Reklama

Setki tysięcy w kampanii – tak. Pensje w klubie – nie. Jak polityk rządzi Karpatami Krosno

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

21 października 2024, 13:34 • 15 min czytania 24 komentarzy

Skoro na najwyższych poziomach w polskiej piłce są kluby, które dostają licencje mimo regularnych problemów z płatnościami, wyobraźcie sobie, jak źle musi być niżej – to zapewne przecież ledwie wierzchołek góry lodowej, tylko początek fikcji, w której się poruszamy. Albo wiecie co, nic sobie nie wyobrażajcie. Po prostu przeczytajcie o czwartoligowym Karpaty Krosno.

Setki tysięcy w kampanii – tak. Pensje w klubie – nie. Jak polityk rządzi Karpatami Krosno

Historię rozpoczyna Damian Hudzik, zawodnik… siatkarskiej PlusLigi. Opowie on o przypadku swojego brata, Mateusza, który grał w Karpatach, a ze względów zdrowotnych wolał oddać głos właśnie Damianowi.

Hudzik mówi więc: – Mój brat podpisał kontrakt w Karpatach i po trzech miesiącach grania dostał jedną wypłatę. Po pół roku – dwie, a kończył sezon z czterema pensjami. Karpaty zalegają mu 25 tysięcy złotych. Prezes na jego prośby o wypłatę najpierw odpowiadał groźbami typu „lepiej nie idź z tym do sądu…”, a potem w ogóle przestał z nim rozmawiać. Nie przychodził do biura, nie oddzwaniał, nie odpisywał na SMS-y. Próbowałem tę sprawę załatwić inaczej, wysłać pośrednika, czyli znajomego, który jest dyrektorem w jednej z firm w Krośnie. Pojechał, pogadał z prezesem, ale wrócił z pustymi rękami, bo prezes stwierdził, że się tymi zaległościami nie przejmuje. Ma je gdzieś. Jego modus operandi jest bardzo prosty – płaci zawodnikom doświadczonym, tamtejszym, żeby drużyna się nie rozleciała. Ale tym młodszym, Polakom i Ukraińcom, już nie. A było ich tam wielu, gdyż Karpaty to młody zespół.

– Mimo wszystko dlaczego nie zrobiono szumu wokół tej sprawy wcześniej?

– To są młodzi ludzie, niepewni siebie, nieśmiali. Pożyczali pieniądze od rodziny, jednocześnie starając się z prezesem jakoś dogadać. Ale on się nimi w ogóle nie przejmował. Zajmował się czym innym – mianowicie kampanią prezydencką w Krośnie. Ten człowiek nie potrafił odpowiednio zająć się piłkarzami jednego klubu, a chciał być prezydentem wszystkich mieszkańców. No, ale przegrał, zajął drugie miejsce. Natomiast to jest też powód, dlaczego wcześniej nie było reakcji, bo prezes ma swoje kontakty w mieście i nikt nie chce mu podpaść.

Reklama

– Jak duże są zaległości – w sumie – wobec twojego brata i innych zawodników?

– Chodzi o kilkadziesiąt tysięcy złotych. Natomiast pieniądze to jedno, a drugie, że brat mocno to przeżywał, załamał się, wyjechał za granicę, rzucił piłkę. Ten facet trochę zniszczył mu życie.

Faktycznie: zawodników, którym Karpaty zalegają pieniądze, jest więcej.

Jakub Wlaźlik: – Karpaty zalegają mi jedną całą wypłatę oraz dwie połówki, łącznie pięć tysięcy złotych. Kiedy rozmawiałem o zaległościach z prezesem, odpowiadał z bardzo szyderczym uśmiechem. To wprawiało w sporą dezorientację, bo z jednej strony wiadomo było, że sytuacja jest napięta, ale z drugiej – miało się wrażenie, że po prostu nas wyśmiewa, gdy chcieliśmy powalczyć o swoje. Tak to wyglądało na żywo, natomiast telefonicznie – kontakt, jeśli był, to głównie SMS-y. Na te odpisywał po kilku dniach, a telefony odbierał rzadko. Ponadto wysłałem dwa wezwania do zapłaty, ale żadnego nie odebrano – wróciły do mnie pocztą.

– Kiedy grałem w Krośnie, próbowaliśmy zrobić jeden strajk i wyjść 15 minut po gwizdku na mecz, pokazać, że mamy dość tej sytuacji. Tak się stało, ale potem narracja, dlaczego było opóźnienie, zmieniła się – przyjęto, że spóźniliśmy się przez busa. Żeby tak tę sytuację przedstawić, zdecydował ówczesny trener.

– Ta szatnia zresztą nie była jednością, bo doświadczeni zawodnicy dostawali swoje pieniądze. Po prostu ci mniej doświadczeni byli traktowani po macoszemu, uznając, że nie mają siły przebicia. Dziś dalej chcę walczyć o swoje, przekazałem wszelkie papiery znajomemu adwokatowi.

Reklama

Kamil Duda: – Karpaty zalegają mi dziewięć tysięcy. Trudno powiedzieć, ile to pensji, bo oni płacili różnie – raz nic, raz pół, ale można powiedzieć, że to trzy miesiące grania. Prezes nie odbiera telefonów. Wysłaliśmy pismo z prawnikiem, bo chcieliśmy dojść do porozumienia, ale nic to nie dało. Cisza. Cały czas mam nadzieję, że te pieniądze przyjdą na konto. Jeśli nie – będzie trzeba iść z prezesem do sądu.

Paweł Budzyński: – Nie zapłacono mi pieniędzy za dwa i pół miesiąca grania, to jest 8700 złotych. Wynająłem firmę windykacyjną, ale to nic nie dało – zajęli się sprawą, lecz nic nie wskórali. Myślę, że inaczej niż sądowo tych pieniędzy nie odzyskam.

Arkadij Filipczuk: – Nie chcę mówić, ile konkretnie pieniędzy zalegają mi Karpaty, ale chodzi o 4-5 pensji. Ostatni raz rozmawiałem z prezesem cztery miesiące temu, mówił, że wszystko dostanę na koniec sierpnia, a nie dostałem nic. Teraz jak do niego piszę, dzwonię, to on nie odpisuje, nie oddzwania. Strajki w tamtym czasie… To by nic nie zmieniło. Teraz założyłem sprawę w Piłkarskim Sądzie Polubownym. Jeśli to nic nie pomoże, pójdę z tą sprawą dalej.

To wszystko zawodnicy, którzy grali w Krośnie w sezonie 23/24. Wszystko zgadza się z tym, co przedstawił Hudzik. Po pierwsze – kasy nie ma. Po drugie – na jej brak narzekają młodzi zawodnicy. Wlaźlik ma 19 lat, Duda – 20, Budzyński i Filipczuk po 21, Hudzik – 23. Każde zaległości trzeba regulować, niemniej kilka tysięcy złotych dla tak młodych ludzi to przecież często kluczowa sprawa w kwestii funkcjonowania z miesiąca na miesiąc.

Ponadto, warto podkreślić, że nie mówimy jedynie o piłkarzach z sezonu 23/24 – nie było tak, że wtedy finanse Karpat się załamały i stąd problemy. Nie, problem sięga głębiej, o czym mówi przykład Damiana Barana. Grał on w Krośnie w sezonach 21/22 i 22/23 (czyli zaczynał w wieku 23 lat). I oczywiście – wciąż walczy o swoją kasę. Tutaj sprawa jest o tyle ciekawa, że Baran przedstawił ją przed Piłkarskim Sądem Polubownym, który przyznał mu rację. Mówi to nam dwie rzeczy: po pierwsze związki piłkarskie przynajmniej powinny być świadome zaległości w Karpatach, po drugie – klub nawet taki wyrok ma gdzieś, bo dalej nie płaci.

Baran opowiada: – Wysłałem jedno wezwanie do zapłaty, potem drugie. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Stwierdziliśmy więc z prawnikiem, że sprawa idzie do PSP, ale… klub nie odpowiedział na żadną próbę kontaktu ze strony tego organu. Ja byłem przygotowany – chciałem przyprowadzić świadków, udowodnić swoją rację, ale Karpaty w ogóle nie były zainteresowane dyskusją, więc PSP po prostu wysłuchał mojej relacji i wygrałem sprawę. Niestety – klub dalej nie płaci. Dopiero po wyroku wysłał pismo, że ja chcę… wyłudzić pieniądze. To oczywiście nieprawda, natomiast jeden błąd popełniłem – w grudniu otrzymałem dwie pensje, czego nie zauważyłem i powinienem domagać się sześciu tysięcy z odsetkami, a nie dziewięciu. Klub uczepił się tego i uważa, że oszukuję. A przecież gdyby stawił się w PSP, mógłby to wykazać, z czym bym się naturalnie zgodził. Wolał jednak nie robić nic i teraz używać tego błędu jako argumentu, że nic mi się nie należy.

Trzeba podkreślić, że Damian – w przeciwieństwie do poprzednich bohaterów tekstu, którzy mają swoje kontrakty na piśmie – grał w oparciu o deklarację gry amatora i umowę ustną. Natomiast umowa ustna też ma moc w prawie, przecież widać po przelewach, że Baran do jakiegoś momentu określone pieniądze dostawał, ponadto – należy powtórzyć – po prostu wygrał sprawę w PSP.

A klub się tym nie przejmuje. Czym się w zasadzie przejmuje? Unika wezwań, unika kontaktu, unika płacenia.

Spójrzcie na – niestety – rozpaczliwe momentami próby ustalenia czegokolwiek z prezesem:

   

 

*

Co na to piłkarskie władze? W zasadzie – niewiele. Na przykład Podkarpacki Związek Piłki Nożnej o wyroku PSP dowiedział się… od nas. Poza tym narracja jest taka, że jeśli są zaległości względem piłkarzy, to ci muszą się zgłosić z tą sprawą do związku. Być może tak ta ścieżka powinna wyglądać, ale jeśli brakuje tak podstawowej komunikacji między organami, że wyrok PSP jest owiany tajemnicą, to jednak coś jest dalej nie w porządku.

*

Prezesem, który nie płaci, nie odbiera telefonów od piłkarzy i generalnie chyba niczym się nie przejmuje, jest Bogdan Józefowicz. Rządzi klubem od siedmiu lat. W nawiązaniu do poprzedniego akapitu – jest też członkiem zarządu Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. W 2024 roku z ramienia Prawa i Sprawiedliwości wystartował w wyborach na prezydenta Krosna (zajął drugie miejsce). Program PiS-u dla Krosna, który prezentował również Józefowicz, zakładał na przykład „jednorazowe świadczenie w kwocie 1000 zł dla Krośnianek po urodzeniu dziecka w szpitalu w Krośnie”. Rocznie w tym mieście rodzi się około 300 dzieci, zatem Józefowicz obiecywał wydanie 300 tysięcy złotych, kiedy jednemu piłkarzowi nie potrafi zapłacić pięciu, drugiemu sześciu, a trzeciemu dziewięciu tysięcy. Oczywiście gdyby wygrał, ze swoich by nie wykładał, ale jeśli nie potrafi ogarnąć finansów klubu piłkarskiego, trudno uwierzyć, że rozsądnie gospodarowałby zasobami miasta.

Pisał też na Facebooku: „Nasze miasto potrzebuje także silnych więzi społecznych, opartych na wzajemnym szacunku, otwartości i solidarności. Chcę, abyśmy wspólnie tworzyli miejsce, gdzie każdy z nas czuje się ważny i doceniony”.

A gdzie szacunek, otwartość, solidarność względem piłkarzy? Czy czuli się ważni i docenieni?

Cóż, trzeba było pogadać z samym zainteresowanym.

Czy potwierdza pan zaległości wobec piłkarzy Karpat Krosno?

Tak, potwierdzam.

Zamierza pan je spłacić?

Te zaległości są sukcesywnie i w miarę naszych możliwości spłacane. To nie jest tak, że nikomu nic nie płacimy z zaległości.

Zawodnicy skarżą się, że nie odpisuje pan na ich wiadomości, nie odbiera wezwań do zapłaty.

Ja nie jestem codziennie w klubie…

Ale telefon ma pan ze sobą cały czas, prawda? I tam pan nie odpisuje, blokuje wierzycieli.

Niemożliwe. Nie mam w zwyczaju blokować telefonów. Tak jak panu mówię – nie jestem codziennie w klubie, ale jeżeli listonosz zostawia awizo, to odbieramy listy.

Ile w tej chwili zalega pan pieniędzy?

Myślę, że będzie to kwota około 60-65 tysięcy złotych.

Czy wobec tego Karpaty w ogóle powinny grać w czwartej lidze?

Jakoś sobie poradziłem z większymi zaległościami, tak więc myślę, że poradzę sobie i z tymi.

Nie chodzi mi o to, czy pan sobie poradził, czy nie, pytam, czy wobec tego, że jesteście w klubie niewypłacalni, powinniście w ogóle dostać licencję?

To znaczy nie jesteśmy niewypłacalni. Jakieś środki posiadamy i nie mamy zaległości wobec urzędu skarbowego, ZUS-u, wojewódzkiego związku. Są tylko te zaległości ludzkie. Nie jest to dla mnie przyjemna sprawa.

Jakim cudem dostaliście licencję?

Nie ma we wniosku licencyjnym zapisu, że musimy mieć wszystko uregulowane. Mamy jakieś ugody i z tych umów w miarę naszych możliwości się wywiązujemy.

Rozmawiałem z sześcioma piłkarzami. Z żadnym nie ma pan ugody.

To jest niedopatrzenie. Tak jak mówię, sukcesywnie i w miarę naszych możliwości spłacamy te zaległości.

A kiedy to sukcesywne spłacanie się skończy?

Chciałbym, żeby skończyło się jak najszybciej. Myślę, że do końca roku, może do końca kwartału przyszłego roku będziemy na zero.

Ciężko w to wierzyć, w SMS-ach obiecywał pan na przykład pieniądze do sierpnia.

Wie pan, my działamy jako stowarzyszenie. Utrzymujemy się głównie z dotacji urzędu miasta i z tego, co wpłacą nam dobrzy ludzie, czyli sponsorzy. O sponsorów coraz trudniej. Zna pan przecież sytuację na czwartoligowym terenie. Szacun dla nich, że cokolwiek jeszcze dają. Rozumiem, że niektórzy mają opóźnienia w swoich firmach. I stąd też te opóźnienia u nas. To jest taki łańcuch.

To niech pan podpisuje kontrakty na kilkaset złotych miesięcznie, a nie kilka tysięcy, może wtedy będzie pan na zero?

W trzeciej lidze, we wrześniu, dostałem informację od dużych przedsiębiorstw, że niestety nie będą nam w stanie pomóc w tym roku. I to było już troszeczkę za późno.

Dlaczego nie wykonuje pan wyroku Piłkarskiego Sądu Polubownego?

Ponieważ odwołaliśmy się od tego wyroku i sprawa wróci. Ze strony pana Damiana było trochę niedociągnięć.

On się przyznaje, że pomylił się z jedną pensją, ale wciąż jesteście mu winni sześć tysięcy z odsetkami, czyż nie?

Być może, nie wiem. To nasz księgowy skrupulatnie policzy.

Na pierwszą rozprawę w ogóle się nie stawiliście. Nie reagowaliście na żadne wezwanie ze strony PSP.

Być może nie dostaliśmy wezwania w terminie, ale wiem, że składaliśmy wyjaśnienia do PSP.

Niezwykle dużo przypadków. Tu wezwanie nie w terminie, tu pan nie odpisuje, tam pana nie ma, gdzie indziej jakby było awizo, to by pan odebrał, ale nie było.

Proszę pana, ja funkcję prezesa klubu pełnię społecznie. Nie pobieram ani złotówki za to, że jestem prezesem. Mam swoją pracę zawodową i przede wszystkim skupiam się na niej.

Ale jednak jest pan prezesem i wziął pan za to odpowiedzialność.

Tak i tej odpowiedzialności nie zrzucam na nikogo innego.

Czy nie jest to bezczelne, że startuje pan na prezydenta Krosna, obiecuje 1000 złotych za każde urodzone dziecko, to wyjdzie około 300 tysięcy złotych rocznie, a jednocześnie nie potrafi się pan zająć zdecydowanie mniejszym budżetem?

W różnych miastach są prowadzone takie akcje, więc wydawało mi się, że to jest dobry pomysł, żeby w Krośnie było takie becikowe. Wie pan, na takie coś potrzebna jest zgoda rady miasta, ale to był jeden z moich postulatów. Jeżeli ten pomysł by się spodobał radnym, jeżeli by się znalazły pieniądze, to moglibyśmy ten temat z radnymi przedyskutować.

Niech sobie będą becikowe w miastach, niech będzie i w Krośnie, ale pan nie ogarnia budżetu klubu, a chce ogarnąć budżet miasta?

Wie pan co, to są troszeczkę dwie różne sprawy.

Według mnie tu i tu są złotówki.

Złotówki tak, złotówki te same, ale budżet miasta i klubu to są dwie różne odmienne rzeczy. Ja zaangażowałem swoje własne pieniądze w klub, bo dobro klubu leży mi na sercu. Nie chcę natomiast mówić, ile pieniędzy zainwestowałem, nie chodzę z tym do prasy, nie mówię o tym nikomu.

Z obecnymi piłkarzami jest pan na zero, tak?

Tak.

Skąd nagle ma pan pieniądze? Płaci pan mniej, wyciągnął jakieś wnioski?

Tak jak mówiłem, problemy wzięły się stąd, że miałem skalkulowany budżet z obiecanymi wpłatami od sponsorów, ale duży sponsor się wycofał, bo znalazł się na zakręcie. A my mieliśmy już podpisywane zobowiązania, kontrakty z zawodnikami, no i trzeba to było jakoś ciągnąć, negocjować, albo po prostu szukać tych pieniędzy.

Natomiast nie płacił pan głównie młodym piłkarzom, a starszym już tak, prawda?

Nie, odbywało się to tak, że nie było miesiąca, w którym nie byłoby jakiejkolwiek części wypłaty. Co miesiąc przynajmniej 50% na konta zawodników wpływało.

Brat Mateusza Hudzika twierdzi, że po trzech miesiącach grania Mateusz miał jedną wypłatę.

Niemożliwe, można to sprawdzić na wyciągach bankowych.

Czyli zaprzecza pan, że młodzi dostawali mniej?

Nie, można to przecież sprawdzić. Jeżeli były robione wypłaty z klubu, to wszyscy dostawali pieniądze. Jeżeli na koncie mieliśmy pieniędzy na 50% wypłat, to wszyscy dostali 50% wypłat. I nie było miesiąca bez wypłaty.

Jakim cudem utrzymywał pan tę drużynę w ryzach?

Rozmawialiśmy. Były też strajki.

Jakie?

Nie mówię, że ktoś nie wychodził na trening, czy nie wychodził na mecz. Ale ma pan dowód, że rozmawiam z zawodnikami.

Jakie były strajki?

Strajku nie było takiego, żeby ktoś nie wyszedł na trening czy na mecz.

Mówił pan, że były strajki. Jakie?

Były propozycje strajku, były jakieś ostrzeżenia, że nie wyjdą na trening, że nie wyjdą na mecz.

A ten jedyny strajk, kiedy piłkarze wyszli 15 minut spóźnieni na mecz, ale potem zwyciężyła narracja, że chodziło o zepsuty autokar?

Faktem jest, że nie byłem na meczu w Sieniawie, tam ten mecz się faktycznie opóźnił i faktycznie mieliśmy dwie awarie autokaru w drodze.

Dziwi mnie po prostu, że drużyna nie reagowała, skoro pan nie płacił. Musiałaby reagować, gdyby wszyscy mieli takie opóźnienia, jak ci młodzi zawodnicy. Domniemywam, że starsi mieli płacone częściej.

Możemy się umówić, że wyciągniemy papiery z banku i pana domniemanie powinno ustąpić.

Czy myśli pan o rezygnacji z funkcji prezesa, skoro pan sobie nie radzi z tym zadaniem?

Wielokrotnie mówiłem na zarządzie, że nie muszę być prezesem. Jeżeli znajdzie się ktoś chętny, to nie ma problemu. Ustąpię. Nie jestem przyspawany do stołka.

*

Pozwoliliśmy sobie nie prosić o wyciągi prezesa, tylko zwrócić się o to do zawodników. No i na przykład na poniższym zrzucie ekranu widać, że Jakub Wlaźlik w kwietniu i maju nie dostał żadnego przelewu z klubu:

A Mateusz Hudzik w kwietniu, zaś w maju 500 złotych (co daje 10% pensji, a nie 50%, jak zapewniał prezes w rozmowie):

Jest to najprostsze kłamstwo, na jakie mógł dać się złapać prezes, ale najwyraźniej tak lubi. Natomiast jak więc wierzyć w cokolwiek innego, choćby w to, że zaległości są regulowane i proces zakończy się w pierwszym kwartale nowego roku? Albo w kwestię odwołania od wyroku PSP? Prezes mówi, że się odwołali, by zaraz powiedzieć, że dokładną kwotę musi wyliczyć księgowy. No to od czego Karpaty się odwoływały, skoro nie zabrały się nawet za liczenie?

Zresztą, tak wygląda to rzekome odwołanie:

Datowane na 13 sierpnia. Wyrok zapadł 7 marca. Klub ma dwa tygodnie na odwołanie od dostarczenia wyroku z uzasadnianiem.

Pozostaje kwestia doświadczonych zawodników, którzy zdaniem młodszych piłkarzy mieli płacone regularnie i stąd udało się dograć sezon do końca. Skontaktowaliśmy się z Kamilem Raduljem i Michałem Staszem, którzy wciąż są w zespole. Niestety – pierwszy nie odpisał na wiadomość, drugi nie chciał komentować sprawy.

Ale czy 36-letni i 27-letni zawodnicy godziliby się na granie za 10% pensji jednego miesiąca, 50% innego, trzeciego za 0%? Można wątpić.

*

Jest czymś absolutnie koszmarnym, że takie twory w polskiej piłce są i nie bardzo chce się wyciągać odpowiedzialność wobec ich twórców. Karpaty grają w czwartej lidze i mają się dobrze, mimo że zawodnicy, którzy odeszli z klubu, wciąż czekają na swoje pieniądze.

Dlaczego istnieje ciche przyzwolenie, przede wszystkim związków piłkarskich, żeby do takich patologii regularnie dochodziło (bo chyba nikt nie wierzy, że Karpaty to jedyny taki przypadek, skoro piłkarze ekstraklasowej Lechii też często czekają na spóźnione wypłaty)? Pewnie z kilku powodów – lenistwa, niechęci do dezorganizacji rozgrywek, no i niechęci do rezygnacji z różnych opłat, które kluby wnoszą (piłkarzom nie zapłacić, wtórna sprawa, ale związkowi – poważna).

Na końcu mamy prezesa tych Karpat, który nie widzi niczego złego w tym, że nie potrafi załatwić spraw w klubie, a chciałby rządzić miastem (i oczywiście rozdawać pieniądze).

*

W piątek, po rozmowie z prezesem, Mateusz Hudzik natychmiast otrzymał na konto pół zaległej wypłaty. To jego pierwszy przelew od lipca. Prezes zapewnia, że spłaca zaległości sukcesywnie i regularnie.

Ciekawe, że jakiekolwiek pieniądze znalazły się dopiero w obliczu pojawienia się tematu w mediach.

CZYTAJ WIĘCEJ:

 

 

 

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

24 komentarzy

Loading...