Reklama

Równo 30 lat temu przeszedł do historii. Dziś mówi: „Nie miałem szans być francuskim Małyszem”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

22 stycznia 2025, 16:57 • 8 min czytania 2 komentarze

Jako 18-latek Nicolas Dessum zaskoczył wszystkich, odnosząc zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. Francuz? Na najwyższym stopniu podium? Niemożliwe… a jednak. Dziś Dessum prowadzi reprezentację swojego kraju i ma w składzie zawodnika, który w niedzielę w Zakopanem zaprezentował się najlepiej w karierze. W rozmowie z Weszło Francuz opowiada, jak mógł zdobyć medal mistrzostw świata, gdyby jego koledzy podeszli poważniej do zawodów. Mówi też o problemach i perspektywach skoków narciarskich we Francji.

Równo 30 lat temu przeszedł do historii. Dziś mówi: „Nie miałem szans być francuskim Małyszem”

Był 22 stycznia 1995 roku. Równo 30 lat temu. Japonia, Sapporo. 18-letni Nicolas Dessum w pierwszej próbie osiąga 112 m. W drugiej ląduje nieco bliżej – 109,5 m – ale od razu cieszy się, bo wie, co to oznacza. „Jesteśmy świadkami pięknej historii w skokach narciarskich” – mówi anglojęzyczny komentator i trudno dziwić się tym słowom, bo oto pierwszy i jedyny do tej pory raz skoczek z Francji okazał się najlepszy w zawodach Pucharu Świata. Do tego tak młody. „Ten zdolny człowiek mógł zostać rugbystą, był naprawdę dobrym alpejczykiem, ale został skoczkiem. I dziś ma miejsce dzień, który zapamięta do końca życia” – dodaje sprawozdawca.

Dessum po swoim triumfie jest speszony. Udziela wywiadu, pytania są po japońsku, ale pomaga tłumaczka.

Jak na to patrzysz, że jesteś tak młody i wygrałeś? – pyta Japończyk.
Tak już jest, to są skoki narciarskie – odpowiada Francuz, trochę w stylu Takesure’a Chinyamy, byłego króla strzelców Ekstraklasy, który na dużą część pytań dziennikarzy odpowiadał swego czasu: „This is football, you know”.

Kolega – mistrz olimpijski

Ja rugbystą? Bez przesady, spójrz na mnie. Jako dziecko od zawsze byłem chudy. Ale wiem, skąd mogły się wziąć tamte słowa. Pochodzę z regionu Francji [Nicolas urodził się w Lyonie – przyp. aut.], gdzie rugby jest znane i mocne. Jeżeli chodzi o narciarstwo alpejskie, to wszystko się zgadza. Długo uprawiałem ten sport, do 13. roku życia, ale ostatecznie wybrałem skoki, bo kochałem latać. Z dzieciństwa pamiętam zawody alpejskie, w których rywalizowali chłopcy z Francji, Szwajcarii, Austrii, Niemiec i Włoch. Każdego roku najlepsi z danego rocznika z każdego kraju spotykali się i rywalizowali ze sobą. Kiedyś zająłem w tych zawodach piąte miejsce i bardzo to przeżywałem. Moim dobrym kolegą był Jean-Pierre Vidal. Jesteśmy rówieśnikami. Trzymaliśmy się razem w szkole i często walczyliśmy na stokach. W 2002 roku on został mistrzem olimpijskim w slalomie. Mnie nie dane było osiągnąć tyle w skokach, ale nie żałuję. We Francji alpejczycy lubią nabijać się ze skoczków. Żartują z nas, bo uprawiają bardziej popularny sport i mają większe sukcesy. Gdy widzimy się z Vidalem, czasami go pytam: „A pamiętasz te zawody, w których ci dokopałem?”. Były takie i to niejedne – śmieje się dzisiaj Dessum.

Reklama

Nicolas Dessum 

Spotykamy się w Zakopanem podczas Pucharu Świata w skokach. Nicolas jest dzisiaj trenerem reprezentacji Francji, która ma przede wszystkim jednego bardzo dobrze rokującego zawodnika. Valentin Foubert pokazał to w niedzielę na Wielkiej Krokwi, zajmując w konkursie indywidualnym 12. miejsce, swoje najlepsze w karierze. Czy 22-latek może nawiązać do sukcesu swojego trenera i również kiedyś zwyciężyć? Warto jednak zaznaczyć, że Dessum największe sukcesy osiągał w młodym wieku. Miał 16 lat, gdy w austriackim Breitenwang został wicemistrzem świata juniorów. Był 1994 rok, wygrał Janne Ahonen. Za Francuzem znaleźli się m.in. Roar Ljoekelsoey, a dopiero 46. miejsce zajął… Adam Małysz. Po swoim jedynym zwycięstwie Dessum jeszcze raz, w 1997 roku, stanie na podium zawodów Pucharu Świata. Będzie drugi w fińskim Kuopio. Później nie nawiąże już do wielkich sukcesów. Choć nie będzie też bardzo źle – cztery razy zakończy sezon w pierwszej dwudziestce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, po raz ostatni w 2000 roku.

Siedem lat później skończy karierę.

Francuski Małysz?

Czujesz dziś, że miałeś szansę zostać francuskim Małyszem? – pytam go w Zakopanem.

Nie przesadzajmy. On w 2000 roku zaczął kapitalnie skakać i został wielką gwiazdą. Pamiętam, jak nagle do Zakopanego zaczęło przychodzić na skoki kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wcześniej podczas konkursów było dość cicho, a później, nagle, atmosfera zrobiła się niesamowita, co udzielało się też innym zawodnikom. Ale ja w tym czasie zacząłem skakać słabiej. Nie potrafiłem być dalej w grze. Poza tym Francja to nieco inne realia. Nawet gdy były dobre wyniki, np. to moje zwycięstwo w Japonii, raczej nie odczuwałem specjalnie dużej popularności – odpowiada Dessum.

Reklama

Te dobre wyniki to również mistrzostwa świata w Thunder Bay w 1995 roku. Trener Franck Salvi stworzył bardzo ciekawy zespół. W konkursie drużynowym na dużym obiekcie obok Dessuma skakali też Jerome Gay, Lucas Chevalier i Nicolas Jean-Prost. Francuzi zajęli czwarte miejsce, ocierając się o podium. Pokonali Austriaków, którzy mieli w składzie między innymi Andreasa Widhoelzla i Andreasa Goldbergera. Ten drugi przez lata był wielkim idolem młodego Nicolasa. – My wtedy autentycznie walczyliśmy o podium, ale nie każdy był tego świadomy i w to wierzył. Zwłaszcza Lucas skakał sobie dla zabawy. Pamiętam, że po konkursie spojrzał na wyniki i powiedział: „Wow, prawie stanęliśmy na podium”. Może by się udało, gdyby koledzy mieli nieco inne podejście – wspomina Nicolas.

Dessum przekonuje, że dosyć szybko uwierzył w to, że może w skokach sporo osiągnąć.

Był 1991 rok, gdy nasz trener zaczął podpatrywać Szweda Jana Boklova, który zaczął skakać stylem V. Powiedział nam: „To przyszłość tej dyscypliny, musicie się wszyscy tego nauczyć”. Miałem szczęście, że to wydarzyło się, gdy byłem bardzo młody i nie miałem utrwalanych latami nawyków. Oczywiście, wcześniej skakałem w sposób klasyczny, prowadząc narty równolegle i byłem w tym fatalny. Zero talentu, naprawdę. Ucieszyłem się z tej zmiany, ale przez pierwszy rok nic mi nie wychodziło. Zero. Żadnego progresu. Ale wierzyliśmy trenerowi i latem 1992 roku pierwszy raz zobaczyłem, ze skaczę coraz lepiej – opowiada Dessum, który dziś za swój najlepszy skok uważa rekord życiowy – 207,5 m z 2003 roku z Planicy. – To było coś niezwykłego. Skocznia w Planicy charakteryzowała się tym, że odbijasz się, nagle jesteś blisko zeskoku i wydaje ci się, że zaraz się na nim znajdziesz, po czym jeszcze raz odlatujesz. Tamten skok właśnie tak wyglądał – dodaje.

Bez pieniędzy i trenera

Pytam Dessuma, kiedy jego zdaniem francuskie skoki zaczęły pogrążać się w kryzysie. – Wydaje mi się, że po igrzyskach w Nagano w 1998 roku niektóre zespoły zaczęły mieć dużo więcej pieniędzy i inwestować je w różne rozwiązania. Nam brakowało budżetu, do tego odszedł trener Salvi, a doświadczeni skoczkowie zakończyli kariery. To był taki most, którego nie udało nam się przekroczyć. To wpływało też na mnie. Trenowałem wtedy dużo, ale dziś wiem, że robiłem to niewłaściwie. Brakowało bardziej nowoczesnego podejścia ze strony kolejnych trenerów. Nie byłem słaby, ale nie umiałem nawiązać do wyników z przeszłości – ocenia Nicolas. Mówi też, że dziś, gdy jest trenerem, z jednej strony czuje, że Francja gra w innej lidze niż pozostałe drużyny, ale jednocześnie jest w jego kraju jakieś wsparcie dla skoczków. Nieźle działają np. centra treningowe.

Dessum jako zawodnik 

Problemem na pewno jest to, że o ile mamy pieniądze na zgrupowania, treningi, o tyle brakuje ich bardzo na lepsze buty, wiązania i kombinezony. A jeśli chcesz bić się z najlepszymi, musisz to mieć. W najbliższym czasie nie zbudujemy drużyny, która walczyłaby o podium w konkursach drużynowych, ale możliwe jest, że nasz zawodnik ukończy zawody w pierwszej dziesiątce. Valentin już teraz był tego bardzo bliski – mówi Dessum.

Gdy pytam go o potencjał Fouberta, mówi, że to zawodnik, który nie osiągnął jeszcze swoich granic, bardzo nakręca go rywalizacja i jest wciąż stosunkowo młody. Dessum ma pewne marzenie. – Chciałbym, żeby w kadrze pojawiło się dwóch, trzech zawodników, którzy zaczną wywierać na niego większą presję. To byłoby z dużą korzyścią dla wszystkich – mówi.

“Nie lubię mediów społecznościowych”

Pytam Dessuma, co podoba mu się w dzisiejszych skokach narciarskich, a co według niego było lepsze za jego czasów.

Cieszę się, że w czasach, gdy skakałem, nie było mediów społecznościowych. Nie lubię ich. Fajne było też to, że nie było telefonów komórkowych. Podobała mi się tamta kultura, to było inne życie. Zawsze lubiłem mniejszy świat, bycie z ludźmi, których znam i autentycznie lubię. Mnie osobiście nie interesuje oglądanie życia wszystkich, choć z drugiej strony rozumiem, że dzisiaj, jeśli chcesz odpowiednio funkcjonować, musisz mniej lub bardziej eksponować, co dzieje się u ciebie. Cóż, ja na pewno nie chciałbym tego robić. Ale są też plusy. W dzisiejszych skokach podoba mi się to, że skacze się dalej, a wszystko na pewno odbywa się bezpieczniej. Gdyby tylko te kombinezony nie robiły aż takiej różnicy… To na pewno sprzyja przede wszystkim najsilniejszym nacjom – opowiada Francuz, który po zakończeniu kariery wcale nie był pewny, czy zostanie trenerem.

Byłem na studiach biznesowych, które dotyczyły handlu międzynarodowego. Ale w pewnym momencie zrozumiałem, że chcę pozostać w sporcie. Zacząłem się uczyć, kształcić na trenera. Później wiele dały mi rozmowy z ludźmi, którzy sprawują tę funkcję i byli dla mnie największymi autorytetami. Mam takich trzech: to Mika Kojonkoski, Alexander Pointner i Alexander Stoeckl. Zawsze najbardziej imponowali mi ludzie, którzy potrafili odnosić z jakąś reprezentacją sukcesy w dłuższym wymiarze czasowym. To musi być bardzo trudne, wymagające. Zwłaszcza Stoeckl okazał się być bardzo otwartym człowiekiem. To, co od niego słyszałem, wiele dało mi w pracy – mówi Dessum, który chciałby, żeby fakt organizowania przez Francję igrzysk olimpijskich w 2030 roku [skoki odbędą się w Courchevel – przyp. red.] przyczynił się choć trochę do rozwoju skoków narciarskich w tym kraju. Ale czy tak będzie?

Z mniejszymi sportami jest trochę tak, że nigdy nie wiesz, czy i tak ograniczone wspieranie nagle się nie skończy, a my nie znajdziemy się na krawędzi, z wątpliwościami, czy w ogóle dalej to robić. Igrzyska nas w pewnym sensie uratowały, bo sprawiają, że wsparcie dla skoków narciarskich będzie na pewno trwało. A czy dostaniemy więcej środków? To się okaże – kończy Dessum.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SKOKACH NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Madison Keys. Miała zastąpić siostry Williams. Do dziś walczy o tytuł wielkoszlemowy

Sebastian Warzecha
1
Madison Keys. Miała zastąpić siostry Williams. Do dziś walczy o tytuł wielkoszlemowy

Polecane

Polecane

Madison Keys. Miała zastąpić siostry Williams. Do dziś walczy o tytuł wielkoszlemowy

Sebastian Warzecha
1
Madison Keys. Miała zastąpić siostry Williams. Do dziś walczy o tytuł wielkoszlemowy
Ekstraklasa

Był dług – nie ma długu. Miasto dokapitalizuje Koronę Kielce kwotą 7,8 miliona złotych

Aleksander Rachwał
23
Był dług – nie ma długu. Miasto dokapitalizuje Koronę Kielce kwotą 7,8 miliona złotych

Komentarze

2 komentarze

Loading...