Reklama

Holmes kontra Ali. Jak wygrać z „Największym” i przegrać szacunek środowiska

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

02 października 2024, 16:03 • 16 min czytania 1 komentarz

Sceny, które 2 października 1980 roku rozegrały się w kasynie Ceasars Palace, przeszły do historii boksu, lecz nie w sposób, w jaki wyobrażał to sobie zwycięzca walki. Równo 44 lata temu Larry Holmes pokonał Muhammada Alego w starciu o pas mistrza świata WBC wagi ciężkiej. „Morderca z Easton” zdecydowanie wygrał pojedynek, po którym został znienawidzony przez fanów boksu. Zarzucano m, że chciał wybić się na plecach „Największego”. Pięściarza, któremu sam sporo zawdzięczał, ale z którego w 1980 roku zostało tylko nazwisko. Holmes pokonał cień dawnego mistrza… a po walce sam się popłakał. A później długo bezskutecznie walczyło to, by z owego cienia Alego wyjść.

Holmes kontra Ali. Jak wygrać z „Największym” i przegrać szacunek środowiska

NAJWIĘKSZY WYCHOWAŁ POGROMCĘ

W przeciwieństwie do Alego, Larry Holmes nie posiadał wielkiej kariery amatorskiej. Już od trzynastego roku życia musiał myśleć nie o uprawianiu sportu, ale przede wszystkim o pracy. Urodził się w 1949 roku Georgii, ale całe jego rodzina wyjechała do Easton w Pensylwanii. Tam młody Larry szybko porzucił szkołę i zająć się zarabianiem pieniędzy. Wszystko dlatego, że jego ojciec zdecydował się opuścić żonę Flossie oraz ich dwanaścioro dzieci. Pieniądze, które wysyłał, nie wystarczyły nawet na skromne warunki bytowe. Cała rodzina żyła w nędzy.

Z powodu swojego dzieciństwa Holmes do boksu trafił późno, bo dopiero w wieku osiemnastu lat. Siłą rzeczy nie mógł więc posiadać bogatej kariery amatorskiej. Składały się na nią zaledwie 22 walki, z czego 19 zwycięskich. Nie znaczy to jednak, że początkujący pięściarz nie miał pojęcia o walce. Przeciwnie – dzieciak z ulicy wiedział w jaki sposób skutecznie wyrobić sobie szacunek na rejonie.

Kiedyś co weekend nokautowałem jakiegoś kolesia. Zawsze był ktoś, kto rzucał ci wyzwanie. Miałem passę czterdziestu kolejnych weekendów, nokautując co tydzień jednego gościa po drugim. Wtedy myślałem o zostaniu pięściarzem. Ale dorastając, nie miałem na to czasu. Zawsze pracowałem – wspominał Holmes na łamach Sports Illustrated.

Reklama

Bazować mógł w szczególności na pokaźnym zasięgu ramion, który wynosił aż 206 centymetrów wzrostu. Taki zestaw czynił z Holmesa świetnego zadaniowca. A to z kolei oznaczało, że pięściarz będący u progu zawodowej kariery stał się interesującą opcją do bycia zatrudnianym jako sparingpartner czołowych wojowników, przygotowujących się do swoich walk. Byli to między innymi Earnie Shavers, Jimmy Young czy Joe Frazier.

Jednak najsłynniejszym pracodawcą początkującego pięściarza z Easton był bez wątpienia Muhammad Ali. Holmes pracował z „Największym” w latach 1972-1975. Był zatem nieodłączną częścią zespołu mistrza okresie jego największych walk. Towarzyszył mu, kiedy Ali wygrywał z Frazierem rewanż w Madison Square Garden, czy pokonywał w Kinszasie George’a Foremana. Rozstali się dopiero po starciu Alego z Chuckiem Wepnerem. Powód? Larry czuł, że pracując z najlepszym pięściarzem świata paradoksalnie sam takim nie zostanie. Że szczwany lis wykorzysta go do swoich własnych celów, ale nie pozwoli rozwinąć się na tyle, by Holmes stanowił dla niego zagrożenie.

UCZEŃ NA TRONIE MISTRZA

Ale po pięciu latach od momentu, kiedy drogi obu pięściarzy się rozeszły, w istocie Holmes był już groźny dla Alego. Obaj znajdowali się jednak na zupełnie innych etapach karier.

W 1980 roku Larry Holmes osiągnął bowiem to, o czym marzył. Był już uznanym mistrzem świata, z ośmioma udanymi walkami o pas WBC. Co ciekawe, w swoim rekordzie, wynoszącym 35 wygranych (26 przed czasem) i 0 porażek, Holmes miał już dwie wygrane z… Erniem Shaversem, czyli zawodnikiem, któremu kiedyś pomagał w przygotowaniach.

Z kolei Ali na koncie miał już 59 walk: wygrał 56, w tym 37 przez KO. Suche liczby nie oddają jednak tego, jak wiele kosztowały go te pojedynki. Składała się na nie między innymi ciężka walka z Foremanem, w której Muhammad przyjął mnóstwo bomb. Przede wszystkim jednak Ali był już po trylogii z Joe Frazierem, zwieńczonej słynną „Thrilla in Manila”. Starciu w którym zwyciężył, ale sam przyznał po nim, że nigdy nie był tak blisko śmierci. Ferdie Pacheco, który był doktorem w obozie „Największego”, stwierdził, że jego podopieczny po trzeciej wojnie z Frazierem już w ogóle nie powinien boksować.

Reklama

To oczywiście nie wchodziło w grę. Muhammad Ali był największą gwiazdą w obozie Dona Kinga. Odniósł jeszcze sześć kolejnych zwycięstw, ale w każdym kolejnym wyjściu na ring widać było, że nie nawiąże już do swoich najlepszych czasów. Chociaż ringową inteligencję wciąż posiadał na niebotycznym poziomie, to coraz bardziej wyniszczony karierą organizm odmawiał mu posłuszeństwa. Ali stawał się wolniejszy, w dodatku słabnąca kondycja nie pozwalała mu cały czas utrzymywać wysokiego tempa walki.

Wreszcie pięściarz powszechnie uznawany za najlepszego w historii w 1978 roku poniósł sensacyjną porażkę z Leonem Spinksem. Bokserem znikąd, który wcześniej wygrał sześć z stoczonych siedmiu walk, a za jego triumf w walce z Alim bukmacherzy wypłacali kurs 1 do 10. Jednak po piętnastu rundach dwóch z trzech arbitrów punktowych zasłużenie wskazało, że to „Neon Leon” był lepszy w ringu.

Leon Spinks i Muhammad Ali. Fot. Newspix

Muhammad Ali jeszcze w tym samym roku zrewanżował się Spinksowi, ale na szali tego starcia wciąż leżał tytuł mistrza świata WBA, lecz nie WBC, który Leon też wywalczył. Ten pas posiadał już… Larry Holmes, który pokonał Kena Nortona. Stało się tak dlatego, że to Norton był obowiązkowym pretendentem federacji, zatem Spinks w swojej pierwszej obronie to z nim powinien najpierw zawalczyć. Wybrał jednak rewanż z największą gwiazdą boksu, za który zarobił aż trzy miliony dolarów.

„PELE SI, ALI NO”

Naprawdę nie chcemy Alego, ale nie możemy mu odmówić, jeśli jego obóz zaoferuje pieniądze, na jakie zasługuje taka walka. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: Ali jest już naruszony. Zatem z kim innym może walczyć, jak nie z Holmesem? Trzeba sobie wyobrazić, że dostanie w kość od każdego, z kim będzie walczył, więc jeśli ma dostać baty, to równie dobrze może to zrobić dla dużych pieniędzy – tak o Alim wypowiadał się Richie Giachetti, trener Holmesa po tym, jak jego podopieczny już został mistrzem WBC.

Ali to żywa legenda. Kiedyś był po jasnej stronie, ale teraz jest po ciemnej. Jeśli będę z nim walczył, ludzie powiedzą „Cóż, Ali jest starym człowiekiem” dopowiadał Holmes. Pięściarz twierdził też, że jeżeli miałby wystąpić w takiej walce, to za minimum pięć milionów dolarów. W końcu jeżeli coś miałoby mu osłodzić obijanie sportowego idola, to tylko wielkie pieniądze.

Po udanym rewanżu ze Spinksem Ali ogłosił przejście na emeryturę… jednak sam nie wierzył we własne słowa. I tak już na początku 1980 roku „Największy” przymierzał się do walki, lecz o pas WBA z Johnem Tatem. Ale Tate, który przejął po Alim pas WBA, poniósł nieoczekiwaną porażkę z Mikem Wheaverem, choć ten drugi przegrywał walkę na punkty, znokautował oponenta w ostatniej rundzie.

Dlaczego to takie ważne? Ano dlatego, że promotorem Wheavera był Bob Arum – gracz równie wytrawny, co stojący za Alim Don King. Obie strony nie mogły się dogadać co do warunków walki, naturalnym przeciwnikiem w walce powrotnej 39-letniego pięściarza stał się Holmes.

Starcie zaplanowano na 11 lipca 1980 roku, a miejscem w którym miało się odbyć, był słynny stadion Maracana. Don King snuł śmiałe wizje o tym, jak w świątyni futbolu starcie legendarnego czempiona z obecnie panującym niepokonanym mistrzem obejrzy nawet 165 tysięcy osób. Szkoda tylko, że wcześniej o zdanie na temat tego pomysłu nie zapytano dyrektora stadionu. Z kolei Ricardo Labre, komisarz sportu stanu Rio de Janeiro stwierdził, że walka odbędzie się tam na 99,9%, lecz stworzenie na płycie Maracany ringu, zamontowanie krzesełek czy innej infrastruktury niezbędnej do stworzenia tego widowiska rodzi pewne problemy i zniszczy trawę. A mowa przecież o miejscu kultowym dla narodu, który ubóstwia piłkę nożną.

No i nie zgadniecie, co się później stało… ta jedna dziesiąta procenta szans wzięła górę. Do żadnego starcia gwiazd na Maracanie nie doszło, a walka została przesunięta. „Pele Si, Ali No”, komentował całe zamieszanie nagłówek Washington Post.

TO NIE JEST SPORT DLA STARYCH LUDZI

Nową datą był 2 października 1980 roku. Paradoksalnie pięściarze jeszcze lepiej na tym wyszli. Na destynację obrano słynne kasyno Caesars Palace w Las Vegas, a gaża obu zawodników wzrosła do odpowiednio ośmiu milionów dolarów dla Alego i sześciu milionów dla Holmesa. Wówczas były to rekordowe zarobki w historii boksu.

Muhammad Ali przed pojedynkiem jak zwykle tryskał pewnością siebie. Na konferencjach kradł show. Podczas treningów medialnych niemalże tradycyjnie zdarzało mu się przerywać zajęcia i rozpocząć rymowany freestyle na temat tego, co stanie się z Holmesem i czego „Największy” ma zamiar dokonać w Las Vegas. A w końcu chciał zostać pierwszym na świecie pięściarzem, który czwarty raz zdoła zdobyć tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Dla laików, a także w gazetach i telewizorach, całe jego przedstawienie mogło robić wrażenie. Ali dawał znać, że mistrz powrócił.

Muhammad Ali w 1980 roku. Fot. Newspix

Lecz eksperci, którzy obserwowali go z bliska, mieli co do tego poważne wątpliwości. Na żywo można było bowiem zauważyć, że kruczoczarne włosy 39-latka były już zasługą używanej farby, ukrywającej siwiznę. Że dobór słów może wciąż imponował, ale powolność ich wypowiadania – już mniej. Wreszcie, że same ruchy starego mistrza na treningach były nieskoordynowane. Chociaż ważąc 98,7 kilograma Ali zrobił najniższą masę od 1974 roku, kiedy to walczył z Georgem Foremanem, więc powinien poruszać się wyśmienicie.

Właśnie – waga. Znaczący spadek kilogramów mógł sugerować, że Muhammad znajduje się w wybitnej formie. Prawda była jednak inna. 39-latek przez cały okres przygotowań znajdował się na ogromnej redukcji masy. Spędzał godziny w saunie, przestrzegał restrykcyjnej diety, a w tym wszystkim pomagał sobie Thyrolarem – silnym lekiem wykorzystywanym przy zwalczaniu zaburzeń działania tarczycy. Pomaga on zrzucać zbędne kilogramy, ale jednocześnie może doprowadzać do odwodnienia, osłabienia organizmu, nudności, a w skrajnych przypadkach nawet zawału.

Zrzucenie wagi, wyglądanie na wysportowanego i szczupłego, stało się jego obsesją. [Ali] Myślał, że jeśli jego waga spadnie, wszystko inne ułoży się samo. Stracił co najmniej 37 funtów [ok 16,8 kg – dop. red.] w bardzo krótkim czasie. Posunął się za daleko. Kiedy tracisz wagę tak szybko, po tak ostrej zmianie diety i aktywności fizycznej, następuje drastyczna zmiana w funkcjonowaniu enzymów organizmu. Zamiast tracić tłuszcz, zaczynasz tracić substancję mięśniową. Niszczysz siłę i wytrzymałość – analizował już po walce fizjoterapeuta Holmesa, Keith Kleven.

Zresztą nie tylko znawcy tematu mieli wątpliwości, czy Muhammad powinien pojawiać się na ringu w Las Vegas. Komisja bokserska stanu Nevada przed pojedynkiem zleciła jego badania, za które odpowiadał doktor Frank Howard z kliniki Mayo w Minnesocie. Testy przeprowadzone przez Howarda wykazały, że Ali miał problemy podczas wykonania próby palec-nos, jego aparat mowy miewał zaburzenia, a ponadto trudność sprawiało mu skakanie na jednej nodze. To były sygnały, że z jego ciałem dzieje się coś złego, lecz żaden z nich nie dawał solidnej podstawy ku temu, by nie dopuścić go do walki. 39-latek tym samym uzyskał licencję, choć komisja zdecydowała się nie upubliczniać raportu Howarda.

Lecz nie tylko kwestie fizyczne mogły martwić obóz legendy. W ostatnich etapach przygotowań byłemu mistrzowi towarzyszył Angelo Dundee. Stały trener Muhammada jak zawsze dołączył do przygotowań na ich ostatnim etapie. Kiedy już na żywo przyglądał się temu, jak jego podopieczny radzi sobie w ringu, mógł tylko załamać ręce.

Ali nie wygrał ani jednej rundy w sparingu po raz pierwszy, odkąd go znam. W sparingach to [zawsze był] najgorszy bokser na świecie. Ale zawsze też pokazywał mi błyski: 10 sekund, 15 sekund. Tam błagałem go: pokaż mi coś. Pokaż mi choć trochę. Nie było tego. Nie miał nic do zaprezentowania – wspominał Dundee na łamach Sports Illustrated.

Z drugiej strony, Larry Holmes jak zwykle trenował niczym oszalały. Podczas sparingów przeboksował 210 rund. Trener Giachetti twierdził, że jego podopieczny zadawał średnio 75 ciosów na każde starcie. Innymi słowy, Holmes bezlitośnie obijał swoich sparingpartnerów, stąd też płacił każdemu z nich aż 1000 dolarów tygodniowo. Wyznaczył także premię 10 000 tysięcy, jeżeli któremuś udałoby się go posłać na deski. Choć i w jego przygotowaniach nie wszystko przebiegło idealnie. Na cztery tygodnie przed walką Larry uszkodził sobie rękę, kiedy – jakże by inaczej – poczęstował jednego ze sparingpartnerów solidnym prawym. Wprawdzie nie doszło do złamania żadnej kości, ale obrzęk był na tyle poważny, że Holmes musiał nosić gips. Co też robił… ale tylko w nocy, by media i obóz Alego nie dowiedzieli się o jego kłopotach. Jednak z dwóch zawodników, którzy mieli spotkać się w ringu, to on był w znacznie lepszej dyspozycji.

PRZEGRANA Z AMBICJAMI I CZASEM

Pojedynek w Caesars Palace stał na bardzo słabym poziomie sportowym. Trudno by było inaczej, skoro będącego u szczytu formy Holmesa i schorowanego, starego i wychudzonego Alego dzieliła przepaść. Nawet jeśli były mistrz dysponował większymi umiejętnościami, to w tak złym stanie fizycznym nie mógł ich pokazać.

Panujący mistrz od pierwszego gongu rzucił się na pretendenta. Ustawiał go znakomitym lewym prostym, nie bez kozery jest uznawany za jeden z najlepszych jabów w historii wagi ciężkiej. Ali w swoim stylu starał się robić uniki, zwody, balansować ciałem i kontrować. Lecz ciało nie nadążało za ringową inteligencją. Holmes czytał każdy jego ruch. A kiedy do akcji dokładał mocny prawy, czuł jak pod legendą boksu uginają się nogi.

Wszystko, o czym mogłem myśleć po pierwszej rundzie, to „O, Boże, zostało mi jeszcze czternaście rund”. Nie miałem nic. Nic. Wiedziałem, że to beznadziejne, że nie mogę wygrać. Ale wiedziałem też, że nigdy się nie poddam. Spojrzałem na Holmesa i byłem pewien, że zwycięży, ale przy tym będzie musiał mnie zabić jeżeli chce, żebym zszedł z ringu – mówił Ali po walce.

I nie mylił się w swoich osądach. Ta walka była bokserską egzekucją. Holmes konsekwentnie obijał swojego idola i już w czwartej rundzie mógł zakończyć pojedynek. Ali jednak ustał na nogach serię jego ciosów, zawdzięczając taki stan rzeczy tylko własnej ambicji. Z każdym kolejnym starciem Larry jednak powstrzymywał siłę własnych pięści. Coraz mniej ochoczo rzucał się do kolejnych szarż – w zasadzie robił to na tyle, by udokumentować przewagę w oczach sędziów, nie rozgromić rywala. Raz po raz zerkał też na zmęczonego Muhammada i na ringowego Richarda Greena, dając mu do zrozumienia, że kontynuowanie tego wydarzenia nie ma sensu. Kiedy zaś otwarcie zasugerował Greenowi przerwanie walki, ten odpowiedział Holmesowi: – Zamknij się i boksuj.

Więc Holmes boksował. Wiele jego uderzeń, choć nie wyprowadzanych z pełną mocą, Ali przyjmował z bolesnym okrzykiem. Legendarny mistrz na chwilę powrócił do walki w siódmej rundzie, kiedy ku uciesze publiczności okrążał Holmesa, raz po raz wyprowadzając lewe proste. Jednak niewiele z tych ciosów sięgnęło celu – za to każdy z nich zabrał „Największemu” ostatnie resztki energii. Wobec czego Larry ponownie zaczął obijać swojego idola. Ostatecznie wyprowadził on 340 celnych ciosów w całej walce. Dla porównania, Ali zaledwie 42…

Ta walka powinna zostać zakończona! – grzmiał przez mikrofon komentator stacji ABC Howard Cosell.

Pokaż mi coś w ringu! Pokaż coś – mówił Alemu Angelo Dundee po każdej zakończonej rundzie. – Próbowałem go napompować. Ale nie można napompować czegoś, czego nie ma. Nie można wydobyć wody z wyschniętej studni – wspominał później legendarny szkoleniowiec.

Ostatecznie to właśnie Dundee zdecydował, że w dziesiątej rundzie pojedynek zostanie zakończony. Ali mógł tylko protestować wobec tej decyzji, mierząc trenera mętnym wzrokiem. Był bowiem tak wyczerpany, że nawet nie miał siły mówić.

W ten oto sposób Holmes odniósł zwycięstwo nad „Największym”. Pozostaje tylko pytanie…

JAKIE TO BYŁO ZWYCIĘSTWO?

W zamyśle Dona Kinga, pojedynek Holmes-Ali miał być swoistą zmianą warty na tronie wagi ciężkiej. Ale przebiegiem tej walki zbulwersowani byli wszyscy. Nie była ona nawet miss matchem. Była znęcaniem się nad wyniszczonym już pięściarzem, który nie może pogodzić się z utratą dawnej wielkości. Dlatego Holmes po walce znalazł się w ogniu krytyki. Nikt bowiem nie mówił o symbolicznym przekazaniu korony. Uderzano w ton, że Larry chciał po prostu wybić się na plecach „Największego”. Choć naszym zdaniem, nie do końca tak było.

Owszem, Holmes zaakceptował walkę z Alim. Co jednak innego miał uczynić, jako panujący mistrz? Wcześniej rozmawiał z człowiekiem, którego sparingpartnerem był przez kilka lat. Próbował odwieźć go od tego pomysłu, ale bezskutecznie. Z kolei Ali był zachęcany do starcia z wówczas najlepszym pięściarzem na świecie. Robił to Don King, liczący na kolejną hitową walkę. Czynił tak Gene Kilroy, będący menadżerem gwiazdy boksu. Wreszcie, w poczuciu bycia najlepszym, 39-latka utrzymywał cały dwór jego klakierów i poklepywaczy, których Ali utrzymywał. Na co też potrzebował pieniędzy.

W trakcie starcia Holmes nie dążył do upokorzenia leciwego mistrza, ba, chciał nawet przerwania pojedynku wcześniej. Jednak sędzia ringowy nie wyraził na to zgody. Z kolei po walce rzekł do Alego: Kocham cię. Naprawdę cię szanuję. Mam nadzieję, że zawsze będziemy przyjaciółmi. Mój dom to twój dom. Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, po prostu zadzwoń, a ja przybędę.

Natomiast w szatni „Morderca z Easton”… najzwyczajniej w świecie się popłakał. Postanowił też odwiedzić swojego rywala w hotelu.

Wszystko w porządku, mistrzu? Nie chciałem cię skrzywdzić – zapytał Holmes.

To dlaczego mi to zrobiłeś? zażartował zdewastowany Ali.

Właśnie – Larry nie chciał naruszyć Muhammada. Lecz jaki wpływ na późniejszy stan zdrowia „Największego” miała ta walka? W tym miejscu ponownie należy powrócić do postaci Ferdiego Pacheco. Człowiek będący lekarzem w obozie Alego już kilka lat przed starciem z Holmesem przeprowadził dokładnie badania potwierdzające, że Muhammad powinien zakończyć karierę. Oczywiście obóz Alego – na czele z Donem Kingiem – nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Właśnie z tego względu Pacheco w 1977 roku zrezygnował ze współpracy z Alim.

Kiedy Ali nie chciał zrezygnować z ekscytującego świata boksu, ja to zrobiłem. Skoro nie udało się uratować takiego narodowego skarbu jak Ali, przynajmniej nie musiałem przyczyniać się do jego zguby – twierdził Pacheco. Doktor bezpośrednio po walce z Holmesem mówił też: – Ali tamtego wieczora był tykającą bombą. Mogło go dotknąć wszystko – od ataku serca poprzez wylew aż do różnego rodzaju krwawienia mózgowego.

Od 1977 roku z każdą, z każdą walką jeden z najwybitniejszych pięściarzy w historii zaczynał przypominać cień samego siebie sprzed lat. Pierwszymi ostrzeżeniami były pojedynki wygrane, ale bez błysku. Jak z Alfredo Evangelistą czy Earniem Shaversem, po którym to Pacheco złożył rezygnację. Syrena alarmowa powinna zawyć po porażce z Leonem Spinksem. Łomot od Larry’ego Holmesa był zaś gwoździem do trumny tej wspaniałej kariery. A raczej – powinien być. Bo Ali rok później zdecydował się na jeszcze jeden pojedynek, tym razem z Trevorem Berbickiem. Lecz ostatnie w karierze starcie „Największego”, które przeszło do historii pod nazwą „Dramat na Bahamach”, to temat na inną opowieść.

Dla nas ważniejsze jest jednak to, że w 1984 roku, zatem trzy lata po zakończeniu kariery, Muhammad Ali dowiedział się o tym, że ma chorobę Parkinsona. „Największy” podzielił się tą informacją ze światem… co nie pomogło Holmesowi. Larry cały czas starał się wyprzedzić swojego mistrza. I choć dziś jest uznawany za jednego z najlepszych pięściarzy w historii wagi ciężkiej, to jednak ta sztuka mu się nie udała. Mało tego, po tym jak Ali powiedział mediom o swojej chorobie, świat przypomniał sobie o masakrze, jaką były uczeń w 1980 roku uczynił mistrzowi. Holmes musiał więc mierzyć się z zarzutami, że to on doprowadził idola Ameryki do takiego staniu.

Muhammad Ali w 2009 roku. Fot. Newspix

I była to ocena bardzo niesprawiedliwa, zważywszy na zachowanie Holmesa w ringu. Należy przy tym pamiętać, że Muhammad miał za sobą wiele ciężkich pojedynków, w czasie których jego organizm ucierpiał bardziej, niż w starciu z Holmesem. Wreszcie, można zasugerować się opinią doktora Pacheco który stwierdził, że pojedynek w Las Vegas przyczynił się do rozwoju choroby Parkinsona u Alego. Jednak nie podzielał poglądu, że ją wywołał. „Największy” już wcześniej zdradzał bowiem symptomy Parkinsona.

Jednak czy, pomimo deklarowanej przez Holmesa miłości do Alego, „Największy” nosił zadrę w sercu za tę porażkę? Wydaje się, że tak, czego dowodem było jego zachowanie w 1988 roku. Wówczas w wadze ciężkiej triumfy święcił Mike Tyson – młoda „Bestia”, która zunifikowała tytuły WBA, WBC oraz IBF, posyłając na deski kolejnych rywali. Jednym z nich był… Larry Holmes, który legitymował się rekordem 48-2. Przy czym te dwie porażki w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach zadał mu Michael Spinks. Pierwsza z nich była o tyle istotna, że „Morderca z Easton” mógł wyrównać wtedy rekordowy bilans Rocky’ego Marciano. Po przegranym rewanżu, w którym zdaniem wielu Holmes został oszukany, zdecydował się zakończyć karierę. Powrócił jednak po dwóch latach na walkę z Tysonem. Tym samym znalazł się w takiej samej sytuacji, jak niegdyś Ali w walce z nim jako młodym mistrzem u szczytu formy.

Z kolei sam Muhammad na chwilę przed pierwszym gongiem pojawił się w ringu, gdzie został przywitany przez publiczność owacjami. Najpierw dość kurtuazyjnie przywitał się z Holmesem, po czym podszedł do Tysona, chwycił go za rękawicę, po czym szepnął do ucha: – Dorwij go za mnie!

Tyson spełnił prośbę starego mistrza, nokautując Holmesa w czwartej rundzie.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. YouTube

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Boks

Komentarze

1 komentarz

Loading...