Reklama

Animucki: Skracamy dystans do lepszych. 10 lat temu nikt by w to nie uwierzył

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

31 stycznia 2025, 09:38 • 13 min czytania 119 komentarzy

Zaczynamy wiosnę z Ekstraklasą, więc to dobry moment na dłuższą rozmowę z prezesem Ekstraklasy SA, Marcinem Animuckim. O co dokładnie chodziło mu z wypowiedzią o Karolu Czubaku? Które dotychczas niedostępne ligi zaczęliśmy gonić? Jak komentuje coraz liczniejsze problemy klubów ze środka i dołu tabeli? Co sądzi o obecności funduszy publicznych w polskiej piłce i z jakiego powodu nie chciałby z nich rezygnować? Czy ligowa spółka widzi problem z poziomem sędziowania? Dlaczego to dobry moment na odejście od przepisu o młodzieżowcu? Zapraszamy. 

Animucki: Skracamy dystans do lepszych. 10 lat temu nikt by w to nie uwierzył

Sądząc po pana opinii z wywiadu dla TVP Sport, nie wróży pan powodzenia Karolowi Czubakowi na belgijskiej ziemi.

Wręcz przeciwnie, ale jako prezes Ekstraklasy po prostu wolałbym zobaczyć takiego piłkarza razem z Arką w najwyższej klasie rozgrywkowej. Albo w innym klubie z Ekstraklasy.

Z pana wypowiedzi wybrzmiewało, że Czubak postąpił źle idąc do Belgii zamiast do Ekstraklasy, tyle że on teraz takiej alternatywy nie miał. W takiej sytuacji, chyba nie możemy być zaskoczeni. I raczej trudno mu się dziwić, że mając do wyboru pozostanie w I lidze lub transfer na najwyższy szczebel w Belgii, wybrał drugi wariant, zwłaszcza że to już zawodnik 25-letni.

Jeśli nie było ofert z polskiego rynku, to oczywiście rozumiem, że wybrał dla siebie najlepszą ofertę. Choć także zastanawiam się czy transfer w środku sezonu do prawie najsłabszej drużyny w Belgii w dłuższym okresie będzie dla niego korzystny. Tego nie wiemy, ale oczywiście za samego Karola będę trzymać kciuki. Obserwując z bliska ligę chciałbym jednak, aby piłkarze mocniej budowali się na wewnętrznym rynku, a dopiero potem wyjeżdżali za granicę. Jak choćby Ariel Mosór, który z Piasta trafił do Rakowa, a ostatnio mówił, że najpierw chciałby osiągnąć sukces w Polsce, a dopiero potem zrobić transfer do innej ligi.

Reklama

W TVP Sport padło też zdanie, że my realnie się bijemy z ligą belgijską, co brzmiało jak przesada. Jakby nie było, mówimy o ósmej lidze w Europie, nasza jest szesnasta. Chyba że chodziło tylko o stadiony i pieniądze z praw telewizyjnych.

Oczywiście nie chodziło o sport. Belgowie grają częściej w pucharach, regularnie występują w Lidze Mistrzów, ich zespoły są bogatsze od polskich. Sportowo są lepsi od nas. Możemy jednak z nimi rywalizować. I jest to konkurencyjna dla nas liga na innych obszarach. Chociażby, gdy weźmiemy pod uwagę infrastrukturę stadionową, wartość praw mediowych czy frekwencję. I to pokazuje, jaki mamy potencjał rozwoju, także sportowego.

Wiemy, że dziś jesteśmy za Belgią i Holandią, ale to jedne z tych lig, względem których odczuwamy coraz mniejszy dystans. Nie mówię, że już je dogoniliśmy, czy jesteśmy od nich lepsi, ale twierdzę, że jesteśmy w stanie powoli z nimi konkurować, co jeszcze 10 lat temu wydawało się niemożliwe. W temacie wartości praw przeskoczyliśmy już ligi skandynawskie, szwajcarską czy szkocką. Teraz przychodzi czas, by to weryfikować na boisku i cieszę się, że rośniemy w rankingu. Tu musimy iść do góry.

I idziemy, jesteśmy już na szesnastym miejscu. Gdy rozmawialiśmy latem, był pan dość ostrożny w prognozowaniu, kiedy wejdziemy do top15, a zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni i jest to już na wyciągnięcie ręki.

Jeszcze kilka lat temu wiele osób nie wierzyło nawet, że jesteśmy w stanie podjąć rękawicę. Wspominałem, że w perspektywie kolejnych lat możemy się dobijać do piętnastego miejsca i tak też się stało. Okazało się, że bardzo dobre wyniki osiągane przez Legię i Jagiellonię przyspieszyły nasze szanse na sukces. Zakończyć sezon przed Szkotami może być ciężko, bo bardzo dobrze punktują, ale już wyprzedzenie Szwajcarów czy Duńczyków wydaje się być realne.

Jako Ekstraklasie niezwykle mocno zależało nam na kilku dobrze grających pucharowiczach, bo pojedynczy klub nie zbuduje porządnego rankingu. Jeden dobrze punktujący zespół zazwyczaj wywinduje ligę do maksymalnie 19.-20. miejsca. Jeśli chce się grać w piętnastce musisz mieć szerszą ławkę. W tamtym roku była to Legia i Raków, w tym Legia i Jagiellonia. A jeszcze wcześniej świetnie grał Lech, który dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Liczę, że w przyszłym sezonie takich drużyn będzie minimum tyle samo, a może nawet i trzy. Wtedy możemy nie tylko piąć się w rankingu, ale też odpierać ataki tych, którzy nas gonią. Pozycje rankingowe nie są dane raz na zawsze, a grupa pościgowa jest spora.

Reklama

Dla nas brzemienne w skutkach mogą być lipiec i sierpień, gdy rozgrywane są kwalifikacje do pucharów. Jeżeli zaczniemy wystawiać pięciu swoich przedstawicieli, z czego dwóch w eliminacjach Ligi Mistrzów, nasze możliwości wzrosną. A widzimy, że czołówka ekstraklasowa powoli się krystalizuje i mamy kluby, które dają coraz większe szanse na godne występy w Europie. Najpierw oczywiście czeka nas pasjonująca walka o mistrzostwo i pucharowe przepustki. Ostrzymy sobie zęby na start wiosny w piątek.

Ponownie wracamy do tego, że gdy dobrze nam idzie w pucharach, to cała liga zyskuje wizerunkowo i na wszystko patrzy się przychylniej. Starcie GKS-u Katowice ze Stalą Mielec od razu wygląda bardziej smakowicie.

Fajnie, że zaczynamy właśnie od tych drużyn, bo obie możemy uznać za pozytywne przykłady z rundy jesiennej. GieKSa jeszcze w tym sezonie przeprowadzi się na nowy stadion i otrzyma kolejny bodziec rozwojowy. Stal buduje swoją ciekawą historię w Ekstraklasie i ponownie zacięcie walczy o utrzymanie. Ja z kolei wybieram się na piątkowy hit, czyli mecz Lecha z Widzewem. Na dobry początek zapowiada się prawdziwe piłkarskie święto z trzydziestoma tysiącami kibiców na trybunach. To fantastyczny start nowej rundy, a na innych stadionach też szykuje się wysoka frekwencja. Co najlepiej pokazuje, jak kibice czekali na powrót Ekstraklasy.

Skoro o wizerunku mowa, ostatnio pojawiło się sporo zgrzytów. Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław, Piast Gliwice, Korona Kielce, Pogoń Szczecin – w wielu klubach są coraz większe problemy, które często muszą być przykrywane kolejnymi przelewami z miejskich budżetów. Pilnie inwestorów potrzebują też Górnik Zabrze i Stal Mielec. To pana mocniej martwi?

Wymienił pan również kluby z prywatnym kapitałem właścicielskim, więc nie mówmy, że wszystko co złe dotyczy klubów miejskich. Ale to tak w ramach wyjaśnienia na wstępie. Kluby z publicznym kapitałem też potrafią zdobywać tytuły czy grać w pucharach, choć oczywiście nieraz muszą bronić się przed spadkiem, co widzimy w tym sezonie. Trzymam kciuki za Śląsk Wrocław. W zeszłym sezonie był rewelacją, choć już wiosną tamtego roku widzieliśmy symptomy kryzysu. Jesień dobitnie pokazała, jak istotni byli zawodnicy, którzy odeszli. W międzyczasie nastąpiły wielkie perturbacje i zmiana trenera.

Jako Ekstraklasa SA staramy się zrobić możliwie najwięcej, żeby to otoczenie biznesowe było jak najlepsze, aby przygotować niektóre kluby do ewentualnej sprzedaży i całego procesu inwestycyjnego. Niejednokrotnie jestem pytany przez potencjalnych nabywców, jak wyglądają profity z gry Ekstraklasie. Gdy patrzy się z szerszej perspektywy, jak ta liga się rozwija i w których kierunkach będzie podążać, rośnie zainteresowanie tematem kupna klubów.

Mamy się czym pochwalić, zarówno jeśli chodzi o rekordowe wyniki frekwencyjne, jak i oglądalność telewizyjną. W zeszłym sezonie notowaliśmy na stadionach 3,7 mln kibiców, w tym wyniki są już wyższe o 8%, co oznacza najszybciej osiągnięty pułap dwóch mln osób na trybunach Ekstraklasy. Bardzo dynamicznie rośnie liczba odbiorców ligowej piłki w różnego rodzaju aplikacjach i na platformach oraz zasięgi w social mediach. W efekcie w naszej lidze jest coraz więcej pieniędzy, rosną przychody klubów. Mamy potencjał do dalszego rozwoju, dlatego rośnie liczba rozmów na temat ewentualnych ruchów właścicielskich.

Czyli nie obawia się pan, że z jednej strony czołówka faktycznie może nam się wykrystalizować, ale z drugiej, klubom ze środka i dołu tabeli zacznie przybywać problemów?

Ja przede wszystkim cieszę się, że mamy coraz więcej drużyn, które wyglądają bardzo profesjonalnie, zarówno jeśli chodzi o infrastrukturę, stabilność budżetów, jak i rosnącą wartość sportową. Możemy powiedzieć, że trzon ligi już wygląda bardzo profesjonalnie. A od czasu do czasu po drodze zdarzają się przyjemne niespodzianki, chociażby wspomniany Górnik Zabrze czy Cracovia. Drużyny te na boisku prezentują się bardzo dobrze i mogą walczyć o coraz wyższe lokaty. Na górze mamy naprawdę poważną rywalizację.

Co do sytuacji na dole tabeli, warto spojrzeć na nią także z uwzględnieniem warunków makroekonomicznych z ostatnich kilkunastu miesięcy. Wysoka inflacja przełożyła się na wzrost kosztów – zwłaszcza bardzo wysokie koszty energii – co zawyża wszystkie okołomeczowe wydatki i codzienną działalność. Widać, że odbija się to na kondycji niektórych klubów.

Jaka jest pana opinia na temat klubów utrzymywanych przez miasta? Czy polska piłka jako całe środowisko nie powinna dążyć do tego, żeby z czasem, po jakimś okresie przejściowym, kluby uniezależniły się od miejskich kroplówek?

Trzeba zwrócić uwagę, że samorządy wspierają kluby w różny sposób. Niektóre są właścicielami klubów i sytuacja wygląda inaczej, ale inne samorządy pomagają przede wszystkim w temacie utrzymania stadionu, akademii czy sponsoringu stanowiącego jakiś procent wszystkich przychodów. Uważam, że współpraca tego drugiego rodzaju w różnych formach nadal jest potrzebna. Powiedzmy sobie więc szczerze: bez zaangażowania środków samorządowych nie byłby możliwy tak mocny rozwój Ekstraklasy w kontekście stadionów i całej infrastruktury, którą mamy, a która jest jedną z najlepszych w Europie. Te pieniądze zatem na koniec kształtują wartość finansową ligi, co przekłada się również na jej rozwój.

Co ważne, kluby coraz częściej pokazują, że stanowią wartość, są wizytówkami własnych miast i ważnym elementem lokalnych społeczności, które napędzają wiele biznesów i budują lokalne PKB. Jeżeli rocznie na stadiony Ekstraklasy przychodzi już blisko 4 mln ludzi, zyskują na tym branże hotelarska, gastronomiczna czy transportowa.

A czy powinniśmy rozmawiać o kwestiach właścicielskich? Jako władze ligi czy federacja mamy ograniczoną możliwość działania. Nie mamy wpływu na zmiany właścicieli w spółkach prawa handlowego, a wszystkie kluby w lidze są spółkami akcyjnymi, kapitałowymi. Pozostaje nam tworzenie środowiska biznesowego wokół klubów i coraz ciekawsze przedstawianie Ekstraklasy. A chyba nawet najwięksi sceptycy przyznają, że udało się wytworzyć modę na polską ligę, co siłą rzeczy zwiększa zainteresowanie inwestorów.

Ekstraklasa będzie się żegnać z przepisem o młodzieżowcu. To dla pana dobra wiadomość?

Tak. Cieszę się, że ten przepis znika, bo to był postulat zdecydowanej większości klubów. On miał swoje zadanie kilka lat temu, żeby pobudzić inwestycje w akademie przy klubach czy w ogóle w szerzej rozumiane szkolenie. I to się wydarzyło. Powstało wiele akademii, kluby stały się bardziej aktywne, wykorzystują również współpracę z ministerstwem sportu i samorządami. Z raportu Grant Thornton wynika, że tylko w ubiegłym roku kluby wydały na szkolenie blisko 110 mln zł, więc widać progres.

Dziś znajdujemy się już na innym etapie rozwoju. Prezes Cezary Kulesza i zarząd PZPN-u zgodzili się, żeby przestać karać kluby za brak wymaganego limitu minut młodzieżowców, a zamiast tego rozwinąć Pro Junior System. Pamiętam, gdy go wprowadzaliśmy ze Zbigniewem Bońkiem. Wtedy federacja i liga finansowały go 50 na 50, wkładając po 2 mln zł. Teraz PZPN tylko na samą Ekstraklasę daje w tym obszarze 4 mln zł, a my blisko 7 mln zł. To są już poważne kwoty, o które warto walczyć. A mogę sobie wyobrazić, że ta pula jeszcze wzrośnie i pieniądze z PJS otrzyma więcej niż siedem pierwszych zespołów w tej klasyfikacji.

Na początku rundy jesiennej sam uważałem, że nie mówimy o wyjątkowym nawale błędów sędziowskich, ale czas pokazał, że faktycznie mamy z nimi do czynienia. Wydawało się, że im dłużej sędziowie będą pracować z VAR-em, tym lepiej będzie to działać, a wychodzi na odwrót.

Każdy widział, jak wyglądała poprzednia runda. Odbyliśmy niedawno większe spotkanie z przewodniczącym kolegium sędziów i rozmawialiśmy m.in. na ten temat. Zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby poprawić rzeczy związane z VAR-em. PZPN zadeklarował, że dofinansuje używane obecnie wozy VAR, żeby te kwestie technologiczne stały na wyższym poziomie. Z drugiej strony, widziałem, że sędziowie całkiem mocno przygotowują się do tej rundy na obozach zimowych.

Nie zapominajmy, że nadal na naszych boiskach gościmy najlepszego w mojej opinii arbitra na świecie. Grupa młodych sędziów, która jest coraz liczniejsza w Ekstraklasie i I lidze, powinna czerpać od niego pełnymi garściami i sądzę, że będą szli do przodu. Jako Ekstraklasa SA przekazujemy do PZPN-u 6 mln zł na sędziów, obserwatorów i delegatów. To kawał budżetu i wierzymy, że poziom profesjonalizacji będzie się poprawiać.

W kuluarach dużo mówi się o tym, że sędziowie zaczynają być po prostu przemęczeni, bo jest ich za mało. Wielu w weekend prowadzi mecz, dzień później jest w wozie VAR, a w tygodniu jedzie na europejskie puchary w różnych rolach. Poruszaliście ten wątek? 

Jak mówiłem, widać napływ młodego pokolenia, coraz więcej arbitrów dostaje szansę, żeby się wykazać w najwyższych ligach. Niektórzy sędziowie kończą swoje kariery, znajdujemy się w trakcie wymiany pokoleniowej. Dziś jeszcze jesteśmy beneficjentami wydarzeń sprzed kilkunastu lat, gdy duża grupa bardzo młodych arbitrów dostała szansę na rozpoczęcie pracy w Ekstraklasie. Czas jednak leci, wielu zbliża się do sędziowskiej emerytury i trzeba wprowadzać ich następców.

Za sprawy sędziowskie odpowiada PZPN, my jako ligowa spółka staraliśmy się zaszczepić pomysł centralnego VAR-u. Wraz z naszą ekipą z Ekstraklasa Live Park gościliśmy za granicą w kilku takich centrach i wróciliśmy z gotowym projektem do wcielenia w życie na warszawskiej Białołęce, gdzie budowane jest przez nas Centrum Mediowe. W styczniu PZPN ogłosił, że centralny VAR chce stworzyć w siedzibie federacji na ul. Bitwy Warszawskiej. Mam nadzieję, że będzie to proces w miarę krótki, choć trzeba się liczyć z tym, że rok czy dwa może potrwać.

W lipcu wstępnie mówił pan o lecie 2026, czyli nadal możemy ten termin uznawać za realny?

Teraz te pytania trzeba kierować do PZPN-u. Termin, o którym mówiłem, dotyczył nas jako inwestora i wykonawcy całego przedsięwzięcia. Okazało się, że po stronie federacji jest chęć zrealizowania tego projektu własnymi środkami, więc dziś najbliżej tematu powinien być sekretarz generalny związku.

Toczył się spór między Legią a Jagiellonią o termin meczu ćwierćfinałowego w Pucharze Polski. Legia chciała środę, Jaga czwartek. Ostatecznie stanęło na środzie.

Puchar Polski organizuje PZPN, my byliśmy gotowi na każde rozwiązanie, terminarz ligowy jest elastyczny. Obie strony miały swoje racje z punktu widzenia logistycznego. To zrozumiałe, że Jagiellonia wolałaby grać systemem niedziela-czwartek-niedziela, bo czeka ją jeszcze play-off w Lidze Konferencji. Legia te dwa terminy ma wolne, więc z kolei trudno jej się dziwić, że w tym okresie wolała środę od czwartku i ligę w sobotę. To rozbieżne interesy, ale jakaś decyzja musiała tu zapaść [środa 21:00, PM]. Barcelona ostatnio w niedzielę wieczorem grała w Primera Division, a już w środę miała Ligę Mistrzów. To są ważne kwestie dla trenerów, ale kluby muszą sobie radzić w różnych okolicznościach.

bez-zmian-we-wladzach-ekstraklasy-sa-marcin-animucki-na-razie-pozostanie-prezesem

W jakim kontekście jest pan największym optymistą na najbliższe miesiące, a co przysparza najwięcej zmartwień?

Spodziewam się naprawdę bardzo emocjonującej walki o czołowe lokaty w Ekstraklasie, co najmniej takiej, jak jesienią. Oglądaliśmy wtedy mecze na dobrym poziomie. Pojemność kalendarza pozwala na rozgrywanie kolejek tylko w weekendy, więc nie będziemy musieli grać w środku tygodnia. Kwiecień i maj często były napakowane meczami, co byłoby dodatkowym utrudnieniem dla Legii i Jagiellonii, które rywalizują na trzech frontach. Trzymamy kciuki, oby ta dwójka uniknęła plagi kontuzji i zaszła w pucharach jak najdalej, bo skorzysta na tym cała liga. Gdybyśmy w 2026 roku mogli zacząć walkę w Europie z piętnastego miejsca, byłby to duży krok do przodu i szansa dla aż pięciu polskich zespołów na pokazanie się w pucharach europejskich.

Zagrożenia? Zawsze z największą obawą patrzę na lipiec i sierpień, czy uda się naszym zespołom przejść tę nadal długą drogę do faz zasadniczych w pucharach. Mam wrażenie, że u nas powszechnie nie ma jeszcze pełnego zrozumienia, że dostanie się do fazy ligowej któregoś pucharu jest dużo trudniejsze dla polskich drużyn niż tych z topowych lig. Nasze zespoły muszą okupić taki awans wytężoną rywalizacją w kilku rundach eliminacyjnych, podczas gdy niektóre ligi, będące trochę wyżej w rankingu UEFA, mają znacznie krótszą ścieżkę lub nawet wchodzą bezpośrednio. W rezultacie od początku znacznie łatwiej jest im budować kadry swoich zespołów, bo wiedzą, co ich czeka przynajmniej do grudnia. U nas ta niepewność trwa do samego końca i nierzadko dopiero po potwierdzeniu wejścia do fazy ligowej są wykonywane pewne ruchy kadrowe. Dlatego tak ważne są kolejne awanse w rankingu UEFA, bo to bardzo pomoże naszym zespołom w osiąganiu lepszych wyników w Europie i otworzy drzwi dla większej liczby polskich drużyn.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa