Reklama

Kolejna odsłona kryzysu czy miła niespodzianka? Czas na lekkoatletyczne HME

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 marca 2025, 14:00 • 8 min czytania 8 komentarzy

Halowe mistrzostwa Europy to najmniejsza ze wszystkich lekkoatletycznych imprez z medalami. W tym roku może się okazać jednak niezwykle istotna, przynajmniej z perspektywy Polski. Dlaczego? Bo jeśli nie osiągniemy tam zadowalającego wyniku, to dostaniemy ostateczne potwierdzenie, że po latach grubych, teraz zaczął się kryzys naszej „lekkiej”. Kto więc może powalczyć o to, by dać nam jeszcze promyk nadziei?

Kolejna odsłona kryzysu czy miła niespodzianka? Czas na lekkoatletyczne HME

Polska na halowych ME. Czy zdobędziemy medale?

Historycznie stoimy mocno

Za najlepszy okres polskiej lekkiej atletyki w XXI wieku uznać możemy jego drugą dekadę i igrzyska w Tokio, które przez przesunięcie rozegrano już na początku trzeciej. To tam nasi lekkoatleci ucieszyli nas medalami aż dziewięciokrotnie, z czego cztery z nich były złote. To był wynik, na jaki czekaliśmy kilka dobrych dekad.

Ale po nim zaczął się powolny zjazd.

Lekkoatletyczne MŚ 2022? Cztery medale – złoto i trzy srebra. Rok później, w Budapeszcie, wywalczyliśmy tylko dwa srebrne krążki. O ile na mistrzostwach Europy na stadionie jeszcze jako tako nam szło (w 2022 roku bilans 3-6-5), o tyle na światowych imprezach po prostu przestawaliśmy istnieć. Na ubiegłorocznych igrzyskach w Paryżu lekkoatletyka dała nam jeden medal – brąz Natalii Kaczmarek w biegu na 400 metrów. Zabrakło nawet krążka w naszej koronnej konkurencji, czyli rzucie młotem.

Reklama

Na hali ten regres też dało się zauważyć. Nawet w europejskiej stawce. W 2017 roku z Belgradu przywieźliśmy rekordowe 12 medali (7-2-3), w 2019 w Glasgow wywalczyliśmy siedem, ale z dobrym bilansem (5-2-0), a w 2021 w Toruniu może zabrakło złotych, ale ogółem było ich 10 (1-5-4). Jednak już w Stambule, dwa lata temu, po raz pierwszy od 2000 roku nie wywalczyliśmy złota.

Owszem, bilans 0-4-3 zły nie jest, bo choć w klasyfikacji medalowej dał nam dopiero 15. miejsce, to tyle samo medali zdobyła tylko Holandia (ale przy tym aż trzy złota). Biorąc jednak pod uwagę, kto zdobywał tamte krążki, można spodziewać się, że w tym roku – o ile nie dostaniemy kilku niespodzianek – będzie tylko gorzej.

Kryzys bowiem trwa. I zapewne będzie tak przez kilka kolejnych lat.

Obrona medali? Części się nie da, o inne będzie trudno

Cztery lata temu, w Toruniu, halowe mistrzostwa Europy miały znakomitą obsadę. Po koronawirusowym sezonie 2020 wielu najlepszych lekkoatletów postanowiło się bowiem sprawdzić już na hali. Stąd Polacy u siebie wywalczyli jedynie wspomniane jedno złoto, ale ogółem panowały w naszym kraju pozytywne nastroje po tamtejszym występie – jak słuszne, potwierdziły późniejsze igrzyska.

Jednak już lista zdobywców medali powie nam, że dużo się od tamtego czasu w naszej lekkiej atletyce zmieniło. Po krążki sięgali bowiem:

  • Patryk Dobek (złoto, 800 metrów);
  • Mateusz Borkowski (srebro, 800 metrów);
  • Michał Haratyk (srebro, pchnięcie kulą);
  • Joanna Jóźwik (srebro, 800 metrów);
  • Marcin Lewandowski (srebro, 800 metrów);
  • Justyna Święty-Ersetic (srebro, 400 metrów);
  • Angelika Cichocka (brąz, 800 metrów);
  • Piotr Lisek (brąz, skok o tyczce);
  • Paweł Wiesiołek (brąz, siedmiobój);
  • sztafeta 4×400 m kobiet (brąz)

Jak wygląda sytuacja tych wszystkich osób? Dobek po igrzyskach w Tokio miał problemy zdrowotne, zmienił trenera, nie pojechał na igrzyska do Paryża, a niedawno mówił, że „brakuje mu żaru”. Mateusz Borkowski biega nadal na dużych imprezach, ale od Torunia nie przywiózł medalu z żadnej z nich. Michała Haratyka rozłożyły problemy zdrowotne, choć w zeszłym roku zdobył niespodziewany brąz mistrzostw Europy na stadionie. Piotr Lisek skacze na niezłym poziomie, ale w ostatnich latach na ogół jest bez szans w walce o medale (choć krążek zdobył jeszcze na hali dwa lata później). Paweł Wiesiołek wciąż jest naszym najlepszym wieloboistą, jednak medal HME w Toruniu pozostaje jego ostatnim znaczącym osiągnięciem. Sztafeta 4×400 kobiet nam się rozleciała, a jej pozbieranie do kupy to trwający proces – na razie bez powodzenia.

Reklama

Patryk Dobek

Patryk Dobek w Toruniu w 2021 zdobył złoto HME. Fot. Newspix

Idąc dalej: Joanna Jóźwik, Marcin Lewandowski i Angelika Cichocka zakończyli kariery. Biega Justyna Święty-Ersetic, która w zeszłym sezonie odżyła po kilku nieco gorszych latach, a w tym śmiga naprawdę szybko… ale wciąż nie tak, jak jej najlepsze rywalki w europejskiej stawce. Jak więc sami widzicie: w pewnym sensie rozleciała nam się lekkoatletyka przez te cztery lata.

Dokładnie tak samo przeanalizować możemy nasze medale ze Stambułu, sprzed dwóch lat. Wtedy na podium stawali:

  • Piotr Lisek (skok o tyczce, srebro);
  • Adrianna Sułek (pięciobój, srebro);
  • Ewa Swoboda (bieg na 60 metrów, srebro)
  • Jakub Szymański (bieg na 60 metrów przez płotki, srebro);
  • Sofia Ennaoui (bieg na 1500 metrów, brąz);
  • Anna Kiełbasińska (bieg na 400 metrów, brąz);
  • sztafeta 4×400 metrów kobiet (brąz).

O sztafecie i Lisku już pisaliśmy. Kiełbasińska skończyła karierę w zeszłym roku. Ennaoui odpuszcza sezon halowy i po naprawdę wielu przejściach próbuje przygotować formę na lato. Adrianna Sułek w 2023 roku zaszła w ciążę i po urodzeniu dziecka do dziś nie wróciła do najlepszej formy, za to kilkukrotnie wzbudziła spore kontrowersje (ostatnio wyborem trenera, ukaranego w Wielkiej Brytanii za nadużycia seksualne i przemoc wobec podopiecznych).

Zostają nam więc Szymański i Swoboda, którzy – obok Liska – jako jedyni z tego grona pojawią się w holenderskim Apeldoorn.

Jakub Szymański

Jakub Szymański po srebrnym biegu ze Stambułu. Fot. Newspix

I to właściwie jedyni polscy medaliści z ostatnich dwóch edycji HME, na których możemy liczyć w kontekście ponownej walki o krążki.

W kim nadzieja?

Do Apeldoorn wyślemy 29 lekkoatletów. Dla części z nich będzie to impreza bardziej dla oswojenia się z presją, bez nadziei na wielkie wyniki. No bo bądźmy szczerzy: czy ktokolwiek oczekuje czegoś w kontekście walki o wysokie lokaty od Olimpii Brezy (bieg na 3000 metrów), Zuzanny Maślany (pchnięcie kulą) czy Piotra Tarkowskiego (skok w dal)? Wiadomo, że nie. Niech pojadą, powalczą o życiówki i tyle.

Kto jednak w Holandii będzie miał na celowniku wyższe cele?

Z pewnością wspomniany Szymański, być może nasza największa nadzieja nie tylko na medal, ale i złoto. Kuba od kilku sezonów jest w europejskiej czołówce płotkarzy, a momentami kręci się i wokół tej światowej. Nie wyszły mu kompletnie igrzyska w Paryżu, ale na hali na ogół radzi sobie znakomicie, ma już wspomniane srebro HME, a na karku tylko 22 lata. Na europejskich listach z tego sezonu jest zdecydowanie najlepszy – ma czas 7,39 s, a drugi zawodnik, Szwajcar Jason Joseph (przy okazji obrońca tytułu mistrzowskiego) 7,45 s.

Na medal chrapkę z pewnością ma też jego koleżanka po fachu, czyli Pia Skrzyszowska. Jej będzie trudniej – na ten moment w Europie ma czwarty czas – ale podium jest jak najbardziej możliwe. Nie do końca wiemy, czego spodziewać się z kolei po Ewie Swobodzie. Polka przyzwyczaiła nas, że na hali walczy o medal zawsze – niezależnie czy to HME czy HMŚ. W tym sezonie jednak biega słabiej niż zwykle, a czas 7,09 s przesadnego wrażenia – choć daje, jak u Skrzyszowskiej, czwarte miejsce na listach płaskich 60 metrów – na konkurentkach nie robi.

Pia Skrzyszowska

Pia Skrzyszowska po zdobyciu mistrzostwa Polski. Fot. Newspix

Niemniej, Ewa, wraz z Pią i Kubą, to i tak trzy nasze największe nadzieje.

Dalej jest już bowiem sporo myślenia życzeniowego. Bo szanse na medal z pewnością mają Anna Wielgosz (800 metrów) i Weronika Lizakowska (1500 metrów). Ta pierwsza to już weteranka naszych biegów średnich, która zdobywała medale różnych imprez. Lizakowska za to na karku ma 26 lat, ale wielki postęp poczyniła dopiero w ostatnich dwóch latach, a na igrzyskach w Paryżu pobiła wieloletni rekord kraju na 1500 metrów na stadionie. Na hali też biegać potrafi i w Apeldoorn może pokusić się o podium. Zresztą biegi średnie ogółem lubią niespodzianki, a akurat w nich wystawimy w Holandii mocną reprezentację, więc warto rzucić na nie okiem.

W przypadku obu wspomnianych zawodniczek optymistycznie nastrajają też ich miejsca na listach zgłoszeń do mistrzostw. Wielgosz jest tam druga, Lizakowska trzecia. W najlepszej piątce list są też w swoich konkurencjach Paulina Ligarska (pięciobój), Maksymilian Szwed (400 metrów), Damian Czykier (60 metrów przez płotki), Konrad Bukowiecki (pchnięcie kulą), Angelika Sarna (800 metrów) i Anna Matuszewicz (skok w dal).

Ale listy potrafią kłamać, bo wielu z najlepszych lekkoatletów pierwszy start planuje dopiero na HME, albo po prostu zaliczyło jeden, treningowy mityng, na którym sprawdzali tylko swoją formę. Niemniej – warto zwrócić uwagę na Szweda czy Bukowieckiego, bo mogą sprawić niespodziankę. Podobnie jak Justyna Święty-Ersetic (szósta na listach), bo na hali w biegu na 400 metrów wiele zależy od sprytu i dobrego ustawienia. Uwagę powinna przyciągnąć też Anna Matuszewicz, która niedawno wyskakała nową życiówkę (6,71 m, znakomity jak na polskie warunki wynik), a na karku ma tylko 21 lat. To w końcu przyszłość naszej lekkiej atletyki.

Anna Matuszewicz

Anna Matuszewicz łagodnie uśmiechnięta, bo wynik świetny. Fot. Newspix

Podsumowując – spore szanse na medale widzimy trzy. Mniejszych doliczyć się można – jeśli ktoś chce być wielkim optymistą – nawet i osiem. Razem jedenaście. Sporo? Sporo. Ale że na ogół mówi się o tym, że ze wszystkich szans medalowych sprawdza się mniej więcej 1/3 (a bywa, że i mniej), to przed mistrzostwami powiedzieć możemy, że liczymy na cztery medale.

I tak nieźle, skoro w Apeldoorn zabraknie na przykład Natalii Kaczmarek i Marii Żodzik, będącej ostatnio na fali wznoszącej w stawce skoku wzwyż. Nie będzie też naszych sztafet, bo te po prostu się nie dostały. Stąd cztery krążki to i tak byłby wynik pozytywny. A że regres w stosunku do ostatnich mistrzostw? No regres.

Ale niczego innego spodziewać się obecnie nie możemy.

***

Halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn zaczną się dziś o 17:30. Pierwsze szanse medalowe dla Polski – jutro wieczorem.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O LEKKOATLETYCE: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka