Przepis o młodzieżowcu został wreszcie – po trwających latami negocjacjach, przepychankach i zakulisowych wojenkach – oficjalnie zlikwidowany przez zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wprawdzie prezes Cezary Kulesza mówi raczej o konieczności jego “aktualizacji”, ale to jednak zdecydowanie zbyt łagodne określenie w tym kontekście. Przepis najpierw nakładał bowiem na kluby Ekstraklasy obowiązek gry z młodzieżowcem w składzie, potem karano zespoły niewypełniające ustalonych limitów, a teraz dla odmiany federacja chce już nagradzać tych, którzy na największą skalę zaufają nieopierzonym piłkarzom. Marchewka zamiast kija, zachęta zamiast gróźb.
To radykalna, choć spodziewana, a wręcz wyczekiwana od dawna zmiana. I dobrze, że w końcu do niej dojdzie. O ile początkowo przepis o młodzieżowcu był kontrowersyjnym, obarczonym wieloma wadami pomysłem, tak później stał się wykoślawionym tworem, który najlepiej podsumował Jan Urban: “to kabaret”.
Rewolucyjny pomysł Bońka
Konieczność gry w Ekstraklasie z przynajmniej jednym piłkarzem o statusie młodzieżowca w składzie zaczęła obowiązywać od sezonu 2019/20. Zmiany w przepisach zatwierdzono zaledwie pół roku wcześniej, a więc kluby miały relatywnie niewiele czasu, by przystosować się do nowych realiów. Dlatego po pewnych turbulencjach zdecydowano się wówczas na dodatkową, drobną modyfikację kryteriów. Najstarszym dopuszczalnym rocznikiem mieszącym się wtedy w widełkach uczyniono 1998, a nie – jak początkowo zakładano – 1999. Ale to oczywiście nie ostudziło emocji, jakie wzbudziła w środowisku ta nowa, nietypowa regulacja. Przepis o młodzieżowcu od samego początku zdobył bowiem znacznie więcej zajadłych wrogów, aniżeli gorących zwolenników. Patronem i największym piewcą reformy był rzecz jasna Zbigniew Boniek, ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, jednak nawet w jego otoczeniu nie brakowało osób o sceptycznym podejściu do przepisu.
O co chodziło Bońkowi?
W ramach jego wizji zmiany w regulaminie rozgrywek miały po latach zaowocować zmianami w mentalności polskich działaczy.
Boniek chciał niejako wymusić – głównie na przedstawicielach ekstraklasowych klubów – strategiczny zwrot w stronę promowania młodych zawodników, co w dalszej perspektywie miałoby z kolei sprawić, że polskie rozgrywki upodobniłyby się do – przy zachowaniu proporcji – holenderskiej Eredivisie, czyli ligi tradycyjnie przyjaznej graczom dopiero wspinającym się na najwyższy poziom. – W tym przepisie są same plusy, a żadnych minusów. Nie chodziło to, bo ograniczać polskie kluby, tylko o wyrobienie nowej tendencji. O pokonanie problemu z wprowadzaniem młodzieży do pierwszej drużyny – tłumaczył Boniek na kanale Prawda Futbolu. W podobne tony uderzał zresztą Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN ds. szkolenia już za kadencji Cezarego Kuleszy. – Dla mnie najważniejszy jest pośredni efekt przepisu o młodzieżowcu. Z pełną świadomością mówię i podejrzewam, że zaraz będzie to przez niektórych krytykowane i cytowane – jesteśmy federacją, która w ostatnich latach zrobiła największy progres, jeśli chodzi o szkolenie. Potwierdzają to wyniki kadr młodzieżowych – powiedział Mateńko.
Z kolei Maciej Murawski, były reprezentant Polski, zwracał uwagę na fakt, że nowa regulacja uderzyła wyłącznie w interesy tych klubów, które wcześniej nie zadbały o szkolenie, a przecież jest w interesie polskiego futbolu, by tak krótkowzrocznie funkcjonujących drużyn było na najwyższym szczeblu jak najmniej.
Przeciwnicy przepisu o młodzieżowcu wytaczali jednak równolegle znacznie cięższe działa. – Na tę chwilę nie widzę żadnego istotnego plusa tej regulacji. Badania statystyczne pokazują, że ani liga przez to nie odmłodniała, ani poziom tych chłopaków nie wzrósł. Ba, jako dyrektor sportowy najbardziej zmagałem się z ogólnym obniżeniem jakości młodzieżowców. U zarania tego przepisu założeniem było podniesienie poziomu szkolenia w klubach, natomiast wiadomo, że to tak nie działa. Nowy wymóg nie sprawił, że nagle wszystkie kluby zaczęły świetnie szkolić. Niektóre po prostu zaczęły wypożyczać młodzieżowców, nie mając ich u siebie. Ci chłopcy w wielu przypadkach mają miejsce za darmo, bo jakościowo są słabsi. Nie uczestniczą w normalnej sportowej rywalizacji – mówił na naszych łamach Robert Graf. – W kadrze meczowej trzeba mieć dwóch-trzech takich chłopaków, a w całej kadrze czterech-pięciu. Normalnie mogliby oni iść na wypożyczenie do 1. lub 2. ligi, żeby w zdrowym trybie zbierać doświadczenie seniorskie. W obecnej sytuacji go nie zbierają, tylko siedzą na ławce lub na trybunach.
Sąd nad przepisem o młodzieżowcu w Ekstraklasie. Co poprawił, a co zepsuł?
Na ten problem zwrócił uwagę także Ireneusz Mamrot.
– Mnóstwo chłopaków zatrzymało się w rozwoju, bo blokuje się ich wypożyczenia do niższych lig. Puchacz, Gumny, Moder, Bida, Klimala – każdy z nich w ten sposób dorastał do ekstraklasowego grania. Ktoś powie, że skoro ktoś jest słaby i nie gra, to i tak nic nie traci, ale to nieprawda. Jeden zawodnik dojrzewa szybciej, inny rozwija się wolniej i dłużej wskakuje na określony poziom. I właśnie ze względu na ten aspekt byłem przeciwko – skwitował szkoleniowiec.
Ich możesz nie kojarzyć. 10 smutnych twarzy przepisu o młodzieżowcu
Dość szybko stało się jasne, że przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie sprawdza się kiepsko. Kto wcześniej stawiał ochoczo na graczy młodych, najczęściej wychowanków – na przykład Zagłębie Lubin albo Lech Poznań – po prostu robił to dalej. Natomiast drużyny nieprzygotowane, by sprostać nowej regulacji zaczęły w swoich składach promować, bądźmy szczerzy, totalnych przeciętniaków. W najwyższej klasie rozgrywkowej zaistnieli więc tacy gracze jak Lusiusz, Szelągowski, Skibicki, Maj czy Pek. Stawiano na nich kosztem piłkarzy bardziej utalentowanych, ale – na swoje nieszczęście – starszych. Konieczność posiadania w kadrze co najmniej kilku graczy łapiących się do rocznikowych widełek wydatnie wpłynęła również na rynek transfery. Status młodzieżowca stał się bowiem nagle dodatkowym atutem w negocjacjach kontraktowych. I odwrotnie – gracze “przeterminowani”, a więc minimalnie zbyt starzy, by załapać się w widełki, zostali w nowych realiach poszkodowani.
– Przepis o młodzieżowcu nie funkcjonuje nigdzie na świecie. Pytanie, czy wymyśliliśmy coś, czego świat nie dojrzał i to ma być rozwiązanie, remedium na wszelkie bolączki. Nie wydaje mi się – grzmiał Wojciech Pertkiewicz, były prezes Arki Gdynia i Jagiellonii Białystok. Z kolei Rafał Gikiewicz nazwał przepis “wirusem polskiego futbolu”. – Nie będzie w polskiej piłce normalnie, jak będziemy rozdawać miejsca młodym bez walki – podsumował golkiper Widzewa Łódź.
Cyrk na kółkach
Oczywiście biadolenie trenerów, dyrektorów sportowych i prezesów było momentami mocno przesadzone. Wielu szkoleniowców i działaczy poprzez narzekanie na straszliwy przepis o młodzieżowcu próbowało zamaskować własne błędy w przygotowaniu drużyny lub w konstruowaniu kadry na sezon. Cezary Kulesza nie mógł jednak nie zauważyć, że pomysł Bońka nie przypadł do gustu przedstawicielom większości ekstraklasowych klubów. Jednym z ważnych punktów jego programu wyborczego – mało konkretnego, ale jednak jakoś tam zarysowanego – była więc obietnica zajęcia się przepisem po przejęciu władzy w PZPN. Co oczywiście bulwersowało zwolenników nowych zasad, którzy przekonywali, że potrzeba przynajmniej dekady, by realnie ocenić wpływ przepisu na sytuację w Ekstraklasie.
– Mądrze zarządzane kluby nadal będą stawiały na młodzieżowców, nawet jak nie będzie już przepisu, bo na nich można najwięcej zarobić. Poza tym możliwe, że zwiększona zostanie pula nagród w Pro Junior System – zapowiadał nam wiosną 2022 roku jeden z działaczy polskiej federacji.
Tylko że mijały kolejne miesiące prezesury Kuleszy, a konkretnej o oficjalnej decyzji na temat przyszłości przepisu o młodzieżowcu wciąż nie podjęto. Wreszcie doszło do zupełnie kuriozalnej sytuacji, gdy zbliżał się wielkimi krokami start sezonu 2022/23, a działacze PZPN i przedstawiciele klubów dalej zawzięcie debatowali nad zmianami w regulaminie. – Może ja o czymś nie wiem, ale chyba nie ma jeszcze ostatecznej decyzji? To nie jest tak, że PZPN oficjalnie to ogłosił. Nie będę mówił z kim i o czym rozmawiałem, ale według mojej wiedzy poszczególne warianty – niektóre całkiem interesujące – będą jeszcze dyskutowane. To otwarta sprawa – mówił nam w maju 2022 roku Jarosław Mroczek, prezes Pogoni Szczecin. Upłynął jednak i maj, i czerwiec, a negocjacje wciąż trwały i trwały.
Być może jedyna taka liga, która dopina regulamin na 10 dni przed startem sezonu
Na dziesięć dni przed startem ligowej kampanii klamka dalej nie zapadła.
Czysty cyrk.
Ostatecznie wypracowano kulawy kompromis, w ramach którego kluby Ekstraklasy miały do wypełnienia limit 3000 minut rozegranych przez młodzieżowców w sezonie (przy paru dodatkowych obostrzeniach). Sęk w tym, że nowe regulacje nie nakładały już na uczestników rozgrywek obowiązku – ustalono natomiast niemałe kary finansowe dla tych ekip, które nie zdołają zrealizować limitu, albo po prostu mają go w głębokim poważaniu. Tym sposobem na przykład Raków Częstochowa, który w sezonie 2022/23 sięgnął po mistrzostwo Polski, zapłacił potem dwa miliony złotych grzywny za niedostateczną liczbę minut spędzonych na boisku przez młodzieżowców. Ot, dodatkowy wydatek, wkalkulowany w rywalizację o najwyższą stawkę. Michał Świerczewski z pewnością uważa, że warto było się wykosztować.
– W piłce nożnej zawsze jest tak, że kluby, które mają większe budżety, są w teoretycznie lepszej sytuacji, bo mogą ściągnąć potencjalnie lepszego piłkarza, płacąc mu większe pieniądze – tłumaczył nam Wojciech Cygan, działacz Rakowa i PZPN. Z tym spojrzeniem nie zgadzał się naturalnie Zbigniew Boniek. – Zmiana przepisu o młodzieżowcu nie była żadną decyzją kolegialną czy niekolegialną. Ta zmiana to była robota przedstawiciela Rakowa, żeby obalić ten przepis. Na koniec to on wysyłał ankiety do klubów, żeby zajęły stanowisko w tej sprawie. Jak ktoś kilka razy o to pytał, to w końcu była wola zmiany i to nawet za pięć dwunasta.
– Jak ktoś chce usuwać ten przepis, to proszę bardzo. Uważam, że ludziom młodym trzeba dać czasami parasol ochronny. Często słyszę zdanie: „jak młody jest dobry, to powinien grać”. Guzik prawda. W życiu to tak nie funkcjonuje, jak ktoś skończy dobre studia, to od razu nie dostaje dobrej pracy. Podobnie w piłce. Młodym piłkarzom trzeba stwarzać warunki do rozwoju i trzeba im pomagać. Wiadomo, że do Ekstraklasy i tak trafiają ci najlepsi, najwięcej trenujący i pracujący nad sobą. To często chłopcy, którzy mają największe plany i marzenia związane z piłką. Takim młodym ludziom trzeba pomagać na wszystkich płaszczyznach życia. Inaczej na wszystkich stanowiskach byliby tylko ludzie starsi i doświadczeni – dodał Boniek. – Czasami większość myśli o tym, co byłoby najlepsze dla nich, a nie dla polskiej piłki. Władze związku są od tego, żeby czasami podejmować niepopularne decyzje. Nie czuję jednak ani rozgoryczenia czy rozczarowania, że pewne rzeczy są zmieniane. Przyszli do władz PZPN inni ludzie i mają inne pomysły. To są ich rządy i niech robią, jak chcą. Czas oceni czy ich zmiany były dobre czy złe.
Temat likwidacji pozostałości po pierwotnym przepisie o młodzieżowcu powrócił zarówno przed startem sezonu 2023/24, jak i przed inauguracją bieżącej kampanii ligowej. I wydaje się, że taki był właśnie zamiar tych, którzy doprowadzili do poluzowania regulaminu – chcieli najpierw przepis porządnie osłabić, a wkrótce potem go usunąć. Cezary Kulesza nie spieszył się jednak ze zrealizowaniem woli szefów większości klubów Ekstraklasy. Uparcie utrzymywał stan przejściowy.
Prowizorka podtrzymana przy życiu
Zimą 2024 roku usłyszeliśmy w PZPN szaloną koncepcję, by zachęcić kluby do stawiania na jak najmłodszych piłkarzy. – Przy zachowaniu wszelkich proporcji – szukajmy swoich Bellinghamów. W Niemczech czy w Anglii zdarzają się historie, że nastolatkowie zostają dość szybko wiodącymi postaciami w swoich klubach. U nas dzieje się to bardzo rzadko lub wcale, bo trzeba wystawiać przepisowego 21-latka, byleby tylko nie zapłacić na koniec sezonu kary za zbyt małą liczbę minut rozegranych przez młodzieżowców. Te planowane zmiany będą zachęcać kluby i trenerów do wystawiania nastolatków – mówił nam jeden z działaczy federacji.
Z kolei Wojciech Pertkiewicz apelował o zamianę kija na marchewkę.
– Rozwiązań jest wiele, ale ten system, który funkcjonuje u nas, jest wyjątkiem, który po pięcioletnim eksperymencie daje nam szansę na wyciągnięcie wniosków. Te wnioski są takie, że przepis ten powinien zostać zlikwidowany, a zwiększone powinny zostać nagrody za wystawianie młodych Polaków i ten wiek powinien zostać obniżony co najmniej o rok. Nagrody powinny być rzeczywiście motywujące. Rozmawiam też z innymi prezesami i wiem, że oni też na Pro Junior System patrzą. To nie jest tak, że klub zarabia niechcący i przypadkiem, bo w wielu klubach jest to element strategii finansowej – twierdził Pertkiewicz. – Obecnie Ekstraklasa zabiera wielu młodzieżowców jako zabezpieczenie. Tych, którzy często są turystami, jeżdżą po klubach, grają w rezerwach, tracą swoje najlepsze lata. W przypadku, kiedy tego przepisu nie będzie w Ekstraklasie, to zacznie się migracja tych zawodników do 1. ligi. Widzieliśmy to w dużej mierze przed wprowadzeniem przepisu o młodzieżowcu. Pokazuje to przykład Jakuba Modera czy jeszcze kilku innych chłopaków.
Znacznie ostrzej wypowiedział się Jan Urban, szkoleniowiec Górnika Zabrze, w wywiadzie dla Goal.pl. – Przepis o młodzieżowcu to jest kabaret. To mogli wymyślić tylko u nas. […] Zawsze znamy się najlepiej, bo nikt inny nie chce takich rzeczy wymyślać. Każdy klub wystawi młodego, jeśli ma dobrego. Ale zmuszać na siłę, bym wystawiał, a jak nie, to mnie ukarzesz? A czemu nie odwrotnie? Że jak będę grał młodymi, to mi dołożysz pieniędzy? Co my robimy? Na siłę tworzymy zawodników do U-21? Przecież ten przepis robi krzywdę piłkarzom. Każdy wie, że posiadanie młodego, dobrego zawodnika, to najprostszy sposób zarobku.
Sytuacja stała się rzeczywiście kabaretowa, ponieważ za rządów Kuleszy średnio co pół roku przepis o młodzieżowcu stawał się tematem medialnych spekulacji na zasadzie: “zlikwidują go już teraz, czy odroczą wyrok o kolejny sezon?”. W grudniu 2024 roku sprawę po raz kolejny podniesiono podczas zjazdu w Jachrance.
Relacjonowaliśmy wtedy na Weszło: “Temat młodzieżowca pokazuje, że prezesowi osuwa się grunt. Przeciwko niemu wystąpili już nawet ludzie, których dotychczas miał za sojuszników, jak Dariusz Mioduski czy Łukasz Jabłoński, wiceprezes Motoru Lublin i członek zarządu PZPN. Wszyscy domagają się konkretów, najmocniej Zbigniew Jakubas, który z sobie znanym wdziękiem i otwartością żartował, że sprawczość federacji wygląda na taką, że mogłaby ona zmienić nazwę na PZPR. […] Zjazd z 2023 roku po czasie okazał się hucpą, dyskusja o przepisie o młodzieżowcu nie rozwiązała problemu, lecz go zaogniła. I tym razem było nerwowo, niepewnie, podejrzliwie. PZPN uspokajał, zapowiadał działania, kluby enty raz nie dają się jednak nabrać na tę samą śpiewkę. Związek wciąż zarzuca im, że nie przedstawili konkretów, oni kontrują: konkrety mieliście na stole, dzięki wspólnej grupie roboczej, której pracę wyrzuciliście do kosza”.
Szkolenia, Gen Z i wyborcze gierki. Co naprawdę dzieje się w Jachrance? [REPORTAŻ]
Tym samym pomysł, który od samego początku budził kontrowersje, ale można było znaleźć argumenty na jego obronę, przepoczwarzył się w regulaminowego potworka. Źródło zakulisowych gierek i wojenek, w ewidentny sposób powiązanych z kolejną kampanią wyborczą w federacji. Miały być zatem długofalowe efekty, zmiana mentalności działaczy, rewolucja w myśleniu o budowaniu kadry zespołu w Ekstraklasie, a wyszło…
No cóż, wyszło jak zwykle.
Kulesza ma pewien pomysł!
14 stycznia 2025 roku PZPN oficjalnie poinformował na łamach platformy Łączy Nas Piłka:
“W trakcie obrad zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej przedyskutowano możliwość wprowadzenia zmian w zasadach udziału zawodników młodzieżowych w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy od sezonu 2025/2026. W opinii zarządu jedną z najważniejszych aktualizacji powinna być rezygnacja z kar finansowych na rzecz nagród. W nowej formule programu federacja będzie nagradzać finansowo drużyny, które stawiają na młodzież. Projekt ma być rozwijany i stale aktualizowany. […] Podczas wtorkowego posiedzenia zarządu PZPN przedstawiono szczegółową analizę, która jasno pokazuje, że wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu było dobrą decyzją. Przyniosła ona wymierne korzyści dla młodych zawodników i miała znaczący wpływ na wyniki reprezentacji młodzieżowych.
Po wsłuchaniu się w głos środowiska klubów i trenerów stwierdzono, że dziś, po trzech latach funkcjonowania obecnego przepisu (od sezonu 2022/2023), konieczna jest jednak aktualizacja zasad udziału zawodników młodzieżowych w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy. – Gra ma być nagrodą, nie nakazem. Nie będziemy karać klubów, jeśli zawodnicy młodzieżowi nie wypełnią limitu rozegranych minut. Zamierzamy jednak nadal nagradzać finansowo drużyny, które stawiają na młodzież. W jaki sposób? Mamy już na to pewien pomysł, o którym będziemy rozmawiać w najbliższych tygodniach – powiedział Cezary Kulesza”.
Można się tylko uśmiechnąć. Z analiz wynika, że przepis się sprawdził, ale zostanie zniesiony. Wróć – zostanie “zaktualizowany”. Nowe reguły? Dowiadujemy się na razie tylko tego, że prezes federacji “ma na to pewien pomysł”, o którym będzie rozmawiał. Oby uwinął się z tymi dyskusjami przed startem kolejnych rozgrywek.
Niemniej, za przepisem o młodzieżowcu – ani w pierwotnym kształcie, ani w formule z ostatnich lat – tęsknić nie będziemy. Niewątpliwie zachwiał równowagą na rynku transferowym, zawrócił w głowie paru średnio uzdolnionym chłopakom (część z nich zaliczyła już twarde lądowanie w 3. czy 4. lidze), wyhamował rozwój wielu młodzieżowcom-bezpiecznikom, no a ostatnio można wręcz stwierdzić, że stanowił dodatkowy oręż dla bogatych klubów – mogących sobie pozwolić na niewypełnienie limitów i płacenie kar – w rywalizacji z tymi biedniejszymi. Choć trzeba także uczciwie zaznaczyć, że nigdy się już nie przekonamy, w jaki sposób przepis tak naprawdę wpłynąłby na Ekstraklasę, gdyby jego oryginalne założenia zostały zachowane na dłużej. No i nie sposób nie zauważyć, że ostatnie lata były dla polskich rozgrywek całkiem udane zarówno wewnętrznie (wzrost frekwencji na stadionach), jak i zewnętrznie (postępy w europejskich rozgrywkach, progres w rankingu krajowym UEFA). Czy to zasługa przepisu o młodzieżowcu? No nie. Ale nie było on też taką okropną kulą u nogi dla Ekstraklasy, jak to próbują malować przedstawiciele niektórych klubów. Zwłaszcza tych, gdzie najmocniej szwankuje aspekt promowania wychowanków.
Jedno jest natomiast pewne – niekończące się spory na ten temat były toksyczne, męczące i generalnie szkodliwe, a dalsza gmeranina przy przepisie z całą pewnością narobiłaby jeszcze więcej szkód i wygenerowała jeszcze więcej konfliktów, niż przyniosła pozytywów.
Szkoda, że potrzeba było dopiero rozpoczęcia walki o reelekcję w PZPN, by prezes Cezary Kulesza to zauważył.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Rośnie zainteresowanie piłkarzem Stali Rzeszów. Pytają dwa kluby z Ekstraklasy
- Flick jak Robin Hood, czyli zagrać z Las Palmas tak, jak z Realem
- Stadion Narodowy nie może być niewolnikiem PZPN-u
fot. FotoPyk / NewsPix.pl