Reklama

Grecka tragedia Wojciecha Szczęsnego. Ale Barcelona wygrywa po szalonym meczu!

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

21 stycznia 2025, 23:05 • 5 min czytania 50 komentarzy

To miał być debiut Wojciecha Szczęsnego w Barcelonie w Lidze Mistrzów, którym pokaże, że jest lepszym bramkarzem niż Inaki Pena. Wyszło jednak bardzo źle. Barcelona wygrała co prawda 5:4 po fenomenalnym spotkaniu, ale przy dwóch golach dla rywali Szczęsny się skompromitował. Polak wybiegał dziś z bramki w taki sposób, jakby był przypadkowym gościem z trzeciej ligi, a nie jednym z najlepszych bramkarzy świata. Widać, że brakuje mu pewności siebie, choć z drugiej strony to on w końcówce świetnie zatrzymał Angela di Marię. Pewność siebie na pewno miał za to Robert Lewandowski, który wykorzystał dwa rzuty karne. 

Grecka tragedia Wojciecha Szczęsnego. Ale Barcelona wygrywa po szalonym meczu!

Pierwszy gol – nie da się winić Szczęsnego. Polak nie miał szans. Dośrodkowanie z lewej strony Alvaro Carrerasa i do siatki z kilku metrów trafił Vangelis Pavlidis. Mocny, szalony początek. Ale kolejne minuty to katastrofa polskiego bramkarza. Już w spotkaniu o Superpuchar Hiszpanii, wygranym 5:2 z Realem Madryt, Szczęsny kilka razy zachowywał się niepewnie i nie chodzi tylko o sytuację, po której wyleciał z boiska. Dzisiaj było jednak dużo gorzej.

Po co Szczęsny wychodził do prostopadłego podania, skoro piłkę zgarnąłby szybki Alejandro Balde? Nie za bardzo wiadomo. Polak podjął jednak taką decyzję, zderzył się z Hiszpanem, będąc w pełnym biegu i Pavlidisowi pozostało skierować piłkę do pustej bramki.

Reklama

Jak na Narodowym

Szczęsny występował w swojej karierze w wielkich klubach, ale żaden z nich – Arsenal czy Juventus – nie grał tak wysoko ustawioną obroną jak Barcelona Hansiego Flicka. A to wymusza konkretne zachowania bramkarza, przede wszystkim częste wybieganie z bramki i zgarnianie piłki po długich podaniach. Inaki Pena, z którym Polak rywalizuje o miejsce w składzie, ma swoje mankamenty. Całościowo jest pewnie gorszym bramkarzem od Szczęsnego, ale Hiszpan przyzwyczaił się do filozofii Flicka. Polak – co pokazał mecz w Lizbonie – niekoniecznie.

Minęło kilka minut i Szczęsny znów się nie popisał. Kolejna piłka w pole karne, tym razem do Turka Kerema Arturkoglu. Polak źle sobie wszystko wyliczył i był spóźniony: rywal dotknął piłkę, przeskoczył nad nim i upadł. Powtórki pokazały, że prawdopodobnie został lekko muśnięty. Rzut karny nie był jakąś wielką kontrowersją. Ponownie Pavlidis, tym razem z jedenastki, i napastnik gospodarzy władował swojego trzeciego gola – wszystkie w pierwszej połowie.

Grek, który w tym sezonie najczęściej zawodził, został nieoczekiwanym bohaterem Benfiki. A Szczęsny przeżył kolejną grecką tragedię – niektórym mógł przypomnieć się mecz otwarcia EURO 2012, właśnie przeciwko Grekom, oglądany przez całą Polskę, w którym sprokurował rzut karny i wyleciał z boiska.

Szalone spotkanie

Mecz w Lizbonie był szalonym i jednocześnie memicznym widowiskiem. Do przerwy Benfika prowadziła 3:1, bo dla Barcelony w pierwszych 45 minutach trafił Robert Lewandowski (z rzutu karnego). Polak mógł mieć też asystę, ale jego podanie zmarnował Raphinha, a w innej sytuacji świetnie interweniował bramkarz Benfiki, Ukrainiec Anatolij Trubin. W drugiej połowie Trubin zachował się, jakby chciał powiedzieć Szczęsnemu: “Nie da się skompromitować bardziej niż ty? To potrzymaj mi piwo”. Ukrainiec tak wybijał piłkę z pola karnego, że ta uderzyła w Raphinhę i… trafiła do bramki.

Reklama

Gdy wydawało się, że Barcelona może powalczyć o remis, nastąpił kolejny szybki zwrot. Benfica ruszyła lewą stroną i po dośrodkowaniu wydawało się, że Szczęsny łatwo złapie piłkę. Ale, biorąc pod uwagę jego dyspozycję, czy by ją złapał? No właśnie. Nie dowiedzieliśmy się jednak tego, bo uprzedził go stoper Ronald Araujo i… wbił samobója.

Benfica pokazała, że ma niezwykły potencjał ofensywny. Po ograniu 4:0 Atletico tym razem strzeliła tyle samo goli Barcelonie. Ale nie zwyciężyła. Nawet nie zremisowała. Długimi fragmentami na lewej obronie portugalskiej drużyny świetnie prezentował się Carreras, który wiele razy radził sobie dobrze z Laminem Yamalem. Choć to również on – tak przynajmniej uznał sędzia – faulował gwiazdę hiszpańskiej piłki (choć decyzja wydaje się kontrowersyjna). Kolejny karny dla gości, znowu pewnie wykorzystany przez Lewandowskiego, który w tym sezonie Ligi Mistrzów ma już dziewięć goli na koncie. Barcelona wciąż przegrywała, ale była lepsza. I dopięła swego. Najpierw wyrównał strzałem głową Eric Garcia, a w doliczonym czasie gry wygraną w ulewnym deszczu dał gościom Raphinha.

Tuż przed golem Brazylijczyka na bramkę Szczęsnego szarżował Angel di Maria. Polak w świetnym stylu, w tak ważnym momencie, zatrzymał jego strzał, czym trochę odkupił swoje winy. Barcelona wygrała 5:4, obejrzeliśmy jedno z najlepszych spotkać Ligi Mistrzów od lat, wynik pójdzie w świat, ale nie zmienia to faktu, że Polak należał do najsłabszych aktorów tego wielkiego widowiska.

Benfica – FC Barcelona 4:5 (3:1)

  • 1:0 Pavlidis – 2′
  • 1:1 Lewandowski – 13′ z karnego
  • 2:1 Pavlidis – 22′
  • 3:1 Pavlidis – 30′ z karnego
  • 3:2 Raphinha – 64′
  • 4:2 Araujo – 68′ samobójcza
  • 4:3 Lewandowski – 78′ z karnego
  • 4:4 Garcia – 86′ 
  • 4:5 Raphinha – 90+4′

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

50 komentarzy

Loading...