Jesus Imaz to prawdziwy lider Jagiellonii Białystok. Hiszpan w każdym sezonie jest wiodącą postacią w drużynie. Tak jest również tym razem. Jednak ta kampania dla mistrzów Polski jest wyjątkowa – grają w Lidze Konferencji i mają duże szanse, aby reprezentować Polskę w Europie również wiosną.
Początek z pucharami nie był jednak dla Jagiellonii najłatwiejszy. Podopieczni Adriana Siemieńca starali się grać ofensywnie, nie zważając na konsekwencje. To sprawdzało się z wyraźnie słabszymi rywalami, za to trudniej Jadze grało się przeciwko tym lepszym. Mecze z Bodo/Glimt, a także z Ajaksem były bolesne dla kibiców mistrzów Polski.
– Na tamtym etapie popełniliśmy błąd. Nie graliśmy słabo, graliśmy w zły sposób – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” hiszpański piłkarz. – Wierzyliśmy, że możemy iść na wymianę ciosów. A przecież to były doświadczone zespoły, pełne reprezentantów, wydające na transfery miliony euro. To było naiwne. Po drugim meczu z Ajaksem wybraliśmy się z kilkoma kolegami do Adriana Siemieńca i szczerze porozmawialiśmy. Na szczęście mamy bardzo inteligentnego trenera. Przeanalizował ostatnie występy, wziął pod uwagę nasze obserwacje i zmienił koncepcję. Nagle okazało się, że możemy wygrać nawet w Danii. Potrzeba tylko cierpliwości, konsekwencji i… kontrataków. Zamiast biegać za piłką i tracić siły, zaczęliśmy grać mądrze. Jak tak dalej pójdzie, to wiosną wciąż będziemy w pucharach.
Imaz jest wyróżniającym się zawodnikiem na polskich boiskach. Czy w trakcie gry w Ekstraklasie interesowały się nim większe kluby?
– Najbliżej takiego transferu byłem pod koniec 2018 r. Lech złożył mi propozycję dwuletniego kontraktu z opcją przedłużenia, tamte dokumenty mam zresztą w telefonie do dziś. Jednocześnie zgłosiła się Jaga, która była wicemistrzem Polski, a dokładnie prezes Cezary Kulesza. Zaproponował dłuższy i wyższy kontrakt, więc wybrałem jego ofertę. Z Legią natomiast zawsze brakowało konkretów. Pamiętam, że podczas pandemii odezwał się Kosta Runjaić, który kiedyś chciał mnie sprowadzić do Pogoni Szczecin. Wtedy pracował już w Warszawie. Później okazało się, że klub wolał Roberta Picha. I całe szczęście, bo kto wie, czy gdybym wtedy odszedł, byłbym dziś mistrzem Polski – zauważa Hiszpan.
Polska Ekstraklasa jest ligą skazaną na eksport najlepszych piłkarzy. Jesus Imaz przyznaje, że również był obiektem zainteresowania zagranicznych klubów: – Była taka możliwość, miałem konkretną ofertę z APOEL Nikozja, wiem, że Cypryjczycy dzwonili też do Jagi. W poprzednich oknach pojawiały się sygnały z Grecji, Turcji, kilkukrotnie z Arabii Saudyjskiej. Ale w Hiszpanii mamy powiedzenie: Cabeza de raton o cola de leon. Czyli: albo jesteś głową myszy, albo ogonem lwa. Ja wolę być głową w Białymstoku niż ogonem w innym miejscu.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wielcy sportu, których już z nami nie ma. Oni odeszli w ostatnim roku
- Przywrócił chwałę Sportingowi, dokona tego samego w Manchesterze United?
- Kowalczyk: Dziś pochwalę Feio, bo przyznał się do błędu i Legia zaczęła grać
- Przemiana Afonso Sousy. Od wyśmiewanego flopa do najlepszego pomocnika w lidze
Fot. Newspix