Reklama

Wyjątkowo można pochwalić Jacka Zielińskiego

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

17 grudnia 2024, 13:40 • 4 min czytania 39 komentarzy

Uwaga, dzieje się rzecz niesłychana – to ten jeden z nielicznych momentów w ostatnich miesiącach, kiedy możemy napisać coś pozytywnego o Jacku Zielińskim. Do zawstydzająco obszernego pasma transferowych klęsk i niepowodzeń dyrektor sportowy Legii dopisuje jeden sukces, którego nie można mu odbierać. To Ryoya Morishita. Warszawski klub wykupuje Japończyka. W tym transferze wszystko zagrało tak, jak należy.

Wyjątkowo można pochwalić Jacka Zielińskiego

Morishita trafił do Polski w styczniu na roczne wypożyczenie. Zanim to się stało, Legia wynegocjowała kwotę ewentualnego wykupu piłkarza, która, jak czytamy u Pawła Gołaszewskiego z „Piłki Nożnej”, wynosi około pół miliona dolarów. Stołeczni właśnie ją aktywowali. Złośliwi powiedzieliby, że Zieliński powinien dokonywać transferów zagranicznych lig tylko w takim trybie, bo dzięki temu nie wyrzuciłby tylu pieniędzy w błoto.

Zapłacił za Migouela Alfarelę – niewypał.
Zapłacił za Sergio Barcię – anonim.
Zapłacił za Marco Burcha – zakopany.
Zapłacił za Gila Diasa – nic nie pokazał.

Do grona obcokrajowców, którzy za sprawą Zielińskiego trafiali do Ekstraklasy bez żadnego wcześniejszego związku z Polską, należy doliczyć Benamina Verbicia (rozczarowanie), Richarda Strebingera (klęska), Qendrima Zybę (absurd), Jeana-Pierre Nsame (kataklizm), Claude Goncalvesa (dramat), Radovana Pankova (przeciętniak) oraz Juergena Elitima, Blaża Kramera i Rubena Vinagre’a, choć do tego ruchu przyznaje się akurat Goncalo Feio (trzy ostatnie to rzecz jasna sukcesy). Jak na dłoni widać, że dyrektor sportowy Legii słabo radzi sobie na zagranicznym rynku.

Dlaczego więc uważamy, że akurat za transfer Morishity należą się duże brawa?

Reklama

Po pierwsze – transfer poprzedziło długie, roczne wypożyczenie, na którym obie strony mogły się poznać. Gdyby to obowiązywało jedynie do zeszłego lata, Japończyk pewnie nie zostałby przy Łazienkowskiej, bo w zeszłym sezonie był raczej bezbarwny (ani dobry, ani zły – po prostu bez szału). Dopiero latem i jesienią rozkwitł jak, nie przymierzając, japońska wiśnia. Dla Morishity był to pierwszy zagraniczny wyjazd w karierze, a przecież Polska i Japonia to kulturowo dwa różne światy. Zdarza się, że zawodnicy z tego regionu potrzebują dłuższej aklimatyzacji – i taki komfort Legia zapisała w kontrakcie i sobie, i piłkarzowi.

Po drugie – stosunkowo niska kwota wykupu. Damy ci piłkarza na rok, a potem będziesz mógł wziąć go na stałe za normalną, niewygórowaną, atrakcyjną wręcz rynkowo kwotę – chyba nie powiesz, że to zły układ, prawda?

Po trzecie – Morishita to po prostu świetny piłkarz.

Nawet, jeśli plan był trochę inny – Japończyk trafiał do Legii jako wahadłowy, a na tej pozycji finalnie średnio mu poszło – to nie można legijnemu działowi sportowemu odmówić tego, że sprowadził bardzo jakościowego grajka. Morishita, stając się środkowym pomocnikiem, idealnie wpasował się w układankę Feio – potrafi zaskoczyć dynamiką, agresywnie doskoczyć, haruje w pressingu, szybko wychodzi na pozycje, szybko reaguje i szybko także wymienia piłkę z kolegami. Portugalczyk lubi oddać przeciwnikowi inicjatywę, by zaatakować go na jego połowie i załatwić sprawę w trzy-czteropodaniowej akcji. Trudno wyobrazić sobie w całej Ekstraklasie ofensywnego piłkarza, który bardziej pasowałby właśnie do takiej gry. Nie znaczy to oczywiście, że Morishita jest najlepszym pomocnikiem w ligowej stawce (bo nie jest), ale akurat w układance Feio może najbardziej uwypuklić swoje atuty.

„Po czwarte” dopiszemy w momencie, gdy Japończyk wyjedzie z Ekstraklasy z kilkukrotną przebitką. Dziś bez problemu można wyobrazić sobie taki scenariusz. Ostatnie pół roku w Legii mocno podbiło jego wartość. Morishita przyciąga uwagę liczbami – ma już we wszystkich rozgrywkach siedem goli i osiem asyst. Europejski rynek bardzo ceni zdolność do bezpośredniej gry. Puchary są dla niego dobrym oknem wystawowym na zachodni rynek – raz, że Legia wzbudza zainteresowanie dobrymi wynikami, dwa – zagra w nich na wiosnę, trzy – japoński pomocnik radzi sobie w nich lepiej niż w lidze.

Kiedy można pochwalić, to z chęcią chwalimy. Zwłaszcza że jeśli Jacek Zieliński utrzyma skuteczność transferową, to na kolejną okazję możemy długo poczekać.

Reklama

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Ekstraklasa

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Komentarze

39 komentarzy

Loading...