Dzisiejszy wieczór początkowo zapowiadał się dla Bartosza Zmarzlika i polskich kibiców żużla wręcz tragicznie. Nasz wielokrotny mistrz świata już w swoim pierwszym biegu Grand Prix Łotwy brał udział w niebezpiecznym wypadku. A kiedy zdołał się po nim otrzepać, jego sytuacja punktowa wyglądała po prostu źle – po trzech kolejkach zawodów miał na koncie tylko cztery punkty. „Zmarzol” pokazał jednak prawdziwe serce mistrza. Nie tylko dogonił rywali i zakwalifikował się do półfinałów. Ale wygrał całą zabawę.
To nie tak, że Zmarzlik nie jest (jak co roku) największym faworytem do tytułu mistrza świata na żużlu. Nie da się jednak ukryć, że w trwającym sezonie nie jest aż tak nieuchwytny dla innych zawodników, jak nas do tego przyzwyczaił. Choć w klasyfikacji generalnej zajmuje nieprzerwanie pierwsze miejsce, z dość bezpieczną przewagą nad resztą stawki, to wielokrotnie w ostatnim czasie nie meldował się na podium. Ba, w trakcie sierpniowych Grand Prix (w Cardiff oraz Wrocławiu) nawet nie zakwalifikował się do półfinałów.
Ten scenariusz mógł również wejść w życie na Łotwie. Mógł, bo dzisiejsza rywalizacja naprawdę nie układała się po myśli Zmarzlika. Jak wspomnieliśmy: w swoim pierwszym (a czwartym w ogóle) biegu Grand Prix był częścią naprawdę niebezpiecznej kraksy. Polak oraz Mikkel Michelsen jechali obok siebie, aż doszło do kontaktu, po którym obaj zawodnicy z hukiem uderzyli w bandę. Winnym wypadku został uznany Duńczyk, co oczywiście kosztowało go wykluczenie z ponowionego biegu. Niestety, krasa okazała się dla niego na tyle poważna, że Michelsena już nie zobaczyliśmy na torze.
Bartosz Zmarzlik ⚔️ Mikkel Michelsen
Ciasno tam było, bardzo ciasno…#LatvianSGP 🇱🇻 #FIMSpeedwayGP pic.twitter.com/cd9mTeIfoK
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) September 7, 2024
Zmarzlik po chwili zdobył natomiast jeden punkt. W następnych dwóch biegach dołożył natomiast kolejno trzy oczka i zero, przez co w generalnej klasyfikacji znajdował się poza TOP10. Inaczej mówiąc: nie było wesoło. Ale tylko przez moment. Bo Zmarzlik spokojnie odrabiał stratę do rywali i ostatecznie awansował do półfinałów z siódmym wynikiem. To mu wystarczyło.
Jeszcze w półfinale Polak musiał uznać wyższość swojego największego rywala, czyli Fredrika Lindgrena. Widać było, że prędkość w jego motorze powróciła, lecz Bartosz miał problemy z opanowaniem maszyny na trudnej nawierzchni. Ale kiedy przyszło co do czego, był najlepszy. Po raz drugi w tym sezonie – bo wcześniej triumfował też w Szwecji. Drugie miejsce przypadło Lindgrenowi, a trzecie Danielowi Bewleyowi.
Podsumowując dzisiejszy występ Zmarzlika, możemy rzucić klasykiem: nieważne, jak zaczynasz, ale jak kończysz.
Pierwsza czwórka Grand Prix Łotwy:
1. Bartosz Zmarzlik (Polska): 14 (1,3,0,2,3,2,3), 20 pkt GP
2. Fredrik Lindgren (Szwecja): 14 (2,3,3,1,0,3,2), 18 pkt
3. Daniel Bewley (Wielka Brytania): 15 (2,2,1,3,3,3,1), 16 pkt
4. Max Fricke (Australia) – 12 (2,2,2,2,2,2,0), 14 pkt
Fot. Newspix.pl