Pewne przed dzisiejszym starciem z Hiszpanią było jedno – tylko wygrana miała dać Polkom awans do dalszej fazy rozgrywek. Remis nas nie zadowalał, porażka tym bardziej. Trzeba było zagrać na maksa i pokonać rywalki, które też walczyły o wyjście z grupy. I choć był to mecz bardzo rwany, momentami pełen błędów i nerwów, to Biało-Czerwone okazały się w nim lepsze. Polki grają dalej!
Potrzebny charakter
Mistrzostwa Europy? Nie jest to, łagodnie rzecz ujmując, nasza impreza. W XXI wieku Polki zameldowały się na niej wcześniej sześciokrotnie. W 2006 roku było 8. miejsce, potem trzy edycje bez nas, a w kolejnych pięciu Biało-Czerwone nie zajęły nawet miejsca w czołowej “10”. Teraz też jeszcze nie jest ono gwarantowane – do kolejnej fazy weszło bowiem 12 ekip. Ale z pewnością udało się wypełnić cel minimum, którym było wyjście do drugiej fazy grupowej. I to trzeba docenić, nawet jeśli Hiszpanki bardzo nam dziś pomogły.
Bo mogliśmy się tego meczu obawiać. Adrian Struzik, drugi trener naszej kadry, po losowaniu mówił co prawda tak: – To nie było złe losowanie. Trzeba będzie wygrać dwa mecze, aby awansować. Wydaje mi się, że jesteśmy w stanie to zrobić. Spotkania z Hiszpanią i Portugalią nie będą jednak łatwe. Jeżeli będziemy mieli wszystkie zawodniczki w dobrej dyspozycji, to jesteśmy w stanie wyjść z grupy. – I niby wszystko się w tej wypowiedzi zgadza, problem w tym, że Polki w dwóch pierwszych spotkaniach absolutnie nie zaimponowały dyspozycją.
Mecz z Francją – o której Struzik nawet nie wspomniał? Demolka. Faworytki, nie tylko meczu, ale i turnieju, rozbiły naszą kadrę 35:22. Ale to było starcie spisane na straty.
Potem przyszło jednak spotkanie z Portugalią, teoretycznie outsiderkami naszej grupy. W pierwszym meczu Portugalki przegrały zresztą z Hiszpanią 24:30. Grały nieźle, jednak widać było, że są o klasę gorsze. Ale już w meczu z Polkami wszystko toczyło się na żyletki. Biało-Czerwone ostatecznie wygrały tylko jedną bramką, 22:21. A na domiar złego Hiszpanki wydawały się być w formie – z Francuzkami co prawda przegrały, ale jedynie 22:24, rzucając faworytkom spore wyzwanie.
W efekcie to my do ostatniego meczu przystępowaliśmy z perspektywy outsidera. Bo o ile przed turniejem można było pisać, że Hiszpania jest w dołku, że nie ma Alexandriny Cabral Barbosy, doskonałej zawodniczki, która skończyła karierę, że ostatni mecz z nimi – dwa lata wcześniej, też na mistrzostwach Europy – Polki wygrały, o tyle patrząc na spotkania grupowe już na tych mistrzostwach, nie dało się nie zauważyć, że to zawodniczki z Półwyspu Iberyjskiego są w lepszej formie.
Polkom pozostało jedynie udowodnić, że na najważniejsze mecze potrafią się zmobilizować i pokazać charakter. Bo to właśnie charakteru było nam tu trzeba, a nasze zawodniczki zapowiadały, że go nie zabraknie – bo dwa lata temu Hiszpanki i Niemki w pewnym sensie się “dogadały”, by spokojnie wyjść z grupy. Kosztem Polek.
Nerwowo, ale zwycięsko!
Od początku było widać zresztą, że te wspomnienia są u naszych zawodniczek wciąż żywe. Walczyły w defensywie, nie odpuszczały ani na centymetr. W ataku bywało różnie. Czasem niecelnie rzucały, innym razem trafiło się nieudane podanie. Ale Hiszpanki z naszą defensywą sobie nie radziły i też popełniały błędy. A nawet gdy przedzierały się przez zasieki postawione przez Biało-Czerwone, to na drodze ostatecznie stawały bramkarki.
W dodatku dobry plan na ten mecz przygotował Arne Senstad, trener Polek. Ustawił atak na dwie obrotowe, a więc postawił na grę na pełnym ryzyku. Polki wycofywały bramkarkę, grały 7 na 6 w ataku. Czasem zgubiły piłkę, ale Hiszpanki – na nasze szczęście – były niespecjalnie skuteczne w rzutach z dystansu.
Efekt? Polki zaliczyły co prawda słaby początek, ale z czasem zaczęły odrabiać straty. Już w okolicach 11. minuty wyszły na prowadzenie 5:4, a ledwie kilka minut później było już 8:5 dla nich. Przewaga rysowała się zwłaszcza w poczynaniach defensywnych, o których regularnie przypominał podopiecznym Senstad. Owszem, Polki z czasem zaczęły zbierać coraz więcej kar dwóch minut – po drodze była też czerwona kartka Pauliny Uścinowicz – ale radziły sobie nawet w osłabieniu. No, może z wyjątkiem momentu, gdy w pewnym momencie z parkietu wyleciały… trzy nasze zawodniczki.
Tu jednak wrócić musimy do charakteru. Bo dziś nawet w tej sytuacji Polki się nie załamały. Po prostu robiły swoje. Do przerwy prowadziły 14:12. Po niej powiększały różnicę bramek między obiema ekipami. W pewnym momencie było już 20:14 i od tego momentu zaczęły się kluczowe minuty spotkania. Do końca pozostawał bowiem kwadrans, a nasze reprezentantki chyba poczuły zbliżającą się wygraną. Kilka błędów sprawiło, że Hiszpanki zdawały się łapać wiatr w żagle.
ZROBIŁY TO❗️
👏 Zwycięstwo z Hiszpanią i awans reprezentacji Polski do rundy głównej Mistrzostw Europy 2024! 😍@POT_GOV_Pl @TeamORLEN @Eurosport_PL @EHFEURO #handballpolska pic.twitter.com/f6GPQOKAof
— Handball Polska (@handballpolska) December 2, 2024
Ale dziś nie było mowy o tym, by Polki odpuściły. Na każdy lepszy moment rywalek reagowały swoimi świetnymi akcjami. Monika Kobylińska, Magda Balsam czy Aleksandra Rosiak w kluczowych momentach były znakomite. I mimo nerwówki w końcówce ostatecznie sprawiły – razem z koleżankami – że to Biało-Czerwone wygrały trzema bramkami. Tym samym wyszły z grupy i przeszły do fazy głównej mistrzostw Europy. Po raz pierwszy od 2014 roku.
Wtedy jednak z grupy wychodziły trzy ekipy, a Biało-Czerwone w późniejszych meczach nie wygrały już ani razu. Teraz liczymy na to, że będzie zupełnie inaczej.
Polska – Hiszpania 26:23
Fot. Newspix