Arsenal przystępował do meczu z Ipswich z szansą, by wskoczyć na pozycję wicelidera Premier League, po tym, jak w starciu z Fulham punkty pogubiła Chelsea. Kanonierzy wygrali skromnie, 1:0, ale jak najbardziej zasłużenie, bo jedyne, co mieli dziś do zaoferowania goście to niezła gra w defensywie.
Mecz mógł się zacząć zaskakująco. Piłkarze Ipswich od pierwszych sekund z dużą determinacją nacisnęli gospodarzy na ich połowie, co zakończyło się dośrodkowaniem w kierunku Szmodicsa. Irlandczyk nie zdołał jednak zamienić sytuacji choćby na strzał, a co dopiero na bramkę. Kiedy element zaskoczenia zawiódł, goście przeszli do głębokiej defensywy i całkowicie oddali inicjatywę Arsenalowi. Gracze Mikela Artety wzięli więc futbolówkę i rozpoczęły się mozolne próby sforsowania niebieskiego muru.
Jedni nazwą to rzetelnym wykonywaniem założeń taktycznych, inni ordynarną murarką, fakt jest jednak taki, że zawodnicy Ipswich całkiem nieźle radzili sobie z bronieniem własnej szesnastki. Byli przy tym kompletnie niezainteresowani kreowaniem jakichkolwiek akcji zaczepnych, więc posiadanie piłki Arsenalu momentami sięgało nawet 90%. Kiedy jednak decydujesz się wyłącznie strzec pola karnego przeciwko drużynie tak kreatywnej jak Kanonierzy, musisz liczyć się z tym, że gracze o takiej jakości w końcu cię zaskoczą.
I w końcu im się to udało. Greaves i Davies nie zdołali upilnować Havertza, który z najbliższej odległości wykorzystał dogranie Trossarda. Belg zaskoczył defensywę rywala przyspieszeniem i zamiast szukać uderzenia, zdecydował się na precyzyjne dogranie do reprezentanta Niemiec, któremu pozostało dostawić nogę, by dać gospodarzom prowadzenie.
Po przerwie Ipswich musiało szukać wyrównania i nie można powiedzieć, że wcale nie próbowało. Piłkarze Kierana McKenny nie mieli dziś jednak żadnych argumentów, by ukąsić Kanonierów. Ich jedynym atutem była odpowiedzialność w tyłach, przez co pozytywny rezultat do końca pozostawał w zasięgu. Bądź co bądź, 1:0 to niewielka przewaga, którą można wypuścić z rąk po jednej przypadkowej sytuacji, indywidualnym błędzie lub skutecznym stałym fragmencie gry.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jeśli w drugiej połowie było blisko zmiany rezultatu, to zdecydowanie na korzyść Arsenalu. Gospodarze kilka razy ładnie poklepali na połowie rywala, zaprezentowali pojedyncze przebłyski jakości i gdyby byli bardziej skuteczni, mecz byłby zamknięty dużo wcześniej. Nie była to już taka ogromna przewaga, jak w pierwszej części meczu, posiadanie piłki zdecydowanie się wyrównało, ale na niewiele przełożyło się to dla gości, którzy mecz zakończyli bez strzału na bramkę.
Arsenal wykorzystał porażkę Chelsea i wskoczył na pozycję wicelidera Premier League, przynajmniej do niedzieli zmniejszając stratę do Liverpoolu do sześciu punktów. Kanonierzy pozostają jedyną ekipą w angielskiej elicie, która w tym sezonie nie przegrała na własnym stadionie. Ipswich natomiast nie poprawiło swojej sytuacji w tabeli i wciąż jest przedostatnie ze stratą trzech oczek do piętnastych Wolves.
Arsenal – Ipswich 1:0 (1:0)
- 1:0 – Havertz 23′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Szok: da się karać za licencyjne jaja! Lechia i Kotwica w tarapatach
- Problemy Polaków za granicą. Dlaczego sytuacja wielu z nich wygląda tak źle?
- Nasi najlepsi lewi wahadłowi to klubowe rozczarowania
- Patoliga: Największe kibolskie patologie w 2024 roku [WIDEO]
Fot. Newspix