Reklama

Rycerze Wiosny podnoszą się z kolan. Czy maszerują w kierunku Ekstraklasy?

Mikołaj Wawrzyniak

Autor:Mikołaj Wawrzyniak

29 września 2024, 12:31 • 9 min czytania 16 komentarzy

Kibice ŁKS-u Łódź naprawdę nie mają łatwo. Falowanie ich nastroju w ostatnich sezonach dobrze obrazuje przejażdżka rollercoasterem. Miotają się między stanem uniesienia połączonego z ekstazą, a spadaniem w przepaść, któremu nieobce jest przerażenie. Po roku klęsk i upokorzeń oraz niemrawym początku obecnej kampanii wreszcie wyszło słońce. Ich piłkarze odnotowali sześć ligowych spotkań bez porażki i wysłali wyraźny sygnał do reszty stawki, że nie zamierzają składać broni w walce o Ekstraklasę.

Rycerze Wiosny podnoszą się z kolan. Czy maszerują w kierunku Ekstraklasy?

Po zdominowaniu rozgrywek Fortuna 1. Ligi 2022/23 zapowiadano, że drużyna jest gotowa, aby w końcu na dłużej zagościć na ekstraklasowych salonach. Że nie popełni błędów z przeszłości, nie zagra tak naiwnie i tym razem się utrzyma. Co z tych śmiałych planów wyszło? Cóż, „Rycerze Wiosny” nawet nie zakurzyli zbroi. Znowu. Można powiedzieć, że wywalili się sami na polu bitwy, bez udziału przeciwników. Gdy już zaczęli lepiej punktować, okazało się, że wszyscy zainteresowani utrzymaniem dawno uciekli, a ŁKS mógł tylko z oddali podziwiać ich plecy.

Samookaleczanie się

Walkę o utrzymanie rozpoczął Kazimierz Moskal. Poprowadził łodzian w jedenastu meczach ligowych, z których wygrał tylko dwa. Defensywa ŁKS-u wyglądała katastrofalnie. Jego podopieczni stracili przez ten czas aż 19 goli. Preferowany otwarty styl gry był wręcz proszeniem się o zadawanie bólu. Działacze klubu nie wytrzymali długo i już na początku października pożegnali się z 57-latkiem.

Ogłoszone przez włodarzy nazwisko następcy przyjęto w mediach z niedowierzaniem. Stery objął Piotr Stokowiec, który od prawie roku pozostawał bez pracy po nieudanym powrocie do Zagłębia Lubin. Leżący już na glebie ełkaesiacy postanowili dobić się sami i dźgnąć własnym mieczem. Nowy szkoleniowiec przez dziewięć kolejek zrobił „zawrotne” 0,33 punktu na mecz, nie wygrywając ani jednego spotkania. Drużyna traciła jeszcze więcej goli niż za Moskala, a to przecież Stokowiec zapowiadał uzdrowienie jej defensywy. Dodatkowo zespół z Łodzi odpadł z Pucharu Polski z grającym na trzech frontach Rakowem. W lutym, do ludzi siedzących w gabinetach dotarło, jakim nieporozumieniem było zatrudnienie Stokowca.

Postawiono wówczas na dotychczasowego asystenta, Marcina Matysiaka. Coś rzeczywiście drgnęło, pojawił się promyczek nadziei. Obrona łodzian dalej była tak samo dziurawa, ale przynajmniej wrócił polot w grze ofensywnej i przyszły zwycięstwa. Średnia punktów Matysika też nie rzuca na kolana (1 pkt na mecz), choć i tak przewyższała bilans jego poprzedników. Wszystko działo się jednak zdecydowanie za późno. Rozpaczliwie liczono na cud, który nie nastąpił. ŁKS pożegnał się z Ekstraklasą. Znowu jako bieniaminek.

Reklama

Za wysokie progi

A może należy spojrzeć prawdzie w oczy? Może trzeba szczerze przyznać, że aktualnie ŁKS nie pasuje do elity. Po prostu, nie dorasta do niej poziomem. Statystyki ostatnich 15 lat są dla ełkaesiaków nieubłagane. Przez ten okres tylko trzykrotnie grali na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Oprócz zeszłorocznej kampanii, były to sezony 2011/2012 oraz 2019/20. W każdym z tych przypadków klub przystępował do zmagań jako beniaminek i za każdym razem kończył na dnie tabeli.

Kibice dwukrotnych mistrzów Polski z pewnością są innego zdania. Chcieliby oglądać swoich ulubieńców jak najczęściej na najwyższym poziomie. Niestety, do tego ponownie konieczna była odbudowa i nowe spojrzenie na drużynę. Należało zagoić rany, pozbyć się starej zbroi i przyodziać nową, może mniej okazałą, ale bardziej pasującą do ŁKS-u w obecnym stanie. Sprzątania pobojowiska podjął się również nowy trener.

Uzdrowienie nadeszło… z Częstochowy

Włodarze zaufali Jabukowi Dziółce, który ostatni rok spędził w Częstochowie jako asystent trenera Rakowa, Dawida Szwargi. W przeszłości był również w sztabie Skry Częstochowa, GKS-u Katowice, prowadząc w późniejszym czasie każdy z klubów samodzielnie. Pełnił także funkcję asystenta Michała Probierza w Cracovii.

– Wciągnął mnie ten projekt. DNA klubu jest spójne z moim DNA jako pierwszego trenera i będziemy chcieli wraz z całym sztabem pracować w taki sposób, żeby ŁKS sprostał oczekiwaniom kibiców – mówił mediom klubowym przy podpisywaniu kontraktu Dziółka. 43-latek podpisał umowę do końca 2025 roku z opcją przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy.

W wywiadzie dla Mariusza Bielskiego z „Kanalsportowy.pl” dzielił się wspomnieniami z własnej kariery piłkarskiej. Podkreślał swoje niewielkie doświadczenie na najwyższym szczeblu. – Ostatnio ktoś znalazł film z mojego meczu z Ekstraklasy. Z racji tego, jak chcemy grać, bardzo ważne jest takie działanie środkowych obrońców, na które mocno kładziemy nacisk, czyli skrócenie pola gry. Ja byłem stoperem i tego nigdy nie robiłem. Zostało to wyciągnięte i wskazane jako zły przykład (śmiech). Zapewne właśnie z tego względu wiele razy siedziałem na ławce, bo nie realizowałem tego zadania. Potem pewnie byłem sfrustrowany, dlaczego nie gram, skoro jestem dobry. No, ale jak z perspektywy czasu zobaczyłem mój występ, to nie dziwię się, iż częściej siedziałem na ławce zamiast grać (śmiech) – przyznawał z dystansem.

Reklama

Dziółka większość swojej kariery piłkarskiej spędził w niższych ligach, grając między innymi w Szczakowiance, Victorii Jaworzno, Zagłębiu Sosnowiec czy GKS-ie Katowice. W Ekstraklasie wystąpił jedynie w 32 spotkaniach w barwach Polonii Bytom.

Szkoleniowiec nie miał w Łodzi łatwych początków. Kadra zespołu została potężnie przewietrzona. Z drużyną pożegnali się między innymi: Tejan, Ramirez, Mammadov, Louveau, Hoti, Janczukowicz, Szeliga, Jurić, Flis, Letniowski, Rostami, czy kończący karierę Adam Marciniak. W ich miejsce pojawiły się nowe twarze. ŁKS sięgał zarówno po polskich zawodników, jak i obcokrajowców. Skład wzmocniły takie nazwiska jak: Sitek, Idasiak, Kupczak, Feiertag, Mihaljević, Alastuey, Majcenić czy przede wszystkim hiszpański snajper, Andreu Arasa.

Budowanie drużyny z nowych „klocków” zajęło Dziółce trochę czasu. Nie od razu pojawiła się chemia między zawodnikami. Odbiło się to przede wszystkim na wynikach w pierwszych spotkaniach ligowych. Łodzianie zaliczyli koszmarny start, zdobywając tylko punkt w czterech starciach. Porażki z Arką, Miedzią i Kotwicą oraz remis z Górnikiem Łęczna nie napawały optymizmem ich fanów. Pojawiały się pierwsze znaki zapytania nad sensownością nowego projektu.

Maszyna w końcu ruszyła

ŁKS jest jednak świetnym przykładem na to, jak zaledwie w przeciągu miesiąca może się zmienić postrzeganie drużyny. Działacze oraz kibice mogli przekonać się, że cierpliwość popłaca. Maszyna Dziółki zanotowała przełamanie w drugiej połowie sierpnia, w wygranym 4:2 spotkaniu z innym spadkowiczem, Wartą Poznań.

– Trochę na pierwsze zwycięstwo poczekaliśmy, ale jak powiedziałem po meczu z Kotwicą: jest duża złość w szatni i musimy zareagować. Tak też się stało – odetchnął po meczu z poznaniakami Dziółka. Jednocześnie podkreślił, na czym zamierza budować siłę swojej ekipy. – Rzadko to robię, ale myślę, że dzisiaj  nasza młodzież, która wystąpiła od początku meczu, która też była gotowa na ławce, żeby wejść, zagrała dobre zawody i myślę, że to jest dla nich dobry bodziec do tego, żeby rozwijać się, żeby stanowić o sile dla naszego klubu. Wcześniej nawet jak przegrywaliśmy, to dążyliśmy do wyrównania, czy do zwycięstwa i tak też było tym razem.

Triumf nad Wartą zapoczątkował fantastyczną serię pięciu ligowych zwycięstw. Ełkaesiacy ograli kolejno: Chrobrego Głogów, Odrę Opole, Pogoń Siedlce oraz zawodzącą w rozgrywkach Wisłę Kraków. Prawdziwy test nadszedł jednak 21 września, kiedy łodzianie mierzyli się z liderującym Bruk-Betem. Termalica do tego spotkania łoiła niemal wszystkich. Pomimo otrzymania dwóch szybkich „gongów” od miejscowych, piłkarze Dziółki nie spuścili głów. Wykazali ogromną wolę walki, ambicję oraz determinację, doprowadzając do remisu 2:2.

Straciliśmy łatwe bramki, ale wróciliśmy do gry. Termalica stwarzała sobie sytuacje i wynik mógł być różny, ale to właśnie my mieliśmy ostatnią sytuację meczową, dzięki której Andreu mógł nam dać zwycięstwo. To największa wartość zespołu. Pokazaliśmy, że potrafimy reagować. Ten remis oceniam jako zdobyty punkt. Fundamentem do osiągania dobrych wyników jest charakter – zaznaczył szkoleniowiec ŁKS-u na pomeczowej konferencji.

Architekci odbudowy

Do powstania z kolan w największy sposób przyczyniły się znane twarze z polskich boisk – Michał Mokrzycki i Mateusz Kupczak, posiłki z zagranicy – Andreu Arasa i Stefan Feiertag, a także coraz mocniej rozpychający się łokciami na ligowych boiskach wychowanek ŁKS-u, Antoni Młynarczyk. Kupczak to kręgosłup drużyny Dziółki. Były zawodnik Warty odznacza się solidnością, którą prezentował już na ekstraklasowych arenach, w barwach klubu z Poznania. Choć z konkretów zaliczył tylko asystę, to jego wkład w grę łodzian jest nieoceniony. To od niego 43-letni szkoleniowiec rozpoczyna ustalanie składu. Kupczak wystąpił we wszystkich meczach Betclic 1. Ligi, grając zawsze pełne 90 minut. Wspomaga go Michał Mokrzycki, imponujący przede wszystkim formą strzelecką. Pomocnik ma na swoim koncie cztery trafienia.

Świetną robotę wykonuje austriacko-hiszpański duet napastników. Feiertag czterokrotnie trafiał do siatki rywali podczas ligowych zmagań. Jeszcze lepiej prezentuje się Andreu Arasa. Hiszpan do pięciu bramek na zapleczu Ekstraklasy ostatnio dorzucił dwa niezwykle cenne gole w starciu z Gromem Nowy Staw w Pucharze Polski. Szerokim echem odbija się również dyspozycja Antoniego Młynarczyka. Wychowanek ŁKS-u obiecująco pokazał się już w zeszłym sezonie w Ekstraklasie, kiedy zdobył swojego debiutanckiego gola oraz zanotował dwie asysty w 17 spotkaniach. W obecnych rozgrywkach ma na swoim koncie po dwa trafienia i asysty w dziewięciu pierwszoligowych występach. Jego formę docenił selekcjoner reprezentacji Polski do lat 20, Miłosz Stępiński. Ełkasiak będzie miał okazję zadebiutować w kadrze młodzieżowej w najbliższych meczach towarzyskich z Niemcami (11 października) oraz Turcją (15 października).

O krok od kompromitacji

Fani Łódzkiego Klubu Sportowego muszą się jednak mieć na baczności. Serca kibiców z pewnością szybciej zabiły w ostatni czwartek. Ich ulubieńcy byli o krok od kompromitacji w starciu z Gromem Nowy Staw. Na usprawiedliwienie nie wpływa nawet fakt, że trener Dziółka postanowił wyjść na mecz z czwartoligowcem w połowie rezerwowym składem. Widmo frajerskiej klęski odgonił dopiero swoimi trafieniami Andreu Arasa w 83. i 92. minucie gry. Łodzianie mogli odetchnąć.

„Rycerze” Dziółki zaczęli na całego rozpychać się w tabeli ligowej, a przecież wiosna jeszcze nie nadeszła. Mimo ostatnich pucharowych męczarni, kibice z optymizmem mogą spoglądać w przyszłość. Pytanie tylko, na jak długo. W ŁKS-ie wszystko zmienia się w zawrotnym tempie. Po imponujących fazach wznoszenia, przeważnie następuje gwałtowne spadanie w otchłań. Jedno jest pewne: fan ełkaesiaków zawsze musi być uzbrojony w cierpliwość oraz w zapas środków na uspokojenie. Nie wiadomo jednak, kiedy nadejdzie moment, by ponownie udać się do apteki. Najbliższe miesiące pokażą, czy będzie można planować wizytę jeszcze w tym sezonie, czy dopiero po kolejnym powrocie do upragnionej Ekstraklasy.

ŁKS w dziesięciu kolejkach Betclic 1. Ligi uzbierał 17 punktów. W poniedziałkowy wieczór powalczy o powiększenie swojego dorobku i przedłużenie serii meczów bez porażki. Ich plany spróbuje pokrzyżować Wisła Płock. Pierwszy gwizdek Tomasza Kwiatkowskiego wybrzmi o godzinie 19:00.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Złośliwi powiedzą, że to brak talentu uniemożliwił mu występy na piłkarskich salonach. Rzekomo zbyt często sprawdzała się słynna opinia kibica Podbeskidzia, by „grać na Wawrzyniaka, bo jest cienki”. On pozostaje jednak przy tezie, że Wawrzyniak w polskiej piłce może być tylko jeden i nie śmiał odbierać tego zaszczytnego miana Panu Jakubowi. Kibicowsko najbliżej mu do Lecha Poznań, ale jest koneserem całej naszej kochanej Ekstraklasy do tego stopnia, że potrafi odróżnić Bergiera od Bejgera. Od czasów trenera Rijkaarda lubi napawać się grą Barcelony, choć z nią bywało różnie. W wolnych chwilach często sięga po kryminały, zwłaszcza niestraszny mu Mróz.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Dramat 19-letniego argentyńskiego talentu. Na zgrupowaniu zerwał więzadła

Szymon Piórek
1

1 liga

Francja

Dramat 19-letniego argentyńskiego talentu. Na zgrupowaniu zerwał więzadła

Szymon Piórek
1

Komentarze

16 komentarzy

Loading...