Karol Linetty to zawodnik, który chyba najbardziej dzieli dziś polskich kibiców, przynajmmniej w kontekście tego, czy warto dać mu jeszcze jedną szansę w reprezentacji. Wystarczy spojrzeć na komentarze przy okazji jego bramki z Cagliari w miniony weekend, gdy wyszedł na boisko jako kapitan Torino. Jedni pisali: „Ile jeszcze argumentów potrzebuje Michał Probierz, żeby go powołać?”. Drudzy: „Mam tylko nadzieję, że nikt się znów na niego nie nabierze”. Od tematu nie uciekniemy, więc warto go zgłębić: czy Linetty i reprezentacja to jeszcze związek z jakąkolwiek przyszłością?
Mamy problemy na wielu pozycjach, ale na żadnej przez ostatni rok nie trwa tak wielkie testowanie, jak wśród środkowych pomocników o dość szeroko pojętej charakterystyce szóstki-ósemki. Ostatnio dogłębnie analizowałem nawet ten wątek. Okazało się, że nie licząc pewniaków – Piotra Zielińskiego i Sebastiana Szymańskiego oraz częściej ustawianego w roli najbliższego towarzysza napastnika Kacpra Urbańskiego, Probierz od początku swojej kadencji powołał aż dwunastu takich zawodników! Wielu z nich było strzałami na chwilę (Struski, Dziczek, Kałuziński, Romanczuk, pewnie teraz Oyedele), a koncepcja potrafiła zmieniać się z meczu na mecz.
Lista realnych kandydatów do sprawdzenia powoli się kończy i w zasadzie zawiera się w Antonim Kozubalu z Lecha Poznań (niektórzy wskazaliby też jego klubowego kolegę Radosława Murawskiego) i właśnie Linettym, który po raz ostatnio biało-czerwoną koszulkę założył u Fernando Santosa.
– Nie jesteśmy taką nacją, żebyśmy mogli jednoznacznie skreślić któregokolwiek zawodnika regularnie występującego na Zachodzie. A patrząc na ostatni rok, odbieram to właśnie tak, że Karol Linetty został wykreślony jako piłkarz, który mógłby z powodzeniem pretendować do gry w reprezentacji, choć nie jest gorszy od innych, którzy grają – mówi Piotr Czachowski, ekspert od włoskiej piłki w Eleven Sports.
– Każdy jest nim znudzony i nie ma co się dziwić, ale z drugiej strony chłop gra na pozycji, na której mamy raczej pustynię i sprawdzamy kogo się da, a aktualnie w mocnym średniaku Serie A ustabilizował formę. Zarzucano mu, że cały czas się spala, a jednak ma tam teraz opaskę plus szacunek kolejnego trenera. Latem w Torino zaszły zmiany, które nie tylko go nie dotknęły, co wręcz wybiły jeszcze wyżej. Rozumiem więc przeciwników, ale z drugiej strony fakty są po stronie Linettego – wtóruje mu znawca włoskiego futbolu Marcin Długosz z kanalsportowy.pl, którego teksty pojawiały się też w tygodniku „Piłka Nożna”.
– W kontekście odmłodzenia składu, na którym zależy Michałowi Probierzowi, powołanie Karola by się w to nie wpisywało. Moim zdaniem jednak, jeżeli zawodnik jest w dobrej formie, gra w pierwszym składzie, potrafi sporo dać Torino i nawet strzeli gola, musi być brany pod uwagę. Naszym celem są przede wszystkim przyszłoroczne eliminacje mistrzostw świata. Karol mógłby w nich pomóc – dodaje Czachowski.
– Mimo że reprezentacja dużo razy się na nim zawiodła, to uważam, że w obecnej sytuacji w pomocy pomijanie Linettego za słabą grę z przeszłości byłoby po prostu niesprawiedliwe. Z polskiej niezbyt bogatej piłkarsko perspektywy podchodziłoby wręcz pod marnotrawstwo – podkreśla Długosz.
Pytanie, czy warto jeszcze się łudzić. Linetty na poważnie jest w reprezentacji od 2016 roku, rozegrał w niej blisko 50 meczów i nigdy nie stał się jedną z wiodących postaci.
Raz na jakiś czas wypadał lepiej. Przykłady? Zakończenie eliminacji do Euro 2016 z Irlandią, mecze z Rumunią u Adama Nawałki, z Bośnią i Hercegowiną za kadencji Jerzego Brzęczka, czy Anglią za czasów Paulo Sousy. Jako jeden z niewielu nie zebrał też większej krytyki za spotkanie ze Słowacją na Euro 2020, w którym nawet zdobył bramkę. Problem w tym, że zawsze brakowało pójścia za ciosem i zbudowania swojej pozycji jako kadrowicza pełną gębą, który od czasu do czasu będzie miał słabsze chwile, zamiast na odwrót. Nie przez przypadek Euro 2016 i MŚ 2018 w całości przesiedział na ławce, nie dostał choćby symbolicznej minuty.
Wydaje się jednak, że dziś okoliczności do zaistnienia w szeregach „Biało-Czerwonych” są dla niego bardziej sprzyjające, niż kiedykolwiek wcześniej i piszę to jako osoba, która nigdy nie była do niego mocniej przekonana.
Dlaczego?
Linetty przez prawie cały dotychczasowy okres w reprezentacji był traktowany jako dodatek w środku pola do Grzegorza Krychowiaka. To były pomocnik Sevilli i PSG miał być tym, który czyści, zabezpiecza, odbiera piłkę i podaje do najbliższego. Linetty miał go ewentualnie uzupełniać, ale zawsze też oczekiwano od niego, że pokaże coś więcej z piłką przy nodze. Odkąd Adam Nawałka na koniec swojej selekcjonerskiej pracy zdecydował się grać na mundialu w Rosji skrajnie reaktywnym duetem Krychowiak – Góralski, od drugiego ze środkowych pomocników prędzej wymagano zbliżenia się do ustawionego najwyżej Piotra Zielińskiego niż do „Krychy”. Z tym Linetty nigdy sobie nie poradził, ale nie tylko on, bo podobnie można powiedzieć chociażby o Mateuszu Klichu.
Dziś sprawa wydaje się jasna: Zieliński i Szymański potrzebują kogoś, kto będzie za ich plecami biegał i odbierał piłkę, a jeśli pokaże coś kreatywniejszego, to już plus dla niego. Skala oczekiwań być może wreszcie byłaby dostosowana do tego, co faktycznie Linetty jest w stanie dać kadrze. Odpowiada to także roli, którą pełni w Torino.
– Torino gra trochę 3-5-2, trochę 3-4-1-2 i jeśli pojawia się tam dwóch w środku za plecami „dziesiątki”, to od ofensywy jest Samuele Ricci, włoski talent, który pójdzie gdzieś niedługo za duża kasę. Linetty jest zdecydowanie od obrony, w polu karnym rywala praktycznie go nie ma. Włosi na ogół go chwalą, że jest wszędzie, wkłada mnóstwo energii i wykonuje kupę roboty, po prostu piłkarz od zapierdzielania. Ale żeby oczekiwać goli, asyst i poezji, to nie – tłumaczy Marcin Długosz.
Piotr Czachowski dodaje, że obecnie Linetty i tak może się bardziej pokazać piłkarsko, bo latem po trzech latach pracy odszedł Ivan Jurić, którego zastąpił Paolo Vanoli.
– Torino Juricia było odbierane na zasadzie „znowu 0:0”. Nowy trener zdecydowanie bardziej daje pograć zawodnikom w fazie ofensywnej, a uważam, że Karol ma tu co pokazać i mógłby to też przełożyć na kadrę. Na przestrzeni lat jest raczej tym samym piłkarzem, ale zaczął funkcjonować w innych, lepszych dla niego okolicznościach. Dziś Torino wygląda znacznie ciekawiej w ataku, dużo przyjemniej się je ogląda. Licząc wszystkie fronty, w czterech ostatnich meczach nie dawało to punktów, ale ta drużyna wreszcie jest w stanie strzelać gole w praktycznie każdym spotkaniu. Oczywiście więcej też traci, coś za coś. Brakowało trochę szczęścia, pojawiały się proste błędy indywidualne, bramki samobójcze, jakieś braki w koncentracji. Całościowo jednak Torino z Vanolim poszło do przodu i jeszcze się rozwinie. Ten trener potrafi też rozwijać zawodników i możemy to zobaczyć na przykładzie Linettego – mówi były reprezentant Polski.
Mamy więc zawodnika, który jest nawet kapitanem w solidnym zespole Serie A, w większości meczów występuje w podstawowym składzie i prezentuje ponadprzeciętną formę.
– Karol to podobny przypadek do Matty’ego Casha. Każdy taki piłkarz musi być pod lupą selekcjonera, nie jesteśmy Brazylią, żeby przebierać. I nie możemy dać się zwieść pojedynczymi występami. Teraz mamy skreślić Pawła Dawidowicza, bo zaliczył fatalny występ i już nie interesować się tym, jak mu idzie w Hellasie Werona? Moim zdaniem nie. Jeśli ma słabsze dni, to usiądzie na ławce, ale musimy się przyglądać każdemu, kto się rusza i jakoś funkcjonuje w lepszych ligach. W piłce sytuacja co chwila się zmienia, są kartki i kontuzje, trzeba mieć około trzydziestu nazwisk regularnie branych pod uwagę. Skoro widzimy, że jest czas eksperymentów, warto byłoby w dwóch najbliższych spotkaniach przetestować ustawienie z Linettym – podkreśla Czachowski.
Na argument, że Linetty wiele razy nie sprawdzał się w drużynie narodowej, odpowiada: – Gra w reprezentacji jest problemem praktycznie dla wszystkich, nawet dla Lewandowskiego, który w klubie przecież zachwyca liczbami, a w kadrze ostatnio trudno mu nawet dojść do sytuacji.
I dodaje: – Kogoś klasowego na pozycji „szóstki” potrzebujemy na gwałt. Nie chcę krytykować Oyedele – mówiąc po japońsku, wypadł jako-tako – ale powołanie go po dwóch meczach w Legii pokazuje, jaki mamy problem na tej pozycji. Od jego rozwiązania wiele będzie zależało.
Kiedyś straciłem już nadzieję, że Karol Linetty może jeszcze być kadrowiczem pełną gębą, a nie tylko wypełnieniem składu na mniej istotne mecze. Nadal nie zaliczam się do grupy, która domaga się jego powołania, ale dziś to nazwisko na liście wybrańców Michała Probierza byłoby dla mnie zrozumiałe. Zrozumiałe jak nigdy wcześniej.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Wszystkie grzechy Juan Pablo II College
- Prześlij mi Słowaka. Transferowe migracje – skąd ściągamy obcokrajowców?
- Nie obchodził nikogo, ale założył maskę i stał się najskuteczniejszy na świecie
- Setki tysięcy w kampanii – tak. Pensje w klubie – nie. Jak polityk rządzi Karpatami Krosno
Fot. Newspix