Reklama

Gloria victis. Celtic nastraszył Bayern

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

18 lutego 2025, 23:12 • 4 min czytania 16 komentarzy

Ile można odstawiać takie michałki w obronie i liczyć, że profesjonalni piłkarze tego nie wykorzystają? Bayern zabawił się dzisiaj w szalonego naukowca, który miesza ze sobą pięćdziesiąt różnych odczynników i czeka tylko, aż dzieło jego życia wybuchnie albo chociaż wyżre dziurę w stole. Dla rozwoju nauki – super, niech ktoś robi takie dzikie eksperymenty! I bez nich wiemy jednak, że nie można wlewać wody do kwasu, a gra defensywna godna niemych komedii skutkuje problemami. Problemami, z którymi Bawarczycy rzutem na taśmę zdołali się uporać.

Gloria victis. Celtic nastraszył Bayern

Bayernie, Bayernie… Po co były te wszystkie wygibasy, skoro od początku chodziło tylko o to, żeby chociaż nie dać rywalom szansy na strzelenie gola? Nie trzeba było zrobić wiele więcej, bo Celtic ma bez wątpienia mniej jakości niż drużyna z Bawarii. A tu już od pierwszych minut śmierdziało tarapatami.

Niby nic złego dla Bayernu nie powinno się tu dziś zdarzyć, ale po niezłym występie Szkotów przed tygodniem, coś nam podpowiadało, że warto zajrzeć do Monachium. Że może jednak. Jakiś dziwny zbieg okoliczności, przypadek. Albo cieki wodne. Okazało się, że wystarczył po prostu dzielny i groźny Celtic.

Bayern – Celtic 1:1. Monachium w szoku

Największym wsparciem byli dziś dla Szkotów gospodarze. Stara, dobra, bawarska gościnność – piwko, wurścik i piknikowy koc w biało-niebieską kratę rozłożony w polu karnym Bayernu czekały tylko na napastników ekipy z Glasgow. Ten mecz można pokazywać jako poradnik dla wszystkich grających w kolejnych sezonach w barażach o awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Jako przestrogę.

Taki materiał poglądowy pod tytułem: “Monachium. Picie nawarzonego przez siebie piwa”. Ale nie wpisujcie tego w wyszukiwarkę, bo wyskoczy alkohol.

Reklama

W zamian odwińcie sobie akcję, w której Celtic wyszedł na prowadzenie. Ze szczególnym uwzględnieniem głównej roli Daizena Maedy, który w pojedynkę ośmieszył cały blok obronny Bayernu. I uwierzcie – on tak hasał cały mecz.

Gol Nicolasa Kuehna nie był jednak jedynym ofensywnym wypadem Szkotów. Już w pierwszych dwudziestu minutach meczu goście powinni strzelić chociaż jednego gola. Może i nawet dwa, bo swoje okazje koncertowo zmarnowali i Maeda, i Kuehn. Tego drugiego zatrzymywał na linii bramkowej Raphael Guerreiro zabezpieczający rozpaczliwie interweniującego Manuela Neuera. Idealny symbol tego, jak blisko był dziś Celtic. I jak zarazem daleko…

Bayern chyba zlekceważył rywali

Trudno mówić o jakimś niezwykle przekonującym występnie Die Roten. Przeciwnie – podopieczni Vincenta Kompany’ego popełnili dziś całkiem sporo błędów w wyprowadzeniu piłki, a w ofensywie pokazali w sumie niewiele więcej od będącego zdecydowanie rzadziej przy futbolówce Celtiku.

To teza, którą można poddać debacie – Bawarczycy mieli w końcu o wiele więcej szans bramkowych, doszli do większej liczby strzałów, ostatecznie oddali też więcej strzałów celnych, ale w sumie ich popisy nie były zbyt konkretne. Wyjątkiem ostatni kwadrans, w którym gospodarzom paliło się już pod dupą, a cały stadion szykował się na długą i mroźną dogrywkę. Wcześniej też można było zdziałać jednak coś więcej. A najbliżej gola byli Szkoci, którzy wybierali się pod bramkę gospodarzy raz od wielkiego dzwonu i, może także dlatego, jakoś łatwiej było zapamiętać ich popisy.

Reklama

Często wynikające z szybkich kontrataków po błędach rywali.

Błędach, które ostatecznie nie znaczyły dziś nic, bo Bawarczyków w szalonym ataku ostatniej szansy uratował Alphonso Davies.

Pozostanie po nich jedynie dobre wrażenie

Tak jak nie ma na boisku pozycji “dobry chłopak”, tak też nie ma w meczu wyniku “dobre wrażenie”. Czym jednak innym mogą się tego wieczoru pocieszać Brendan Rodgers i spółka, skoro w dwumeczu z Bayernem nie osiągnęli nic, co miałoby mierzalną wartość? Jasne, przed tą rywalizacją w ciemno założylibyśmy, że to niemiecki zespół przejdzie dalej, ale skoro Bawarczycy popełniali błędy i skoro dawali Szkotom szanse na zmianę ich przeznaczenia, to należało wycisnąć z tego więcej.

Mimo wszystko rzadko wielcy europejskiej piłki są dla tych mniejszych tak gościnni i jeśli Bayern marzy o zawędrowaniu w tej edycji Ligi Mistrzów gdzieś do półfinału czy nawet finału, musi grać po prostu lepiej. Na Celtic taka klepanka może wystarczy, ale, z całym i niemałym szacunkiem, to tylko Celtic.

Waleczny, dzielny, zostawiający “dobre wrażenie”. Będący o krok od dogrywki. Ale widać za słaby, by wygrać dziś w Monachium i sprawić sensację.

Bayern Monachium – Celtic FC 1:1 (0:0)

  • 0:1 – Kuehn 63′
  • 1:1 – Davies 90’+4

awans: Bayern (3:2 w dwumeczu)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów