Być może liczba meczów na świecie jest ograniczona, ponieważ dzisiaj puszczono nam powtórkę spotkania Molde – Legia sprzed roku. Wtedy było 3:0 do przerwy dla Norwegów i dzisiaj też. Wtedy Legia strzeliła dwie bramki po zmianie stron i dzisiaj też. Oby tylko finał był inny, bo w rewanżu warszawiacy dostali przecież trzy sztuki w tubę.
Dobrze, ale jeśli ktoś naiwnie chce liczyć, że to nie była powtórka, tylko faktycznie nowy mecz, to długo wydawało się, że Legia na partię szachów przyszła z kapslami od piwa. Skład, który wystawił Feio, nie robiłby większego wrażenia na Stali Mielec, a co dopiero na Molde.
Goncalvesa nie wzięlibyśmy do drużyny nawet na wyścigi rzędów, bo tam trzeba przecież biegać. Biczachczjan gra często, co musi być dla kibiców pamiętających Radovicia czy innego Dudę po prostu przykre. Kovacević oduczył się bronić, Ziółkowski jeszcze musi się dużo uczyć, a chimeryczny Gual jest chimerycznym Gualem.
Taki składak musiał dostawać po głowie i faktycznie dostawał. Molde strzelało na różne sposoby – po niepewnej interwencji Kovacevicia, po błędzie Ziółkowskiego i znów nieprzytomnej obecności Kovacevicia, po ładnym prostopadłym podaniu. Legia się na to wszystko patrzyła i nie była w stanie nic zrobić, nie było komu wziąć na siebie odpowiedzialności.
Bo co, Biczachczjan miał to zrobić?
Ta kompletna nijakość Legi chyba… zgubiła Norwegów, gdyż ci poczuli się za pewnie. Chcieli wejść z piłką do bramki, starali się rozklepać gości w ich polu karnym, ale zawsze im brakowało centymetrów, by ta sztuka się udała. Myśleli pewnie: jak nie teraz, to zaraz, ale to zaraz nigdy nie przyszło, gdyż do głosu doszła Legia.
Najpierw trafił Chodyna (po asyście Goncalvesa, która nic nie zmienia w jego ocenie, bo gdyby to spieprzył, mógłby wracać na piechotę), a potem Luquinhas. Molde było w szoku, zupełnie nie spodziewało się, że rywale jednak potrafią grać w piłkę, brało ich za zwykłych chłopców w krótkich – albo za krótkich, jak Guala – spodenkach.
No i się przeliczyli, nie potrafili wrócić do meczu, bliżej było 3:3 niż 4:2. Jest więc nadzieja na awans, ale i powody do żalu. Legia ma potencjał, pokazywała go w tej edycji Ligi Konferencji, więc mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby klub zadbał o większą liczbę piłkarzy pokroju Vinagre czy Wszołka, a nie Goncalvesa.
Niestety – transferów Legia nie potrafi robić, więc trzeba się cieszyć nawet nie z remisu, tylko małej porażki.
MOLDE FK – LEGIA WARSZAWA 3:2 (3:0)
- 1:0 – Hestad 11′
- 2:0 – Eriksen 17′
- 3:0 – Gulbrandsen 43′
- 3:1 – Chodyna 64′
- 3:2 – Luquinhas 67′
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Legia faworytem z Molde, ale… “Odpadnięcie nie będzie kompromitacją”
- Płakał albo rzucał czymś w szatni. Dziś jest wielką nadzieją Jagiellonii
- PZPN chce kibiców Wisły Kraków na Superpucharze. Zdecyduje Jagiellonia
- Adam Lyczmański: Ludzie głupieją. A ja słyszę, że jestem problemem [WYWIAD]
Fot. Newspix