Przed dzisiejszym meczem wydawało się, że to Rumunki podejdą do niego bardziej zmotywowane. W końcu walczyły o zachowanie szansy na mecz o piąte miejsce mistrzostw Europy. Z kolei Polki dziś grały wyłącznie o honor. O to, by fazy zasadniczej Euro nie skończyć ze wstydliwym punktowym zerem. Jak się jednak okazało, taka motywacja była ogromnym paliwem dla naszych reprezentantek, które dziś triumfowały 29:24, rozgrywając swoje najlepsze zawody na tym turnieju! Aż chce się przy tym zapytać: dziewczyny, dlaczego dopiero w ostatnim meczu?
TYLKO I AŻ O HONOR
Przed spotkaniem z Rumunkami pewne było jedno. Niezależnie od wyniku, dla podopiecznych trenera Arne Senstada był to ostatni mecz na tegorocznych mistrzostwach Europy. Podczas nich Biało-Czerwone w pierwszej fazie awansowały z trudnej grupy, mając za rywalki Francję, Hiszpanię i Portugalię. Kluczowy okazał się mecz z drugimi z wymienionych, który Polki wygrały 26:23.
Jak się okazało, aż do dziś było to ostatnie zwycięstwo naszych szczypiornistek na tej imprezie. –Bardzo bym chciała, żebyśmy dalej pokazywały to, co w meczu z Hiszpanią. Mam na myśli przede wszystkim walkę i zaangażowanie, bo w poniedziałek pięknie było widzieć, jak wszystkie razem mocno walczyłyśmy. Wtedy możemy wygrać z każdym. Wiem, że stać nas na kolejne zwycięstwa – mówiła przed rozpoczęciem rundy zasadniczej Monika Kobylińska, cytowana przez oficjalną stronę ZPRP.
Niestety, słowa jednej z liderek kadry zostały zweryfikowane negatywnie. Reprezentacja Polski doznała bolesnych porażek kolejno ze Szwecją (25:33) i Węgrami (21:31). W obu tych spotkaniach nasze rodaczki były tłem dla rywalek. Z kolei przegrana z Czarnogórą (28:30) pozbawiła je szans na „mecz pocieszenia”, decydujący o miejscach 5-6 na Euro. Dzisiejsze spotkanie z Rumunią było więc typowym meczem o honor. Ostatnim występem, który nawet pod względem matematycznym niczego Biało-Czerwonym nie dawał. Dziś Monika Kobylińska i spółka walczyły tylko i aż o to, by fazy zasadniczej mistrzostw nie zakończyć z wstydliwym zerem w punktowym dorobku.
GDYBY NIE TA CZERWONA KARTKA…
Polki rozpoczęły spotkanie ze sporym animuszem i nawet pomimo słabej skuteczności Pauliny Uścinowicz sprawiały rywalkom sporo kłopotów. Nasze szczypiornistki radziły sobie naprawdę nieźle i postawiły Rumunkom na boisku trudne warunki.
Nagle wszystko posypało się w szesnastej minucie pierwszej połowy. Biało-Czerwone były bardzo agresywne w obronie – co samo w sobie mogło budzić podziw. Lecz podczas jednej z akcji kołowa Marlena Urbańska zahaczyła wysuniętą ręką zbiegającą na skrzydło rywalkę. Urbańska uczyniła to na tyle niefortunnie, że jej ręka wylądowała na przeponie przeciwniczki, która długo nie mogła podnieść się z parkietu. Sędziowie chwilę zastanawiali się nad karą za przewinienie polskiej zawodniczki, aż podjęli decyzję o czerwonej kartce.
Od tego momentu podopieczne trenera Senstada nie potrafiły trafić bramki przez sześć kolejnych minut. Choć w tym czasie Adrianna Górna miała do wykorzystania nawet rzut karny. Ofensywna niemoc Polek została wykorzystana przez Rumunki, które odskoczyły na dwie bramki. Nasze szczypiornistki mogły sobie pluć w brody za wspomniany przestój, bo później ponownie pokazały dobrą grę. Jednak to nie wystarczyło do odrobienia strat – pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 11:10 dla Rumunii.
Wygrana Biało-Czerwonych cały czas w zasięgu pic.twitter.com/3L5liAajVh
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) December 10, 2024
DLACZEGO DOPIERO TERAZ?
Biało-Czerwone w drugiej połowie miały więc do odrobienia jedną bramkę, ale mecz był do wygrania. Jakże cieszyć mogło to, że one same poczuły krew i starały się wykorzystać szansę. Lepiej weszły w tę część spotkania, co pozwoliło im szybko wyjść na prowadzenie. Na papierze był to dla Polek już mecz o nic, ale grały w nim z ogromnym zaangażowaniem. Za to należy im się szacunek. Ale nie tylko za to.
W grze reprezentacji Polski trudno wyróżnić którąś z dziewczyn. Największym atutem tej drużyny był bowiem cały zespół. Spokojne szukanie szansy dobrego rzutu – niezależnie od tego, kto ma go wykonać. Zawziętość w defensywie. To wszystko było dziś w grze szczypiornistek biegających z orzełkiem na piersi, które długimi momentami grały perfekcyjnie. Oglądając ich poczynania, aż z nutką żalu można było zapytać: drogie panie, dlaczego dopiero teraz, na pożegnanie?
Odpowiedź na nie musi znaleźć trener Senstad, ale też same kadrowiczki. Bo owszem, z mistrzostwami Europy żegnają się z honorem, po rozegraniu najlepszego spotkania (i zdecydowanie najlepszej połowy) na tym turnieju. Wygrywają 29:24 z zespołem, który wcześniej podczas tych zawodów ograł Szwecję. Lecz to wszystko jeszcze bardziej daje do myślenia. I nasuwa wniosek, że Biało-Czerwone miały potencjał, by ugrać na tych zawodach wynik lepszy, niż dwa punkty w fazie zasadniczej. I to na jej zakończenie.
Polska – Rumunia 29:24 (10:11)
Czytaj więcej o innych sportach: