Wielka nadzieja na medal, a nawet – złoto. Tak trzeba podsumować nastroje w polskim kolarstwie przed jutrzejszym wyścigiem kobiet na mistrzostwach świata w Zurychu. Katarzyna Niewiadoma chce bowiem napisać historię polskiego kolarstwa i ma na to szansę. Co musi zrobić Polka, by zostać mistrzynią? Jakie rywalki będą dla niej najgroźniejsze? Czy do wygrywania wrócą Holenderki, najmocniejsza nacja w świecie kobiecego kolarstwa? I wreszcie: co czeka nas dzień później, w wyścigu mężczyzn?
Katarzyna Niewiadoma. Czy Polka zdobędzie złoto MŚ?
Holenderska dominacja
Nie ma silniejszej nacji od Holandii, gdy mowa o kobiecym kolarstwie. Od kiedy ta dyscyplina w żeńskim wykonaniu zaczęła się w pełni profesjonalizować, to właśnie Holenderki wiodą w niej prym. W dwóch pierwszych edycjach Tour de France Femenine triumfowały Annemiek van Vleuten i Demi Vollering. W kobiecym Giro d’Italia od 2011 roku – pierwszego holenderskiego triumfu w wykonaniu Marianne Vos – tylko trzykrotnie zawodniczki z innych reprezentacji sięgały po końcowy triumf. Kobieca Vuelta w ostatnich czterech edycjach to niezmiennie triumfy zawodniczek z Niderlandów.
Ale już w świecie wyścigów jednodniowych ostatnie lata przynoszą zmiany.
Weźmy bowiem pod uwagę trwający sezon. W Strade Bianche triumfowała Lotte Kopecky – Belgijka, ostatnio zresztą główna rywalka Holenderek w walce o wszelkie tytuły. W Ronde van Vlaanderen najlepsza była Włoszka Elisa Longo Borghini. Paryż-Roubaix? Znów Kopecky. Walońska Strzała okazała się królestwem Kasi Niewiadomej. Liège–Bastogne–Liège padło łupem Australijki Grace Brown. Wszystkie te nazwiska jeszcze do nas zresztą powrócą.
W tym momencie istotne jest jedno – że Holenderki da się ograć. Nawet wtedy, gdy jadą jako jedna reprezentacja. Na igrzyskach olimpijskich sensacyjnie zrobiła to Amerykanka Kristen Faulkner, która odważnie zaatakowała z prowadzącej grupki i opłaciło jej się to. Dopiero niemal minutę za jej plecami kwestię srebrnego medalu rozstrzygały między sobą Vos i Kopecky. Trzy lata wcześniej Holenderki nie zdawały sobie sprawy z tego, że z przodu jedzie jeszcze Anna Kiesenhofer i Annemiek Van Vleuten skończyła druga.
A jak to wszystko wygląda na mistrzostwach świata?
Na 20 ostatnich edycji – a więc od 2004 roku włącznie – Holenderki triumfowały osiem razy. Co więcej – tylko trzykrotnie w tym okresie zabrakło ich na podium, a dwa z tych przypadków to wyścigi najodleglejsze, z 2004 i 2005 roku! Od 2006 zdarzyło się to tylko w jednym przypadku – w 2014 roku, gdy do mety wspólnie dojechała grupa jedenastu zawodniczek i Marianne Vos ostatecznie skończyła w niej jako 10.
A jak w tym okresie wypadają inne nacje? Włoszki mają co prawda pięć triumfów, ale cztery z nich odniosły w latach 2007-2011. Dopiero Elisa Balsamo w 2021 nawiązała do tych sukcesów. Poza tym więcej niż jeden triumf mają też Niemki (ale to lata 2004-2005) i Brytyjki za sprawą Nicole Cooke (2008) oraz Lizzie Armitstead (2015). Po razie triumfowały Francuzki (Pauline Ferrand-Prevot w 2014 roku), Dunki (Amalie Dideriksen, 2016) i wreszcie, przed rokiem, Belgijki, gdy najlepsza okazała się Lotte Kopecky.
Jeśli chodzi o Holenderki, to w ich barwach złota zgarniały Marianne Vos (trzy razy), Chantal Blaak, Anna var der Breggen (dwukrotnie) i Annemiek van Vleuten (również dwa razy). Dwie ostatnie już jednak nie startują – obie nie jeżdżą już zawodowo, choć pozostały w kolarstwie. Z kolei dalej jeździ i liczy się w walce o najwyższe cele Vos, która pierwszy tytuł mistrzyni świata zdobyła… w 2006 roku. To fenomen, jak zresztą całe holenderskie kolarstwo.
Ale w tym roku Holenderki będą musiały się solidnie natrudzić, by powalczyć o końcowy triumf.
Kto pojedzie po tęczę?
Wielkie faworytki są cztery. Obrończyni tytułu, Lotte Kopecky, jest największą z nich. Wiadomo, że to ona poprowadzi reprezentację Belgii i, co istotne, każda z jej koleżanek powinna uznać przywództwo Lotte. Kopecky jest aktualnie najlepszą zawodniczką świata, przewodzi zresztą tegorocznemu rankingowi Międzynarodowej Unii Kolarskiej, i świetnie radzi sobie w jednodniowych wyścigach. Dwukrotnie wygrywała już w końcu Ronde van Vlaanderen i Strade Bianche, najlepsza okazała się też w Paryż-Roubaix.
Lotte Kopecky. Fot. Newspix
Trudno wskazać więc inną faworytkę. I to mimo tego, że trudna trasa, którą przejadą kolarki – o niej nieco później – jeszcze kilka lat temu mogłaby sugerować, że Lotte będzie mieć problemy. W ostatnich sezonach Belgijka pokazała jednak, że potrafi się wspinać, nawet na wymagających podjazdach. Zresztą taka trasa przynosi też wiele miejsc do ataku. A to Lotte lubi i jeśli trafi w dobry moment, wyczuje chwilę, to całkiem możliwe, że z miejsca zostawi rywalki za sobą.
No właśnie, a kto znajdzie się wśród jej najgroźniejszych przeciwniczek?
Przede wszystkim Demi Vollering. Najlepsza z Holenderek, która jeszcze nie ma mistrzostwa świata w dorobku. Vollering nie zaliczyła może idelnego początku sezonu, ale gdy przyszło do dużych wyścigów etapowych, to pokazała, co potrafi. Wygrała La Vuelta Femenina, a potem królowała też na trasach Itzulia Women, Vuelta a Burgos i Tour de Suisse. Nie udało jej się jednak obronić tytułu w Tour de France, gdzie o cztery sekundy lepsza okazała się Kasia Niewiadoma (choć Demi wygrała dwa etapy). Teraz chce odbić sobie tamtą porażkę na trasie mistrzostw.
Demi Vollering. Fot. Newspix
W dodatku Holenderka będzie niezwykle zmotywowana. Na co dzień mieszka w Szwajcarii, traktuje ten kraj, jak swoją drugą ojczyznę i już mówiła wprost, że wygranie tytułu właśnie tam byłoby „jak z bajki”.
O to, by stało się inaczej, postarać może się Elisa Longo Borghini, czyli – biorąc pod uwagę ten sezon – zapewne trzecia najlepsza kolarka świata. Włoszka niemal w każdym wyścigu, w którym brała udział, stała na podium, a wygrała tak duże imprezy jak Ronde van Vlaanderen czy Giro d’Italia. Gorzej poszło jej na igrzyskach, skąd wróciła bez medalu, ale niemal z miejsca zaczęła przygotowania do tego, by o krążek powalczyć w Zurychu. Wokół siebie będzie mieć też znakomity team, gotowy poświęcić wszystko do liderki i znany z niezwykle dobrego przygotowania do wyścigów pod względem taktycznym.
Elisa Longo Borghini. Fot. Newspix
I to trzy z czterech. Nieco niżej na liście faworytek znajdują się też takie zawodniczki jak Grace Brown, Pauline Ferrand-Prévot czy Marianne Vos. Australijka ogłosiła już przejście na emeryturę po sezonie, a z Zurychu – co by się nie stało – wyjedzie ze złotem, bo była najlepsza w jeździe na czas. Zresztą cały ten sezon był w jej wykonaniu naprawdę świetny, bo złoto zdobyła też w czasówce na igrzyskach, a wcześniej wygrała Liège-Bastogne-Liège. Jest w formie i postara się to potwierdzić jutro.
Ferrand-Prévot to w pewnym sensie potencjalny czarny koń. Na igrzyskach zdobyła złoto w kolarstwie górskim, po czym skończyła karierę w tej odmianie kolarstwa. Przez lata jeździła zresztą w kilku. W sezonach 2014-2015 równocześnie była mistrzynią w trzech kolarskich dyscyplinach (czyli w kolarstwie górskim, przełajowym i szosowym). W ostatnich sezonach na szosie niemal nie startowała, ale z pewnością nie straciła umiejętności, które dekadę temu dały jej złoto. I wielu ekspertów upatruje w niej potencjalnej niespodzianki.
A Marianne Vos? Wiadomo, to klasa sama w sobie, jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza zawodniczka w dziejach. W talii Holenderek w pewnym sensie rezerwową, która do akcji ruszy zapewne wtedy, jeśli Vollering nie będzie w stanie walczyć o złoto. Ale która reprezentacja nie chciałaby mieć takiej zawodniczki w odwodzie? Vos, mimo że jeździ już niemal dwie dekady, a na karku ma 37 lat, w tym sezonie zaliczyła siedem zwycięstw. I kto wie, może na mistrzostwach świata dorzuci ósme?
My jednak, co oczywiste, mamy nadzieję, że żadna z wymienionych nie będzie w kolejnym sezonie jeździć w tęczowej koszulce mistrzyni świata. Bo mamy swoją faworytkę.
Czas napisać historię
A więc czwarta z grona największych faworytek do złota. Ta, której jeszcze nie wymieniliśmy. Katarzyna Niewiadoma. Tegoroczna zwyciężczyni Walońskiej Strzały i Tour de France. Zwłaszcza ten drugi triumf był istotny, bo absolutnie historyczny dla polskiego kolarstwa, a tego kobiecego – szczególnie. Sama Niewiadoma była po nim wręcz przytłoczona emocjami, mówiła, że to rekompensata za wiele drugich i trzecich miejsc.
– Widzę to zwycięstwo w Tour de France jako takie wynagrodzenie za te wszystkie drugie i trzecie miejsca. Przez cały tydzień wszystko układało się po naszej myśli. W pierwszym etapie, gdzie się „wykraksiłam” i straciłyśmy naszą koleżankę Elise Chabbey był taki moment, gdzie sobie pomyślałam „O nie, zaczyna się!”, ale po tym etapie wszystko idealnie się układało. Wiem, że wiele razy byłam przygotowana do wyścigu, byłam w topowej formie, by go wygrać, ale coś się wydarzyło, jakiś pech fizyczny czy taktyka wyścigu, cały czas coś. Dlatego wydaje mi się, że to jest nagroda za te całe dziesięć lat czekania na coś wielkiego – twierdziła w rozmowie z TVP Sport.
CZYTAJ TEŻ: GRANICA WYOBRAŹNI PRZESUNIĘTA. NIEWIADOMA DOKONAŁA RZECZY WIELKIEJ
We Francji właściwie do końca nie wiedziała, czy wygrała. Demi Vollering na ostatnim etapie odjechała bowiem wcześniej do przodu, trzeba było liczyć pozostałe z wypracowanej wcześniej przewagi sekundy. Gdy Niewiadoma przekraczała linię mety, niczego nie była pewna, za to skrajnie wycieńczona – na ostatnich kilometrach nie wiedziała nawet, że obok biegnie jej narzeczony, że pokrzykuje, zachęca. Na kresce, jak sama wspominała, „nie miała pojęcia, co się dzieje”. Aż wreszcie ktoś powiedział jej, że wygrała. O cztery sekundy.
Na mistrzostwach świata będzie inaczej, tu nie można pozwolić na odjazd żadnej rywalce. Ale ten triumf z Tour de France, jak mówi Adam Probosz, komentator Eurosportu, może Kasi pomóc.
– Czy ten sukces jej wiele da? Zdecydowanie tak. Kasia w tym roku jeździ dużo dojrzalej. To widać. Ona nie „wypala tych zapałek” tak, jak robiła to kiedyś. Dawniej jeździła tak, że atakowała, kasowała wszystkie ataki rywalek, kontrolowała sytuację, a potem brakowało jej sił na końcu. W tym roku jeździ zupełnie inaczej. Ten sukces na Tour de France musiał ją bardzo mocno zbudować. To jest solidna podstawa pod jutrzejszy wyścig.
Inna sprawa, że problemy Polki (i Polacy) miały jeszcze przed startem. Jakiś czas temu gruchnęła bowiem informacja, że Polski Związek Kolarski nie ma pieniędzy (to akurat nie nowość, długi sięgają tam ponad 20 milionów złotych) i brakuje środków nawet na zakwaterowanie zawodniczek, przewiezienie sprzętu czy stroje. Ostatecznie wyjazd – na MŚ, ale też wcześniejsze mistrzostwa Europy – sfinansować postanowiły Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Totalizator Sportowy.
I słusznie, bo szanse na medal są naprawdę spore. Choć trasa teoretycznie może nie pomagać. Ta jest bowiem bardzo trudna, panie zaczną w Uster, przejadą niecałe 30 kilometrów i wjadą na rundy dookoła Zurychu, które pokonają pięciokrotnie. A na nich czeka kilka wymagających podjazdów, w tym ścianka Zürichbergstrasse (1,1 km długości, średnio 8% nachylenia) oraz Witikon (2,3 km, 5,7%). Poza tym to runda stosunkowo pofałdowana, pełna niewielkich podjazdów, ale kończąca się zjazdem i płaskim finiszem. To naprawdę wymagające wyzwanie.
Stąd Kasia może mieć na niej szanse. Mówi o tym Probosz:
– Jak pierwszy raz spojrzałem na profil trasy, pomyślałem sobie, że nie jest ona do końca odpowiednia dla Kasi. Ale wyścigi juniorek i juniorów pokazały już, że to trasa bardzo selektywna. Mam wrażenie, że tutaj rzeczywiście będą walczyć zawodniczki, które potrafią dobrze jeździć po górach, przewyższeń jest sporo. Moim zdaniem to absolutnie jest trasa, na której Kasia może powalczyć o złoto.
Profil rundy, którą zawodniczki pokonają niemal pięciokrotnie (pierwsza, wprowadzająca, ominie podjazd Zürichbergstrasse).
Sama Kasia, w rozmowie z portalem rowery.org, mówiła, że przygotowania przebiegają bardzo dobrze i jest niezwykle zmotywowana, bo to ostatni spory cel w trwającym sezonie. Pod względem taktycznym również zdaje się wiedzieć, co musi zrobić. Sama podkreśla, że potrzebuje wcześniejszego ataku, bo płaska, sprinterska końcówka nie będzie jej sprzyjać.
– Udało mi się przejechać rundę wyścigu w mokrych warunkach. Nawet patrząc na wyścig juniorów, wydaje mi się, że ten nasz zostanie rozłożony na łopatki już w pierwszej fazie. Jestem przygotowana na jeden z najtrudniejszych klasyków, jaki przejechałam. Trasa jest mega wymagająca, techniczna, do tego deszcz, jest ślisko i wydaje mi się, że będzie po prostu chaotycznie.
Polka zaznaczała też, że wyciągnęła wnioski z igrzysk olimpijskich. Tam zaplątała się w kraksę, która ją spowolniła, bo nie była dobrze ustawiona. Efekt był taki, że rywalki odjechały i nie dało się ich dogonić. Mówi też o tym Adam Probosz: – Na igrzyskach Kasia jechała za daleko. Co by nie mówić – ścigała się ambitnie, walczyła, ale w momencie kraksy jechała z tyłu. W Zurychu musi jechać wyżej, bo tam selekcja będzie się dziać od przodu, to jest bardzo trudna trasa. Jest ryzyko, że ktoś się oderwie i będzie po szansach na dobry wynik.
CZYTAJ TEŻ: KATARZYNA NIEWIADOMA I JEJ DROGA DO TRIUMFU W TOUR DE FRANCE
Co ważne, Niewiadomej będzie pomagać mocna kadra Polski. Przede wszystkim Agnieszka Skalniak-Sójka, jej klubowa koleżanka z Canyon-SRAM, a do tego uznawana za wielki talent Dominika Włodarczyk I Marta Lach, która dopiero co podpisała kontrakt z niezwykle mocną grupą Team SD – Worx Protime, dla której jeżdżą Lotte Kopecky i Demi Volering. Poza wymienionymi, w biało-czerwonych barwach na starcie wyścigu pojawią się też Karolina Perekitko, Marta Jaskulska i Malwina Mul. Całkiem możliwe, że kilka z nich dostanie wolną rękę w poszukiwaniu odjazdów i załapania się do opcjonalnej ucieczki, ale co najmniej trzy powinny zostać na stałe „przypisane” do Niewiadomej.
Bo to jednak ona ma jutro walczyć o historyczne dla polskiego kolarstwa kobiet złoto. A drugi medal w ogóle – trzy lata temu właśnie Kasia była na mistrzostwach świata brązowa. Teraz czas na poprawę tego rezultatu.
W niedzielę pojedynek gigantów
Tadej Pogačar, dla którego to wręcz wymarzona trasa. Broniący tytułu Mathieu van der Poel. Remco Evenepoel, który zdobył dwa złota na igrzyskach olimpijskich, a w Zurychu został już mistrzem w jeździe indywidualnej na czas. Dzień po tym, jak o medale powalczą najlepsze zawodniczki, oczy całego kolarskiego świata będą zwrócone na walkę tej trójki. Owszem, niewykluczone, że wmiesza się w to wszystko jeszcze ktoś inny.
Ale to na pojedynek tych trzech zawodników ostrzą sobie zęby fani.
CZYTAJ TEŻ: WIELKI. WYBITNY. ZŁOTY. REMCO EVENEPOEL PISZE HISTORIĘ
Główny faworyt? Raczej Tadej. Słoweniec jest fenomenalny na trasach klasycznych wyścigów jednodniowych, a tak trudna i wymagająca trasa może mu tylko sprzyjać. Z pewnością spróbuje zaatakować i odjechać rywalom. A że robi to genialnie pokazywał czy to w Giro d’Italia, czy na Tour de France, gdzie w tym sezonie triumfował. W dodatku mistrzostwa to dla niego wielki cel – Słoweniec nie pojawił się w końcu na igrzyskach olimpijskich i swoją uwagę w tej części sezonu skupiał właśnie na tym, by powalczyć o złoto w Zurychu.
Ale Remco z pewnością nie odpuści. Dla Belga najlepszy scenariusz to też próba odjazdu. Tak potrafi wygrywać jak nikt inny, tak też triumfował choćby na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Czy jednak zdoła uciec Tadejowi?
– Myślę, że Remco i Tadej będą się bardzo mocno pilnować i jeden będzie od razu ruszać za drugim – mówi Probosz. – Nie zdziwię się, jeśli dojadą do mety razem, a wtedy trudno będzie powiedzieć, który okaże się tam lepszy. Stawiałbym jednak na Tadeja, ale myślę, że Remco nie jest bez szans. Powiedziałbym, że Pogačar ma te 60 procent szans na zwycięstwo.
Trzeci z tego grona, Mathieu van der Poel, w tym sezonie nie jeździł tak genialnie, jak w poprzednich, choć swoje i tak wygrał. Od wiosny zrzucił nieco kilogramów, przygotowywał się na to, co czeka go w Zurychu. Rok temu na mistrzostwach był właściwie bezkonkurencyjny, ale trasa w Glasgow pasowała mu zdecydowanie bardziej. Na podjazdach w Szwajcarii będzie musiał dać z siebie wszystko i nie przegapić momentu, gdy na atak zdecydują się czy to Remco, czy Tadej. Bo jeśli za nimi wówczas nie nadąży, to na złoto nie będzie miał już szans.
CZYTAJ TEŻ: RAYMOND, ADRIE I MATHIEU. JEDNA RODZINA, TRZECH KOLARSKICH MISTRZÓW
A kto jeśli nie któryś z tej trójki? Może wracający do świetnej formy Julian Alaphilippe. Szanse mają też zapewne tacy kolarze jak Marc Hirschi, Matteo Jorgenson, a nawet Biniam Girmay. Zapomnieć nie można też o tym, że w stawce jest Primož Roglič, ale on do akcji włączy się zapewne tylko wtedy, gdy okaże się, że Tadej Pogačar z jakiegoś powodu nie da rady walczyć o końcowy triumf. A że tak się stanie, to raczej mało prawdopodobne.
Polacy? Liderem naszej kadry będzie Rafał Majka, poza nim pojadą też Filip Maciejuk, Marcin Budziński i Łukasz Owsian. Wielkich nadziei związanych z ich występem raczej nie ma co sobie robić, ale trasa jest na tyle trudna, że może i przyniesie niezły występ typowego górala, takiego jak Rafał.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O KOLARSTWIE: