zespole to również ogromny zastrzyk fanów i wzrost popularności marki w wielu krajach hiszpańskojęzycznych. 

W dalszym ciągu może to być jednak za mało, by uzyskać miejsce w ekipie F1 w kolejnym sezonie. Według Macieja Jermakowa, Colapinto musi tym razem znów liczyć na sporo szczęścia, choć nie wszystko jest dla niego stracone: 

Ten cień szansy dla Franco był, jest i będzie. Ale jest on zawsze większy, kiedy kierowca się już pokaże z dobrej strony. I to właśnie Colapinto zrobił. W dalszym ciągu jego przyszłość nie rysuje się w różowych barwach, bo w czołowych zespołach wszystkie pozycje są już pozajmowane. Pozostają gorsze ekipy, na przykład Haas, gdzie jednak mamy Estebana Ocona i Bearmana, więc fotele są zablokowane. Williams to Alex Albon i Carlos Sainz. Colapinto musiałby zatem liczyć na jakąś mało prawdopodobną układankę, przykładowo – Sergio Perez odchodzi z Red Bulla i jest zastępowany właśnie przez Sainza, zwalnia się to miejsce w Williamsie. Bez takich przypadków będzie mu bardzo trudno – ocenia ekspert.

James Vowles zapewnia, że będzie robił wszystko, by Franco mógł pokazać się w Formule 1 w 2025 roku. Ale jego wsparcie może ograniczyć się jedynie do dania zielonego światła na wypożyczenie Colapinto do wspomnianego Saubera, który ostatecznie nie musi być argentyńskim kierowcą zainteresowany. Jaki scenariusz rysuje się w takim wypadku? 

Co, jeśli nie Sauber? Colapinto będzie musiał po cichu liczyć na to, że znowu zastąpi któregoś z niezbyt dobrze prezentujących się kolegów. To jest mało prawdopodobne, bo wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie w Formule 1 znajdą się naprawdę mocne nazwiska. Zabraknie tych kierowców, którzy do tej pory zaliczali się do średniej półki i łatwo można było ich zastąpić. I to właśnie będzie dodatkowy problem dla Colapinto. Trudno jednak do końca przewidzieć, co się wydarzy – kończy Jermakow. 

Niezależnie od tego, jak potoczą się losy Franco Colapinto, jedno wydaje się pewne – młodzi i przede wszystkim bardzo utalentowani kierowcy będą stawać się powoli trzonem królowej motorsportu. I mowa tu nie o chłopakach spełniających swoje zachcianki z wykorzystaniem środków ich bajecznie bogatych ojców, ale po prostu o szybkich zawodnikach gwarantujących wysoki poziom sportowy. A to, że w sezonie 2025 może w F1 zabraknąć takiego nazwiska, jak właśnie Colapinto, zdaje się to jedynie potwierdzać.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix.pl

Czytaj też:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Ekstraklasa

Błyskotliwy Pululu, dżoker Czurlinow, nieobecny Imaz. Jaga się rozkręcała [NOTY]

Wojciech Górski
16
Błyskotliwy Pululu, dżoker Czurlinow, nieobecny Imaz. Jaga się rozkręcała [NOTY]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...