Podnoszenie ciężarów w Polsce próbuje wygrzebać się z kryzysu. Próbuje, ale nadal w związku dochodzi do kuriozalnych sytuacji – tym razem postanowiono unieważnić konkurs na nowego szkoleniowca kadry seniorek… bez podania przyczyny. Jak się jednak dowiedzieliśmy, chodzi o pozostawienie na stanowisku dotychczasowego trenera. Choć zarząd zgodził się odwołać go wraz z końcem października, czyli po mistrzostwach Europy U-20 i U-23 w Raszynie, a zawodniczki coraz częściej przedstawiają go w złym świetle, to zdecydował on – wbrew wszystkim – ubiegać się o przedłużenie kadencji. A kiedy okazało się, że może przegrać głosowanie z kandydatką spoza układu, PZPC ogłosił brak rozstrzygnięcia w kwestii wyboru opiekuna żeńskiej reprezentacji. Przyjrzeliśmy się sprawie, która w środowisku wywołała niemałe oburzenie.
Trener jak bumerang
Podnoszenie ciężarów – niegdyś dyscyplina przynosząca nam ogrom medali olimpijskich, dziś przeżywająca prawdziwą zapaść. Szczególnie w przypadku męskiej kadry, w której żaden z Biało-Czerwonych nie zdołał zakwalifikować się na minione igrzyska w Paryżu. Nieustannie narzekano przede wszystkim na metody szkoleniowe, środowisko wskazywało konkretne nazwiska, o czym pisaliśmy w obszernym materiale na temat stanu polskiej sztangi. Zmiany były zresztą widoczne na horyzoncie, bo doczekaliśmy się nowego szefa wyszkolenia i szkoleniowca seniorów. Co natomiast wciąż budziło wiele wątpliwości, to posada trenera kobiecej kadry.
Na tym stanowisku kolejny już raz znajduje się bowiem Antoni Czerniak. Postać doskonale w środowisku znana, której nie sposób odmówić osiągnięć, choć w ostatnich latach jego nazwisko wymienia się głównie w kontekście złych relacji z zawodniczkami. I znów jest o nim głośno – niestety nie ze względu na sukcesy sportowe jego podopiecznych.
Czerniaka pierwszy raz odwoływano ze stanowiska za kadencji poprzedniego prezesa PZPC, Mariusza Jędry, który sam przyznawał w wywiadach, że zakończenie tej współpracy odbyło się w burzliwych okolicznościach. Po zmianie sternika związku w 2021 roku, gdy posadę objął Waldemar Gospodarek, Antoni Czerniak po krótkim czasie powrócił na stanowisko szkoleniowca kadry seniorek. Dziś jego nazwisko ponownie brane jest na tapet, a wszystko to z powodu konkursu na nowego opiekuna żeńskiej reprezentacji w podnoszeniu ciężarów.
Miano w nim bowiem wskazać następcę Czerniaka, o którego metodach szkoleniowych negatywnie wypowiadać zaczęło się coraz więcej zawodniczek. Całej sprawie przez jakiś czas bacznie przyglądała się Rada Trenerów PZPC i ostatecznie wystosowała do samego związku wniosek o odwołanie trenera kadry seniorek. I, co ciekawe, taką właśnie decyzję zarząd związku, będąc pod sporym naciskiem, zatwierdził. Szkoleniowcowi dano jeszcze możliwość poprowadzenia podopiecznych na nadchodzących mistrzostwach Europy do lat 20 i 23 w Raszynie. W praktyce miał więc rozstać się z posadą wraz z końcem października tego roku.
Myślicie sobie – no dobra, częste afery, głosy sprzeciwu, narzekające podopieczne, a do tego drugie już odwołanie, więc pewnie sam trener zrozumiał, że pora ustąpić. Nic bardziej mylnego. Antoni Czerniak postanowił bowiem… wystartować w konkursie na nowego trenera kadry seniorek. Z kolei przychylni mu członkowie PZPC i delegaci lokalnych związków mieli nadzieję, że będzie jedynym kandydatem, a jego kadencję uda się przedłużyć. Tak się jednak nie stało – przynajmniej na razie.
Plany pokrzyżowała dr Paulina Szyszka, czyli trenerka między innymi Weroniki Zielińskiej, jedynej reprezentantki polskiej sztangi na igrzyskach w Paryżu. To właśnie jej kandydatura również wpłynęła do PZPC, co zapewne wzbudziło niemały popłoch wśród członków związkowego betonu, przyspawanych do swoich stołków. Stało się bowiem oczywiste, że żeby uratować dotychczasowego szkoleniowca, trzeba będzie popieraną przez zawodniczki i Radę Trenerów Szyszkę w jakiś sposób wyeliminować z konkursu.
Paulina Szyszka i Weronika Zielińska. Fot. Facebook.com – Weronika Zielińska – Weightlifting Athlete
Należy jeszcze w tym miejscu nadmienić, że trzecią osobą zainteresowaną posadą trenera kadry seniorek był Waldemar Ostapski. Jego kandydaturę odrzucono jednak ze względów formalnych. W grze zostały zatem dwa nazwiska – Czerniak oraz Szyszka.
Jak więc sprawę rozwiązał PZPC?
Absurdy pod okiem prezesa i ministerstwa
Od momentu pojawienia się Pauliny Szyszki w gronie osób startujących na stanowisko trenera kadry seniorek, u części działaczy PZPC pojawiła się nerwowość. Początkowo kandydaci mieli zaprezentować swoją wizję prowadzenia reprezentacji właśnie przed Komisją Konkursową. Ta jednak zadecydowała, że ten etap posiedzenia można pominąć. Tak po prostu. Jak więc ocenić kompetencje Szyszki czy Czerniaka? Patrząc na ich CV przedstawione na papierze. Bo przecież to tylko wybór trenera kadry, więc po co głębsza analiza i dokładniejsze zapoznanie się z kandydatami na żywo, prawda?
– Miałam przyjechać do siedziby PZPC i przedstawić swoją długofalową koncepcję. Jednym z wymaganych dokumentów był zresztą właśnie plan przygotowań do igrzysk olimpijskich w Los Angeles. I tę moją wizję pracy z kadrą miałam docelowo zaprezentować przed Komisją Konkursową. Dzień przed jej obradami dostałam jednak telefon, że konkurs odbędzie się bez udziału kandydatów i żebym nie przyjeżdżała – mówi nam Paulina Szyszka.
Jak dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł, trenerka w klubie AZS AWF Biała Podlaska dostała dwa głosy za, dwa przeciw, a jeden z członków się wstrzymał. Kiedy przy jej nazwisku pojawił się wynik 2:2, uznano, że… nie da się wyłonić zwycięzcy i tym samym nowego trenera kadry seniorek. – Obecnego szkoleniowca bronił przede wszystkim przewodniczący Komisji Konkursowej, Antoni Kawałek. Przy remisie to właśnie jego głos był decydujący. I to on był za tym, żeby nie zdymisjonować trenera Czerniaka – zdradza Robert Dołęga, były utytułowany sztangista, olimpijczyk i wicemistrz Europy, a dziś sekretarz Rady Trenerów PZPC.
– Według mnie procedury tego głosowania były śmieszne. Jeśli jest konkurs, w którym zostaje dwóch kandydatów, to dla mnie jest to proste – trzeba zrobić tajne, personalne głosowanie, gdzie każdy ma swoją kartkę i oddaje głos na konkretną osobę. A tak nie było. Padło pytanie: kto jest za trener Szyszką? Dwóch opowiedziało się za, dwóch przeciw, jeden się wstrzymał. I wtedy przewodniczący Kawałek stwierdził, że unieważniamy konkurs. Na tym się całe głosowanie zakończyło. Na pewno zwrócę się o protokół z tych obrad, bo na stronie PZPC nie ma na ten temat żadnych oficjalnych informacji – mówi Sebastian Ołubek, przewodniczący Rady Trenerów PZPC.
Przy czym dostrzega też inne nieprawidłowości w obradach Komisji Konkursowej: – Dlaczego podczas konkursu na nowego trenera kadry męskiej był obecny przewodniczący Komisji Zawodniczej PZPC, Bartłomiej Adamus, a teraz zawodniczki nie miały swojej przedstawicielki? – pyta retorycznie Ołubek.
– Komisja miała za zadanie wytypować kandydata na trenera kadry, którego zarząd miał zatwierdzić. Tymczasem zrobiła temu zarządowi na przekór, zadziałała według własnego widzimisię. Podejrzewam, że to również akcja wbrew Radzie Trenerów na czele z przewodniczącym Sebastianem Ołubkiem, bo to dla wielu osoba bardzo kontrowersyjna i niewygodna. Tymczasem jest to człowiek kompetentny, który w ostatnich kilku latach jako trener dzieci i młodzieży zdobywa najwięcej punktów, osiąga świetne wyniki z podopiecznymi. A niektórzy, może z zazdrości, może z innych powodów, deprecjonują jego pracę – dodaje Roberta Dołęga.
Wszystkiemu przyglądał się prezes PZPC, Waldemar Gospodarek. Umówiliśmy się z nim na rozmowę, jednak w wyznaczonym terminie przestał odbierać od nas telefon. Co więcej, funkcję obserwatora na posiedzeniu Komisji Konkursowej pełniła Angelika Głowienka, dyrektor Departamentu Sportu Wyczynowego w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Próbowaliśmy się z nią skontaktować, ale okazało się to niemożliwe z powodu natłoku obowiązków, którymi musi zajmować się pani Głowienka. A na pytania przesłane drogą elektroniczną nie uzyskaliśmy już odpowiedzi.
I jeśli myślicie, że to koniec historii o absurdalnym konkursie na trenera kadry seniorek w podnoszeniu ciężarów, to mamy dla was jeszcze wisienkę na torcie. Okazał się nią Leszek Rabórski z Dolnośląskiego OZPC – działacz, szef sekcji podnoszenia ciężarów klubu UKS Talent Wrocław, członek Rady Trenerów PZPC i Komisji Konkursowej, która wybierała pomiędzy Pauliną Szyszką a Antonim Czerniakiem.
Jestem za, a nawet przeciw
Rzeczona Rada Trenerów PZPC zrzesza szkoleniowców klubowych z różnych Okręgowych Związków Podnoszenia Ciężarów w Polsce. Do jej głównych zadań należy m.in. „opiniowanie składów kadr narodowych na zawody międzynarodowe oraz opiniowanie kalendarza zawodów i szkolenia, systemów rozgrywek i ich regulaminów”. Rada może ponadto wnioskować o wyróżnienia i kary, a także powinna ściśle współpracować z zarządem PZPC.
I tak też w ostatnim czasie to wyglądało. Po kompromitacji kadry mężczyzn, w której nie udało się wyłonić choćby jednego reprezentanta z wynikami kwalifikującymi na igrzyska olimpijskie w Paryżu, Rada Trenerów w dużym stopniu przyczyniła się do zmiany szkoleniowca – został nim Zdzisław Faraś. Z kolei na kierownika wyszkolenia mianowano Mirosława Chorosia, w czym również udział miał zespół przewodzony przez Sebastiana Ołubka. I chciał on też rozwiązać problemy w żeńskiej kadrze, w której od dłuższego czasu ma panować fatalna atmosfera. A jej źródłem ma być właśnie trener Antoni Czerniak, na którego narzekają zawodniczki.
Jednak jako że ten ostatni jest osobą od wielu lat działającą w PZPC, naturalnie dysponuje on szerokimi koneksjami w strukturach związku. I według Ołubka postanowił je wykorzystać:
– Czerniak powołał dwóch klubowych szkoleniowców z Rady Trenerów i ich zawodniczki do składu na mistrzostwa Europy w Raszynie tylko po to, żeby dostali wynagrodzenie za obóz. Te dziewczyny są obecnie w takiej formie, że najpewniej zajmą ostatnie miejsca na tych zawodach. Ale to się przecież nie liczy, bo najważniejsze, że „kupiło się” dwie osoby z Rady Trenerów. Jedna z nich była w Komisji Konkursowej, gdzie zagłosowała przeciwko pani Szyszce. Po tym wszystkim zadzwoniłem do niego i krótko powiedziałem, że dziękuję mu za to, że w taki sposób uszanował decyzję Rady Trenerów, po czym się rozłączyłem. Tak się właśnie kupuje poparcie w PZPC – grzmi Ołubek.
I nietrudno odgadnąć, o kogo chodzi. Mowa właśnie o wspomnianym Leszku Rabórskim. Ale czemu jego rzekomy głos przeciwko Paulinie Szyszce jest aż tak kontrowersyjny? Odpowiedź jest prosta – bo krótko przed jego oddaniem, będący w Radzie Trenerów Rabórski opowiedział się za… odwołaniem Antoniego Czerniaka ze stanowiska szkoleniowca kadry seniorek. A chwilę później miał pomóc mu w wyeliminowaniu konkurentki na posadę trenera reprezentacji kobiet, gdy tylko okazało się, że wraz z podopieczną znajdzie się w składzie na mistrzostwa Europy.
Chciał tylko pomóc
Porównując ponadto wyniki poszczególnych zawodniczek w całym sezonie, można faktycznie dostrzec anomalię, o której mówi Sebastian Ołubek. Okazuje się bowiem, że rozgrywane na początku października Młodzieżowe Mistrzostwa Polski stały się jedynym wyznacznikiem dla trenera Czerniaka przy wyborze składu na nadchodzące ME w Raszynie. I dziwnym trafem stało się to w momencie, gdy podopieczna Rabórskiego okazała się najlepsza. Opowiedziała nam o tym Klara Cieślak, złota medalistka MMP z 2022 roku.
– Nigdy nie zostałam poinformowana oficjalnie o tym, co mogłabym zrobić, żeby pojechać na mistrzostwa Europy w Raszynie. Czuję, że od początku stałam na przegranej pozycji, że czekano na moje potknięcie. I przyznaję, na ostatnich Młodzieżowych Mistrzostwach Polski poszło mi słabiej, ale to były jedne zawody, gdzie i tak nie miałam żadnych gwarancji, że po ich wygraniu dostanę się do składu na ME. W trakcie MMP trener Czerniak nawet do mnie nie podszedł. Mógł chociaż przed rozpoczęciem rywalizacji powiedzieć – słuchaj, jeśli wygrasz, to jedziesz do Raszyna. Przywitał się ze mną dopiero następnego dnia. Wcześniej widziałam, jak mnie omija, jednocześnie rozmawiając z innymi zawodniczkami. I to, że zdawałam sobie podczas zawodów sprawę, że on na nich jest i ma do mnie takie nastawienie, też odbijało się negatywnie na mojej psychice – mówi Cieślak.
– W grudniu zeszłego roku trener mówił o tym, że uwzględnia mnie w składzie na mistrzostwa Europy. Pracowałam sumiennie, często 6 dni w tygodniu po dwa razy dziennie. Osiągałam dobre wyniki, w tym choćby na Mistrzostwach Polski Elite w tym roku. Na pierwszy obóz miałam jechać w czerwcu, ale ten się nie odbył, bo podobno ministerstwo go odwołało. Tak samo było z kolejnym. Wreszcie miałam się pojawić na zgrupowaniu, trener nawet sam mówił, że widzimy się na kadrze. Ale następnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że rzekomo ministerstwo nie zgodziło się na mój udział w tych przygotowaniach. Znalazła się na nich za to zawodniczka, która na ten moment była ode mnie słabsza, a na wspomnianych MP Elite w ogóle nie startowała. A teraz na zgrupowanie pojechała wraz ze swoim trenerem klubowym, który zarazem zasiadał w Komisji Konkursowej w sprawie wyboru szkoleniowca kadry seniorek – dodaje.
Bo choć Cieślak na ostatnich zawodach przed mistrzostwami Europy w Raszynie faktycznie była słabsza od sztangistki spod skrzydeł Leszka Rabórskiego, to już w przekroju całego roku notowała od niej lepsze – czasami znacznie – wyniki. W tym roku jej średnia w dwuboju w oficjalnych występach (nie uwzględniając jednego konkursu z początku 2024, gdzie zaliczyła tylko podrzut) wyniosła 170,5 kg, rywalki – 163,5 kg. Różnica jest widoczna szczególnie w drugiej konkurencji, czyli podrzucie, gdzie Klara w większości startów atakuje w ostatnich próbach 100 kg lub więcej. Tymczasem podopieczna Rabórskiego przeważnie kończyła z ciężarem, który z łatwością już w pierwszej czy drugiej próbie zaliczała Cieślak (93-94 kg).
Szukając analogii w innych dyscyplinach, to trochę tak, jakby Robert Lewandowski na mundialu strzelał bramkę za bramką, był najlepszym napastnikiem turnieju, ale za jeden gorszy występ w meczu półfinałowym Michał Probierz zdecydował się odesłać go na trybuny na spotkanie finałowe. I również w takim wypadku trudno byłoby uwierzyć, że szkoleniowiec kierował się wyłącznie względami sportowymi.
Nie zrozumcie nas źle – nie chodzi też o to, żeby deprecjonować którąkolwiek z zawodniczek, bo przecież to także one są ofiarami politycznych zagrywek w PZPC. Ale podnoszenie ciężarów to sport wymierny, w którym rezultaty mówią same za siebie. A że wyniki pokrywają się z tym, o czym mówi Sebastian Ołubek, nie sposób nie dostrzec kolejnego problemu w postaci aktu kolesiostwa podczas głosowania na trenera kadry seniorek.
Sam Leszek Rabórski nie rozpatruje tego jednak w taki sposób. Zapytaliśmy go o jego decyzję, co skwitował dość krótko: – Nie byłem przeciwko pani Paulinie Szyszce, byłem po prostu za tym, żeby konkurs unieważnić. Ten był rozpisany pospiesznie, niepotrzebnie. Dawno temu już mówiłem, by zostawić to nowemu zarządowi, zamiast podrzucać mu na początek kadencji kukułcze jajo – powiedział nam Rabórski.
Ale czy naprawdę takim problemem dla nowego zarządu byłby fakt, że stanowisko trenera kadry kobiet jest już obsadzone przez osobę kompetentną, niepowiązaną z żadnymi aferami, a jednocześnie chcącą wprowadzić nowatorskie pomysły i powiew świeżości do reprezentacji? Czy nie jest to bardziej przysługa niż kukułcze jajo? Bo, choć nie odmawiamy trenerowi Czerniakowi warsztatu, kwalifikacji i osiągnięć, to jednak nieustannie ciągnie się za nim opinia człowieka, który nie do końca potrafi komunikować się ze swoimi podopiecznymi. I potwierdzają to słowa wielu z nich – często naprawdę szokujące.
„Skończ żałobę i weź się do roboty”
O problemach z trenerem Czerniakiem pierwsza w mediach mówiła Weronika Zielińska, jedyna przedstawicielka polskiej sztangi na tegorocznych igrzyskach. Zawodniczka w ostrych słowach wypowiadała się na temat szkoleniowca, który miał dosadnie i bezpodstawnie krytykować zarówno ją, jak i jej trenerkę, Paulinę Szyszkę. I kiedy mało brakowało, by wyrzucona z kadry Zielińska nie została zgłoszona na mistrzostwa świata, a tym samym w oparach absurdu straciła szansę na walkę o występ w Paryżu, związek poszedł po rozum do głowy i wysłał sztangistkę na kluczowe zawody, łagodząc sytuację. Pozornie.
Okazuje się bowiem, że coraz większa grupa zawodniczek ma trudności z dogadaniem się ze szkoleniowcem, a na kadrze czuje się niekomfortowo. To zresztą przecież wpłynęło na działania Rady Trenerów PZPC, która zdecydowała się złożyć wniosek o odwołanie Antoniego Czerniaka. Zatwierdzając je, związek udowodnił, że sam także dostrzega problem. A teraz nawet nie tyle przymyka na niego oko, co po prostu udaje ślepego.
Jednym z głosów opowiadających się przeciwko Czerniakowi jest Monika Szymanek, mistrzyni Europy U-23. – Na początku to wszystko wyglądało w porządku. Po czasie widać jednak, że nie da się za bardzo z tym człowiekiem współpracować. Może i kiedyś był dobrym trenerem, nie odmówię mu osiągnięć, dziewczyny też zdobywały z nim medale na zawodach międzynarodowych. Ale to były inne czasy, stosowano różne środki. Teraz tego nie ma i przy ciężkich treningach organizm nie wytrzymuje. A mam wrażenie, że trener Czerniak tego nie rozumie – zaczyna Szymanek.
– Dla ciężarowca czwartek to potocznie druga niedziela. Ale trener nie bierze pod uwagę, że jesteśmy przeciążone, że chciałybyśmy pograć w siatkówkę, zbijaka, mieć jakąkolwiek inną aktywność, która pozwoliłaby nam trochę odpocząć. Twierdzi, że wymyślamy, że kiedyś trenowało się trzy razy dziennie i nikt nie narzekał. Na mistrzostwach Europy walczyłam z inną koleżanką z Polski i chciałam wyrwać więcej niż ona, trener Czerniak powiedział, że to nie ma sensu, bo jestem słaba i nie dam rady. Postawiłam na swoim, wyrwałam więcej i to w bardzo dobrym stylu. Nie uważam jednak, że to są słowa, które szkoleniowiec powinien mówić zawodniczce – szczególnie podczas startu – dodaje mistrzyni Europy U-23.
– Trener przestał w pewnym momencie słuchać tego, co zawodniczki mają do powiedzenia – mówi Maria Karolak, sztangistka Włókniarza Konstantynów Łódzki. – Po pewnym czasie przygotowywania się według planu na kadrze po prostu źle się czułam. Poprosiłam więc o pomoc trenera Ołubka i zaczęłam ćwiczyć zgodnie z jego wskazówkami. Kiedy odkrył to trener Czerniak, oburzył się, więc chciałam mu wytłumaczyć, że to sprawdzony program, po którym dobrze się czuję, ale on uciął tę rozmowę i po prostu sobie poszedł. A nie jestem jedyną zawodniczką w kadrze, biorącą plan od trenera klubowego, bo tylko w ten sposób możemy uniknąć przeciążenia i czujemy się lepiej – tłumaczy Karolak.
Weronika Zielińska. Fot. Facebook.com – Weronika Zielińska – Weightlifting Athlete
– On chyba już nie wie, co robi. Dziewczyny przyjeżdżają od niego ze zgrupowań kadry obolałe, z kontuzjami – nowymi lub odnowionymi. Koleżanka z mojego pokoju, kiedy jeszcze mieszkałam w ośrodku sportowym, opowiadała mi, że trener Czerniak do jednej z dziewczyn, która była w pierwszym tygodniu żałoby po tacie, powiedział, że powinna już tę żałobę skończyć i wziąć się do roboty. A jeśli nie ma ochoty, to niech w ogóle się nie bierze do pracy, bo on jej i tak nie powoła – mówi inna z zawodniczek, Milena Pawlos.
– Jest dużo takich momentów, kiedy zadaje się trenerowi Czerniakowi jakieś pytanie, oczekuje się odpowiedzi, a on po prostu sobie gdzieś idzie. I tej odpowiedzi nie ma. Uważam też, że na kadrze jest niesprawiedliwie i jesteśmy nierówno traktowane. Bywały sytuacje, kiedy część zawodniczek jechała na badania, a część nie. Jakiś czas temu przyjechałam na zgrupowanie z kontuzją. Trener Antoni zadeklarował, że kadra olimpijska uda się na dodatkowe badania. Później się okazało, że jadą na nie zawodniczki, których w tej kadrze olimpijskiej nie ma. A kiedy zapytałam o to trenera, to zostawił mnie bez słowa i wyszedł. Szkoleniowiec chyba nie powinien się tak zachowywać – dodaje Monika Szymanek.
– Była sytuacja, że miałyśmy umówione spotkanie z POLADĄ [Polska Agencja Antydopingowa – przyp. red.]. I kiedy zostało do niego jakieś 20, 15 minut, wszystkie dziewczyny były po treningu i szybko poszły pod prysznic. Podeszłam wtedy do trenera i zapytałam go, gdzie ma to wszystko mieć miejsce. Odpowiedział, że jednak odbędzie się to za tydzień, nie prosząc mnie nawet, żebym przekazała informację reszcie grupy. Tymczasem dziewczyny były święcie przekonane, że zaraz wybieramy się na to spotkanie – opowiada Maria Karolak.
Kilka zgrupowań na krzyż i plan… męskiej kadry
Oprócz samego zachowania trenera Czerniaka, często wracającym tematem jest wspomniane już przetrenowanie na zgrupowaniach kadry. To o tyle ciekawe, że tych miało być w ostatnim czasie bardzo mało, a i to pozostaje niezrozumiałe, bo męska reprezentacja zrealizowała większą liczbę obozów i w jej przypadku nic nie stało na przeszkodzie, by je organizować. – W czasie od lipca do lutego mieli bardzo dużo zgrupowań, a my w tym okresie miałyśmy jedno, dwutygodniowe – mówi Monika Szymanek. I później wcale nie było lepiej.
Trener Czerniak taki stan rzeczy tłumaczył m.in. Klarze Cieślak tym, że ministerstwo odwołało zgrupowanie kadry. A potem kolejne i kolejne. Tymczasem Sebastian Ołubek, który jednocześnie zasiada w Komisji Rewizyjnej PZPC, będąc jej przewodniczącym, wskazuje na inne źródło tego problemu.
– Dla niego 12 tysięcy miesięcznej pensji przebija wszystko. Czy obóz się zrobi, czy się go nie zrobi, fakturę wystawić trzeba. Przecież my to widzimy w Komisji Rewizyjnej, a związkowi to niespecjalnie przeszkadza. Nie ma akcji szkoleniowej, są za to wydatki i nic się z tym nie robi. Te wszystkie kontrakty powinny powygasać automatycznie po minionych igrzyskach olimpijskich. A tutaj dalej i dalej to wszystko się ciągnie. Wynika to też z polityki, bo jeśli prezes Gospodarek dziś pozbywa się Czerniaka, to nie ma szans na reelekcję w grudniu. A jestem przekonany, że w wyborach wystartuje – zdradza nam Sebastian Ołubek.
Przy niewielkiej liczbie obozów, zawodniczki mają na nich ćwiczyć zbyt ciężko. Co ciekawe, ma to wynikać z charakterystyki planu stosowanego na zgrupowaniach, który okazał się… zbliżony do tego wykorzystywanego przez reprezentację seniorów.
– Chłopak z kadry męskiej spojrzał na to i powiedział mi, że to jest praktycznie ich plan. Czemu trener stwierdził, że to będzie dla nas dobre rozwiązanie? Tego nie wiem – mówi Maria Karolak.
– Pomiędzy obozami trener Czerniak przysłał ten plan moim dziewczynom. I kiedy wszedłem we właściwości pliku, to jako autor wyświetlił się Piotr Wysocki, czyli były szkoleniowiec kadry męskiej. To jakaś masakra – dodaje Sebastian Ołubek.
Co na to wszystko sam trener Antoni Czerniak? Udało nam się z nim porozmawiać i poznać jego argumenty, jednak nie wyraził zgody na publikację swoich wypowiedzi. Stwierdził, że nie chce brać udziału w kłótniach i medialnych przepychankach.
Kapitan opuszcza statek. Ale czy na pewno?
Zgodnie z ostatnimi wydarzeniami i decyzjami PZPC, Antoni Czerniak po mistrzostwach Europy w Raszynie przestanie pełnić funkcję trenera kadry seniorek i U-23 kobiet. Tym samym od 1 listopada reprezentacja pań zostanie bez opiekuna. Związek milczy i nikt tak naprawdę nie wie, co dalej stanie się z żeńską drużyną narodową, bo ani nie podano oficjalnego powodu braku rozstrzygnięcia konkursu na nowego szkoleniowca, ani nie wyznaczono terminu kolejnych obrad w tej sprawie, ani też nie poinformowano opinii publicznej o jakichkolwiek dalszych ruchach związanych z obsadą tego kluczowego przecież dla polskich ciężarów stanowiska.
Na temat swojej przyszłości w strukturach PZPC nie wie zbyt wiele również Paulina Szyszka, której także nie przekazano, co dalej z jej kandydaturą na trenera kadry seniorek. – Mam bardzo mieszane uczucia po tym, co się wydarzyło. Są we mnie różne emocje i tak naprawdę nie wiem już, czego mam teraz oczekiwać. Nie chcę się też bawić w żadną politykę – mówi.
Nowy zarząd PZPC ma zostać wybrany 19 grudnia. Czy faktycznie warto zrzucić na jego barki konkurs na nowego trenera żeńskiej reprezentacji? Nie bardzo, bo wcześniej odbędą się mistrzostwa świata seniorów i seniorek w Manamie. I gdyby pozostawić wszystko tak jak jest, to od początku listopada reprezentantki nie będą przygotowywać się do imprezy w Bahrajnie na kadrowym zgrupowaniu, a jedynie w klubach. Nie będą też miały wspólnego opiekuna w drużynie narodowej, który mógłby je poprowadzić do sukcesów na kluczowych zawodach sezonu.
W oczekiwaniu na kolejną decyzję PZPC, można mieć jedynie nadzieję, że nie będzie ona (ponownie) absurdalna i kompromitująca związek. Nadal nie wiadomo, czy działacze przychylni trenerowi Antoniemu Czerniakowi nie wpadną na następny pomysł, jak doprowadzić do przedłużenia kadencji obecnego szkoleniowca. Same zawodniczki mają nadzieję, że tak się nie stanie.
– Z jednej strony cieszę się, że nie podjęto decyzji o wygraniu konkursu przez trenera Czerniaka. Obawiałam się tego bardzo. Ale z drugiej strony mam jednocześnie wielką nadzieję, że rozstrzygnięcie będzie niedługo i wybrana zostanie trener Szyszka. Jak ostatnio była na kadrze, to wprowadzała taki fajny vibe, na pewno chciałybyśmy się z nią przygotowywać. Chciałam nawet napisać petycję, żeby to ona została naszym szkoleniowcem, ale nie wiem jak się za to zabrać. Dziewczyny mówią, że podpisałyby się pod tym – mówi nam Maria Karolak.
Jakie więc decyzje podejmie teraz PZPC? Czy polskie sztangistki będą miały zapewniony obóz kadry przed mistrzostwami świata w Bahrajnie? I wreszcie – czy niektórzy działacze znów wejdą na wyżyny bezczelności, by przeforsować swoje pomysły w sprawach kluczowych dla podnoszenia ciężarów w Polsce? Tego dowiemy się prawdopodobnie niedługo.
A znając PZPC, możemy spodziewać się absolutnie różnych scenariuszy. Oby wreszcie postawiono na ten, w którym to sport znajduje się na pierwszym miejscu.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Facebook.com – Polish Weightlifting Federation 1925-2025
Czytaj więcej o podnoszeniu ciężarów:
- Igrzyska tylko z jedną polską sztangistką. „Zaorali ciężary w Polsce”
- „Może jeszcze uda się zreformować polskie ciężary”. Zygmunt Smalcerz, legenda sztangi [WYWIAD]
- Wielkie zwycięstwa w cieniu osobistych dramatów. Poruszająca historia Naima Suleymanoglu
- Jedyny w swoim rodzaju. Piros Dimas, czyli legenda olimpijskiego podnoszenia ciężarów