Obaj mogli napisać historię. Jeden chciał obronić w Australii zwycięstwo sprzed roku, drugi zdobyć swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Jannik Sinner i Alexander Zverev wyszli dziś na kort, by zagrać finał Australian Open. I choć wielu liczyło pewnie na widowisko porównywalne do tego, jakie wczoraj dały Madison Keys i Aryna Sabalenka, to zgadzało się jedno – że mecz trwał trzy sety. Bo na przestrzeni całego spotkania Jannik Sinner był po prostu tenisistą lepszym.
Hat-trick czy pierwszy triumf?
Z perspektywy Włocha możemy zacząć od prostego pytania: kto w historii ery open wygrywał trzy wielkoszlemowe turnieje z rzędu na kortach twardych? Bo obronienie tytułu na jednym z nich – mimo wszystko – zdarzało się stosunkowo często. Również w najnowszej historii, bo przecież i Roger Federer, i Novak Djoković swoje potrafili. Ten pierwszy pięć razy z rzędu wygrywał US Open, a i w Australii w latach 2006-2007 udało mu się trofeum zgarnąć, a potem nie oddać go nikomu. Drugi natomiast był w Melbourne królem przez wiele lat. Żeby jednak zgarnąć hat-tricka na twardych kortach, trzeba być nie tylko najlepszym dwa razy z rzędu w jednym miejscu, ale też wygrać pomiędzy tymi triumfami w drugim.
Lista osób, którym się to udało, jest więc krótka. I wygląda tak:
- Roger Federer: US 2005 – AO 2006 – US 2006 – AO 2007 – US 2007 (pięć z rzędu!).
- Novak Djoković: AO 2011 – US 2011 – AO 2012 oraz AO 2015 – US 2015 – AO 2016 (dwa razy po trzy razy).
I tyle. Nikogo więcej. Jannik walczył więc o napisanie wielkiej historii i nawiązanie do osiągnięć dwóch tenisistów, do których stosunkowo często się go porównuje. Z kolei Sascha Zverev dążył do tego, by wreszcie wygrać swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Zainspirować mogła go historia Madison Keys, która triumfowała w 46. turnieju tej rangi, w którym wzięła udział. Niemiec na liczniku ma dokładnie o 10 mniej, ale za to był już w dwóch finałach i… w obu przypadkach przegrywał po pięciosetówkach, w których miał pełne prawo – a momentami wydawało się, że wręcz obowiązek – wygrać. Na US Open 2020 ograł go Dominic Thiem, który długo w decydującym secie wydawał się stać na przegranej pozycji, z kolei w ubiegłorocznym Roland Garros lepszy okazał się Carlos Alcaraz, wychodząc od stanu 1:2 w setach.
CZYTAJ TEŻ: MADISON KEYS I JEJ DROGA DO WYGRANIA SZLEMA. “MOJE CIAŁO POWOLI SIĘ ROZPADAŁO”
Innymi słowy: Zverev walczył o to, by nie zaliczyć trzech porażek w wielkoszlemowych finałach i w dodatku… każdej w innym turnieju. Nawiązałby tym samym po części do “osiągnięcia” Andy’ego Murraya, który przegrał pierwsze cztery finały Szlemów – w Australii, dwa razy w US Open i na Wimbledonie.
Faworyta przed dzisiejszym spotkaniem trudno było wskazać. Z jednej strony Jannik bronił tytułu i w zeszłym sezonie był bezapelacyjnie najlepszym tenisistą świata. Z drugiej – Alexander awansował na drugie miejsce w światowym rankingu, kilkukrotnie rozgrywał naprawdę wielkie zawody, a przez tegoroczny turniej przeszedł w naprawdę dobrym stylu.
Można było więc założyć, że Niemca znów czeka finałowe pięć setów. Tyle że, jak się okazało, byłoby to założenie błędne.
Włoska dominacja
Gdy w ubiegłym sezonie triumfował na kortach w Melbourne, Jannik Sinner pokazał wszystkie swoje atuty w najlepszym wydaniu. Bardzo dobry serwis, mocny forehand, świetną grę z głębi kortu i znakomity zmysł taktyczny, pozwalający mu wygrywać nawet najdłuższe wymiany z każdym rywalem. W tym roku od początku demonstrował to ponownie. Problemy miał tylko w starciu z Holgerem Rune, gdy uderzyły go australijski upadł i wilgotność, przez co zszedł nawet do szatni na stosunkowo długi medical time out.
Ale poza tym? Poza tym szedł po swoje.
Podobnie Alexander Zverev. Niemiec stracił co prawda po drodze dwa sety – z Ugo Humgertem i Tommym Paulem – ale całe mecze wygrywał jednak dość pewnie i spokojnie. Novaka Djokovicia w półfinale pokonał za to po jednej rozegranej partii, bo ten potem skreczował z kontuzją. Przed finałem Sascha miał więc nieco odpoczynku. Ale niespecjalnie mu on pomógł, bo gdy obaj wyszli dziś na kort, to – choć gra długimi momentami była wyrównana – w kluczowych wymianach zawsze lepszy okazywał się Włoch.
Alexander Zverev regularnie miał dziś prawo do frustracji. Fot. Newspix
Ten spokój, umiejętność zachowania chłodnej głowy w najtrudniejszych momentach spotkania – to właśnie robiło różnicę. Zverev w wielu momentach był w stanie grać na poziomie rywala, nawet sprawić mu problemy przy gemach serwisowych, ale Sinner nie dał się przełamać ani razu, bo zawsze, gdy był pod presją, wyciągał z rękawa coś, co robiło różnicę – asa, świetny forehand, dobrą akcję, zmuszającą rywala do błędu. Sam Saschę, dysponującego przecież świetnym podaniem, przełamał dwa razy – raz w pierwszym, raz w trzecim secie. I tyle wystarczyło, bo drugiego wygrał po tie-breaku.
I ten tie-break właśnie to właściwie jedyny raz, gdy na poważnie możemy zacząć rozważania spod znaku: “a co, gdyby…?”. Przy 4:4 Jannik wygrał bowiem wymianę po tym, jak piłka podskoczyła na taśmie i spadła tuż za siatką na stronę jego rywala. Wypracował sobie tym przewagę mini breaka, a potem wygrał dwie kolejne wymiany przy swoim serwisie. I tyle było z szans Zvereva na wygranie i tego seta, i – jak się wtedy (słusznie) wydawało – całego spotkania.
W trzeciej partii Sascha bowiem był już gorszy. Popełniał więcej błędów, nie grał tak dobrze, jak do tej pory. Widać było, że powoli przestaje wierzyć w swoje szanse. A Jannik z tego skorzystał. I wreszcie, dużo łatwiej, niż można było oczekiwać, wygrał spotkanie, a wraz z nim – cały turniej.
Jannik jest najlepszy
Sinner potwierdził więc dziś, że jest w tej chwili najlepszym tenisistą świata. Carlos Alcaraz, owszem, ma więcej Szlemów i niesamowitą umiejętność wygrywania tych turniejów nawet, gdy męczą go urazy (hiszpańska cecha?), ale to Jannik na przestrzeni zeszłego roku był najpewniejszym i najdoskonalszym zawodnikiem świata, a ten sezon zaczął od potwierdzenia tego faktu. Przy okazji Sinner wspiął się już na trzecie miejsce w liczbie Szlemów wśród aktywnych tenisistów – ma ich tyle, co Stan Wawrinka (3), a wyprzedzają go tylko Carlos Alcaraz (4) i Novak Djoković (24).
Do Serba daleka droga, ale z Hiszpanem obaj gotowi są stworzyć wspaniałą rywalizację. I oby tak właśnie się stało. Tenisowi będzie to bowiem wyłącznie służyć.
Jannik Sinner – Alexander Zverev 6:3, 7:6 (4), 6:3
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE: