Daleki jestem od ferowania wyroków i budowania apokaliptycznej narracji o końcu złotej ery polskiej piłki, choć kolejne transfery Polaków do nadal traktowanej nieco po macoszemu ligi tureckiej to dobry moment na rzucenie takiej hipotezy. Zgoda, Lewandowski jeszcze gra. Zieliński gra mniej, ale jest w Interze i dostaje swoje szanse. Uchował się też Milik w Juventusie. Kiwior modli się o kontuzje obrońców Arsenalu. Mimo kilku wyjątków coraz rzadziej oglądamy jednak wiodących reprezentantów Polski w klubach z czołowych europejskich lig i powoli chyba musimy się do tego widoku przyzwyczajać. I szukać w telewizorach kanałów, które pokazują mecze tureckiej Super Lig.
Nie płaczmy jednak, bo zmienia się dziś cały rynek. Kiedyś reprezentantów Polski naprawdę grających w ligach TOP5 o coś więcej, niż pietruszkę było, kurczę, całkiem sporo. Pamiętacie, jak Krzychu Piątek siał spustoszenie na włoskich boiskach i wystrzelił do Milanu? Albo jak Błaszczykowski z Piszczkiem stanowili o sile Borussii? Glik był filarem obrony w Monaco. Nawet Bartosz Bereszyński był przez pół roku piłkarzem jednej z najlepszych drużyn w Serie A, a przecież większość z nas uznaje go za reprezentacyjnego zapchajdziurę, z całym szacunkiem dla zasług, jakie ma dla kadry.
Nadal ze zmiennym szczęściem na powierzchni utrzymują się obrońcy – Bednarek, Dawidowicz, Walukiewicz. Tyle że dwaj pierwsi nie są już raczej perspektywicznymi młodzianami, a wszyscy trzej nigdy nie powalczyli w Anglii i we Włoszech o coś więcej niż ligowy byt. Jest jeszcze Urbański, co miał swoje kłopoty w Bolonii i dlatego dołączył do Monzy. No i na tym właściwie, jeśli pominiemy w naszych rachubach bramkarzy, koniec. Cała reszta polskich asów zaczęła wybierać kluby, które zapewniają im miejsce na boisku, a czasem nawet walkę o tytuły mistrzowskie.
W pakiecie jest też jednak zniknięcie rodakom z radarów.
Bo polskie oko Saurona chcielibyśmy kierować i kierujemy odruchowo na Anglię, Hiszpanię, Włochy czy Niemcy. Nie zmienimy tego tłumacząc w obszernych opracowaniach jaki postęp zrobiła w ostatnim czasie MLS, jak perspektywiczną ligą wydaje się belgijska Pro League. Cyferki, statsbomby i inne jagerbomby. Nic nie sprawi, że naszą wyobraźnią zawładną rozgrywki z drugiego szeregu europejskiej piłki. Nie kłamcie nawet, że będziecie teraz oglądać Super Lig od deski do deski!
Choć może warto by było?
Perspektywa nadbosforska. Grać i wygrywać, czy tylko grać?
Fakt jest taki, że ostatnie transferowe trendy faktycznie prowadzą naszych rodaków w kierunkach do niedawna nieoczywistych. W całkiem przekonujący sposób swoje przenosiny do Midtjylland komentował w nie tak dawnym wywiadzie z Pawłem Paczulem Adam Buksa. Nasz reprezentant wzmocnił czołową drużynę duńskiej ekstraklasy, choć wielu kibiców liczyło, że jego dobra forma z tureckich boisk zaowocuje transferem do jednej z czołowych lig.
– Biorąc pod uwagę całokształt innych ofert, mówimy głównie o wypożyczeniach, a Lens nie chciało się na to zgodzić, interesował ich tylko transfer. Poza tym kwestie finansowe były problemem także w kontekście mojego indywidualnego kontraktu. Również moja rola w drużynie nie była jasno sprecyzowana, gdyż mowa była głównie o zespołach grających z kontry. Jak sobie to wszystko zsumowałem, wyszło mi, że to jest zbyt duże ryzyko, którego nie będę podejmował tylko po to, żeby zagrać w lidze TOP5. Chcę wygrywać, a nie miałem żadnego przekonania, że w tych klubach będę wygrywał.
No i właśnie. Pytanie brzmi, czego oczekuje piłkarz od swojej kariery. Bo nasze oczekiwania wobec jego kariery, to możemy sobie wsadzić w kapcie. Możliwe, że w tym momencie kryje się w reprezentantach Polski potencjał na grę w czołowych ligach, ale do najlepszych klubów docieraliby tylko naprawdę najlepsi i, przez to, nieliczni. Może nawet żaden. Towar w postaci lewandowskich i zielińskich jest ściśle limitowany i może po prostu się skończył. A jeśli tak, to wcale nie musimy wybierać starych, sprawdzonych sposobów, na utrzymanie dobrej, względnie wysokiej formy. Bo dróg jest kilka. Można, jak do tej pory wypadało, dostawać oklep w drużynie z dołu tabeli najlepszych lig Europy, ale można też wygrywać z Midtjylland, Club Brugge czy Galatasaray. Różnica nie jest znacząca, a chociaż możesz się uśmiechnąć częściej niż raz od wielkiego dzwonu.
Turcja nową ziemią obiecaną. Trzeba jednak wykupić jakiś pakiet z Super Lig…
Pora pogodzić się z tym, że Polaków w klubach walczących o najwyższe laury będzie mniej. W końcu na serio z piłką pożegna się Szczęsny, zaraz karierę skończy Lewandowski, Zieliński z każdym rokiem będzie starszy. Europejskie gwiazdy z polskimi paszportami były tylko wyjątkiem od reguły i za kilka chwil liderami będą ci grający w Fenerbahce, Atlancie United czy Łudogorcu. Bo po co mają na siłę pchać się gdzieś, gdzie będą traktowani jak jedni z wielu i przy okazji zaryzykują przyspawaniem do ławki albo trybun? Albo będą wyłapywali oklep za oklepem w Kilonii, czy Southampton. No i po co mają udawać, że poprzez grę u dołu tabeli są w stanie dobić się do drzwi ligowych potentatów? To już tak nie działa, a wici rozpuszczane przez działy skautingu po całym świecie dają szansę na wielki transfer także z mniejszej ligi.
W związku z tym pewnie naiwnie wierzycie, tak jak i ja, że genialna strzelecka forma Krzysztofa Piątka sprawi, że Polak wkrótce opuści Basaksehir i znów ruszy na podbój świata. Do Milanu to nie ma co go znowu pchać, ale taka Borussia Dortmund? Albo Atletico Madryt? Czemu nie, fajnie by było. Z tym że Piątek wcale już nie musi chcieć się z przysłowiowym koniem kopać – w lipcu będzie obchodził trzydzieste urodziny, a wielka europejska piłka powolutku sama do niego przychodzi. Jak Mahomet do góry.
Wszystko za sprawą kolejnej tureckiej ofensywy, która ma przybliżyć całą tamtejszą ligę do europejskiej czołówki. Całą, czyli i tak już grające w swojej własnej minilidze Galatasaray i Fenerbahce. Ci pierwsi, mistrzowie Turcji, w ataku mają Osimhena i Icardiego, więc ściągnęli sobie jeszcze Moratę i siedzą zadowoleni. Każdy z trzech wymienionych panów mógłby z powodzeniem grać w ligach TOP5, ale po co? W Stambule na co dzień obsługuje ich stale trzymający poziom Mertens (17 asyst w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach), a środek pola zabezpiecza znany z Arsenalu i Atletico Lucas Torreira (opuścił w tym sezonie tylko dwa mecze). Taka paka, że naprawdę nie ma na co narzekać.
Z drugiej strony Fenerbahce z Sebastianem Szymańskim w składzie – w tamtym sezonie zdobyło 99 punktów, a i tak tytuł mistrzowski przeszedł mu koło nosa. Tam o gole dbają wiecznie młody Dżeko i rozstrzelany En-Nesyri. Zespołem z ławki dowodzi Jose Mourinho, ostatnio pozwolili sobie na wypożyczenie Milana Skriniara, po boisku biegają byli piłkarze Manchesteru United (Fred, Amrabat)… Wielki świat na wyciągnięcie ręki i w nim coraz więcej naszych rodaków, którzy chwalą sobie wyjazdy do Turcji i to nie tylko przez szeroki dostęp do taniej operacji przeszczepu włosów.
Dobre miejsce do życia
– Ja tego wyjazdu do Turcji absolutnie nie żałuję – mówił rok temu Rafał Gikiewicz w rozmowie z WP SPortoweFakty. – Bo świetnie się tam żyło, Ankara to kapitalne miasto, poznałem wielu wspaniałych ludzi. No a dzieci trafiły do bardzo dobrej, niemieckiej szkoły, co też było dla mnie bardzo istotne.
Dobrzy ludzie wokół
– To są bardzo fajni ludzie – komplementował Turków Michał Pazdan w rozmowie z TVP Sport. – Z jednej strony u nich jest więcej emocji, a z drugiej więcej życiowego luzu. Bez zbędnej napinki na co dzień.
Dobre pieniądze
Choć w klubach spoza czołowej dwójki Super Lig nie ma już takiego finansowego eldorado jak kiedyś: – Trzy-cztery lata temu zarabiało się trzy-cztery razy więcej niż w Polsce. Teraz może dwa razy tyle. Po pandemii strasznie się to zmieniło. Ja byłem jeszcze na końcu tego bardzo dobrego okresu – wspomina Pazdan.
Dobry poziom sportowy
– Nie jest to poziom Serie A czy Bundesligi, ale liga wymaga dużej intensywności i jest bardzo fizyczna – tłumaczył przed dwoma tygodniami Krzysztof Piątek na kanale Prawda Futbolu. – Przychodzi tu wielu bardzo dobrych, ofensywnych zawodników, nierzadko z przeszłością w czołowych ligach Europy. Niektórzy, jak Osimhen, trafiają tu nawet w kwiecie wieku, w najlepszym czasie kariery. Taktycznie Super Lig odstaje od ligi włoskiej czy niemieckiej, ale nie jest łatwo tu grać – nawet najlepsi muszą się przystosować i nie wchodzą tu ot tak.
Polacy w Turcji warci więcej niż… 647 innych Polaków
Do Turcji przenosi się kwiat polskiego piłkarstwa i choć może trochę w takim sformułowaniu przesady, to warto uwierzyć, że tak się dzieje. Gdyby jeszcze Nicola Zalewski nie poszedł z Romą na noże i zdecydował się na transfer do Stambułu, to w ogóle mówilibyśmy o nowej ulubionej lidze Polaków, która powoli detronizowałaby Serie A. Tak się jednak nie stało, jeden z motorów napędowych naszej kadry spróbuje odnaleźć się w Interze, do którego zaliczył ostatnio wejście smoka i niech mu się wiedzie, może wyjdzie na dobre.
Nie zmienia to jednak faktu, że liga turecka powinna na poważnie przykuwać naszą uwagę. Ciekawostką, a może i czymś więcej, może być tu taka statystyka, na którą uwagę zwraca nasz niezawodny AbsurDB – portal Transfermarkt wylicza, że wartość dwunastu grających na co dzień w Turcji Polaków przewyższa już tę wszystkich naszych rodaków występujących w Niemczech, Francji czy Hiszpanii. Choć do Włoch i Anglii jeszcze daleko, to miejsce na podium w takim zestawieniu nie przynosi nadbosforskiej krainie wstydu. Tym bardziej, że… zresztą sami rzućcie okiem na liczbę piłkarzy z polskim paszportem grających w danym kraju. I pamiętajcie oczywiście, że niemiecki portal najbardziej dokładne dane podaje zwykle dla Niemiec.
Wszyscy je sprawdzają, nie każdy je poważa. Kulisy wycen Transfermarktu [CZYTAJ WIĘCEJ]
źródło: transfermarkt.pl
Pewnie widzicie – tuż za naszą zachodnią granicą piłkę kopie 647 Polaków. Są oni jednak wyceniani niżej, niż 12 grających w Turcji. Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy Frankowski faktycznie przeniesie się do Galaty i osłabi w tym zestawieniu Francję. Wiadomo, dane Transfermarktu trzeba brać z przymrużeniem oka, ale do Super Lig i na jej zaplecze nie trafiają same prawdziwki:
Super Lig
- Sebastian Szymański (Fenerbahce)
- Kacper Kozłowski (Gaziantep)
- Jakub Kałuziński (Antalyaspor)
- Krzysztof Piątek (Istanbul Basaksehir)
- Patryk Szysz (Istanbul Basaksehir)
- Jan Biegański (Sivasspor)
- Jakub Słowik (Konyaspor)
- Mateusz Lis (Goztepe)
- Kamil Piątkowski (Kasimpasa)
1. Lig
- Michał Rakoczy (Ankaragucu)
- Michał Nalepa (Genclerbirligi)
- Jakub Szumski (Sakaryaspor)
W tym gronie mamy sześciu piłkarzy z chociaż jednym występem dla seniorskiej kadry narodowej i dwunastu młodzieżowych reprezentantów Polski. A kolejne transfery naszych rodaków do Turcji raczej nie będą wielkim zaskoczeniem.
Pamiętajmy też, że naszych piłkarzy szukających szczęścia poza TOP5 nie cechuje minimalizm. Taki Buksa wierzy, że Polacy mogą namieszać na mistrzostwach Europy – to ostatnia osoba, którą można o minimalizm posądzić. Frankowski, jeśli wierzyć wszystkim medialnym doniesieniom w jego sprawie, też zdaje się podchodzić do tematu rozsądnie. Obaj po prostu widzą, że najlepsze kluby z nieco gorszych lig śmiało można porównać z zespołami środka lub dołu tabeli Premier League, La Liga, Serie A, Bundesligi czy Ligue 1. Pieniędzy jest tam też całkiem sporo, dawno nie są to ogórkowe drużyny z końca świata, działają profesjonalnie, na arenie międzynarodowej prezentują się godnie.
Ale jeszcze przez jakiś czas nie będą grzały kibiców i nikt nie będzie uważnie śledził poczynań Buksy, Slisza, Szymańskiego czy teraz Piątkowskiego. Ich mecze będziemy oglądać głównie wtedy, gdy panowie przyjadą zagrać z orzełkiem na piersi. Z czasem może się to zmieni, ale jesteśmy ledwie na początku drogi ku oswojeniu się z myślą, że nasi najlepsi piłkarze mogą grać w Turcji, Grecji czy Danii. Pora faktycznie (znowu?) się do tego przyzwyczajać, tym bardziej, że to naprawdę nie jest takie złe.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Debiuty Polaków! Świetne zmiany Zalewskiego i Świderskiego [STRANIERI]
- Pogoń przechyliła Szalę zwycięstwa. Pechowy mecz obrońcy Górnika
- Czołg Pululu to za mało. Jagiellonia zasłużenie przegrywa w Mielcu
- Sutryk zrobił wszystko, żeby sprzedać Śląsk Wrocław…
- Klimczak nawija makaron na uszy. Niestety dla niego – nieskutecznie
Fot. Newspix