Reklama

Real chyba lubi wygrywać trudne mecze. Teraz czekamy na El Clasico

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

09 stycznia 2025, 22:03 • 4 min czytania 5 komentarzy

Niby takie wymyślne rozgrywki, w wymyślnej lokalizacji i o wymyślnej formule, ale futbolowi często wystarczy bardzo niewiele, by wzbudzić spore emocje. Mallorca, co zrozumiałe, skazywana była na pożarcie i miała dziś wyraźnie przegrać z Realem, zapewniając nam przy okazji kolejne El Clasico i wielkie spotkanie Królewskich z czekającą już w finale Superpucharu Hiszpanii Barceloną. Była jednak w stanie długo stawiać opór faworyzowanym podopiecznym Carlo Ancelottiego.

Real chyba lubi wygrywać trudne mecze. Teraz czekamy na El Clasico

Nie da się ukryć, że Real już od pierwszych minut spotkania wyraźnie zaznaczał swoją dominację. To piłkarze w białych strojach atakowali częściej, zacieklej i stanowili o wiele większe zagrożenie niż ich rywale ze słonecznej wyspy. Wszystkiemu ze względnym spokojem przyglądał się żujący gumę trener Królewskich, który miał prawo wierzyć, że jego zespół tak czy siak wygra i zamelduje się w finale organizowanego w Arabii Saudyjskiej miniturnieju.

Czasem chciałoby się pomyśleć, że pewność siebie w końcu zgubi Real, lecz kompletnie się na to nie zanosi. Los Blancos niezwykle często wygrywają mecze, w których, zdawać by się mogło, muszą się nieźle namęczyć.

Real – Mallorca 3:0. Mbappe pada, a madridistas znów będą narzekać

Prowokujemy tym nagłówkiem, jasne. Pchamy się w gips. Faktem jest jednak, że mecz dwóch hiszpańskich drużyn bez sędziowskiej kontrowersji to jak żołnierz bez karabinu. Raz te decyzje arbitrów z Półwyspu Iberyjskiego są gorsze, innym razem lepsze. Czasem można się z nimi zgodzić, a niekiedy trudno w ogóle zrozumieć, o co im chodziło.

Dziś zarzuty, niektóre słuszne, będzie odpierał pan Ricardo de Burgos Bengoetxea, który za skórę zalazł sympatykom Realu już w dwudziestej minucie rywalizacji. Konsultował swoją decyzję z asystentami VAR, ale nie zdecydował się przyznać Królewskim rzutu karnego po świetnej akcji Kyliana Mbappe. Francuz przebiegł spory kawałek pola karnego, sprytnie omijając nogi atakujących go rywali, lecz w końcu stracił równowagę i upadł. Kontakt z rywalem był, ale karnego, zdaniem arbitra, już nie.

Reklama

Sama ta jedna sytuacja wystarczyłaby już do pomarudzenia na sędziego de Burgosa i jego współpracowników, tylko że nie to było po pierwszej połowie głównym zmartwieniem sympatyków Realu. Najgorszy był w tym wszystkim wynik, który trzeba było jak najszybciej zmienić.

Do przerwy bez goli. Po przerwie obawy o zdrowie Francuza

Stołeczni podglądani z trybun przez niedawnego kolegę, Karima Benzemę, w drugą część meczu weszli podobnie jak w tę pierwszą – wzięli piłkę i zaczęli atakować. Z dystansu szczęścia spróbował Eduardo Camavinga, znów wyrywał się Mbappe. Niedługo po zmianie stron zamiast gola obejrzeliśmy jednak bardzo niebezpieczną sytuację z udziałem Aureliena Tchouameniego – Francuz zderzył się z jednym z rywali i na chwilę chyba stracił przytomność, bo padł bezwładnie na murawę stadionu w Jeddah.

Wszyscy z niepokojem patrzyli, jak znokautowany przez bark Cyle’a Larina piłkarz Realu dochodzi do siebie, ale wiele wskazuje na to, że na strachu się skończy – Tchouameni opuścił murawę o własnych siłach i chyba w pełni świadomy tego, gdzie się znajduje. Gry oczywiście nie mógł kontynuować i szybko zniknął w szatni, gdzie od razu zaczęto się upewniać, że wszystko z nim w porządku.

Koledzy zajęli się natomiast wygraniem trudnego jak cholera meczu z Mallorką.

Gol imienia najbardziej wymęczonego gola na świecie

Wszystko jak z niezłego filmu akcji podlanego nieco zardzewiałym humorem. W 63. minucie Real ruszył z dynamiczną akcją zapoczątkowaną w środku pola. Mbappe zagrał do Viniciusa, Brazylijczyk popędził pod samą linię końcową i wrzucił w biegu na głowę Rodrygo, który piłkę skierował prosto na słupek. W międzyczasie w bramce Mallorki ustawiło się sześciu (wliczając bramkarza) podopiecznych Jagoby Arrasate, którzy postanowili chyba, że zastosują w tej akcji taktykę muru nie do przebicia.

Piłkę odbitą od słupka zebrał więc Mbappe, którego szybki strzał sparował Dominik Greif. Futbolówka znów jednak wróciła w pole karne, gdzie znalazł się niezawodny w trudnych momentach Jude Bellingham. Anglik musiał jeszcze “przedryblować” Lucasa Vazqueza, ale jakoś znalazł drogę do siatki i tym samym przełamał impas.

Reklama

Okazało się, że na Mallorkę jeden gol w zupełności by dziś wystarczył, bo nie była to drużyna zdolna zagrozić bramce Realu. A Królewscy dalej atakowali. W efekcie podwyższyli prowadzenie po samobójczym trafieniu Martina Valjenta i golu Rodrygo na 3:0 w doliczonym czasie gry. Mocny finisz w meczu, który bardzo długo się rozkręcał. I jakby mało było efektów specjalnych, po ostatnim gwizdku sędziego jeszcze efektowna przepychanka między piłkarzami obu zespołów. Samo gęste.

Najważniejszy jest jednak efekt tych prawie stu minut rywalizacji. Real, zgodnie z planem, zameldował się w finale Superpucharu Hiszpanii i w niedzielę będziemy emocjonować się jego starciem z Barceloną. El Clasico i to o trofeum? Nic tylko rezerwować sobie cały wieczór na kolejne emocjonujące starcie odwiecznych rywali.

Real Madryt – RCD Mallorca 3:0 (0:0)

  • 1:0 – Bellingham 63′
  • 2:0 – Valjent 90’+3 (gol samobójczy)
  • 3:0 – Rodrygo 90’+5

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

5 komentarzy

Loading...