Reklama

Gdyby było trzeba, Legia ograłaby i Baćkę, i Topolę. Lekcja futbolu dla Serbów

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

24 października 2024, 23:12 • 4 min czytania 53 komentarzy

Legia Warszawa wypadła w Serbii tak, że gdyby okazało się, że Baćka oraz Topola to jednak dwa odrębne zespoły i trzeba poradzić sobie z oboma rywalami, to i tak dałaby radę. Zero stresu, sympatyczne akcje bramkowe, skasowane punkty, brak okołomeczowych kontrowersji. Cudnie, wspaniale, prosimy tak częściej.

Gdyby było trzeba, Legia ograłaby i Baćkę, i Topolę. Lekcja futbolu dla Serbów

Straszyli nas troszkę Baćką Topolą, że sprawnie szkolą, że cenią ofensywny futbol, że są jedynym klubem, który chociaż w małym stopniu zagraża duopolowi z Belgradu. Każdy z tych komplementów jest jak najbardziej prawdziwy, jednak przekonaliśmy się, że w kontekście Legii Warszawa nie znaczy kompletnie nic. Stołeczny klub jest bogatszy, silniejszy, bardziej doświadczony w Europie (mało znany fakt: FK TSC wygrał tylko jeden międzynarodowy mecz, w 2020 roku z Petrocubem Hincesti), po prostu na każdym polu lepszy.

Ekipę Goncalo Feio gładkiego zwycięstwa mogło pozbawić tylko jakieś zrządzenie losu, wyjątkowy pech, dzień, w którym nie wychodzi absolutnie nic. Na całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

Liga Konferencji. Pewne zwycięstwo Legii Warszawa z TSC Baćka Topola

Pięć minut przed końcem spotkania realizator transmisji postanowił chyba trochę ze wszystkich zadrwić. Tuż pod wynikiem — wówczas już 0:3 — wyświetliła się plansza z liczbą celnych podań. Ponad pięćset po stronie gospodarzy, ledwie sto pięćdziesiąt przy Legii. O żadnej dominacji węgierskich Serbów nie było jednak mowy, oni po prostu przez większość spotkania klepali po obwodzie. Gdyby w pewnym momencie któryś z nich złapał piłkę, nikt nie byłby zdziwiony, wszak i tak chyba myśleli, że to szczypiorniak.

Legia więc może i wymieniła trzykrotnie mniej podań, jednak były one trzykrotnie bardziej konkretne oraz skuteczne. Żadne tam pałowanie, żaden autobus w pakiecie z konterką. Raczej wysoki odbiór piłki i świadomość, co trzeba z nią potem zrobić.

Reklama

Gol otwierający wynik jeszcze w pierwszym kwadransie gry będzie papierkiem lakmusowym dla Goncalo Feio. Jego zespół załatwił temat, wybierając najlepsze rozwiązanie w każdej sytuacji. Ryoya Morishita uruchomił Luquinhasa rozpędzającego się wzdłuż linii bocznej boiska. Brazylijczyk zdecydował się na płaskie dośrodkowanie, które co do zasady jest lepszym wyborem niż posłanie górnego podania w szesnastkę. Szybko zresztą się to potwierdziło — mimo że zagranie przeciął rywal, w polu karnym kręciło się już tylu legionistów, że istniała spora szansa, że któryś z nich i tak wpakuje piłkę do siatki.

Padło na Bartosza Kapustkę, który kapitalnie wbiegł z drugiej linii na bliższy słupek. Analitycy parę razy nad tą akcją cmokną, zupełnie zasłużenie.

Legia skuteczna do bólu. Wyjątkiem Alfarela

Kilka podobnych wypadów powinno zakończyć się drugim golem jeszcze przed przerwą. Luquinhasowi brakło troszkę precyzji, gdy próbował obsłużyć zbiegającego ze skrzydła do środka boiska Kacpra Chodynę. Nie przymierzył też, kiedy Marc Gual przypadkowo zostawił mu piłkę pod nogami w polu karnym przeciwnika. Goncalo Feio zwrócił pewnie uwagę na to, że wypadało wkulać drugą sztukę, żeby trzymać mecz w garści, więc zaraz po przerwie goście się poprawili.

Znów akcję zainicjował Morishita, tym razem świetnym przerzutem do Chodyny, który dostrzegł Guala. Hiszpan nieźle to wykombinował, bo odwinął się z piłką, uprzedzając interwencję bramkarza, ale obrońca zatrzymał jego strzał na linii bramkowej. Niewiele to dało: do futbolówki pierwszy dopadł Luquinhas, który dopełnił formalności.

Szybko mogło się zrobić jeszcze brutalniej, bo Paweł Wszołek główkował z pięciu metrów, ale tym razem gospodarze jakoś się uratowali. Dosłownie na kwadrans: Legia znów — za sprawą Luquinhasa — odzyskała piłkę na połowie rywala, Ruben Vinagre kątem oka wypatrzył niepilnowanego Chodynę, któremu chwilę później posłał podanie wzdłuż linii piątego metra. Gdybyśmy mogli umieścić skrót tego meczu pod jakimś hasłem w słowniku, padłoby na „wypunktować kogoś”.

Pluć w brodę może sobie tylko Migouel Alfarela, który wszedł z ławki i w prostych sytuacjach przestrzelił, skiksował, skasztanił. A można było wrzucić czwórkę, poprawić indywidualne statystyki… Szkoda, ale tylko trochę. Wszak i tak tabela po dwóch kolejkach musi się podobać wszystkim sympatykom polskiego futbolu.

Reklama

TSC Baćka Topola – Legia Warszawa 0:3 (0:1)

Kapustka 11′, Luquinhas 47′, Chodyna 62′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

53 komentarzy

Loading...