Jesteśmy w trakcie przedziwnej kolejki – Cracovia była chwalona, więc przegrała z Radomiakiem, Zagłębie nic nie pokazało i pokonało GKS, a Lechię krytykowaliśmy, więc ograła Górnik. Ot, logika tych naszych uroczych rozgrywek, więc może początek trzeba zmienić: kolejka nie jest dziwna, tylko po prostu ekstraklasowa.
Gdyby posadzić kogoś przed telewizorem, kto nie interesuje się polską piłką i powiedzieć mu, że ci z Gdańska to kandydaci do spadku i nie mają żadnego zwycięstwa, to powiedziałby, że bez przesady.
Lechia bowiem nie wyglądała jak czerwona latarnia ligi, tylko jak jej całkiem jasne światło.
Zgadzało się tam naprawdę więcej niż zwykle – obrona wyglądała jakkolwiek (to już dużo, choć Olsson próbował dać prezent Zahoviciowi, ale sędzia odwołał święta, słusznie gwiżdżąc spalonego), a atak nie był bezjajeczny.
Indywidualności? Obecne, bramka Tsarenki była prześliczna: najpierw nawinął Szalę, a potem idealnie przymierzył obok słupka od odpowiedniej strony.
Stałe fragmenty gry? Też są, drugi gol to bańka Olssona, który bez trudu zgubił krycie (trzeba oddać Josemie, że trawę pilnował bez zarzutu, niemniej nie wiadomo po co).
Przytomny napastnik? Tak, tak, Wjunnyk pracował sumiennie cały mecz, spuentował to golem, który łączy się z poprzednim punktem, bo tutaj też mieliśmy korner – wrzutka, zgranie i Ukrainiec strzela z najbliższej odległości.
I wiadomo – Lechia swoje musiała stracić, dwie bramki przyjęte to jest takie minimum przyzwoitości dla tej ekipy, od tego zaczynają liczenie, lecz bądźmy uczciwi – jakie to były gole!
Najpierw cudowna kombinacja z absolutnie genialnym podaniem Janży, następnie przepiękne trafienie Nascimento z dystansu.
Zatem to już nie były śmieszne babole, jak choćby z Puszczą, tylko jakościowe sztuki, którym trudno byłoby zapobiec nawet gdyby w obronie biegali poważniejsi zawodnicy. Oczywiście to jest kłopot, że chyba prędzej będą w Gdańsku płacić regularnie niż ta drużyna nie straci gola w meczu, ale jeśli Lechia częściej będzie pokazywać taką twarz w ofensywie, zostanie uznana za zespół rozrywkowy, natomiast już nie taki śmieszny.
No, ale Górnik może żałować – pierwszą połowę trochę przespał, w drugiej rozruszał się po wejściu Nascimento, ale zabrakło mu dystansu do przeciwnika. Może gdyby na przykład Ismaheel kopał w bramkę, a nie we wszystko inne, udałoby się gdańszczan dogonić, ale skuteczność nie była mocną stroną Górnika.
Dziś albo piękny gol, albo żaden, a jakiś zwykły można było jednak dorzucić.
Nie wrzucili i Lechia zwyciężyła. Jej piłkarze twierdzili, że po pierwszej wygranej wszystko puści i zespół weźmie się w garść. Cóż – zobaczymy.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Polska piłka to czeski film, czeska to sukces w Europie. Jak to robią sąsiedzi? [REPORTAŻ]
- Rywale Jagiellonii. Sąsiedzi Skody, pogromcy Szeryfa i słoweński duet
- Oficjalnie: Kamil Kiereś zwolniony ze Stali Mielec
Fot. Newspix