Reklama

Dyrektor Akademii Lecha: To wtedy piłkarze powinni wyjeżdżać z Polski

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

11 września 2024, 12:28 • 20 min czytania 19 komentarzy

„Kolejorz” od lat uchodzi za pioniera szkolenia młodzieży w Polsce, co potwierdzają transfery wielu wychowanków. Niedawno do Serie A został sprzedany Filip Marchwiński, który w pierwszym zespole zadebiutował już w wieku 16 lat. Ostatni czas był jednak dla klubu trudny i dotyczy to nie tylko pierwszego zespołu. Rezerwy spadły z II ligi, a juniorzy z CLJ U-19 przegrali mistrzostwo jednym punktem z Legią Warszawa. W którą stronę idzie akademia Lecha? Rozmawiamy o tym z Marcinem Wróblem, jej dyrektorem. 

Dyrektor Akademii Lecha: To wtedy piłkarze powinni wyjeżdżać z Polski

Jak trafił pan do wielkopolskiego klubu?

Marcin Wróbel: Zaczynałem pracę w Lechu jako trener. Ciężko mówić o karierze, ale chciałem pracować tutaj w roli szkoleniowca, czyniąc to przez dwa-trzy sezony u trenera Tadeusza Jarosa. Miało to miejsce jeszcze przed zmianami właścicielskimi w klubie. Dzięki temu epizodowi zostałem zatrudniony w dziale skautingu. Współpracowałem z Przemkiem Bereszyńskim i Marcinem Andrzejewskim, byliśmy w jednym sztabie również z Marcinem Dorną. Pracowało tutaj wtedy wielu ludzi, którzy dziś funkcjonują na rynku. W latach 2012-2017 byłem przy pierwszym zespole jako trener-analityk, odpowiadałem głównie za analizę gry przeciwnika.

Skąd zatem przejście do akademii?

Od 2017 roku współtworzyliśmy z Tomaszem Rząsą w akademii tzw. talent management. Piotr Rutkowski stworzył komórkę, która na tamten moment była nowatorska w Polsce. Dziś coraz więcej klubów myśli o osobach, które dbają o młodych zawodników i ich rozwój. Na zachodzie jest to trend od dawna już stosowany. Istnieje w tamtejszych klubach grupa ludzi, która dba o graczy i ich rozwój nie tylko ten sportowy, ale pozasportowy czy kontraktowy. Od jesieni 2018 roku Tomek dołączył do pierwszego zespołu jako dyrektor sportowy, ale wyklarowała się grupa kilku osób, która decydowała o kierunku rozwoju akademii. Od 2021 roku samodzielnie zarządzam akademią jako dyrektor. W tym czasie Amilcar Carvalho, Rafał Ulatowski i Mariusz Rumak kreowali bądź kreują ze mną wizję akademii. Mam przywilej bycia dyrektorem, ale w klubie staramy się rozkładać procesy decyzyjne na większą liczbę osób. Korzystamy z wiedzy i doświadczenia, które każdy z nas posiada.

Reklama

Czy nie obawiacie się powrotu trenera Rumaka do akademii po tak nieudanej przygodzie z pierwszym zespołem?

W piłce nożnej dobre i złe doświadczenia to często cenny bagaż. Mało jest trenerów, którzy mają jedynie pozytywne historie, a każdy szkoleniowiec zalicza wzloty i upadki. Pytanie, jak ktoś je wykorzystuje w dalszej pracy. Mariusz Rumak dołączył do akademii trzy lata temu i swoją pracę wykonywał bardzo dobrze. Decyzja o tym, że do nas wraca, to wypadkowa kilku rzeczy, takich jak zadowolenie z jego pracy w naszej akademii, podejścia do coachingu, warstwy merytorycznej, bazowania na doświadczeniu, które posiada.

Trudno zatem oddzielić Mariusza Rumaka trenera od Mariusza Rumaka pracownika akademii? 

Poprowadził ponad 200 meczów na poziomie seniorskim, to jest duży kapitał. Było też ustalenie, że po zakończeniu pracy w pierwszym zespole Mariusz będzie mógł może wrócić do akademii, prezes uzgodnił to w porozumieniu ze mną. Dziś trzymamy się tego i pracujemy dalej. Oczywiście, musi on teraz przekuć swój trudny okres na naukę trenerów, którzy też chcieliby znaleźć się w miejscu, w którym był Mariusz Rumak. Każdemu wydaje się, że to jest proste, a to wcale nie jest taka łatwa rzecz. Oczywiście, wszyscy pamiętamy w jak odbiegający od oczekiwań sposób zakończył się poprzedni sezon dla naszego pierwszego zespołu. Wszyscy bierzemy za to odpowiedzialność i pytanie, na co uda się to przekuć? Wyciągamy z tego wnioski i zdajemy sobie sprawę z tego, że ten sezon musi być lepszy na wielu płaszczyznach.

Śledząc piłkę w szerszym zakresie, dochodzę do wniosku, że trudno szkoli się stoperów i napastników. Zdarzają się wyjątki, jak Josko Gvardiol czy Benjamin Sesko, ale generalnie to pozycje, na których trzeba dojrzeć i obudować się fizycznie. Zarówno wy, jak i wiele klubów stawiających na młodych piłkarzy macie z tym pewien problem.

Odnosząc się do szkolenia, myślę, że jeszcze bramkarz jest trzecią pozycją, na którą ciężko wprowadza się zawodników, jeśli nie są odpowiednio sprofilowani. Co dośrodkowych obrońców – preferujemy grę opartą na posiadaniu piłki i stoperzy muszą wpisywać się w nasz profil. Dyskutowaliśmy, że ciężko wyszkolić nam stoperów, ponieważ gramy bardzo często w ofensywie, więc zwracamy uwagę na posiadanie, a tych pojedynków fizycznych w okresie juniorskim jest nieco mniej. Potem jak dochodzi do momentu rywalizacji z seniorami, może brakować im siły, fizyki, boiskowego cwaniactwa czy zdrowego piłkarskiego chamstwa.

Reklama

Jeśli nie mamy sprofilowanego środkowego obrońcy pod tego typu granie, to trudno go wprowadzić. Jeśli więc mówimy o nominalnym stoperze, musi mieć on odpowiednie parametry wzrostowe i spędzać dużo czasu na siłowni, ponieważ będzie zmuszony toczyć pojedynki fizyczne. Jest to trudne, ale tylko trochę trudniejsze, niż wyszkolenie każdego innego zawodnika na potrzeby Lecha Poznań. W pierwszym zespole jedna sytuacja może zadecydować o trzech punktach, o wyniku w skali sezonu. W obliczu tego nie dziwię się trenerom różnych klubów, że wolą postawić w bramce, na środku obrony i w ataku doświadczonych zawodników. Na innych pozycjach nieco łatwiej budować młodszych graczy.

Ludzie oceniają problemy Lecha w drugiej lidze i często podnoszono aspekt wspomnianej fizyczności. 

Jeśli ktoś ma 28 lat, rozegrał dziesięć sezonów więcej niż 18-latek, to widać tę różnicę. Jeśli mamy 8-10 zawodników, czy jak w ostatnim sezonie mieliśmy 5-6 piłkarzy z kategorii U-19 na boisku w drugiej lidze, to tego doświadczenia mieliśmy o połowę mniej niż przeciwnik. W skali seniorskiej może mieć to potem wpływ na rezultat. Do utrzymania zabrakło nam punktu, jednej bramki, jednego innego zachowania w polu karnym, gdzie można było tego karnego strzelić lub nie dać się sprowokować, aby do niego doprowadzić. Rezultat na koniec jest rozczarowujący, bo spadliśmy, więc czegoś nam zabrakło, aby się utrzymać. Doświadczenie to jedna ze składowych. To jednak taki zespół, który ma ogrywać młodych zawodników na poziomie piłki seniorskiej. Zabrakło tego ogrania, być może poprzez nasze decyzje można było ten jeden punkt więcej zdobyć. Dziś walczymy o to, aby awansować do drugiej ligi.

Czy po spadku do trzeciej ligi, która nie jest poziomem centralnym, będziecie musieli wysyłać na wypożyczenia większą liczbę zawodników? Czy może trzecia liga będzie lepszym polem do rozwoju dla najmłodszych?

Mamy za sobą pięć lat doświadczenia w drugiej lidze i kilka lat wcześniej w trzeciej lidze. Bez względu na to, czy graliśmy w drugiej czy trzeciej lidze, to wypożyczaliśmy piłkarzy do pierwszej ligi. Mając rezerwy w drugiej lidze, uznawaliśmy proces wypożyczeń do pierwszej ligi za słuszny i będziemy to kontynuować. Dla nas zaplecze ekstraklasy jest niezwykle wartościowym poziomem. To wypożyczenie to nie tylko gra na poziomie pierwszej ligi, ale też umiejętność radzenia sobie w nowym środowisku, które nie musi być aż tak wspierające, jak w naszym klubie. U nas wychowanek jest w pewien sposób chroniony, aby rozwijał się w sposób prawidłowy. Być może zawodnik czasem musi poczuć jak to jest, jak ktoś nie będzie go bodźcował w sposób zawsze pozytywny. Musi przyzwyczaić się do takiej sytuacji, więc wypożyczenia będą u nas na takim samym poziomie, jak wcześniej.

Będziecie walczyć o awans?

Ci zawodnicy, którzy zostali, spróbują go wywalczyć. Od razu jednak powiem, że nie dokonamy transferów zewnętrznych, aby awansować. Nie taka jest nasza koncepcja. Grając w drugiej lidze również staraliśmy się grać chłopakami z akademii. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to arogancko, ale utrzymanie w drugiej lidze dzięki transferom nie byłoby problemem. Stać nas na to, aby sprowadzić pięciu doświadczonych zawodników, zapłacić im nieco więcej i grać na poziomie drugiej ligi i się nie martwić o utrzymanie. Nie taki jest jednak nasz cel. Nim pozostaje ogrywanie młodzieży na poziomie seniorskim i centralnym. Nie udało nam się to w zeszłym sezonie, troszkę zabrakło, ale powalczymy, aby tam wrócić.

Mistrzostwo Polski z 2022 roku rozbudziło apetyty. Czy, paradoksalnie, ten sukces nie przeszkodził panu jako dyrektorowi Akademii? W obliczu większych oczekiwań, pewnie trudniej wprowadza się młodzież.

Paradoksalnie odpowiem, że im lepiej jest w pierwszym zespole, tym lepiej też jest w akademii. Możemy dyskutować, kiedy łatwiej jest wprowadzać młodych zawodników i pewnie każdy powie, że najłatwiej wprowadza się wychowanków, kiedy są problemy finansowe i klubu nie stać na przeprowadzanie transferów albo trzeba zastąpić trzech zawodników. Ja bym jednak nie szedł w tę stronę, to są wymówki. Nie możemy myśleć, że mamy gwiazdy w pierwszym zespole i przez to nie możemy wprowadzać młodzieży.

Musimy w akademii jeszcze mądrzej i ciężej pracować. Ma pan okazję widzieć naszą akademię we Wronkach, jak wygląda nasza infrastruktura, zasoby ludzkie, zaplecze finansowe i boiskowe. Gdyby nie było tych sukcesów, czyli mistrzostwa Polski i awansu do ćwierćfinału w europejskich pucharach, nie mielibyśmy możliwości zatrudnienia trenera ze Stanów Zjednoczonych, Brandona Morana, który odpowiada za przygotowanie fizyczne. Nie zbudowalibyśmy symulatora skills.lab, który nas rozwija. Nie mieszkalibyśmy i nie pracowalibyśmy w CBR, gdzie mamy wszystko do dyspozycji, aby szkolić piłkarzy.

A stricte piłkarsko jak pan to oceni?

Sam proces wprowadzania młodych zawodników do silnych zespołów jest trudny, ale kluby topowe pokazują, że da się to zrobić. Można wprowadzić zawodnika dobrze poprowadzonego w procesie szkolenia, więc idę raczej w tym kierunku. Może jest nam nieco trudniej, jeśli pierwszy zespół jest silny, ale wolę takie położenie, niż borykać się z problemem kiepskich boisk, czy kiedy nie możemy pozwolić sobie na sprowadzenie młodego zawodnika, bo nie jesteśmy atrakcyjnym klubem.

Musimy skupić się na wychowanku, postawić go w centrum szkolenia i zrobić wszystko, aby potrafił w wieku 18-19 lat robić różnicę. Robił to w wieku 17 lat Kuba Kamiński i w wieku 16 lat Filip Marchwiński. W tamtym momencie też rywalizowali ze starszymi piłkarzami i nikt im za darmo szansy nie dał. Dziś Antek Kozubal czy Maks Pingot mogą pokazać, że w młodym wieku da się rozegrać kilkanaście meczów na poziomie ekstraklasy. Nawet w wieku osiemnastu lat, tak jak Michał Gurgul, który ma na koncie 19 występów.

Historia losów poszczególnych wychowanków w pierwszej drużynie pokazuje, że warto zachować cierpliwość. Michał Skóraś też na początku nie zawojował tego zespołu. Musiał iść na wypożyczenie, ograć się na nim i nabrać doświadczenia. Jego przypadek pokazuje, jak ważne są wypożyczenia. To na nim może nabrać ogłady piłkarskiej i wrócić jako lepszy zawodnik, czego najświeższy przykład stanowi Kozubal.

Jak pan ocenia rozwój Antoniego Kozubala?

Wcześniej w drugiej lidze wierzyliśmy w jego potencjał, ale stwierdziliśmy, że musi iść rozwijać się do pierwszej ligi. Poszedł tam i nie wiem czy pan pamięta, ale w pierwszej rundzie w Katowicach nie grał regularnie, wyrobił w jej trakcie 40% możliwych minut. Potem w GKS-ie przygotowali go do nowego sezonu i stał się wiodącym zawodnikiem. To pokazuje, że nie tylko my wprowadzamy młodych piłkarzy, każdy robi to na swoim poziomie.

Na wypożyczeniu musieli przepracować z Antkiem kilka miesięcy, aby zrobić z niego gracza, od którego rozpoczynali ustalanie składu. Podobnie to u nas wygląda, na początku są to zawodnicy do rywalizacji, którzy nie stają się z miejsca pierwszymi wyborami trenera. Mamy dzisiaj w rezerwach przykład chłopaka, który gra na „dziesiątce” i rozważaliśmy różne opcje odnośnie wzmocnienia tej pozycji. Jeżeli jednak byśmy sprowadzili kogoś do rezerw o podobnym profilu, uniemożliwilibyśmy mu grę w dłuższym wymiarze czasowym. To wieloaspektowy temat.

Kozubal zalicza bardzo dobre wejście do zespołu, wykręcając nawet lepsze liczby, niż Moder w jego wieku. Trenerzy drugoligowych ekip mówią, że potencjał na świetnego piłkarza ma też Maksymilian Dziuba. Widzi pan również inne nazwiska, które w najbliższym czasie wejdą i od razu coś dadzą temu zespołowi?

Liczymy na to, że Maksymilian Dziuba po powrocie z wypożyczenia stanie się ważną częścią pierwszego zespołu Lecha Poznań. Nawiązując do pytania, musiałbym wymienić wszystkich zawodników, którzy znajdują się na pograniczu rezerw i pierwszego zespołu. Nie będę skupiał się na nazwiskach, żeby nikogo nie pominąć. Wszyscy, którzy znajdują się w kadrze pierwszego zespołu są tego najbliżej, tak samo możemy powiedzieć o tych przebywających na wypożyczeniach.

Co można uznać za kluczowe we wprowadzaniu nowych zawodników? Kiedy wiadomo, że są na to gotowi?

Ścieżka wprowadzania młodych zawodników to wzajemne zrozumienie w relacjach z rodzicem, agentem i sztabem. Użył pan słowa, że zawodnicy są gotowi, a gotowy do rywalizacji na wysokim poziomie jest na przykład Lamine Yamal, który niedawno zdobył mistrzostwo Europy i odgrywa pierwszorzędną rolę w Barcelonie. Nasi chłopcy trafiają do pierwszego zespołu, żeby się rozwijać w bardziej wymagającym środowisku, ale nie są często gotowi, aby wygrać rywalizację z zawodnikiem który ma 28-29 lat i wiele meczów na poziomie europejskim czy występy w swojej reprezentacji. Wprowadzając młodych piłkarzy trzeba brać pod uwagę mnóstwo zmiennych, m.in. kontuzje, spadki i skoki formy. Powtórzę jednak: trzeba pracować cierpliwie.

Jak wygląda sytuacja Filipa Wilaka? Wrócił z wypożyczenia, które się nie powiodło. Sporo mówiło się o niekorzyści płynącej ze zmiany trenera.

Dziś ma Filip ważny kontrakt z nami, występuje w rezerwach. Trener Frederiksen ocenił, że ciężko będzie mu wygrać rywalizację. Wszystko na ten moment zależy od Filipa. Daliśmy mu możliwość pracy i trenowania w pierwszym oraz drugim zespole. Wypożyczenie do Ruchu nie wypaliło z różnych względów, na pewno zmiana trenera w tym klubie oraz, co za tym poszło, zmiana także systemu gry miała na to wpływ. Filip dzisiaj ma 21 lat, najlepsze cały czas przed nim. Warunki do treningu ma świetne, jego parametry wyglądają bardzo dobrze i teraz musi się pokazać.

Michał Skóraś będąc tylko nieco młodszy od niego występował na poziomie pierwszej ligi i grał po 30% minut w sezonie. Mam nadzieję, że Filip weźmie przykład z Michała i ma rok-dwa, aby to udowodnić.

Michał Gurgul zaliczył całkiem obiecujące wejście do Lecha, co pokazuje chociażby mecz z Jagiellonią. Ma jednak wahania formy, jak wielu młodych piłkarzy. Kiedyś słynny Max Allegri powiedział, że nawet Kenan Yildiz nie będzie grał cały czas dobrze, ponieważ ma słabsze momenty i trudno budować formację na tak młodym graczu. Czy Lech nie chce za szybko zbudować lewej obrony na Gurgulu?

Lech opiera lewą obronę nie tylko na nim, bo do dyspozycji trenera jest też Elias Andersson. Nasuwa mi się analogia, że kiedyś o miejsce w składzie na tej pozycji rywalizowali Wołodymyr Kostewycz i Tymoteusz Puchacz. Młody piłkarz rozwijał się przy tym starszym. Michał jako 18-latek rozegrał 19 meczów w Ekstraklasie, a każdy kolejny występ daje mu cenne doświadczenie. Ważne, dla nas, dla ludzi z akademii, że jego potencjał i możliwości docenia także trener Frederiksen.

Naprawdę byłbym spokojny o lewą obronę. Michał to chłopak, który skupia się tylko na pracy i jestem przekonany o tym, że posiada on papiery na duże granie. Skąd zatem te wahania formy? Zawodnicy są poddawani różnym bodźcom. Michał grał w ostatnich kilkunastu miesiącach i w rezerwach, i w pierwszym zespole. Wyjechał też na miesiąc do Indonezji na Mistrzostwa Świata do lat 17. To jest gracz, który w dalszym ciągu mógłby występować w Centralnej Lidze Juniorów. Trzeba pamiętać o wyjazdach na kadrę, uzupełnianiu minut w rezerwach i on musi przez te wszystkie procesy przejść, przyzwyczaić się do nich.

Mówił pan w jednym z wywiadów, że akademia nie może bazować tylko na Polsce, tylko szukacie inspiracji za granicą. Z której akademii najwięcej czerpiecie?

Nie da się skopiować jakiejkolwiek akademii. Każdy z klubów posiada nieco inne środowisko, podejście czy plan na rozwój. Powiedział pan, że trudno wprowadzić młodzież do pierwszej drużyny Lecha, ponieważ poziom rywalizacji w niej jest wysoki. To samo zagadnienie padło w rozmowach z przedstawicielami Ajaxu Amsterdam, kiedy odwiedzałem ten klub. Usłyszałem, że jeśli wam jest ciężko, to spójrzcie na nas, nasz zespół gra na najwyższym poziomie, w Champions League, a mimo to musimy wprowadzać młodych zawodników, ponieważ z tego słyniemy. Z takich klubów jak Ajax, Club Brugge czy AZ Alkmaar możemy czerpać to, że nieźle wprowadzają wychowanków i czynią to dzięki długofalowej, konsekwentnej pracy. Proces wejścia zawodnika musi być przy tym poparty odpowiednim mikrocyklem treningowym. Mierzymy się z tymi samymi wyzwaniami co kluby, które posiadają drugi zespół.

Jakie to wyzwania?

Przykładowo – pierwszy zespół Ajaxu gra w sobotę, jego najstarsza juniorska drużyna w sobotę albo niedzielę, a rezerwy w poniedziałek. Jeśli zawodnik rozegrał pięć minut w sobotę, a przygotował się zgodnie mikrocyklem właśnie na ten dzień, to rodzi się dylemat, gdzie w takiej sytuacji może zagrać w dłuższym wymiarze. Spotykamy się z podobnymi zagadnieniami i naszym zadaniem jest jak najlepsze przygotowanie gracza do meczu ligowego niezależnie od drużyny, w jakiej przyjdzie mu wystąpić.

Rozmawiamy o tym z ludźmi z akademii Ajaxu, Brugge i Alkmaar, w jaki sposób oni sobie z tym radzą, porównujemy nasze doświadczenia. Oni decydują się na ścisłą współpracę między pierwszym a drugim zespołem w największym możliwym stopniu. Dotyczy to analizy danych, obciążeń treningowych, zasad funkcjonowania na boisku czy wyboru trenerów. Na bazie ich doświadczeń szukamy podobnych rozwiązań. Drugi zespół stanowi wierzchołek piramidy akademii, która ma dostarczyć zawodników do „jedynki”.

W zeszłym sezonie pojawił się zarzut, że Maksymilian Dziuba niepotrzebnie jeździł na mecze z pierwszym zespołem, skoro nie grał.

Pamiętam zastrzeżenia, że Maks Dziuba był powoływany do kadry meczowej pierwszego zespołu, a nie otrzymywał w niej szans na grę. Chcieliśmy uzupełnić mu ten budżet minut o spotkania w drugiej lidze, uważaliśmy, że każdy występ w niej będzie dla niego wartością. Taka była nasza koncepcja, tego się trzymamy. Pewnie mógł zagrać trochę więcej w pierwszym zespole, ale podjęte w nim zostały jednak inne decyzje i to szanujemy. Wracając jednak do relacji pomiędzy obiema seniorskimi drużynami, bliski kontakt odgrywa tu kluczową rolę. Antonin Cepek i Karol Kikut oraz Brandon Moran pracują w tygodniu w tym samym rytmie, używając tych samych zestawów Catapult, to samo tyczy się zresztą zespołu do lat 19. Najważniejsze pozostaje, aby Maks Dziuba za rok-dwa był wartością dodaną w pierwszym zespole. Taką jak dzisiaj stanowi Kozubal, który pracował jeszcze dwa lata temu w tym samym rytmie i też w poszukiwaniu gry schodził na mecze rezerw. Przeszedł ten etap i dziś jest o krok dalej.

Do którego roku życia skautujecie piłkarzy? Wiemy, że pożądany przez kibiców Kajetan Szmyt nie trafił do Lecha Poznań.

Nie ma określonej granicy wieku, natomiast występują pewne ograniczenia związane z tym, że topowe kluby w kraju podpisują z młodymi zawodnikami kontrakty od 15. roku życia. Skauting w Polsce i rynek managerski rozpoczyna się z kolei jeszcze przed tym wiekiem. My dzisiaj sprowadzamy chłopaków z rocznika 2011 do akademii we Wronkach z całej Polski. Żeby ściągnąć ich w wieku 13-14 lat, musimy ich obserwować znacznie szybciej, nawet rok czy dwa lata wcześniej. Jeśli mówimy o wahaniach dyspozycji w wieku 18 lat, to tutaj nie możemy mówić o formie, tylko o ocenie potencjału.

Skauting odbywa się już od 7-8 roku życia, pracę rozpoczynają wtedy grupy naborowe i to już jest pewna forma skautingu. Wybieramy w tym okresie najlepszych chłopaków i jeśli trafią oni do nas w wieku ośmiu lat i przejdą całą ścieżkę rozwoju u nas, to to dla nas duży powód do satysfakcji. Takimi przykładami są między innymi Robert Gumny czy Filip Marchwiński.

Najnowszy przykład Waszego skautingu to Kornel Lisman, który jest ciekawym zawodnikiem i był starszy, ponieważ trafił do Lecha w wieku 17 lat. 

Przypadek Lismana jest ciekawy, bo grał w FASE Szczecin i inne kluby również się nim mocno interesowały, walczyły o niego, natomiast on wybrał nas. Zazwyczaj w tym wieku trudno sprowadzić wyróżniających się piłkarzy, ponieważ mają podpisane obowiązujące kontrakty w dużych klubach i trzeba za nich sporo zapłacić. Skauting najmocniej stosujemy więc do czternastego, czy piętnastego roku życia, czyli jeszcze przed podpisaniem profesjonalnego kontraktu. Jeśli ktoś ma ważny trzyletni kontrakt już w wieku 15 lat, to trudno nam pozyskać takiego gracza. Chyba że dużo się za niego zapłaci, czego nie praktykujemy w przypadku juniorów.

Najbardziej romantycznym przykładem wychowanka może być poznaniak, który trafia do Lecha w dziecięcym wieku, pnie się szczebel po szczebelku i zostaje gwiazdą pierwszego zespołu. To znane historie w tym klubie. Tacy chłopacy z pewnością marzą o grze w Lechu, ponieważ są jego kibicami. W związku z tym mam pytanie jak duża liczba piłkarzy w CBR pochodzi z Poznania?

Procentowo staramy się utrzymać mniej więcej 50% chłopaków z Wielkopolski na etapie U-14 i U-15, kiedy następuje przejście do Wronek. Nie mielibyśmy nic przeciwko, jakby tę połowę stanowili chłopcy tylko i wyłącznie z Poznania i nie mamy nic przeciwko, jeśli drugą częścią są zawodnicy z całej Polski. Dobrym przykładem jest pochodzący ze Śląska Kuba Kamiński, który mimo przejścia do Bundesligi pozostał lechitą i przyjeżdża do nas w odwiedziny jak do swojego domu.

Antek Kozubal pochodzi z Krosna, które jest oddalone od Poznania o ponad 600 kilometrów, ale w wieku ośmiu czy dziesięciu lat napisał list, w którym podkreślał, że marzy o grze w Lechu. Bycie lechitą i posiadanie naszego DNA nie bierze się automatycznie z faktu urodzenia i dojrzewania w Wielkopolsce. Każdy chłopak, który jest CBR marzy o tym, aby zagrać z naszym herbem na piersi i pokazać, że jest prawdziwym lechitą. Są również tacy, którzy przychodzą do akademii z Mazowsza, południa kraju czy innych części Polski, oni również nabywają klubowej tożsamości i chęci zadebiutowania przy Bułgarskiej.

CBR oferuje zawodnikom świetne warunki do rozwoju, ale zastanawia mnie pewien aspekt. Gdy rozmawiałem z jedną osobą z włoskiej akademii, zwróciła uwagę na to, aby chłopcy chodzili do zwykłych szkół i mieli kontakt z rówieśnikami. Tak, jak miało to miejsce jeszcze za czasów Kownackiego, czy Jóźwiaka. Nie obawia się pan, że osoby z CBR mogą być za bardzo wyizolowane od świata zewnętrznego?

Dobrze pan diagnozuje to zagadnienie, jest to dla nas codzienne wyzwanie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza lokalizacja jest daleko od Poznania. Doceniamy jednak możliwości, jakie daje nam CBR i otwarcie prywatnej szkoły, która gwarantuje rozwój chłopaków pod kątem aspektów społecznych czy socjalnych w postaci wyjazdów, warsztatów, zajęć czy wizyt uznanych gości, takich jak pani Darii Abramowicz, czyli psycholog Igi Świątek. Szkoła nie została otwarta po to, aby piłkarze uczyli się w wyizolowanej formie, ma ona poszerzać ich horyzonty. Organizujemy liczne wyjazdy do muzeów, kin i teatrów, podejmujemy także szereg inicjatyw mających na celu ich wszechstronny rozwój. Staramy się sprawiać, aby regularnie zapoznawali się z innym środowiskiem. Pamiętamy przy tym, że nasi chłopcy mają różne zainteresowania, jeden lubi grać na gitarze, drugi gotować, a trzeci woli spędzić czas grając na konsoli.

A jak to wygląda w innych krajach? 

Korzystamy z wiedzy klubów z innych krajów. W ostatnim tygodniu przyjechali do nas przedstawiciele angielskiego Burnley, którego młodzi piłkarze regularnie chodzą do domu spokojnej starości, gdzie odbywają wolontariat. Zawsze podkreślamy, że chłopak, który wychodzi z naszej akademii ma nie być tylko dobrym piłkarzem, ale i dobrym człowiekiem. Chcemy jednak, aby nasi chłopcy potrafili odnaleźć się w społeczeństwie i oczywiście życie w CBR jest do pewnego stopnia bańką, ale staramy się ją systematycznie przebijać. Integracja procesu sportowego ze społecznym życiem to coś, co musimy przyspieszać. To ogromne wyzwanie i nadal możemy wyraźnie się poprawić w tym aspekcie.

Gracie jednolitym systemem 4-3-3. Podczas Lech Conference wysłuchałem występu prelegenta z AS Monaco, który stwierdził, że prawdziwe treningu w akademii rozpoczynają się od 13. roku życia, wcześniej jest zabawa. Ważne również jest to, aby zawodnicy grali w różnych systemach taktycznych, Lech trzyma się jednej koncepcji.

Trenerzy w trakcie sezonu mają możliwość zagrania w innym systemie, natomiast uważamy ten 4-3-3 za wiodący, ponieważ najlepiej rozwija zawodników na wszystkich pozycjach. Niebezpieczeństwo grania różnymi systemami uwidacznia się wtedy, kiedy dwa zespoły akademii preferują inne ustawienie. Nie zachodzi wtedy ciągłość w przejściach zawodników między drużynami, które w naszej akademii są nieuniknione. Zdarzają się zawodnicy, którzy w trakcie sezonu potrafią przejść z zespołu do lat 17 do juniorów starszych i wiosną jeszcze debiutują w rezerwach. Zależy nam na tym, aby przy tych wszystkich zmiennych, takich jak zmiana trenera, czy otoczenia nie zmieniały się pryncypia, wtedy pewne zasady i zachowania są podobne. To jest jedna rzecz, a druga jest taka, że inaczej buduje się zespół pod 4-4-2, a inaczej pod 3-5-2.

Z tego powodu zmagaliście się z problemami kadrowymi?

Przy trójce z tyłu trzeba mieć trzech dobrych stoperów i dwóch kolejnych na ławce, traci się więc miejsce na inną pozycję, chociażby prawego czy lewego obrońcę. Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy tych czterech-pięciu środkowych obrońców z drużyny do lat 17 zmienia zespół na starszy, grający w systemie 4-3-3, w jego kadrze mamy pięciu czy sześciu stoperów, bo przecież dochodzą jeszcze ci, którzy w nim zostali. Zwróciliśmy na to uwagę, ponieważ w 2017 i 2018 roku grywaliśmy w różnych systemach i więcej mieliśmy z tego tytułu takich problemów, niż profitów, brakowało nam bocznych obrońców i pomocników. W tamtym momencie uznaliśmy, że musimy być spójni.

Jaki pana zdaniem jest idealny wiek na wyjazd młodego piłkarza za granicę? Ostatnio najlepszym młodym polskim piłkarzem jest Kacper Urbański, który wyjechał do Bolonii w wieku 16 lat. To jednak wyjątek, ponieważ wielu z nich wraca szybko z podkulonym ogonem.

Uważam, że młodzi zawodnicy powinni wyjeżdżać w momencie, kiedy osiągną coś w polskiej Ekstraklasie. Myślę, że powinni rozegrać minimum 50 meczów w naszej lidze. Lechici, którzy wyjeżdżali za granicę często zdobywali trofeum czy notowali osiągnięcia w europejskich pucharach. Michał Skóraś, Filip Marchwiński, Jakub Kamiński zostawali mistrzami Polski. Tymoteusz Puchacz i Jakub Moder grali w Lidze Europy i pokazali się w niej z bardzo dobrej strony. Widziałem raport przygotowany przez ECA (Europejskie Stowarzyszenie Klubów – ang. European Club Association), który jasno wskazywał na to, że młodzi piłkarze wyjeżdżający wcześnie z Polski nie przebijają się z powodzeniem na szczebel seniorski w kraju, do którego trafiają.

Jak to się prezentuje liczbowo?

Oczywiście, udało się Kacprowi Urbańskiemu, ale oprócz niego w latach 2011-2022 do Włoch wyjechało blisko 50 zawodników między piętnastym, a osiemnastym rokiem życia, o których powodzeniu powiedzieć nie możemy. Statystyki są więc mocno jednoznaczne, dlatego pozostaję przy zdaniu, że każdy powinien najpierw ugruntować swoją pozycję w kraju, a następnie rozpoczynać karierę zagraniczną.

ROZMAWIAŁ RADOSŁAW LAUDAŃSKI 

Rozmowa została przeprowadzona na początku obecnego sezonu.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix, Lech Poznań/Przemysław Szyszka

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

19 komentarzy

Loading...