Reklama

Jest fanką Realu, podbiła Paryż. „Nie zastanawiałyśmy się, że robimy coś niesamowitego”

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

19 września 2024, 11:20 • 21 min czytania 2 komentarze

Karolina Pęk była jedną z największych gwiazd polskiej kadry podczas igrzysk paralimpijskich w Paryżu. 26-letnia tenisistka stołowa zdobyła złoto indywidualnie, a do tego dołożyła brązowe medale w grze podwójnej i mieszanej. Co myślała, kiedy w finale gładko przegrała dwa sety? Dlaczego Polska jest tak dobra w paratenisa stołowego? Czy z tego sportu nad Wisłą da się utrzymać? Co zaskoczyło ją w Paryżu i skąd wzięło się jej uwielbienie do Realu Madryt? I czy będąc osobą niepełnosprawną, trzeba mieć do siebie dystans lub grubą skórę? Powinniśmy wychodzić do ludzi i pokazywać, że też potrafimy grać i się nie wstydzić, nie bać naszych niepełnosprawności. To idzie w dobrą stronę. Zaczęła to pokazywać Natalia Partyka, a ja wzięłam z niej przykład – mówi Pęk w rozmowie z Weszło.

Jest fanką Realu, podbiła Paryż. „Nie zastanawiałyśmy się, że robimy coś niesamowitego”

SZYMON SZCZEPANIK: Jakie to uczucie, zostać najlepszą polską tenisistką igrzysk paralimpijskich?

KAROLINA PĘK: Zdobyłam złoto indywidualne ale myślę, że określanie mnie najlepszą to trochę przesada. W końcu jako grupa wywalczyliśmy osiem medali, więc cała ekipa zrobiła niesamowity wynik. Wygrałam ja, wygrał też Patryk Chojnowski i Rafał Czuper. Do tego Natalia miała srebro w singlu, a dla mnie to ona wciąż jest najlepsza.

Ale ty w Paryżu pierwszy raz przebiłaś wynik Natalii Partyki – tenisistki stołowej, na grze której wychowało się całe pokolenie zawodniczek i zawodników. To jest wielka rzecz.

Rzeczywiście, na tym turnieju pierwszy raz miałam lepszy wynik od niej, bo po raz pierwszy od igrzysk w Atenach Natalia nie zdobyła złotego medalu. Ale ogólnie w złotych medalach, szczególnie w singlu, nigdy jej nie przebiję. Chociaż dopóki gram to mam cel, żeby pokonać Natalię w ogólnej liczbie wywalczonych medali. Jeśli chodzi o mój złoty medal, to Natalia była dla mnie wzorem, żeby go zdobyć. Kiedy ją poznałam w wieku 10 czy 11 lat, to sobie postanowiłam, że też chcę kiedyś wygrać tak, jak ona to robiła.

Reklama

W liczbie złotych medali w singlu rzeczywiście będzie ciężko ją pobić, bo ma ich cztery. Ale w zdobytych ogólnie krążkach jest 12 do 8 dla niej. Za dwie edycje igrzysk możesz być już blisko remisu.

Możliwe, że Natalia wystartuje w Los Angeles. Z kolei ja mam nadzieję, że wystąpię jeszcze na trzech igrzyskach. Szanse zatem są, ale do osiągnięcia tego celu jest jeszcze dużo czasu, po drodze wiele może się wydarzyć.

Dajesz sobie tylko występy tylko na trzech następnych igrzyskach? Tenis stołowy to sport dla długowiecznych zawodników. Guiyan Xiong, twoja rywalka z kategorii WS9, ma 48 lat.

Nawet dzisiaj z kimś na ten temat rozmawiałam, że może trzy albo nawet cztery, bo wtedy miałabym 42 lata. Ale z drugiej strony pomyślałam, że może w wieku tych czterdziestu lat czas zająć się czymś innym. Na przykład trenowaniem dzieci albo innych zawodników, bo z tenisem stołowym po karierze nie skończę. Ale nawet już w wieku 26 lat zauważam, że tenis stołowy to nie wszystko. Czasami trzeba poświęcić trochę czasu dla rodziny i na inne rzeczy.

Zwłaszcza, że to w zasadzie twoja praca – grasz w klubach w Krakowie i Lublinie.

Dokładnie, w Krakowie gram w IKS Starcie i jako osoba niepełnosprawna reprezentuję ten klub na turniejach międzynarodowych oraz krajowych. Ale w Polsce występuję tylko na mistrzostwach kraju, więc to zaledwie jeden turniej w roku. Z kolei w rozgrywkach osób pełnosprawnych reprezentuję ATS Akanzę AZS UMCS Lublin. Sezon już się rozpoczął, więc normalnie czas na odpoczynek mam na przełomie lipca i sierpnia, ale w roku paralimpijskim trzeba było trenować do igrzysk. Od parunastu lat łączę granie na dwóch etatach. To bardzo męczące i powoli się zastanawiam, żeby odpuścić już ten sport pełnosprawnych i bardziej się skupić na igrzyskach paralimpijskich oraz mistrzostwach świata i Europy.

Reklama

Mówisz bardziej o zmęczeniu fizycznym, czy psychicznym?

Najbardziej męczące jest to, że praktycznie co weekend muszę grać w meczach ligowych. Po powrocie z Paryża w tą sobotę miałam grać od razu mecz, ale dzięki Polskiemu Związkowi Tenisa Stołowego przełożyliśmy spotkanie, bo po prostu nie byłam w stanie na nie dojechać, a nawet zrobić treningu. W lidze co tydzień muszę być w innym miejscu. Gramy od września do końca maja, więc to męczące pod względem fizycznym. Do tego dochodzą mi turnieje międzynarodowe, mistrzostwa Europy albo świata i tym sposobem nie ma czasu na trening albo odpoczynek.

Wracając do twoich osiągnięć w Paryżu, w singlu medal smakuje inaczej, niż w duecie czy zespole?

Na pewno. Kiedy zdobywałyśmy złote krążki z Natalią, to one się rozdzielały na nas dwie. Nigdy nie ukrywałam, że złoty medal w singlu najbardziej mnie interesuje. To był mój cel odkąd zaczęłam grać w tenisa stołowego. Długo na niego czekałam i musiałam ciężko pracować, żeby w końcu go zdobyć. W końcu przyszło mi to po dwunastu latach od moich pierwszych igrzysk.

Podobno nie mogłaś zasnąć po swoim złocie. Adrenalina długo potrafi trzymać po takim sukcesie?

Zacznę od tego, że miałam jeszcze kontrolę antydopingową po meczu, więc do wioski wróciłam koło pierwszej w nocy. Do tego jeszcze poszłam się pożegnać z trenerem Xu Kaiem, który rano miał już samolot powrotny do Polski. Wróciłam do pokoju może o 2-3 i zasnęłam tak naprawdę o 6 rano… a za godzinę musiałam już wstawać na wywiad z Michałem Polem! Zatem nie pospałam dużo, bo emocje wzięły górę. Nie będę kłamać, że parę łez w łóżku poleciało. Mało tego, nawet nie za bardzo pamiętam pierwszych trzech dni po finale. Dopiero wtedy doszły do mnie emocje, ale też przede wszystkim zmęczenie. Tyle czasu potrzebowałam, żeby zebrać myśli. Jeśli chodzi o spanie, to nawet do tej pory mało sypiam, bo w moim życiu ostatnio dużo się dzieje. Mam wielką nadzieję, że niedługo znajdę czas na odpoczynek, chociaż na kilka dni.

Konsumujesz sukces.

Odkąd wróciłam z Paryża, mój telefon cały czas jest włączony. Widzę wiadomości czy dostaję telefony od różnych ludzi. To dla mnie coś nowego, nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Jestem już tydzień poza domem, dopiero w czwartek wracam na stałe i w weekend postaram się odpocząć. Ale tak jak powiedziałam, telefon cały czas wibruje i mam nadzieję, że w końcu się uspokoi. (śmiech)

Porozmawiajmy o twoim finałe w Paryżu. Pierwszego seta wygrywasz 11-7. Później, nie bójmy się tego określenia, na tablicy wyników zbierasz od Guiyan Xiong oklep do 2 i 4 punktów. Jak w ogóle powrócić do meczu po takich setach?

Miałam w głowie myśl „kurczę, Karola, jest to finał igrzysk, nie możesz zaraz przegrać takiego meczu do dwóch, do czterech albo zaraz do jednego”. Ale już na innych turniejach zdarzały mi się podobne sytuacje właśnie z tą zawodniczką. Rok temu grałyśmy na turnieju w Słowenii i też były dwa sety, gdzie poprzegrywałam dosyć gładko, ale wygrałam cały mecz 3:2. Sety do dwóch i do czterech, które przegrałam, szybko mi zleciały, a podobno nie grałam w nich jakoś źle. To przeciwniczka prezentowała się znakomicie i była w tych partiach lepsza. Czwarty set, który wygrałam na przewagi, też mógł się skończyć na jej korzyść. Ale właśnie po tej partii moja gra się polepszyła i osiągnęłam sukces.

Co konkretnie w takich sytuacjach myśli sobie zawodnik? Skupiasz się wyłącznie na każdej kolejnej piłce, a może patrzysz bardziej całościowo na przebieg spotkania by odwrócić losy meczu?

Zwłaszcza z tą zawodniczką, z którą grałam w finale, starałam się nie myśleć za dużo. Ona gra stylem, który jest bardzo ciężki dla rywalek. Na przykład w Polsce nie mam ani jednej osoby, która mogłaby ten styl odwzorować. Dlatego przed meczem powiedziałam trenerowi, że nie mogę za dużo myśleć. Chciałam grać intuicyjnie walczyć o każdą piłkę. Ludzie się mnie pytają, co pomyślałam, gdy przegrywałam 3-7 w piątym secie, a ja odpowiadam, że tylko grałam o następną piłkę, że mecz nie jest jeszcze skończony i się nie poddaję. Nie analizowałam, po prostu starałam się grać o każdą piłkę tak, jakby to miała być ta ostatnia.

Ten mecz to dowód na to, że w tenisie psychika jest równie ważna co umiejętności. Że owszem, te drugie trzeba posiadać, ale tylko dzięki mocnej głowie zawodnik potrafi je pokazać na dużej scenie.

Igrzyska to są specyficzne zawody, bo przygotowujemy się do nich cztery lata. Szlifujemy wtedy swoje umiejętności, żeby one były na jak najwyższym poziomie akurat na tym wydarzeniu. Wiedziałam, że gram na wysokim poziomie, tylko moja głowa musiała dojechać na ten turniej. Uważam, że psychicznie wypadłam bardzo dobrze i byłam odporna na takie ciężkie sytuacje, bo w mikście i w deblu też wyciągałam mecze z 0:2. Psychika to był klucz mojego sukcesu, choć naprawdę nie wiem, skąd mi się to wzięło. Na poprzednich igrzyskach czy turniach nie miałam takiej pewności siebie. Cieszę się, że przyszło to akurat teraz, bo inaczej nie wygrałabym tych medali.

Dołożyłaś do przygotowań pracę z psychologiem?

Kiedyś mieliśmy w kadrze narodowej psychologów sportowych, indywidualnie w Krakowie też próbowałam takiej pracy, ale po pewnym czasie zrezygnowałam. Stwierdziłam, że jakoś sama chcę sobie z tym poradzić. Poza tym sądzę, że moi trenerzy w kadrze, klubie czy na siłowni – każdy jest w pewnym stopniu psychologiem sportowym, bo z nimi też rozmawiam na tematy przygotowania mentalnego. Dlatego na razie nie zapatruję się na współpracę z psychologiem, bo staram się rozmawiać ze wszystkimi i każda opinia jest dla mnie ważna.

Dlaczego jesteśmy tak dobrzy w paratenisie stołowym? W Paryżu w tym sporcie Polacy zajęli drugie miejsce w klasyfikacji medalowej. Lepsi byli tylko Chińczycy.

To ogromny sukces. Muszę zacząć od tego, że Natalia Partyka swoimi osiągnięciami stanowiła dla nas wzór. Ona do grania w tenisa zainspirowała mnie, Igora Misztala, pewnie też Patryka Chojnowskiego czy Maksa Chudzickiego. Czemu jesteśmy lepsi od innych? Bo pan trener główny Andrzej Ochal zagwarantował nam jak najlepsze warunki do przygotowań. Mi zapewnił obozy w Gdańsku, Czechach, do tego wraz z Natalią spędziłyśmy trzy tygodnie w Singapurze. To przełożyło się na sukces. Oczywiście trener stara się dbać też o innych zawodników, nie tylko o mnie czy Natalię. Wszyscy mamy super warunki do trenowania.

Możesz wyprowadzić mnie z błędu. To jest klucz do sukcesu, że wy często łączycie rywalizację z osobami pełnosprawnymi? Przecież Patryk Chojnowski czy Natalia Partyka zdobywali nawet mistrzostwa Polski w rywalizacji z w pełni zdrowymi zawodnikami.

Moim zdaniem osoby z naszej grupy, które potrafią ustać na nogach, czyli ja, Natalia, Igor Misztal, czy Maks Chudzicki – my wszyscy powinniśmy rywalizować z zawodnikami pełnosprawnymi, bo to nam tylko pomaga, nie przeszkadza. Grając z nimi, podnosimy swoje umiejętności. Ja też na co dzień trenuję z osobami pełnosprawnymi i to jest duży plus. Ale kiedy po tych igrzyskach rozmawiałam z medalistami z innych dyscyplin sportowych, to oni mówili, że też trenują z osobami pełnosprawnymi. Więc ta korelacja się nie zamyka tylko na tenis stołowy.

Uważam, że nie powinniśmy się zamykać w środowisku paralimpijskim. Powinniśmy wychodzić do ludzi i pokazywać, że też potrafimy grać i się nie wstydzić, nie bać naszych niepełnosprawności. To idzie w dobrą stronę. Zaczęła to pokazywać Natalia, a ja wzięłam z niej przykład. Trenerzy też wiedzą, że osoby młodsze, które zaczynają z tenisem, też muszą trenować w klubach z osobami pełnosprawnymi.

Gdzie zatem można cię zobaczyć w akcji?

Obecnie gram w drużynie AZS-u Lublin, gdzie występujemy w rozgrywkach pierwszej ligi kobiet w grupie południowej. W zeszłym sezonie występowałam w drużynie z Olsztyna, gdzie wywalczyłyśmy awans do Ekstraklasy. Parę lat temu występowałam też w Bronowiance Kraków, tam grałam w Ekstraklasie kobiet i w pierwszej lice kobiet. Mam też na koncie medal mistrzostw Polski juniorów, oraz medal mistrzostw Polski seniorów z 2021 roku w grze deblowej. To był mój ogromny cel, bo wcześniej tylko Natalia i Patryk mieli te medale, więc ja jestem tu trzecią osobą z grupy paratenisistów, która to osiągnęła.

Powiedzieliśmy o tym, że tenis stołowy to w zasadzie twoja praca na pełen etat. Czy w takim razie da się w niej wyżyć?

Nie będę narzekać na to, ile zarabiam, bo uważam, że jest dobrze. Jeśli jest się zawodnikiem, który wygrywa, czy nawet zajmuje miejsca 5-8 na najważniejszych turniejach w roku, no to nie możemy narzekać na finanse. Szczególnie teraz, kiedy Ministerstwo Sportu wyrównało nam nagrody i stypendia z osobami pełnosprawnymi. Do tego sama gram jako osoba pełnosprawna, na czym też mogę coś tam sobie dorobić.

Oczywiście zawsze może być lepiej. Wiem, że nie mamy sponsorów indywidualnych i nie ma ich nawet w Polskim Komitecie Paralimpijskim. To właśnie przekłada się na brak nagród i od tego moglibyśmy zacząć. Nie było też fajnych transmisji podczas tych igrzysk. Z moich spotkań pokazano tylko finał, innych meczów moja rodzina czy znajomi nie mogli obejrzeć. Dla porównania, w Tokio transmitowane były trzy moje spotkania, więc było naprawdę super. Teraz, mimo że igrzyska odbywały się w Europie, nie było dobrej transmisji.

Masz 26 lat, a doświadczenia paralimpijskiego może ci pozazdrościć niejeden sportowiec. Cofnijmy się do tych pierwszych igrzysk w Londynie. Pojechałaś tam w wieku zaledwie 14 lat.

Przede wszystkim wtedy nie oczekiwałam, że się zakwalifikuję na igrzyska. Ostatecznie jednak dostałam się chyba z ostatniego miejsca rankingowego i gdy trenerka kadrowa mi o tym powiedziała, to byłam w kompletnym szoku. Ze swoich pierwszych igrzysk mało pamiętam, bo bardzo dużo się działo i dla mnie to był emocjonalnie spore przeżycie. Wygrałyśmy tam brązowy medal w drużynie, udało mi się wygrać jeden mecz, ale co pamiętam dobrze, to atmosferę. W hali było dużo Polaków, to było fajne przetarcie przed kolejnymi igrzyskami w Rio de Janeiro.

Trudno było na początku funkcjonować ci obok Natalii? W końcu to twoja idolka, ikona sportu paralimpijskiego w Polsce.

Tak, bo nie ukrywam, że byłam dosyć cichą, nieśmiałą osobą. Przez długi czas bardzo mało się odzywałam i po latach sama mówiłam Natalii, że na początku się jej bałam. Wstydziłam się odezwać, zapytać o cokolwiek, bo w końcu ona była takim wzorem i przez te wszystkie osiągnięcia mnie onieśmielała. Tak naprawdę, dopiero od jakiś czterech może pięciu lat bardziej się otworzyłam. Staram się więcej rozmawiać i podpytywać Natalię, już nie czuję się zawstydzona jej obecnością.

Karolina Pęk i Natalia Partyka podczas ceremonii dekoracyjnej igrzysk paralimpijskich w Paryżu po zdobyciu brązowych medali w grze podwójnej. Fot. Newspix

Czyli musiałaś z czasem przekonać się, że nie spędzasz czasu z żywym pomnikiem, tylko normalną osobą.

Tak, dużo czasu spędzałyśmy razem na sali treningowej czy poza nią. Przekonałam się, że Natalia jest super osobą także poza tenisem stołowym. Wzoruję się nie tylko na jej grze, ale też na tym, jaka na co dzień. Jeśli miałabym pomyśleć, to nie mogę znaleźć u niej żadnej wady. Stałyśmy się koleżankami, choć Natalia jest starsza o dziewięć lat, więc mogła by być moją siostrą albo ciotką. (śmiech) Teraz mamy super kontakt i dalej razem wygrywamy medale.

Które igrzyska twoim zdaniem były najlepsze?

Najlepiej będę wspominać Paryż, bo pod względem medali był dla mnie najbardziej udany. Później dałabym Rio, bo tam wygrałyśmy pierwszy raz złoty medal w drużynie i pierwszy raz pokonałyśmy Chinki. Tam też wywalczyłam pierwszy medal w singlu. Czyli na pierwszym miejscu bym postawiła Paryż, później Rio, Tokio i Londyn na czwartym miejscu, bo mało z niego pamiętam.

Czyli w paratenisie istnieje ta rywalizacja z Chińczykami, że gracze z całego świata szczególnie nastawiają się na mecze z tą nacją.

To wygląda tak samo, jak u zdrowych osób. Chiny zajęły teraz pierwsze miejsce, my drugie, czyli ich gonimy. Ale trzeba dodać, że Chiny mają dużo więcej zawodników. Tenis stołowy jest w tym kraju sportem narodowym. Mają dużo więcej graczy w każdej klasie poziomu sprawności. U nas jest tych osób mniej, ale dalej zdobywamy medale. I faktycznie jak gra się z Chińczykami, to chce się ich pokonać. Nam udało się w deblu. W mikście niestety w półfinale przegraliśmy 2:3, ale bardzo na nich z Piotrkiem Grudniem naciskaliśmy i mieliśmy dużo szans, żeby ich pokonać. A jeśli chodzi o mój finał, to z zawodniczką z Chin mam bilans pół na pół, więc wiedziałam, że mam szansę.

A pod względem atmosfery, które paraigrzyska były najfajniejsze?

Na pewno będzie to Paryż. Chyba nigdy w życiu nie grałam na takiej hali, gdzie ludzie tak kibicowali. Z tego, co mi trenerzy opowiadali, czy później widziałam w telewizji, dzieci z flag francuskich robiły polskie i nam dopingowały. Ale w Rio też było super, bo kibice po prostu szalenie się tam zachowywali, jakby byli na meczu piłkarskim. W Tokio niestety nie było fanów. Jak już wspomniałam, niewiele pamiętam z Londynu, że tam kibice też byli obecni na zawodach.

Natomiast Paryż był chyba najgorszy pod względem organizacyjnym. Zwłaszcza jedzenie pozostawiało wiele do życzenia. Super były właściwie te słodkie rzeczy: desery, muffinki, bagietki. A wiadomo, że nie nie możemy tego jeść na co dzień. Natomiast reszta jedzenia nie była dobra. Wraz z Natalią ze stołówki często wychodziłyśmy nienajedzone i dobijałyśmy głód kawą i bagietką w Coscie. (śmiech) Dodatkowo ludzie z organizacji troszeczkę za bardzo trzymali tych wszystkich swoich zasad.

Nie możemy nie pogadać o twoim zdjęciu z medalami. A raczej o koszulce, w której na nim wystąpiłaś. Skąd wzięła się sympatia akurat do Realu Madryt?

Ogólnie ja swoją przygodę ze sportem zaczynałam od piłki nożnej. Dopiero później pojawił się tenis stołowy, ale piłkę dalej oglądam. Nie wiem dokładnie jak zaczęła się moja sympatia do Realu, ale pamiętam, że w okolicach 2008 roku wybrałam właśnie ten klub. Śmieję się, że może po prostu miałam gazetkę Bravo Sport i był tam plakat Zidane’a albo innych graczy Realu. Później faktycznie całą ścianę miałam w tych plakatach. Pamiętam, że pierwszą koszulką piłkarską jaką miałam, była ta z nawiskiem Roberto Carlosa. To był jeden z moich ulubionych piłkarzy, bo jest lewonożny, podobnie jak ja. Pamiętam te jego wolne, które strzelał. I tak mi ta miłość do Realu została do tego czasu. Nie oszukujmy się, Real ma też super historię, wielkie osiągnięcia i wygrywa Ligę Mistrzów prawie co rok.

Jeśli chodzi o samo zdjęcie, to przed igrzyskami sobie pomyślałam, że wezmę sobie tę koszulkę, bo jakbym gdzieś wyszła na miasto, to nie w reprezentacyjnych strojach Adidasa, tylko może ubiorę coś normalnego.

Wybór padł na inny strój Adidasa!

Pomyślałam sobie, że jakby mi się udało wygrać, to sobie zrobię zdjęcie w tej koszulce przy wieży Eiffla, bo to będzie fajna pamiątka. Po wygranej, następnego dnia od razu zadzwoniłam do naszego fotografa kadrowego, czy znajdzie chociaż pół godziny i skończymy na miasto zrobić zdjęcia. Na szczęście znalazł ten czas i mam fajną pamiątkę. Następnie Michał Pol powiedział, żebym mu wysłała to zdjęcie. A kiedy je udostępnił, stało się viralowe.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Polsat Sport (@polsatsport.pl)

Miałaś okazję już być na meczu Realu?

Tak, po igrzyskach w Tokio miałam tydzień przerwy. Z dnia na dzień kupiłam bilety do Madrytu i udało mi się być na dwóch meczach. W pierwszym spotkaniu zagrali z Majorką, z tego co pamiętam, rozgromili ją 6:0. Na drugim meczu też mi się udało być, bo w przeciągu pięciu grali u siebie dwa razy. To spotkanie z skończyło się 0:0. To był dosyć nudny mecz, bo rywalem był Villarreal, który zawsze szczelnie się broni i ciężko się ogląda spotkania z ich udziałem.

Na pewno polecę jeszcze na mecz Realu, ale jeszcze nie wiem kiedy. Wczoraj patrzyłam na wolne terminy w swoim kalendarzu. Wyszło mi, że 1 grudnia grają z Getafe, ale może się zastanowię nad El Clasico. Mecz z Barceloną odbędzie się 27 października. Dzień wcześniej gram w lidze, ale to nie jest problem, żeby wsiąść z samolotu i szybko skoczyć na spotkanie.

Właśnie miałem dopytać. Wolałabyś obejrzeć El Clasico czy finał Ligi Mistrzów?

Finał Ligi Mistrzów, bo to pewniejsze, że wygrają to spotkanie!

Kiedy analizujesz igrzyska, na których już byłaś, to jak byś porównała zainteresowanie sportem paralimpijskim, które mamy obecnie do tego, które było te 10-12 lat temu?

Na pewno ogólnie jest dużo większe i to wszystko poszło w dobrą stronę, bo w Londynie to zainteresowanie było małe. 12 lat temu jako jeden z dwóch krajów w Europie nie przeprowadziliśmy nawet transmisji z tych zawodów. Ludzie nie wiedzieli, że w ogóle występujemy na igrzyskach. Z każdymi igrzyskami to idzie w dobrym kierunku. Oprócz tych naszych feralnych transmisji z Paryża, to zainteresowanie jest duże i powinniśmy się z tego cieszyć. Jednak wielu innych paralimpijczyków mówi, że ono jest tylko chwilowe. Przez miesiąc, może dwa, ludzie będą o nas pamiętać. Ale za cztery lata znowu będziemy musieli o sobie przypomnieć, kiedy ponownie będziemy wygrywać medale.

To nie tylko problem sportu paralimpijskiego, ale ogólnie niszowych dyscyplin – również osób pełnosprawnych. Przykładowi kajakarze także żyją w czteroletnim cyklu, choć co roku zdobywają medale.

My przez te cztery lata w międzyczasie będziemy grać w mistrzostwach Europy czy świata. Na tych turniejach też wygrywamy masę medali. W zeszłym roku wygraliśmy na ME klasyfikację medalową. Ja zdobyłam trzy złote medale, Patryk Chojnowski i Natalia Partyka tak samo. Od jakiegoś czasu mamy złoty okres naszej reprezentacji. Mam nadzieję, że on się utrzyma przez kolejne cztery lata, kiedy ludzie znowu będą nas oglądać i cieszyć się z naszych medali.

Karolina Pęk podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Fot. Newspix

Moim zdaniem mniejsze zainteresowanie sportem paralampijskim wynika też trochę z braku jego zrozumienia. Kiedy na przykład widzimy, jak Łukasz Mamczarz w skoku wzwyż rywalizuje o jednej nodze z zawodnikami, którzy posiadają przewagę w postaci protez, to mamy poczucie, że to nie jest sprawiedliwe.

Na pewno ludzie, którzy nas na co dzień nie oglądają, nie wiedzą o co chodzi z tymi klasami niepełnosprawności. Podobnie jak nie wiedzieli, co dolega Patrykowi Chojnowskiemu. Po jego zwycięstwie też było dużo pytań, że on wygląda na zdrowego człowieka i dlaczego gra na paraigrzyskach.

Jeśli chodzi o teni stołowy, to mamy 11 klas niepełnosprawności i każda się od siebie różni. W klasach od 1 do 5 występują osoby na wózkach. W grupach 6 do 10 znajdują się osoby z uszkodzonymi kończynami i – mówiąc ogólnie – mniejszymi problemami, a klasa 11 to zawodnicy z problemami intelektualnymi. Więc w naszym społeczeństwie tenisa stołowego ludzi mniej więcej wiedzą, o co chodzi. Ale przeciętny Kowalski, który nagle włączy transmisje i zobaczy nasze gry, może się w tym pogubić.

To błąd mediów, że nie dają szansy poznać was bliżej?

Na pewno to jest jakiś powód, dlaczego o nas nie rozmawiają, ale to przekłada się na zainteresowanie kibiców. Może się to zmieni, ale naprawdę nie wiem, jakie jest rozwiązanie tej sytuacji.

Będąc osobą niepełnosprawną, trzeba mieć do siebie większy dystans albo grubszą skórę, bo bywają sytuacje niezręczne albo takie, które mogą cię urazić?

Pamiętam, że jak byłam dzieciakiem, to pojawiały się dziwne spojrzenia ze strony innych dzieci, czy ich rodziców. Ale ja jestem taką osobą, która potrafi się śmiać sama siebie. W naszej grupie też się wspólnie z siebie nabijamy. Wymyślamy sobie przezwiska wynikające między innymi z naszych niepełnosprawności i uważam, że to jest fajne. Nie trzeba być takim sztywnym na co dzień.

Często mówię, że zapominam, że jestem osobą niepełnosprawną. Dopiero jak ktoś mnie o to zapyta to przypominam sobie, że faktycznie mam jakiś problem z ręką. Ale normalnie o tym zapominam, bo jestem przyzwyczajona do swojego sposobu funkcjonowania. Jednak są też osoby niepełnosprawne, które tak do tego nie podchodzą i wiem, że też boją się na przykład wyjść z domu i na przykład zająć sportem. Wiem, że dużo jest takich osób, które się po prostu chowają się po domach. Dlatego my też staramy się pokazywać, że jesteśmy normalnymi ludźmi. Możemy robić zwykłe rzeczy i ludzie nie powinni traktować naszych codziennych czynności, jakbyśmy robili coś wyjątkowego.

Wiadomo, każdy z nas ma jakieś swoje problemy. Na przykład jeśli chodzi o mnie to potrafię zrobić prawie wszystko. Ale rzeczą, której nie umiem i staram się jej nauczyć, jest wiązanie włosów w kitkę. Jedną ręką jest mi to bardzo ciężko zrobić. Bo na przykład Natalia Partyka może wykorzystać swoją prawą kończynę, a ja po prostu nie mam w niej tego chwytu.

Wytłumacz proszę, co dolega ci w prawej ręce.

Kompletnie nie posiadam w niej czucia i nie mogę tej ręki w ogóle podnieść. Jednak pomimo tego radzę sobie sobie z wieloma czynnościami. Od prostych, jak zawiązanie butów czy zrobienie sobie jedzenia, po takie jak prowadzenie samochodu. Naprawdę zrobię wokół siebie wszystko. Tyle, ze ja też byłam uczona przez mamę tak, że ona mi w niczym nie pomagała, chyba że już naprawdę musiała to zrobić. Ale od samego początku powiedziała, że mam sobie ze wszystkim sama radzić. To było super nastawienie, bo w wieku 16 lat wyjechałam z domu i gdyby nie to przygotowanie w domu to myślę, że nie poradziłabym sobie sama w dużym mieście.

Przypomnijmy, że wyjechałaś z Tarnobrzegu do Krakowa.

Tak, przyjechałam do Krakowa, żeby móc trenować codziennie w Bronowiance Kraków. Kiedy mama mnie wypuściła z domu, to nie miałam wyjścia i musiałam się wielu rzeczy nauczyć. Oczywiście na początku koleżanki czy koledzy mi w czymś pomagali, ale ja też starałam się ich nie prosić o pomoc i być samodzielna.

Niedawno na naszym portalu Kacper Marciniak rozmawiał z Patrykiem Chojnowskim. To twój kolega z kadry powiedział, że kiedy byliście zaproszeni do jednej z telewizji śniadaniowych, to czuliście się tam dziwnie. Czuć było taki niezrozumiały protekcjonalizm?

Mam takie poczucie, że ludzie traktują nas wyjątkowo zakładając, że my robimy coś nadzwyczajnego. Ja jednak dalej powtarzam, że my jesteśmy zwykłymi osobami. Mamy swoje życie prywatne, swoje problemy i uważam, że nie robimy nic szczególnego. Fajnie, że dla innych jest to motywujące, ale ja jestem normalną osobą. Po igrzyskach ludzie robią wielkie wow jak nas widzą. Są pod wrażeniem tego, że osoby niepełnosprawne robią takie rzeczy. Lecz dla nas to jest po prostu normalne, bo nie mamy innego wyjścia.

To trochę tak, jakbyś jarał się tym, że zdrowa osoba pracuje. A co ma robić? Wspomniałeś o Łukaszu Mamczarzu, sportowcu bez nogi, który skakacze wzwyż. No, nie miał innego wyjścia. Nie został w domu i się nie podał, tylko nauczył się skakać tak, jak potrafi. Tak samo ja i Natalia, nauczyłyśmy się grać bez jednej ręki. Nigdy nie zastanawiałyśmy się, że robimy coś niesamowitego, tylko po prostu to robiłyśmy.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Karolina Pęk/Archiwum prywatne

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Komentarze

2 komentarze

Loading...