Reklama

Lillehammer przyniosło nam… najstarszego lidera PŚ w historii. Polacy? Bez błysku

Błażej Gołębiewski

Opracowanie:Błażej Gołębiewski

23 listopada 2024, 18:13 • 6 min czytania 3 komentarze

Fantastyczne otwarcie sezonu zaliczył w Lillehammer Pius Paschke. Niemiec, który był szósty po pierwszej serii, w drugiej poszybował na odległość 138.5 metra, zapewniając sobie zwycięstwo w konkursie indywidualnym i prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W końcówce rywalizacji nie zabrakło emocji, a na podium sensacyjnie znalazł się zmiennik kontuzjowanego Daniela Hubera. Niezbyt dobrze zaprezentowali się w sobotnich zawodach Polacy, spośród których najlepszy okazał się Paweł Wąsek, kończąc dzisiejsze zmagania na czternastym miejscu.

Lillehammer przyniosło nam… najstarszego lidera PŚ w historii. Polacy? Bez błysku

Kuriozalne sytuacje w kwalifikacjach

Poprzedni sezon – mówiąc łagodnie – nie był dla Polaków udany. Nadchodzący, jak zapewniali Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Maciej Kot, ma być już znacznie lepszy. I to właśnie tę piątkę zobaczyliśmy dzisiaj na skoczni w Lillehammer podczas konkursu indywidualnego. Wczoraj natomiast z obiektem dobrze zapoznali się dwaj pierwsi, biorąc udział w rywalizacji drużyn mieszanych. W tych zawodach Biało-Czerwoni ostatecznie zajęli 7. lokatę. 

Dzisiejsze zmagania na Lysgårdsbakken rozpoczęły się od małego skandalu. W kwalifikacjach doszło do kuriozalnej i niebezpiecznej sytuacji, kiedy Kristoffer Eriksen Sundal został… zepchnięty z belki startowej. Siedzący na niej Norweg zderzył się ze ścianką reklamową, która zjechała na niego, zmuszając do nieoczekiwanego rozpoczęcia skoku. 


W efekcie Sundal ruszył bez zgody trenera i przy żółtym świetle, a niewiele brakowało, by stracił równowagę na torach. Złapał jednak balans, przy okazji notując próbę na odległość 135 metrów. Po skoku Norweg był wściekły na organizatorów, choć ostatecznie jego start został zaliczony. 

Reklama

Do groźnej sytuacji doszło ponadto przy próbie Domena Prevca. Słoweńcowi w locie poluzowało się wiązanie narty, przez co szybko zaczął tracić równowagę w powietrzu. Przed katastrofą uratowała go przytomność umysłu, bo… przytrzymał nartę ręką, bardziej kontrolując dzięki temu upadek. Ten finalnie nie okazał się nazbyt bolesny, a Prevc bez problemu podniósł się, pokazując, że wszystko z nim w porządku. 


Co natomiast wydarzyło się w kwalifikacjach w Lillehammer, jeśli chodzi o kwestie czysto sportowe? Wśród Polaków najlepszy był Paweł Wąsek, który zameldował się na 16. miejscu po próbie na odległość 131.5 metra. Reszta naszej kadry? Cóż, Biało-Czerwonych próżno było szukać w czołówce: 26. był Dawid Kubacki, 32. Aleksander Zniszczoł, 40. Kamil Stoch, a Maciej Kot znalazł się na 49. lokacie. Kwalifikacje wygrał natomiast Jan Hoerl, zaliczając świetny skok – Austriak wylądował na 141. metrze. 

Pierwsza seria bez błysku Polaków 

Zmagania w pierwszej serii konkursu indywidualnego w Lillehammer skoczkowie rozpoczęli z dziesiątej belki. Warunki od początku były dość trudne, a wiatr odgrywał pierwszoplanową rolę w rywalizacji. Mimo tego dobrze zaprezentował się na Lysgårdsbakken Maximilian Otner, skacząc na bardzo dobrą odległość – 132 metry. Młody Austriak wskoczył do kadry w ostatniej chwili, zastępując w niej najlepszego lotnika zeszłego sezonu, czyli Daniela Hubera. Ten natomiast nabawił się poważnego urazu w trakcie środowego treningu i czeka go wielomiesięczna przerwa. 

Jako pierwszego z Polaków zobaczyliśmy na belce startowej Macieja Kota. I nie był to, mówiąc łagodnie, najlepszy skok w jego wykonaniu. Trudno inaczej ocenić bowiem lot na 114 metrów, choć można tę próbę nieco usprawiedliwić niełatwymi warunkami. Znacznie lepiej poradził sobie natomiast Paweł Wąsek, który poszybował na odległość 128.5 metra. Chwilę później, po skoku Roberta Johanssona, Polak był już pewny awansu do serii finałowej. 

Dawid Kubacki oddał z kolei dość poprawny, ale mimo wszystko krótki skok. 123 metry zaliczone przez dwukrotnego brązowego medalistę olimpijskiego uplasowało go choćby za… Fatihem Ardą Ipcioglu. Metr bliżej wylądował startujący po Kubackim Kamil Stoch i było wiadomo, że utytułowanemu Polakowi będzie bardzo trudno awansować do drugiej serii. 

Reklama

Tuż po dwóch Biało-Czerwonych na belce usadowił się Halvor Egner Granerud. Norweg od razu pokazał, że z warunkami i skocznią można sobie poradzić bez większych problemów. Po próbie na odległość aż 138 metrów wysunął się na prowadzenie. Nie zbliżył się do niego ostatni z Polaków, Aleksander Zniszczoł, który skoczył 121.5 metra. 

W pierwszej serii najlepszy okazał się Stefan Kraft. Po skoku na 133 metry ostatecznie znalazł się przed Danielem Tschofenigem (132.5 m) i znajdującymi się ex aequo na trzecim miejscu Granerudem oraz Sundalem. Ortner po dobrym skoku na półmetku był piąty. Polacy? 22. był Paweł Wąsek, 25. Aleksander Zniszczoł, a 29. Dawid Kubacki. Z sobotnim konkursem pożegnali się Stoch (35. lokata) i Kot (42.). 

Polacy lepiej, fenomenalny Paschke 

Seria finałowa rozpoczęła się zatem już bez dwóch Biało-Czerwonych. Pierwszy z trójki, która dalej liczyła się w rywalizacji, na belce startowej pojawił się Kubacki. I skoczył przyzwoicie, bo na 128 metrów. Lepszy był Zniszczoł, który zaliczył odległość 131.5 metra. Pół metra dalej wylądował natomiast Wąsek, pokazując kolejny raz, że w Lillehammer czuje się dobrze. 

Drugą serię na chwilę przerwał wiatr. Przez kilka minut organizatorzy oczekiwali na poprawę warunków, choć te pozostawały niekorzystne. Ostatecznie podjęto decyzję, by zawodnicy ruszyli z 13. belki. I radzili sobie słabo, co z kolei oznaczało świetne wieści dla Pawła Wąska, który po kilku kolejnych niezbyt dobrych próbach rywali był już pewny zakończenia rywalizacji w pierwszej piętnastce konkursu na Lysgårdsbakken. 

Fenomenalnie skoczył szósty po pierwszej serii Pius Paschke, lecąc na odległość aż 138.5 metra i z miejsca obejmując prowadzenie. I Niemiec, który na co dzień pracuje w bawarskiej policji… nie oddał go już do końca rywalizacji, zaliczając świetne otwarcie sezonu i zostając najstarszym liderem Pucharu Świata w historii. Mogą o nim mówić również ci, którzy uzupełnili podium: drugi Tschofenig i trzeci Ortner. Zaskoczył w szczególności ostatni z wymienionych, bo konkurs w Lillehammer to dla niego zaledwie trzeci start w zawodach Pucharu Świata. Ogromny niedosyt będzie natomiast po dzisiejszej rywalizacji odczuwał Stefan Kraft, który skoczył w finałowej serii tylko 130 metrów i zakończył zmagania na 4. miejscu.


Pierwsza dziesiątka konkursu indywidualnego w Lillehammer:

1. Pius Paschke 131.5 m, 138.5 m (317.1 pkt)

2. Daniel Tschofenig 132.5 m, 132.5 m (309.2)

3. Maximilian Ortner 132 m, 131.5 m (307.1)

4. Stefan Kraft 133 m, 130 m (306)

5. Jan Hoerl 128.5 m, 130 m (300.9)

6. Anze Lanisek 130 m, 127 m (296)

7. Kristoffer Eriksen Sundal 134.5 m, 126.5 m (295.6)

8. Gregor Deschwanden 127 m, 125 m (293.2)

9. Johann Andre Forfang 123.5 m, 133 m (292.6)

10. Tate Frantz 135.5 m, 124.5 m (292.2)

Miejsca Polaków:

14. Paweł Wąsek 128.5 m, 132 m (285.3)

23. Aleksander Zniszczoł 121.5 m, 131.5 m (276.2)

26. Dawid Kubacki 123 m, 128 m (274.1)

35. Kamil Stoch 122 m (121.1)

42. Maciej Kot 114 m (115.3)

Fot. Newspix 

Czytaj więcej o skokach narciarskich:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Szymon Janczyk
0
Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław
Liga Europy

Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

AbsurDB
12
Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

Polecane

Ekstraklasa

Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Szymon Janczyk
0
Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław
Liga Europy

Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

AbsurDB
12
Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej
Moto

Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Błażej Gołębiewski
0
Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Komentarze

3 komentarze

Loading...