Kto spodziewałby się, że tak to się skończy? Lechia Gdańsk na powrót, rzutem na taśmę, otrzymała licencję na grę w Ekstraklasie. Obiecała poprawę, uregulowanie zobowiązań i świetnie weszła w rundę, wygrywając z liderem rozgrywek. Od chwili chwały minęło ledwie kilka dni, gdy okazało się, że marsz po utrzymanie zatrzymać może nie lepszy na boisku rywal, lecz niewywiązanie się z tego, co pozwoliło beniaminkowi w ogóle wyjść na murawę.
W poniedziałek, 10 lutego, zgodnie z komunikatem Komisji ds. Licencji Klubowych, Lechia Gdańsk miała uiścić pierwszą ratę rozłożonej na części zaległej płatności za transfer. Chodzi o pieniądze, które klub wisi Ruchowi Chorzów, skąd do Trójmiasta trafił Tomasz Wójtowicz. Z Lechią wyszło jednak tak, jak z Jarkiem Psikutą w „Chłopaki nie płaczą”. Mówili, mówili, różne rzeczy mówią. Pieniędzy na koncie Niebieskich nie ma, licencja — jak zapowiadano w ogłoszeniu — została automatycznie zawieszona i drużynie znów grożą walkowery.
Albo raczej „grożą”, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że skończy się na grożeniu paluszkiem i spektakl będzie trwał w najlepsze. Zresztą, choć formalnie licencja powinna zostać zawieszona dzień po tym, jak klub nie dostarczył potwierdzenia zapłaty, ktoś musi to jeszcze ogłosić, żeby zawieszenie weszło w życie. Powinna to zrobić Komisja, która do tej pory nie wydawała żadnego komunikatu. Gdyby zależało jej na tym, żeby egzekwować swoje postanowienia, takowy ukazałby się minutę po przekroczeniu terminu. Zamiast tego mamy grę w ciuciubabkę i czekanie na to, aż sprawa się rozwiąże.
Lechia Gdańsk nie zapłaciła Ruchowi Chorzów. Licencja zawieszona
Gdybyśmy trzymali się tylko twardych orzeczeń i komunikatów, faktycznie martwilibyśmy się o poniedziałkowy mecz Lechii Gdańsk z Zagłębiem Lubin. Zbyt dobrze znamy jednak polski futbol, żeby nie spodziewać się, że za moment na tle płonącego budynku pojawi się Frank Drebin, który zapewni, że nic się nie dzieje, nie ma na co się gapić. Ruch pieniędzy nie otrzymał, ale otrzyma. Kiedyś, bo przecież nie od razu.
— Jesteśmy w kontakcie z Lechią Gdańsk, ale powiedzieli nam, że tych pieniędzy nie mają. Powinni zapłacić nam połowę kwoty transferowej. Coś skapnęło, ale do połowy daleko — usłyszeliśmy w Ruchu Chorzów.
Lechia Gdańsk twierdzi jednak, że sprawa jest w zasadzie rozwiązana, że mają pewne porozumienia między klubami, że pracują nad tematem i nie ma się czym przejmować. Czyli w zasadzie jak zwykle w przypadku Lechii: nie ma, ale będzie, nie musicie co pół roku przypominać.
Według naszych informacji kwota, którą Lechia powinna zapłacić Ruchowi w lutym to mniej więcej 100 tysięcy euro. Z górką, ale przyjmijmy, że chodzi o około pół miliona złotych. Z punktu widzenia światowego futbolu: grosze. Na liście zobowiązań Lechii pewnie też, bo Wójtowicz był jednym z tańszych transferów tego klubu. Wszystko jednak wskazuje na to, że zamiast tej opłaty, strony rozejdą się, zawierając kolejną ugodę, przesuwając termin o parę miesięcy. Takie sygnały płyną do nas i z Gdańska, i z centrali, która zaniepokoiła się tym, że najbliższa kolejka Ekstraklasy może zostać skrócona o jedno spotkanie.
Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że brak rozegranego meczu będzie miał wpływ na kontrakt telewizyjny oraz umowy sponsorskie, które nie zostaną dotrzymane. Na tym stracą wszyscy, więc w każdego interesie jest to, żeby sprawę rozwiązać. Lechia może mieć pewne środki zapewnione w umowach, więc liczy, że pieniądze w końcu spłyną na jej konto. W przypadku porozumienia będą musieli przedstawić wiarygodne dowody na to, że z tego, co dostaną, Ruchowi zapłacą.
Co jeszcze można zrobić? Na pewno nie można wlepić Lechii minusowych punktów w obecnym sezonie. Wyjaśniał to Freddy Fürst: – Organy licencyjne starają się nie nakładać sankcji finansowych na kluby z problemami tej natury. Czasami nie ma wyjścia, bo są różne kryteria, z których wynikają różne środki kontroli. Przykładowo: kryterium F.09, na podstawie którego sprawdzamy zobowiązania styczniowo-czerwcowe na koniec września. W Podręczniku Licencyjnym stoi jasno: ujemne punkty za niespełnienie tego kryterium dotyczą bieżącego sezonu rozgrywkowego, a za opóźnienia należy się kara finansowa. W przypadku kryteriów F.03 i F.04 mamy większe możliwości, tak samo jak w przypadku rozszerzonego nadzoru finansowego.
Po korytarzach niosą się różne pomysły. Może Ruch otrzyma pieniądze z puli, która jest przeznaczona na wypłaty dla klubów Ekstraklasy? Część tortu Lechii zostałaby wtedy odpowiednio pomniejszona. Inny scenariusz, czyli wypłata części pieniędzy z góry, przed ustalonym terminem, byłaby ryzykowna. Stworzenie precedensu, w którym ten, kto akurat nie ma pieniędzy, dzwoni do Ekstraklasy i prosi o szybkiego Blika, skończyłoby się fatalnie.
Z całego zamieszania wyłania się jednak spójny obraz: na scenie widzimy Lechię z zawieszoną licencją, za kulisami nikt nie ma wątpliwości, że jakoś to będzie. Zmiotka, szufelka i sprawa znów wyląduje pod dywanem, bo wymaga tego „dobro wspólne”, czyli integralność rozgrywek.
Lechia nie zapłaci, ale się dogada. Komisja ma związane ręce. Niesprawiedliwa walka o utrzymanie
Gdzie w tym wszystkim interes Ruchu Chorzów, który przecież też ma swój budżet, który chciałby w końcu zobaczyć pieniądze, jakie zagwarantował sobie, sprzedając czołowego piłkarza? Mamy do czynienia z pokrętną sytuacją, w której to dłużnik jest w uprzywilejowanej pozycji. Ruch przecież ma świadomość, że opór i nieugiętość w sytuacji, w której Lechia twierdzi, że nie ma ich płaszcza i co im pan zrobisz, prędzej skończy się tym, że klub z Gdańska wyłapie walkower, niż tym, że znajdzie drobne w kieszeni.
Tymczasem walkower do walkowera i lecisz z ligi. Niedokończenie sezonu przez Lechię oznaczać będzie, że klub nie zarobi zagwarantowanych w umowach pieniędzy, że zostanie zdegradowany o dwa poziomy rozgrywkowe. W takich okolicznościach zaległości tym bardziej nie zostaną spłacone, więc przykładowy Ruch zostanie z niczym. Mamy więc do czynienia z paradoksem: lepiej być pobłażliwym względem kogoś, kto nam nie zapłacił, bo domaganie się spłaty na czas może tylko pogorszyć sytuację.
Kolejna sprawa: jeśli Lechia zostanie ukarana walkowerem ten jeden raz, za mecz z Zagłębiem, po czym wróci do rywalizacji, to klub z Lubina otrzyma nieoczekiwany bonus. Reszta walczących o utrzymanie drużyn będzie musiała walczyć o punkty na boisku, oni nie. Co, jeśli zadecyduje to o utrzymaniu w lidze?
W tym wszystkim pozostaje oczywiście pytanie o sprawiedliwość i sens całej szopki z zawieszaniem oraz odwieszaniem licencji. Freddy Fürst z Komisji ds. Licencji Klubowych mówił nam, że w przypadku zawarcia ugody Komisja ma związane ręce. — Swoboda zawierania umów jest zagwarantowana przez prawo powszechne, jednakże musi być spójna z wewnętrznymi przepisami obowiązującymi w PZPN. Skoro wierzyciele i kluby zgadzają się na zapłatę w późniejszym terminie, to mają do tego prawo.
Lechia, Kotwica i licencje. PZPN: Kluby finansowo wychodzą na prostą
Można zrozumieć to, że z prawnego punktu widzenia sytuacja jest nie do rozwiązania, lecz co z uczciwością rozgrywek? Lechia może wywalczyć utrzymanie piłkarzami, za których nie zapłaciła w ustalonym wcześniej terminie. To, że przełożyła płatność, że po paru miesiącach znalazła pieniądze (znalazła, bo spłynęły one np. z Ekstraklasy), nie ma większego znaczenia — klub kupował na kreskę, funkcjonował za coś, czego nie ma i jeszcze tak wszystkich wysterował, że w praktyce nic nie dało się z tym zrobić, bo w przypadku ostrej reakcji wierzyciele ryzykowali, że zostaną z niczym.
W normalnej sytuacji klub, któremu nie spina się budżet, sprzedaje swoich piłkarzy po zaniżonej cenie rynkowej. Coś takiego zrobił Radomiak, który zimą pozbył się najlepszych zawodników, żeby mieć za co płacić w kolejnych miesiącach. Klub z Radomia nie jest przykładem wzorcowym, miewa przecież problemy z płaceniem na czas zawodnikom, nie uchodzi za ideał pod względem poukładania spraw finansowych. Niemniej zrobił to, do czego zmusiły go błędy organizacyjne, przeszacowanie budżetu. Poniósł tego konsekwencje, bo osłabił się sportowo, zmniejszając szanse na utrzymanie.
Lechia, która dawno temu deklarowała, że chce na transferach zarabiać, że po to ściąga talenty w wieku sprzedażowym, żeby robić na tym biznes, nie sprzedała nikogo. Ba, chce się wzmocnić, lecz wisi nad nią zakaz transferowy, który uniemożliwia jej zgłoszenie nowego zawodnika do rozgrywek. To niesprawiedliwość nie tylko względem jednego sąsiada z ligowej tabeli. Stal Mielec, Zagłębie Lubin, Korona Kielce i cała reszta też może się oburzać na to, co wyprawia Lechia, która może się utrzymać kosztem którejś z tych drużyn.
Czy jeśli tak się stanie, ktoś z tego grona nie będzie mógł stwierdzić, że trzeba było nabrać drogich piłkarzy i za nich nie zapłacić, żeby tylko utrzymać się w Ekstraklasie, skoro realnie nic za to nie grozi, bo lepiej dla wszystkich dograć ligę w pełnym składzie?
***
Im dłużej będziemy pobłażliwie traktowali podobne sytuacje, tym większą kulę śnieżną, która wpadnie w całą ligę, ulepimy. Wiadomo, że model zarządzania, jaki obrała Lechia, nie jest żadną długofalową wizją i nie można tego ciągnąć w nieskończoność. Problem w tym, że w Ekstraklasie jest wystarczająco dużo drużyn, dla których tymczasowość jakiegoś rozwiązania nie jest żadnym kłopotem, jeśli tylko jest ono skuteczne i pozwala trwać w ociekającej pieniędzmi, przepłaconej lidze. Potencjalnych naśladowców więc nie brakuje.
Co zrobimy, gdy Lechia się utrzyma i będzie dalej podążała tą drogą? Jeśli dołączą do niej kolejni, którzy przedłożą dokumenty wiążące ręce Komisji i za rok będziemy przymykać oko na dwa czy trzy kluby, które wykoleją całą ligę i kontrakty, jeśli nie pójdziemy im na rękę? Może ktoś zaszarżuje jeszcze odważniej i budując skład w ten sposób, powalczy o europejskie puchary, zakładając, że tam zarobi jeszcze więcej i w końcu wszystko spłaci?
Nieuchronnie zmierzamy w kierunku przekonania się o tym, więc czas pomyśleć nad realnymi rozwiązaniami.
WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK:
- Jakub Chodorowski, dyr. sportowy Lechii: Klub wraca do normalności, nie spadniemy
- Flavio: To będzie skandal dla klubu i polskiej piłki, jeśli Lechia nie dostanie licencji [WYWIAD]
- W Lechii po staremu. Klub wisi pieniądze… przewoźnikowi kolejowemu
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix