Reklama

Lewandowski znów z golem. Barcelona zrobiła swoje i wróciła na fotel lidera

Aleksander Rachwał

Autor:Aleksander Rachwał

17 lutego 2025, 23:18 • 5 min czytania 49 komentarzy

Stara prawda o przepychaniu trudnych meczów przez mistrzów zdrowo się już wyświechtała, ale dziś do Barcelony pasuje jak ulał. Barca mierzyła się na Montjuic nie tylko z rywalem, ale też z presją wywołaną wizją powrotu na pierwsze miejsce w wyścigu po mistrzostwo Hiszpanii i cóż, było to widać. Musieli pomóc rywale, ale ostatecznie zespół Hansiego Flicka stanął na wysokości zadania, wygrywając 1:0 po golu Roberta Lewandowskiego z rzutu karnego.

Lewandowski znów z golem. Barcelona zrobiła swoje i wróciła na fotel lidera

Mając za trenera Hansiego Flicka, przykładalibyśmy dużą wagę do tego, żeby zawsze mieć idealnie nastawiony zegarek i pewnie jakieś pięć dodatkowych budzików przypominających o wyznaczonej godzinie zebrania. Jest bowiem jedna zasada, od której Niemiec nie przewiduje żadnych, ale to żadnych wyjątków i jest nią punktualne pojawianie się na przedmeczowej odprawie. Przekonał się o tym już wcześniej Inaki Pena, zaś dziś szkoleniowiec nie miał litości dla Julesa Kounde. Francuz rozgrywa bardzo dobry sezon, jest podstawowym graczem Barcy, ale to nie stanowiło dla niego żadnej taryfy ulgowej. Zresztą kto jak kto, ale Kounde nie miał prawa być w żaden sposób zaskoczony. Dzisiejsze spóźnienie było w jego wykonaniu recydywą. Już w październiku w ramach kary rozpoczął na ławce spotkanie z Deportivo Alavaes, ale najwyraźniej niczego się nie nauczył. Znów nie dotarł na czas na odprawę, więc znów większość spotkania obejrzał w pozycji siedzącej.

A już przechodząc do samego spotkania – dać sobie wbić bramkę przez Barcelonę to zazwyczaj żadna ujma, ale Rayo straciło gola w najdurniejszy sposób, jaki tylko mogło. Do momentu utraty bramki goście radzili sobie świetnie z powstrzymywaniem Lamine’a Yamala, nieco gorzej z Raphinhą, ale nadal wystarczająco dobrze, żeby utrzymywać bezbramkowy remis. I wtedy sprawy w swoje ręce – dosłownie – wziął Pathe Ciss, który w polu karnym objął wpół Inigo Martineza, powalając go na ziemię. Jeszcze żeby to miało zapobiec naprawdę groźnej sytuacji, to okej, można by za to jakoś Senegalczyka rozgrzeszyć. Tymczasem zagrożenia nie było żadnego, bramkarz Augusto Batalla bez problemu wypiąstkował piłkę dośrodkowaną przez Barcę z rzutu rożnego, oddalając wszelkie możliwe niebezpieczeństwo. Za głupotę niestety się płaci, sędzia po obejrzeniu sytuacji na monitorze bez wahania podyktował rzut karny dla Barcelony. Do “jedenastki” podszedł Robert Lewandowski i pewnie zamienił ją na gola.

Bramka stracona przez Rayo miała jednak tę zaletę dla postronnego widza, że zmusiła gości do zintensyfikowania działań w ofensywie. Piłkarze Inigo Pereza ruszyli więc po wyrównującego gola i… właściwie to go znaleźli. Jorge de Frutos przypilnował linii spalonego, dobrze przyjął piłkę rzuconą za linię obrony Barcy, a następnie pewnym strzałem pokonał Wojciecha Szczęsnego. Na spalonym był jednak Randy Nteka, który co prawda piłki nie dotknął, ale wyraźnie utrudniał interwencję Inigo Martinezowi. Dostrzegł to sędzia Mario Melero Lopez i bramki dla gości słusznie nie uznał.

Arbiter nie ustrzegł się jednak decyzji kontrowersyjnych. I to w obie strony. Pan Melero Lopez zapewne wybroniłby się z przyznania rzutu karnego dla Rayo za pociągnięcie za koszulkę Abdula Mumina przez Hectora Forta, a antybohater Ciss mógłby równie dobrze zostać okrzyknięty bohaterem Rayo, gdyby sędzia uznał za przewinienie przytrzymywanie go przez Cubarsiego. Drugą “jedenastkę” mogła też otrzymać Barcelona, kiedy w polu karnym padł zatrzymany przez Batallę Dani Olmo (chwilę po tym, jak ten kapitalnie uwolnił się spod opieki obrońcy). Bramkarz trafił w piłkę, uprzedzając reprezentanta Hiszpanii, ale przy okazji ze sporym impetem wpadł w nogi rywala.

Reklama

Patrząc na przebieg całego spotkania, ciężko powiedzieć o Barcelonie coś więcej niż to, że zrobiła swoje. Owszem, przewyższała przeciwnika jakością i miała sporo okazji do zdobycia bramki, ale koniec końców wykorzystała tylko jedną z nich i to tę sprezentowaną przez rywala. A że rywal też od czasu do czasu przedostawał się w pole karne Blaugrany, to przy jednym momencie nieuwagi ta nieskuteczność mogła się na gospodarzach boleśnie zemścić. Czasem jednak trafiają się takie mecze, kiedy piłka zwyczajnie nie chce wpaść do siatki i w takich okolicznościach tę wygraną należy docenić. Zwłaszcza, kiedy przypomnimy sobie, że w samej końcówce de Frutos miał na głowie piłkę na 1:1.

Poświęćmy jeszcze osobno chwilę występom naszych rodaków. Robert Lewandowski, poza bramką z rzutu karnego, miał kilka okazji, pewnie przy kilku z nich mógł się lepiej zachować, ale też nie były to takie patelnie, żebyśmy mogli mieć do niego jakieś większe zastrzeżenia. Nieźle radził sobie w rozegraniu, pracował, robił swoje, strzelił to, co musiał. Solidny występ.

Podobnie można ocenić mecz w wykonaniu Wojciecha Szczęsnego, którego podwójną interwencję z pierwszej połowy można uznać za nie mniej ważną dla końcowego wyniku od bramki “Lewego”. Polak najpierw pokazał nieprzeciętny refleks na linii, broniąc strzał Isiego Palazona, a potem błyskawicznie rzucił się pod nogi szukającemu dobitki Garcii.

Reklama

W drugiej połowie Szczęsny nie dał się zaskoczyć de Frutosowi, któremu obrońcy zostawili sporo miejsca w polu karnym. Hiszpan uderzył dokładnie tam, gdzie stał Szczęsny, ale to raczej zasługa jego dobrego ustawienia i umiejętnego czytania gry.

Natomiast najważniejsze jest to, że Wojtek pozostaje talizmanem Barcelony. Z nim w składzie ekipa z Katalonii nadal nie przegrała, dzięki czemu dziś po dwóch miesiącach przerwy wróciła na fotel lidera.

FC Barcelona – Rayo Vallecano 1:0 (1:0)

  • 1:0 – Robert Lewandowski 28′ (rzut karny)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Zainteresowany futbolem od kiedy jako 10-latek wziął wolne w szkole żeby zobaczyć pierwszy w życiu mecz reprezentacji Polski na mistrzostwach świata. Na szczęście później zobaczył też Ronaldo wygrywającego mundial, bo mógłby nie zapałać uczuciem do piłki. Niegdyś kibic ligi hiszpańskiej i angielskiej, dziś miłośnik Ekstraklasy i to takiej z gatunku Stal Mielec – Piast Gliwice w poniedziałkowy wieczór.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania