Reklama

Legendy absolutne. Najwybitniejsi fighterzy w historii UFC [TOP 10]

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

16 listopada 2024, 15:12 • 15 min czytania 6 komentarzy

W ciągu wielu lat swojej działalności UFC wypromowało pokaźną liczbę mistrzów. Oglądaliśmy zawodniczki i zawodników o ponadprzeciętnym potencjale, wielkich umiejętnościach, ale też wyróżniających się charyzmą przyciągającą tłumy. Wybraliśmy spośród nich najważniejsze nazwiska – te, które zarówno mogły poszczycić się wybitnymi osiągnięciami sportowymi, jak i odciśnięciem swojego śladu na UFC i całym MMA. Kto zatem znalazł się w naszym zestawieniu i czym kierowaliśmy się przy konkretnych wyborach? 

Legendy absolutne. Najwybitniejsi fighterzy w historii UFC [TOP 10]

W rankingu wzięliśmy pod uwagę nie tylko to, co widzieliśmy w klatce, ale również to, co odbywało się poza nią. Choć oczywiście kluczowym kryterium pozostały umiejętności. I tak naprawdę trudno w tego typu zestawieniu ograniczyć się zaledwie do dziesięciu nazwisk. Bo przecież istnieją takie legendy jak choćby Ronda Rousey czy Stipe Miocic, których obecność w rankingu również bez problemu by się obroniła. Przy wymienianiu wielkich gwiazd UFC nie można też pominąć Joanny Jędrzejczyk, wszak popularna „JJ” przez dwa lata była mistrzynią wagi słomkowej w federacji Dany White’a. Mimo wszystko staraliśmy się wybrać postacie mające jeszcze większy wpływ nie tylko na samą organizację, ale i MMA oraz cały sport. 

W ten sposób powstał ranking tych, którzy w naszej ocenie odcisnęli na UFC największe ślady. Repertuar prawdziwych gladiatorów, profesjonalistów gotowych do maksymalnych wyrzeczeń, by dać z siebie wszystko w oktagonie i osiągnąć zamierzone cele. A i te najczęściej nie ograniczały się wyłącznie do jednorazowego zdobycia mistrzowskiego pasa. Są tu bowiem tacy, którzy na swoich kontach mają dziesiątki obron czy tytuły z różnych kategorii wagowych, którzy na różne sposoby reformowali MMA, dokonując w swoich walkach rzeczy dotychczas niespotykanych. I wreszcie również tacy, którzy przyciągali na rozmaite areny oraz przed telewizory nie tyle setki tysięcy, co nawet miliony spragnionych krwi fanów.

10. Randy Couture/Matt Hughes/Chuck Liddell

Zaczynamy od końca, czyli miejsca numer dziesięć w naszym zestawieniu. I od razu kontrowersyjnie, bo umieszczając na tej pozycji nie jedno, a aż trzy nazwiska. Randy Couture, Matt Hughes i Chuck Liddell – to postacie, które zrobiły wiele dla rozwoju zarówno UFC, jak i sportów walki. Z dzisiejszej perspektywy trudno jednoznacznie ocenić, który z nich miał największy wpływ na MMA i najbardziej wyróżniał się pod względem sportowym. Nie oznacza to jednak, że powinno ich zabraknąć w rankingu najlepszych z najlepszych. 

Couture był przecież wojownikiem przyciągającym tłumy, mistrzem wagi półciężkiej i ciężkiej, umiejętnie budował napięcie wokół swoich walk. Ale Hughes wcale mu nie ustępował, słynąc ponadto z aktywności (w samym 2001 roku stoczył aż 9 walk, z których wygrał 8) i sporych osiągnięć w wadze półśredniej. Dwukrotnie był jej mistrzem, 7 razy bronił tytułu. Na jego rozkładzie byli choćby Georges St-Pierre, Matt Serra czy B.J. Penn.

Reklama

W czasach, gdy MMA dopiero raczkowało, świetną robotę w kontekście popularyzacji sportów walki robił także Chuck Liddell. Były mistrz UFC w wadze półciężkiej zasłynął nie tylko z widowiskowych pojedynków stojących na wysokim poziomie, ale również efektownego irokeza na swojej głowie. To wszystko sprawiało, że gale z jego udziałem oglądało coraz więcej kibiców nietuzinkowego wojownika.

9. José Aldo

1848 dni. Przez tyle czasu José Aldo był mistrzem UFC wagi piórkowej, stając się prawdziwym dominatorem w swojej kategorii. Aż siedem skutecznych obron tytułu, widowiskowy styl, świetne pojedynki z Chadem Mendesem w Rio de Janeiro, którego zresztą Aldo był królem. Prawdziwa legenda amerykańskiej organizacji, obecna w zawodowym MMA przez 20 lat. W okresie od 2006 do 2014 wygrał w 18 kolejnych walkach. 

Nigdy nie bał się nowych wyzwań, zawsze starał się bić o najwyższe cele. Zaliczył kilka znaczących porażek, w tym choćby z Conorem McGregorem czy Maxem Hollowayem, ale udawało mu się po nich wracać na zwycięskie tory. Szczególnie po dwóch przegranych pojedynkach z tym drugim – wówczas Aldo świetnie zaprezentował się w starciu z Jeremym Stephensem. Swoją ostatnią walkę stoczył całkiem niedawno, bo na początku października, przegrywając z Mario Bautistą po niejednogłośnej decyzji. 

I być może José mógł już sobie to zestawienie odpuścić, bo przecież karierę kończyć chciał raz w 2019, a raz w 2022 roku, kiedy urodził mu się syn. Ale zakochany w MMA Brazylijczyk wciąż nie chce powiedzieć ostatniego słowa, mając na karku 38 lat. Czy zobaczymy go jeszcze w jakiejś spektakularnej walce? Pewnie nie, ale co z tego. Wszak mówimy o dwukrotnym mistrzu UFC, który przez wiele lat udanie bronił tytułu, stając się prawdziwą legendą amerykańskiej organizacji.

Reklama

8. Amanda Nunes

W UFC mogliśmy zobaczyć wiele świetnych pojedynków pomiędzy paniami, a najlepsze z nich toczyła Amanda Nunes. Jasne, federacja współpracowała choćby z Cris Cyborg, Joanną Jędrzejczyk czy Rondą Rousey, która wydatnie przyczyniła się do promocji organizacji i całego kobiecego MMA, ale to Nunes mimo wszystko pozostawiła po sobie największy, najbardziej wyrazisty ślad. Była wszak pierwszą zawodniczką spod szyldu UFC, której udało się dzierżyć mistrzowski pas nie w jednej, a w dwóch kategoriach wagowych. 

Wspomnianą Rousey zdewastowała w stójce, zadając będącej w szoku rywalce cios za ciosem. Coraz mocniejsze uderzenia doprowadziły do zakończenia starcia, którego chwiejąca się na nogach przeciwniczka Amandy Nunes nie była w stanie już kontynuować. Prawdziwym pokazem umiejętności Brazylijki była jej walka z Cris Cyborg. Wyrwała rodaczce pas wagi piórkowej, nokautując ją w pierwszej minucie pojedynku. 

Po wieloletniej dominacji Nunes straciła wreszcie mistrzostwo w kategorii koguciej. Jej pogromczynią okazała się Julianna Peña, która już w rewanżowym starciu musiała zwrócić tytuł Amandzie. Brazylijka stoczyła jeszcze potem zaledwie jedną walkę, wygrywając na pełnym dystansie. I odeszła na własnych warunkach, w chwale, nigdy nie rozmieniając się na drobne. Trudno znaleźć wśród kobiet walczących w UFC lepszą zawodniczkę, dlatego nie mogło Brazylijki zabraknąć w naszym zestawieniu. 

7. Daniel Cormier

Daniela Cormiera większość młodych fanów MMA kojarzy z roli komentatora w UFC. Zanim znalazł się na tym stanowisku, został legendą federacji Dany White’a, choć nie było o to łatwo. Dlaczego? Amerykanin mierzy około 180 cm, co w stawce zawodników wagi ciężkiej plasowało go w grupie najniższych i dysponujących najmniejszym zasięgiem wojowników. Nie przeszkadzało mu to jednak w mierzeniu się z prawdziwymi gigantami. Ba, wygrywaniu z nimi. 

Zanim jednak omówimy szerzej karierę Cormiera w MMA, warto zerknąć też na jego dokonania przed mariażem z mieszanymi sztukami walki. Daniel to bowiem sportowiec pełną gębą, reprezentant kraju w zapasach w stylu wolnym. Dwukrotny olimpijczyk, zwyciężał na igrzyskach i mistrzostwach panamerykańskich, a w kategorii do 96 kilogramów był nawet brązowym medalistą mistrzostw świata w Baku. 

Budowany przez lata fundament z pewnością pomagał mu w MMA. Przeszkadzał natomiast wspomniany wzrost i zasięg, ale nie miało to dla Cormiera większego znaczenia. Rywalizował z dużo wyższymi od siebie, w tym choćby Alexandrem Gustafssonem, Andersonem Silvą, Anthonym Johnsonem, Volkanem Oezdemirem czy wreszcie Stipe Miociciem, którego też przecież moglibyśmy bez problemu umieścić w tym rankingu. I każdego z nich „DC” pokonywał – przeważnie w świetnym stylu. 

Największy atut? Zapasy oczywiście. Cormiera wymienia się często jako jednego z najlepszych parterowców w historii UFC, zaraz po Chabibie Nurmagomiedowie. Przyniosło to wreszcie wybitne osiągnięcia, bo Amerykanin został mistrzem zarówno w wadze półciężkiej, jak i ciężkiej. Cieszył się od zawsze dużym uznaniem fanów, dokładając swoją cegiełkę, a być może nawet i cegłę, do rozwoju MMA oraz UFC.

6. Conor McGregor

Nazwisko, którego nie trzeba przedstawiać nikomu. I mowa nie tylko o kibicach MMA, ale też osobach kompletnie nieznających się na sportach walki. Conor McGregor to od wielu lat międzynarodowa marka, której fundamenty skrupulatnie budowano właśnie w UFC. Głośny, bezkompromisowy Irlandczyk dał amerykańskiej organizacji to, czego potrzebowała – ogromny rozgłos i zastrzyk nowych fanów, śledzących z wypiekami na twarzy nie tylko kolejne pojedynki z udziałem ich idola, ale też jego konferencje prasowe. 

Bo to przecież ich królem był Conor McGregor. Wielka charyzma, niewyparzona gęba, która potrafiła nierzadko w błyskotliwy sposób wyprowadzić rywali z równowagi, wreszcie nieprzewidywalność w klatce i świetne umiejętności. To wszystko przyciągało tłumy, choć wojownik z Dublina miał równie wielu przeciwników, co zwolenników. Idealnie pasuje zresztą do niego łatka tego, którego można albo kochać, albo nienawidzić. 

Zadebiutował w UFC, mając naprzeciw siebie Marcusa Brimage’a. Znokautował go i odebrał bonus za walkę wieczoru. I tych dodatkowych nagród w dorobku McGregora nie brakowało, bo podczas swoich pojedynków zawsze starał się być skuteczny, ale przede wszystkim widowiskowy. A pomagał mu w tym niebagatelny talent, którego trudno Irlandczykowi odmówić. 

Nie bał się wielkich nazwisk, mając na rozkładzie Maxa Hollowaya, Dustina Poiriera, Chada Mendesa czy Nate’a Diaza. Do historii przeszło jego starcie z José Aldo, którego w 2015 roku w Las Vegas znokautował firmowym lewym w 13 sekundzie pojedynku o pas wagi piórkowej. Brutalnie zabrał legendarnemu Brazylijczykowi mistrzostwo, przyciągając do UFC setki tysięcy nowych fanów, zachwyconych tym, co w klatce prezentuje McGregor. 

A ten nie miał zamiaru się zatrzymywać. Conor wkrótce przeszedł do wagi lekkiej, gdzie pokonał w efektownym stylu Eddiego Alvareza. Co taki rezultat oznaczał dla charyzmatycznego Irlandczyka? Przejście do historii UFC, bowiem stał się pierwszym zawodnikiem amerykańskiej organizacji, który w tym samym momencie był posiadaczem mistrzowskich pasów z dwóch kategorii wagowych. 

Dla wielu wciąż MMA równa się McGregor. I to nawet mimo tego, że The Notorious” ostatni raz w klatce pojawił się w lipcu 2021 roku. Czy zobaczymy go jeszcze w oktagonie? Czy znów będzie elektryzował publiczność podczas gorących konferencji prasowych? To wszystko niestety już mało prawdopodobne. Dlaczego? Wyjaśnił to dokładnie Kacper Marciniak w tekście, który przeczytacie tutaj.

5. Demetrious Johnson

Niewielu było mistrzów UFC, którzy mimo swoich fenomenalnych osiągnięć, przeszli przez karierę bez większego echa. Bez skandali, bez tworzenia nadmuchanej atmosfery przed walkami, wreszcie – bez ogromnej popularności, jaką niewątpliwie mógł się cieszyć choćby wspomniany wcześniej Conor McGregor. Jednym z takich przykładów jest Demetrious Johnson, który, choć niewątpliwie był niesamowitym mistrzem, do samego końca kariery pozostawał nieco w cieniu. 

Ale dlaczego właściwie nie powinno tak być? Tym, którym nazwisko Amerykanina niewiele mówi, polecamy zerknąć na jego osiągnięcia w klatce. „Mighty Mouse” był prawdziwym gladiatorem, łącząc przede wszystkim świetną szybkość i mobilność ze sporą siłą. Takie połączenie doprowadziło Johnsona do pasa wagi muszej, którego bronił… jedenastokrotnie. 

Niestety dla Demetriousa, starcia w jego kategorii nigdy nie budziły większego zainteresowania widowni. A szkoda, bo przecież walki, w których prym wiódł „Mighty Mouse”, były efektowne. Jasne, nie był to wielki show z nakręcającymi się w nieszablonowy sposób rywalami, ale wszystko wynagradzał poziom sportowy. Ten stał bowiem na najwyższym możliwym poziomie. 

CZYTAJ TEŻ: NAJLEPSZY ZAWODNIK MMA W HISTORII? DEMETRIOUS JOHNSON, CZYLI LEGENDARNY MISTRZ UFC

Legendarny czempion wagi muszej musiał wylądować w naszym zestawieniu wysoko. Demetrious Johnson był zawodnikiem wyjątkowym, wybitnym, świetnie wykorzystującym możliwości swojego ciała, a także ogromne umiejętności, którymi niewątpliwie dysponował. I nie można mu odmówić statusu legendy UFC.

4. Anderson Silva

Takie miano nosi również kolejny z Brazylijczyków w zestawieniu, Anderson Silva. Człowiek, który na długo stał się twarzą całego MMA, będąc niezapomnianym wojownikiem o niepowtarzalnym stylu. 17 wygranych z rzędu walk czy 10 udanych obron tytułu to osiągnięcia, których próżno szukać u większości zawodników UFC. 

Kiedy podczas walki z Jamesem Irvinem najpierw lewą ręką chwycił kopiącą go nogę rywala, by prawą ogłuszyć przeciwnika niemal nokautującym ciosem, cały świat zachwycał się Andersonem Silvą. I nie był to bynajmniej ostatni raz, kiedy Brazylijczyk w niekonwencjonalny i przede wszystkim bardzo widowiskowy sposób kończył swoją walkę. 

Kolejny raz porwał publiczność podczas UFC 101. Forrest Griffin zasypywał go uderzeniami, ale te mijały wijącego się w niesamowity sposób Silvę. Uniki przy opuszczonych rękach były czymś niesamowitym, a jeszcze większe wrażenie robiły ciosy wyprowadzane w kontrze – po jednym z nich Griffin nie wrócił już do pojedynku. Kopnięcie frontalne przeciwko Vitorowi Belfortowi? Klasa sama dla siebie.  

Jasne, pod koniec kariery nie było już tak kolorowo. Popisy w oktagonie czasem kończyły się dla Brazylijczyka fatalnie, tak jak choćby w walce z Chrisem Weidmanem. W starciu na UFC 162 Silva znów robił ogromne show, poruszając się w klatce niesamowicie zwinnie i szybko. Nie tylko opuszczał ręce, ale również zawieszał je na biodrach czy klaskał, zachęcając rywala do częstszych czy mocniejszych uderzeń na jego szczękę. I wreszcie się przeliczył, otrzymując nokautujący cios. 

Ostatecznie Anderson Silva to mimo wszystko jedno z kluczowych nazwisk w kontekście budowania marki UFC na arenie międzynarodowej. Jego charyzma, nieszablonowe podejście do walk i wreszcie idące za ogromną pewnością siebie ponadprzeciętne umiejętności sprawiły, że to właśnie wieloletni mistrz wagi średniej trafił do czołówki naszego rankingu. Choć nie udało mu się wskoczyć na jego podium.

3. Chabib Nurmagomiedow

Tym, który zrzucił z niego Silvę, jest Chabib Nurmagomiedow. Legenda Dagestanu, król zapasów, niepokonany w karierze zawodowej mistrz wagi lekkiej. W UFC nie ugiął się przed nikim, wygrywając każdy ze swoich pojedynków. I być może zabrakło mu jeszcze jednego czy dwóch czołowych nazwisk na rozkładzie, ale mimo wszystko może poszczycić się efektownymi zwycięstwami nad prawdziwymi gwiazdami UFC. 

Najbardziej rozpamiętywanym starciem z udziałem Nurmagomiedowa jest oczywiście jego walka z Conorem McGregorem. Towarzyszyło jej bardzo dużo emocji, trash-talku – głównie ze strony Irlandczyka, który nieustannie prowokował Chabiba. Ten natomiast planował odpowiedzieć mu w klatce, co też zresztą uczynił w najlepszy możliwy sposób, poddając McGregora niesamowicie bolesną dla rywala naciskówką na szczękę. 


Odklepanie przez Conora było według Nurmagomiedowa przejawem słabości. Nie cieszył się z tej wygranej, chciał, żeby „The Notorious” postawił wszystko na jedną kartę. Jeśli miał przegrać, to bez poddania – zwłaszcza przed ogromną publicznością, jaka zgromadziła się w Las Vegas. Pewnie, że wyskoczenie z klatki do sztabu McGregora i wszczynanie wielkiej burdy było niepotrzebnym ruchem Chabiba. Pokazywało jednak, jak wielkie napięcie towarzyszyło temu zestawieniu. 

Nurmagomiedow ruszył po kolejne skalpy w wadze lekkiej, odprawiając kolejno Poiriera i Justina Gaethje – również w widowiskowy sposób. Zneutralizowanie pierwszego z nich było sporym wyzwaniem, bo Amerykanin znalazł się na szczycie po zwycięstwie z Maxem Hollowayem. Mimo swojej wszechstronności, doświadczenia i ponadprzeciętnych umiejętności, nie był w stanie przeciwstawić się wyjątkowości Chabiba w parterze. Poirier uległ w trzeciej rundzie, zostając uduszonym zza pleców. 

Dla Nurmagomiedowa kluczowa okazała się walka z Gaethje. Podchodził do niej tuż po śmierci swojego ojca, a zarazem wieloletniego trenera i mentora. Mimo wszystko był w stanie podnieść się mentalnie na tyle, by założyć przeciwnikowi duszenie trójkątne nogami. Świetna technika dała Dagestańczykowi 29. zwycięstwo w zawodowej karierze MMA. I zarazem ostatnie. 

Zakończenie kariery na szczycie to domena największych sportowców. Bez wątpienia należy do nich Chabib Nurmagomiedow. Dotrzymywał słowa, a rywalom z klatki, którzy obdarzali go szacunkiem, odpłacał się tym samym. Śladem Orła z Dagestanu podążać zaczęli jego krajanie i to właśnie oni obecnie dominują w wielu kategoriach wagowych, dając kapitalne pojedynki. Z tego względu Chabib ląduje w naszym rankingu w ścisłej czołówce – nie tylko jako niepokonany wojownik i mistrz, ale również człowiek, który swoimi osiągnięciami oraz postawą ukształtował w pewnym stopniu UFC.

2. Georges St-Pierre

28 pojedynków. 26 zwycięstw, 2 porażki – obie zakończone udanymi rewanżami. Takim bilansem legitymuje się w zawodowym MMA Georges St-Pierre, który jest legendą nie tylko UFC, ale całego MMA. Powszechnie uznawany za najlepszego półśredniego wszech czasów, dał wiele efektownych walk, z większości wychodząc jako wygrany. 

Tak naprawdę trudno było znaleźć słabe punkty St-Pierre’a. Doskonale radził sobie w każdej płaszczyźnie, znacząco przewyższając rywali umiejętnościami. W porządku, dwukrotnie wychodził z klatki pokonany, ale rewanże z Mattem Serrą i Mattem Hughesem uważane są za jedne z jego najlepszych walk w karierze. Georges miał wiele przełomowych momentów, w których udowadniał, że to on jest najlepszym zawodnikiem wagi półśredniej. I to prawdopodobnie w całej historii UFC. 

Zakończył passę 16 wygranych z rzędu Jona Fitcha, całkowicie go dominując. Pokonał świetnego Nicka Diaza, kontrolując parter zwyciężał z ekspertem grapplingu, Jake’em Shieldsem. Nie miał też problemów, by przeważać w stójce przeciwko doskonałemu kickbokserowi, jakim niewątpliwie był Dan Hardy. St-Pierre nie szukał drogi na skróty, wybierał płaszczyzny, w których najlepiej czuli się jego rywale, by potem pokazywać swój kunszt, pokonując przeciwników ich własną bronią. 

Kanadyjczyk nigdy nie przegrał po decyzji, choć stoczył wiele pojedynków na pełnym dystansie. Był to kolejny z jego atutów, czyniący go niepowtarzalnym mistrzem – w klatce trudno było go zmęczyć, a nawet w krytycznych momentach St-Pierre zachowywał trzeźwość umysłu, korzystając wydatnie ze swojej błyskotliwości i zdolności do szybkiego podejmowania właściwych decyzji. 


Poza tym Georges to wzór, jeśli chodzi o wojownika. Zawsze skromny, zawsze z szacunkiem do rywala, zawsze wdzięczny za to, co dał mu los. To zresztą sprawiło, że władze gminy Saint-Isidore, w której St-Pierre się urodził, uhonorowały go specjalnym pomnikiem z brązu. Posąg zawiera osiem najważniejszych dla Kanadyjczyka wartości, bo to właśnie nimi kierował się nie tylko w sporcie, ale i w życiu. Rodzina, wytrwałość, mądrość, uczciwość, hojność, szacunek, kreatywność i honor – to osiem słów najlepiej definiujących Georgesa St-Pierre’a. 

Jak przystało na legendę UFC, nie był on jedynie mistrzem jednej kategorii wagowej. Największe triumfy święcił oczywiście w wadze półśredniej, ale po pierwszym zakończeniu kariery w 2013 roku, wrócił do oktagonu amerykańskiej organizacji, by zmierzyć się z Michaelem Bispingiem o pas wagi średniej. Poddał Brytyjczyka w efektownym stylu, zakładając mu duszenie zza pleców. Takie rozstrzygnięcie zyskało aprobatę UFC, które nagrodziło St-Pierre’a bonusem za występ wieczoru. I dopiero wtedy, wciąż będąc na szczycie i jednocześnie zapisując się w historii federacji Dany White’a, legendarny „GSP” na dobre postanowił odejść z MMA.

1. Jon Jones

Na szczycie rankingu nie mógł znaleźć się chyba nikt inny. Bohater dzisiejszej gali UFC 309, podczas której zmierzy się ze Stipe Miociciem, Jon Jones to ikona sportów walki. Najmłodszy mistrz w historii UFC (23 lata). W wadze półciężkiej nie miał sobie równych, odchodząc z niej z największą liczbą zwycięstw i obron tytułu. W tej kategorii nikt nigdy nie wygrywał przez tak długi czas, jak właśnie „Bones”. 

W klatce jest niesamowicie dynamiczny, szybko reaguje na to, co dzieje się wokół niego, dopasowując się do sytuacji, w jakich się znajduje. Walczy widowiskowo, choć aby zobaczyć go w oktagonie, przeważnie trzeba się sporo naczekać. Mimo niewielu pojedynków na przestrzeni ostatnich lat, na każdy z nich zdecydowanie warto było ostrzyć sobie zęby. 

Fenomenalne starcie z Gustaffsonem, odprawienie Vitora Belforta czy Mauricio Ruy, wreszcie zwycięstwa nad Cormierem, Gloverem Teixeirą, Thiago Santosem oraz Dominickiem Reyesem. Niesamowite zakończenie walki z Lyoto Machidą, którego w wyjątkowo brutalny, nieszablonowy i efektowny zarazem sposób Jones udusił przy siatce. „Bones” to postać niepowtarzalna, która do MMA wnosi niesamowicie wiele energii, pisząc doskonałą historię. 

I nie brakuje w niej gorszych momentów, oczywiście. Choć te są przeważnie podyktowane względami pozasportowymi. Kontrowersje związane z wykryciem niedozwolonych środków w organizmie Jonesa, długie okresy nieaktywności, zarzuty za jazdę po pijanemu. Kiedy jednak Amerykanin wychodzi do klatki, wszystkie rysy na jego życiorysie schodzą na dalszy plan. Bo w oktagonie Jon Jones to ktoś, kogo potrzebowało zarówno UFC, jak i całe MMA. 

CZYTAJ TEŻ: JAZDA PO PIJAKU, DOPING I WIELE INNYCH, CZYLI JON JONES I WSZYSTKIE JEGO ODPAŁY

Dziś znowu zobaczymy go w akcji. W nocy z soboty na niedzielę Jones kolejny raz spróbuje pokazać, dlaczego to właśnie on uważany jest za najwybitniejszego zawodnika w historii amerykańskiej organizacji. Za rywala będzie miał nie byle kogo, bo Stipe Miocicia. Czy również i tym razem „Bones” okaże się bezkonkurencyjny, zdobywając kolejny skalp? 

Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, pewne jest jedno – na tę chwilę to nazwisko numer jeden w zestawieniu najlepszych z najlepszych w UFC. 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix

Czytaj więcej o UFC:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

MMA

Niższe ligi

Skandal! Gracz Mławianki uderzony przez kibica. „Nie czujemy się winni” [WIDEO]

Szymon Piórek
2
Skandal! Gracz Mławianki uderzony przez kibica. „Nie czujemy się winni” [WIDEO]
Piłka nożna

Polska kadra stała się memem. A nie jest tak słaba, jak pokazuje sam wynik [KOMENTARZ]

Jakub Radomski
62
Polska kadra stała się memem. A nie jest tak słaba, jak pokazuje sam wynik [KOMENTARZ]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...