Reklama

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

03 listopada 2024, 18:44 • 8 min czytania 9 komentarzy

Eliud Kipchoge przebiegł już maraton w czasie poniżej dwóch godzin, ale jego wynik nie został oficjalnie uznany, bo wszystko odbywało się w specjalnie przygotowanych warunkach. Jest jednak kwestią czasu, gdy ktoś osiągnie to w oficjalnym biegu. Najszybsza maratonka świata pobiegła niedawno tak, że tylko dwóch Polaków (tak, mężczyzn) w ostatnich 12 latach było od niej lepszych. Żyjemy w czasach, gdy sportowi nadludzie dokonują w maratonie czegoś niezwykłego i zasadne wydaje się pytanie, do jakiego wyniku na tym królewskim dystansie człowiek jest w stanie dojść. Australijski naukowiec przekonuje, że w przyszłości realny będzie maraton w czasie 1:55:40. Szkoda tylko, że Polacy są w tym wyścigu dość daleko w tyle. – Brakuje pieniędzy i wsparcia – mówi jeden z najlepszych polskich maratończyków.

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Gdy w październiku 2023 roku Etiopka Tigst Assefa przebiegła kobiecy maraton w czasie 2:11:53., mówiono o kosmicznym rezultacie i przejściu do historii, bo poprzedni najlepszy wynik poprawiła o ponad dwie minuty. Tymczasem kilkanaście dni temu, również w Chicago, Kenijka Ruth Chepngetich, osiągnęła niewyobrażalny wynik 2:09:56, łamiąc granicę 2:10, która w kobiecym maratonie wydawała się raczej nie do przebicia. Żeby to osiągnięcie zobrazować lepiej – w ostatnich 12 latach tylko dwóch Polaków pobiegło od niej szybciej. Tak, mężczyzn.

Ich przypadek jest niezwykły. Obie poprawiły rekord znacząco, a przecież w maratonach walczy się raczej o sekundy. Do dziś zastanawiam się, o co chodzi, bo samą technologią tego raczej nie wytłumaczymy. Kenijka na półmetku miała tempo na 2:06. Później oczywiście trochę zwolniła, ale fakt, że ona w drugiej części dystansu nie umarła, mimo tak kosmicznego początku, pokazuje, że prawdopodobnie może przebiec maraton jeszcze szybciej – mówi w rozmowie z Weszło Jerzy Skarżyński, polski maratończyk i propagator biegania, który w 1986 roku uzyskał swój rekord życiowy (2:11:42).

Męski rekord w maratonie też pochodzi z Chicago. Ustanowił go w ubiegłym roku Kenijczyk Kelvin Kiptum czasem 2:00:35.

Jakie są ludzie granice, skoro kobiety biegają maraton poniżej 2:10, a u mężczyzn pewnie wkrótce padnie bariera dwóch godzin? I czy takie granice w ogóle istnieją?

Reklama

Rekord, który nie został uznany

Oczywiście, pewnie wszyscy pamiętacie, że w październiku 2019 roku Eliud Kipchoge w ramach projektu „Ineos 1:59 Challenge” przebiegł w Wiedniu maraton w czasie 1:59:40. Żeby zobrazować jego wyczyn, kilka danych, które zrobią wrażenie, zwłaszcza na amatorskich biegaczach:

  • Jego średnie tempo wyniosło 2 minuty i 50 sekund na kilometr.
  • Kipchoge przebiegł cały dystans ze średnią prędkością 21,18 km/h.
  • Jego czas na 100 m to 17,2 s., ale powtórzył to 422 razy.
  • Każde 5 km przebiegł średnio w czasie 14:12.

Eliud Kipchoge podczas biegu w Wiedniu

Jego rekord nie został oficjalnie uznany, z uwagi na okoliczności: na trasie towarzyszyło mu w roli nadających tempo 41 znakomitych biegaczy, głównie medaliści wielkich imprez. Formowali coś w rodzaju odwróconej strzały, byli ustawieni tak, żeby minimalizować jak się tylko da opór powietrza. Grupa poruszała się za samochodem elektrycznym, wyznaczającym tempo: laser nakreślał na asfalcie zieloną linię, której należało się trzymać. Do tego trasa w Wiedniu była wyjątkowo płaska i prosta, praktycznie pozbawiona zakrętów (tylko nawroty). Kenijczyk wybrał też dzień z najlepszą pogodą do bicia rekordu. Stworzono najlepsze możliwe okoliczności do tego, by pobiec jak najszybciej, na co nie ma szans przy normalnych maratonach.

On już go nie pobije

Jednak wynik Kiptuma pokazuje, że złamanie magicznej granicy dwóch godzin w oficjalnym biegu wydaje się już kwestią czasu. Tym bardziej, że Kenijczyk, który w Chicago poprawił o 34 sekundy poprzedni rekord, należący do Kipchoge, zachwycił również tym, że szybciej przebiegł drugą połowę dystansu, łamiąc na niej godzinę. To właśnie on wydawał się głównym kandydatem do rozprawienia się z magiczną barierą. Kto wie, być może już by to nastąpiło, gdyby nie tragedia: 12 lutego tego roku Kiptum razem ze swoim trenerem zginęli tragicznie w wypadku samochodowym.

CZYTAJ TEŻ: WIELCY SPORTU, KTÓRYCH JUŻ Z NAMI NIE MA. ONI ODESZLI W OSTATNIM ROKU

Reklama

Żeby ta granica padła, musi trafić się ktoś wyjątkowy. Kiptuma już niestety z nami nie ma. Ciężko mi prorokować, kiedy to dokładnie się wydarzy. Kiptum to gość, który wyznaczył nowe trendy, przesuwające bieganie do przodu. Zaczął biegać więcej, robić na treningach 270 km tygodniowo. Wcześniej najlepsi zawodnicy pokonywali tygodniowo poniżej 200 km, ale szybciej. Ten trend przesuwa granice. Duże znaczenie mają też nowe buty karbonowe, które przesunęły najlepsze wyniki w maratonie. Dlatego spora grupa biegaczy zbliżyła się do granicy dwóch godzin – przekonuje w rozmowie z Weszło Mariusz Giżyński, polski maratończyk, którego rekord życiowy wynosi 2:11:20.

Dla porównania – Kipchoge, przygotowując się do „Ineos 1:59 Challenge”, biegał tygodniowo 225 km, a w Wiedniu biegł butach Next% firmy Nike, które miały poprawić jego prędkość o 1%. Niby niewiele, ale, gdy liczą się takie detale, już sporo.

W nowych butach biega się maraton jakieś trzy minuty szybciej. Haile Gebrselassie był trochę lepszy niż Kipchoge w biegach na 5 i 10 km na stadionie. W oficjalnym maratonie Etiopczyk doszedł do życiówki na poziomie 2:03:59, a Kipchoge miał rekord świata, który wynosił 2:01.09. To jest właśnie miara postępu technologicznego. W 2019 roku pewna epoka się skończyła, a zaczęła nowa, ale to dobrze. Ten postęp powinien się dziać – analizuje Skarżyński.

Kelvin Kiptun to rekordzista świata, który w tym roku zginął w wypadku samochodowym

Da się pobiec nawet w 1:55

W 2014 roku profesor Francois Peronnet z Uniwersytetu w Montrealu, na bazie progresji wyników oraz danych naukowych, wyliczył, że pierwszy oficjalny maraton poniżej dwóch godzin zostanie przebiegnięty w 2028 roku. Teraz wydaje się, że nastąpi to szybciej. Inny naukowiec, Australijczyk Simon D. Angus, po rekordzie Kiptuma opublikował tekst pt: „Zejście poniżej dwóch godzin jest teraz bliższe niż kiedykolwiek”. Angus, z wykształcenia ekonomista, w swoim podejściu patrzy na progresję najlepszych czasów w maratonie trochę jak na rozwój technologiczny. „Przed biegiem Kiptuma nie sądziłem i wyniki moich badań też na to nie wskazywały, że możemy obejrzeć bieg poniżej dwóch godzin jeszcze w tej dekadzie. Teraz patrzę na to inaczej” – pisze naukowiec, który wyróżnia cztery czynniki wpływające na najlepsze czasy maratończyków: specyfikę treningu, odżywianie, podejście psychologiczne i sprzęt (głównie chodzi o buty).

Angus stworzył specjalny model, pokazujący, jak prawdopodobne były wyniki w maratonie osiągane przez najlepszych biegaczy oraz jak prawdopodobne jest w tej chwili łamanie kolejnych granic. Wyszło mu, że wyczyn Kiptuma z Chicago był dużo bardziej niesamowity, niż poprzedni oficjalny rekord ustanowiony przez Kipchoge. Kiptum osiągnął coś, co według wzorca Angusa było prawdopodobne mniej więcej w 10%. Teraz, gdy aktualny rekord wynosi 2:00:35, badacz postanowił sprawdzić, jakie jest prawdopodobieństwo, że ktoś w najbliższych latach złamie dwie godziny. Wyszło mu, że na 25% dojdzie do tego do marca 2027 roku. Mało tego – model Angusa pokazał też, jakie mogą być limity ludzkiego organizmu. Naukowcowi wyszło, że człowiek w dalszej przyszłości może być w stanie pobiec maraton nawet w czasie 1:55:40. „To pokazuje, że za jakiś czas możemy już nie mówić o barierze dwóch godzin, ale o bieganiu ponad cztery minuty szybciej. Ktoś przebiegnie maraton w 1:55” – podsumowuje naukowiec, który wziął pod lupę głównie męskie wyniki.

W przypadku kobiecych wydaje się, że duży przełom nastapił teraz i znaczące poprawianie się w kolejnych latach może być trudne. Choć Giżyńskiego kosmiczny wynik Kenijki aż tak nie zaszokował.

Ruth Chepngetich, bijąca rekord świata 

Obserwowałem kobiece rekordy na 5, 10 km i w półmaratonie. Ludzie mówili, że skoro tam padają tak fantastyczne wyniki, to nawet dziwne, że jeszcze nie przełożono tego na maraton. I to się po prostu teraz stało. Kobiety w Afryce często trenowały lżej, w mniejszych grupach. W Kenii na 100 biegaczy kobiety stanowią z 10%. To jest uwarunkowane kulturowe. Poza tym poziom jest rozbieżny, jest mniej wybitnych zawodniczek, podejmujących ryzyko cięzkiego treningu. Myślę, że teraz ten rekord na jakiś czas może się zatrzymać. Więcej kobiet dołączy do tego najwyższego poziomu. To trochę jest tak, u mężczyzn również, że najlepszy wynik otwiera głowy, staje się wyznacznikiem. Pokazuje, że można łamać granice, że one są osiągalne. Psychologia również ma tutaj ogromne znaczenie – tłumaczy.

Polska w tyle, bo nie ma pieniędzy

Jak na tym tle wygląda bieganie maratonów w Polsce? Męski rekord kraju wynosi 2:07.39. Henryk Szost ustanowił go w japońskim Otsu w 2012 roku. Nikt nie potrafi się zbliżyć do tego wyniku. Drugi na historycznych listach Grzegorz Gajdus pobiegł prawie dwie minuty wolniej, a osiagnął to w 2003 roku. U kobiet rekord kraju ustanowiła w ubiegłym roku Aleksandra Lisowska. Mistrzyni Europy z Monachium pobiegła w czasie 2:25:52 i przekonuje w wywiadach, że stać ją na wynik w granicach 2:23, ale to wciąż dość daleko od najlepszych.

Skarżyński: – Nie wiem, do końca na czym polega problem tej stagnacji Polaków i Polek. Szost osiągnął swój czas, gdy nie było jeszcze lepszych butów. Niby Adam Nowicki i Mateusz Kaczor złamali w ostatnim czasie barierę 2:10, ale można było oczekiwać, że najlepsi Polacy będą biegali dziś szybciej, w granicach 2:06.

Giżyński przekonuje, że problemem w naszym kraju jest brak pieniędzy. – Mamy bardzo mało młodych zawodników, trenujących wyczynowo. Maratończycy i maratonki są traktowani po macoszemu. Nakłady są znikome, sportowcy muszą sami w siebie inwestować. U nas jest 10 wyczynowych biegaczy na dystansie maratońskim, a w Kenii ok. 5000-6000. Czołowi biegacze muszą przebywać w górach, nawet przez pół roku. Taki jeden trzytygodniowy obóz kosztuje jakieś 10 tys. złotych. Czyli trzeba zainwestować rocznie mniej więcej 50-60 tys. To się po prostu nie spina. W Kenii czy Etiopii biegacze mają wszystko na miejscu. Ćwiczą na wysokości, to najlepsze miejsca na świecie. Stąd ta masowość. W Polsce zawodnicy nie mają finansowania i dlatego brakowało, brakuje i wciąż pewnie będzie brakować wyniku sportowego – tłumaczy.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Komentarze

9 komentarzy

Loading...