Reklama

Iga już nie lideruje. Co musi się stać, by Polka wróciła na szczyt rankingu WTA?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 października 2024, 10:19 • 3 min czytania 13 komentarzy

Iga Świątek straciła dziś pozycję liderki rankingu WTA na rzecz Aryny Sabalenki. Polka spadła ze szczytu tego zestawienia po tym, jak przewodziła w nim nieprzerwanie przez 50 tygodni. Białorusinka światową „jedynką” pozostanie za to co najmniej do 9 listopada. Choć szanse na to, by Iga odzyskała prowadzenie w tym roku, są minimalne.

Iga już nie lideruje. Co musi się stać, by Polka wróciła na szczyt rankingu WTA?

Jeszcze niedawno mówiło się, że Świątek pozostanie liderką rankingu WTA do kolejnego tygodnia, czyli 28 października. Wtedy WTA odpisze bowiem zawodniczkom punkty za zeszłoroczne WTA Finals, w którym Polka triumfowała z kompletem oczek (1500), a Aryna Sabalenka doszła do półfinału. W nim lepsza okazała się Iga i zdobyła 625 punktów. A że przewaga Polki w poprzednim zestawieniu – w dużej mierze ze względu na odpuszczone przez nią w ostatnim czasie turnieje w Azji – wynosiła tylko 69 oczek, to jasne było, że jej nie utrzyma.

Czołowa 10. rankingu WTA w dzisiejszym zestawieniu. Fot. wtatennis.com

Dziś okazało się jednak, że koniec panowania Igi nadszedł wcześniej, niż to zakładano, choć nadal nie odjęto punktów za Finały z zeszłego roku. WTA przeprowadziło jednak inną aktualizację, związaną z tegoroczną zmianą przepisów. Otóż według obowiązującego w tej chwili regulaminu każda zawodniczka musi rozegrać sześć obowiązkowych turniejów rangi WTA 500. Jeśli tego nie zrobi, to w miejscu zawodów, w których nie wystąpiła, ma wpisane zero, a do tego w konsekwencji odejmowane są jej oczka za najsłabszy „punktowo” turniej, w którym wzięła udział w tym sezonie – w przypadku Igi to występ w Miami. Świątek zagrała tylko w dwóch takich imprezach, z kolei Sabalenka w czterech, stąd ma nad Polką pewną przewagę.

Reklama

Idze odjęto bowiem 120 punktów, a Arynie jedynie 10 (za występ w Dubaju). Dlatego po niemal roku Białorusinka wróciła na prowadzenie w rankingu WTA, rozpoczynając tym samym swój dziewiąty tydzień w roli liderki. Jej przewaga nad Polką oczywiście jeszcze się powiększy ze względu na wspomniane odjęcie punktów przed WTA Finals, ale też przez fakt, że trwa właśnie ostatnia w tym sezonie impreza rangi WTA 500, w której nie występują ani Świątek, ani Sabalenka. Po jej zakończeniu najpewniej (bo dzisiejsza korekta nie była zapowiadana i trudno przewidzieć, czy WTA zrobi wszystko tak, jak się tego aktualnie spodziewamy) odjęte zostaną kolejne punkty, a to w konsekwencji będzie oznaczać, że nowa liderka rankingu uzyska już 171 oczek przewagi nad Polką. Do tego doliczyć trzeba będzie jeszcze kolejnych 875, które Aryna nadrobi po odpisaniu punktów za ubiegłoroczne Finały.

Sabalenka będzie więc miała 1046 punktów przewagi. I właściwie tylko kataklizm mógłby pozbawić ją liderowania na koniec sezonu.

W WTA Finals punkty dzielić będą się bowiem na następujących zasadach: za każdą wygraną w grupie zawodniczce przysługuje 200 oczek (maksymalnie do zgarnięcia jest 600), za zwycięstwo w półfinale otrzymuje się kolejnych 400, a za triumf w meczu o tytuł – 500 oczek. Łącznie do zgarnięcia jest więc 1500 punktów. Jeśli przewaga Aryny Sabalenki faktycznie wynosić będzie przed turniejem 1046 oczek, Iga będzie w stanie odzyskać prowadzenie w rankingu jeszcze w tym roku wyłącznie wtedy, gdy wygra cały turniej. A i tu musiałaby liczyć na „pomoc” Aryny: Białorusinka mogłaby bowiem triumfować maksymalnie w dwóch meczach grupowych i odpaść albo już w grupie, albo w półfinale.

CZYTAJ TEŻ: JEDNA ZAWODNICZKA MU NIE WYBACZY, INNA URATOWAŁA JEGO KARIERĘ. WIM FISSETTE, NOWY TRENER IGI ŚWIĄTEK

Reklama

Jeśli tak się nie stanie, Iga powalczy o odzyskanie prowadzenia dopiero po Australian Open 2025. A jej licznik do tego czasu zatrzyma się na łącznie 125 tygodniach spędzonych na szczycie rankingu WTA.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

13 komentarzy

Loading...