Reklama

Mistrz pięciu igrzysk. Mijain Lopez, czyli kubańska legenda zapasów

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

23 sierpnia 2024, 12:42 • 15 min czytania 1 komentarz

Dokonał tego, czego przed nim nie udało się nikomu. W Paryżu zdobył swoje kolejne złoto, kolekcjonując medal z najcenniejszego kruszcu na piątych już igrzyskach z rzędu. Od początku porównywano go do Aleksandra Karielina, a teraz to on stawiany jest w roli absolutnej legendy zapasów. Fenomen na skalę światową – mówi o nim Tadeusz Michalik, polski zapaśnik, brązowy medalista olimpijski z Tokio. Mijain Lopez, bo o nim mowa, zapisał się złotymi zgłoskami w historii nie tylko swojej dyscypliny, ale i całego sportu. Co kryje się za niesamowitym sukcesem Kubańczyka?

Mistrz pięciu igrzysk. Mijain Lopez, czyli kubańska legenda zapasów

Mijain Lopez. Sylwetka wyjątkowego zapaśnika

Rok 1988, Seul. Aleksandr Aleksandrowicz Karielin, zaledwie dwa dni po swoich 21. urodzinach, przystępuje do walki o złoty medal olimpijski w zapasach w stylu klasycznym. Zawodnik z ZSRR startujący w kategorii wagowej 130 kg rozpoczynał swój marsz po nieśmiertelność, a pierwszą przeszkodą okazał się Rangeł Gerowski z Bułgarii, który na tamtych igrzyskach radził sobie świetnie. Ale nie na tyle, by sprostać 9 lat młodszemu Karielinowi. 

Rosjanin zdominował potem zapasy w swojej wadze, sięgając jeszcze dwukrotnie po olimpijskie złoto, a raz po srebro, dość sensacyjnie zresztą przegrywając finał z Rulonem Gardnerem w Sydney w 2000 roku. I to właśnie przez wiele lat Karielin był wskazywany jako absolutna legenda dyscypliny, przez długi okres pozostając niepokonanym na macie i śrubując kolejne rekordy wygranych pojedynków. Natura nie znosi jednak próżni, a sportowe osiągnięcia z dawnych czasów są coraz częściej poprawiane. Tak też i było w zapasach, gdy przebojem właśnie do kategorii 130 kg w stylu klasycznym wdarł się Mijain Lopez Nunez. 

Kuba, czyli kraj sportowych dezerterów 

Urodził się w 1982 roku w Pinar del Rio, a w zasadzie w Herradurze, niewielkiej miejscowości na Kubie. Kraju, który słynie z wielu świetnych sportowców, choć może nawet bardziej znany jest z powodu ich utraty na rzecz innych państw. Ale karaibską wyspę opuszcza też wielu zwykłych obywateli, chcących uciec od komunistycznego ustroju i wszechobecnej biedy. Brakuje leków, żywności, a nierzadko nawet i prądu. I kiedy koledzy Mijaina Lopeza również porzucali Kubę, ten pozostał jej wierny, stając się legendą tamtejszego sportu. 

Reklama

Ale droga do takiego statusu była nie tylko trudna, ale i długa. Kiedy Aleksandr Karielin zdobywał na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie swoje drugie złoto w karierze, zaledwie dziesięcioletni Lopez dopiero zaczynał badać matę jako dziecko. Jego pierwsze treningi odbywały się w mało profesjonalnych warunkach – pod okiem lokalnych trenerów. Mijain pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny, która nie mogła mu zapewnić świetnego sprzętu, nowoczesnego wsparcia technologicznego czy doskonale dopasowanej do niego diety. Ale najbliżsi dawali mu motywację, miłość i ogromną wiarę w jego umiejętności. 

A te były ponadprzeciętne już w latach juniorskich. Lopez wyróżniał się na tle rówieśników przede wszystkim warunkami fizycznymi. Szybko stał się potężny – nie tylko dobrze zbudowany, ale do tego wysoki. 

– Kiedy na niego patrzyłem, zawsze mi się wydawało, że ma nadludzką siłę. W swojej kategorii wagowej, czyli 130 kg, miał bardzo mocnych rywali, a na ich tle zawsze wyglądał na niesamowicie silnego. To jego najmocniejsza strona, przewaga nad przeciwnikami. I to już od najmłodszych lat. Miał po prostu świetne predyspozycje. Fenomen na skalę światową – ocenia Lopeza brązowy medalista olimpijski z Tokio w zapasach w stylu klasycznym, Tadeusz Michalik. 

Mijain Lopez

Mijain zaczynał przywozić do domu nagrody z rozmaitych turniejów krajowych, co nie umknęło uwadze społeczności Pinar del Rio. Ale mimo coraz większego wsparcia, młody Kubańczyk pozostawał skromny i pracowity. Jak wspominał później w wywiadach, od zawsze napędzał go reżim treningowy, przygotowania z innymi zapaśnikami, konieczność pojawienia się na sali. Nigdy nie chciał brać wolnego dnia. 

Takie podejście szybko zaprocentowało. Na krótko przed skończeniem dwudziestych urodzin Lopez rozbijał już kolejnych rywali w juniorskich mistrzostwach i igrzyskach panamerykańskich, zdobywając na obu imprezach złoty medal (2002 rok). W tak młodym wieku mógł się poszczycić wzrostem przekraczającym 190 cm i wagą oscylującą w granicach 120 kg. A że wybrał styl klasyczny, w którym dominującym czynnikiem jest siła fizyczna, zwycięstwa przychodziły mu stosunkowo łatwo. 

Reklama

W jego sztabie szybko zdecydowano się więc na starty w kategoriach seniorskich. Mijain miał ku temu wszelkie predyspozycje. Ba, solidne argumenty stawiające go w roli faworyta również na zawodach z udziałem starszych i bardziej doświadczonych zapaśników. I Lopez nie zawodził. 

Krótko po zawieszeniu na szyi złotych medali za wygrane w juniorskich mistrzostwach i igrzyskach panamerykańskich, przystępował do seniorskich wersji tych imprez. Jeszcze w 2002 pojawił się w Maracaibo, w Wenezueli, gdzie – nie zgadniecie – wygrał. W kolejnym roku dołożył złoto z igrzysk panamerykańskich rozgrywanych w Santo Domingo. I tę imprezę zdominował na kolejne lata, zwyciężając w kategorii 120, a potem 130 kg, pięć razy z rzędu (2003, 2007, 2011, 2015, 2019). 

Ale to, co tak naprawdę było dla niego kluczowe już od początku kariery seniorskiej, to medale olimpijskie. Marzył o nich, choć przed pierwszym startem na igrzyskach w Atenach w 2004 roku nie do końca wierzył, że są w jego zasięgu. Kontynuował jednak ciężką pracę, która miała wynieść go na sam szczyt. 

Pierwsze koty za płoty 

Rzeczone zawody w stolicy Grecji były dla niego wyjątkowe. Z wielu względów, a przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz mógł powalczyć na najwyższym światowym poziomie z zawodnikami spoza jego regionu. W grupie eliminacyjnej musiał zmierzyć się z Turkiem Yektą Yılmazem Gülem oraz reprezentantem Izraela, Jurijem Jewsejczykiem. Obu pokonał pewnie, kontrolując to, co działo się na macie przez cały czas trwania pojedynku. 

W rundzie finałowej trafił najgorzej, jak tylko mógł. Przeciwnikiem 22-letniego Lopeza był bowiem Chasan Barojew, który przed igrzyskami w Atenach wywalczył mistrzostwo świata w stylu klasycznym. Rosjanin był zresztą wskazywany jako faworyt do złotego medalu olimpijskiego w stolicy Grecji, a w swojej ojczyźnie patrzono na niego jako na naturalnego następcę wielkiego Karielina. 

W ćwierćfinałowej walce z Mijainem zaprezentował się dobrze, choć Kubańczyk postawił dość mocne warunki. Ostatecznie to jednak Barojew wygrał 2:0 i awansował do kolejnej fazy turnieju olimpijskiego w Atenach. Rosyjski zapaśnik na tamtych igrzyskach już się zresztą nie zatrzymał i sięgnął po złoto w kat. 120 kg w stylu klasycznym. Tymczasem bohater naszej historii, Mijain Lopez, musiał zadowolić się piątym miejscem, które wyszarpał w starciu ze starszym od niego o 2 lata Yannickiem Szczepaniakiem z Francji. 

Powrót na Kubę był słodko-gorzki. Z jednej strony Lopez nie zaprezentował się na swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich źle. Z drugiej – wrodzona ambicja, ale też wiara całego kraju, dawały nadzieje na lepszy rezultat. Choć Mijain od najmłodszych lat był przecież bardzo skromny, stonowany. To, co motywowało go do kolejnych występów, to miłość do zapasów. Nie chciał być sławny, bogaty, nie interesował się rekordami. Po prostu kochał swoją dyscyplinę, co zresztą przyznał jego drugi trener, Raul Trujillo. Pierwszym od 1999 roku pozostaje Pedro Val. 

Nie jest specjalnie zainteresowany chwałą. Robi to z pasji do swojego sportu, dla własnej przyjemności. Jeśli Bóg dał mu szansę, by zostać największym w historii, dlaczego z niej nie skorzystać? – powiedział Trujillo w rozmowie z AFP. 

A porażka z Barojewem w Atenach w 2004 roku? Z perspektywy czasu okazała się dla Mijaina Lopeza symboliczna.

Nie miała ona żadnego znaczenia w kontekście dalszego uprawiania zapasów przez Kubańczyka. Wciąż pracował na najwyższych obrotach, sparował, uczył się i rozwijał jako zawodnik. Nie zaprzestał też udziału w istotnych imprezach międzynarodowych, gdzie trudno było znaleźć mocniejszych od niego. Na Letniej Uniwersjadzie 2005 sięgnął po złoto, a w tym samym roku został mistrzem świata w stylu klasycznym w kategorii 120 kg. Po raz pierwszy. 

Każdy z kolejnych triumfów był jednak tak naprawdę przystankiem przed najważniejszym, czyli walką o medale olimpijskie. A niektóre wygrane okazywały się przy okazji sportową zemstą. Tak było w 2007 roku, kiedy w finale mistrzostw świata organizowanych w Baku, Lopez zmierzył się z Chasanem Barojewem. Tak, tym samym, który wykluczył go z walki o medale na igrzyskach olimpijskich w Atenach, a w 2006 bezpośrednio pozbawił tytułu mistrza świata, zwyciężając w finale. 

I Mijain wyciągnął z tamtych pojedynków wnioski, bo Rosjanin tym razem z maty zszedł już jako przegrany. Kubańczyk został mistrzem świata po raz drugi. 

Rok później leciał do Pekinu jako jeden z głównych kandydatów do złotego krążka. Jasne, najwyższa kategoria wagowa w zapasach w stylu klasycznym od zawsze obfitowała w piekielnie mocnych zawodników. Traktowano ich jako elitę dyscypliny, a wyłonienie w tamtym czasie absolutnego faworyta do zwycięstwa na igrzyskach nie było znowu takie oczywiste. Niemniej jednak to właśnie Mijain Lopez robił na ekspertach piorunujące wrażenie, a do tego był już dwukrotnym mistrzem świata. Na schodach prowadzących na szczyt nie stawiał kroków. Po prostu przeskakiwał co drugi, trzeci stopień. 

I to właśnie igrzyska w Pekinie były przełomowe dla jego dalszej kariery. 

Narodziny legendy absolutnej 

W Chinach zapaśnicy nie walczyli już w grupach eliminacyjnych – najlepsi zaczynali od etapu 1/8 finału. Tam też trafił Lopez, który musiał zmierzyć się z Siergiejem Artiuchinem, mistrzem Europy z 2005 roku. I nie było to dla Kubańczyka wielkie wyzwanie, bo wygrał 6:1. W nieco gorszym stosunku, bo 4:1, odprawił natomiast w ćwierćfinale Ormianina Jurija Patrikiejewa, by w walce o wejście do starcia o olimpijskie złoto zdemolować 9:0 Jalmara Sjöberga ze Szwecji. 

A kogo Mijain musiał pokonać, by triumfować na igrzyskach w Pekinie? Chasana Barojewa. 

Bardziej doświadczona, ulepszona i wzmocniona wersja Lopeza nie przypominała już zapaśnika z Aten, który miał ogromne trudności ze zdobyciem choćby punktu na macie w pojedynku z rzeczonym Rosjaninem. Tym razem dominacja kubańskiego zawodnika była niezaprzeczalna. Potrafił oderwać rywala w parterze i przetoczyć go nad sobą, efektownie zdobywając kolejne oczka przybliżające go do złotego medalu. A mówimy przecież o cholernie silnych facetach ważących po 120 kilogramów. 

To istotne zwłaszcza w przypadku Barojewa, który swoją moc – jak okazało się po latach – czerpał z niedozwolonych substancji. Ich wykrycie w 2016 roku pozbawiło go srebra z Pekinu, dając je Mindaugasowi Mizgaitisowi z Litwy. Co jednak kluczowe dla historii Lopeza, to właśnie kolejne już zwycięstwo nad Rosjaninem. Rosjaninem, który wspomagał się zabronionymi środkami, a i tak został fizycznie zmiażdżony przez zapaśnika rodem z Kuby zdobywającego złoty medal olimpijski po przekonującej wygranej 6:1. 

Przygotowując się do kolejnych igrzysk, Mijain zdobywał następne skalpy przede wszystkim na mistrzostwach świata. Tam triumfował w 2009 i 2010, a w 2011 przegrał ze wschodzącą turecką gwiazdą zapasów, Rızą Kayaalpem, zawodnikiem siedem lat młodszym. Ale chwilę później, bo na turnieju olimpijskim w Londynie w 2012, to Lopez był już górą, wygrywając z nim w półfinale. 

We wcześniejszych etapach drabinki nie brakowało jednak niespodzianek. Na etapie kwalifikacji odpadł Barojew, którego pokonał Patrikiejew. W stawce kategorii 120 kg w stylu klasycznym znalazł się Polak, Łukasz Banak. W walce ćwierćfinałowej musiał jednak uznać wyższość Estończyka, Heikiego Nabiego. Ten z kolei został prawdziwym odkryciem igrzysk w Londynie, docierając aż do walki o złoto. A w niej napotkał skałę w postaci Mijaina Lopeza. 

I wcale nie była to łatwa przeprawa dla Kubańczyka. Nabi okazał się rywalem niewygodnym, choć ostatecznie przegrał 0:3, mając ogromne problemy z nadludzką siłą przeciwnika, który świetnie bronił się w parterze. To z kolei oznaczało, że Lopez sięgnął po drugie złoto olimpijskie w wieku 30 lat, tym samym mając spore szanse na dogonienie legendarnego Karielina pod względem liczby zdobytych na igrzyskach krążków z najcenniejszego kruszcu. Czy jednak Mijain się tym interesował? Nie za bardzo. 

Ale nie można powiedzieć, że obok zwycięstw przechodził obojętnie. Skakał po macie, ciesząc się z kolejnych wygranych. Do historii przeszło też jego ulubione obalanie trenerów po swoich najważniejszych triumfach. Sam jednak powstrzymywał się od buńczucznych wypowiedzi, tonował nastroje przed kolejnymi imprezami, zawsze wykazywał duży szacunek do swoich oponentów. 

Nie był co prawda aż takim dominatorem jak Karielin, który nigdy nie dał się pokonać na mistrzostwach świata, przez 13 lat nie przegrał żadnego starcia, a przed porażką z Rulonem Gardnerem w finale zapasów na igrzyskach w Sydney w 2000 roku, w ciągu 6 lat żaden zawodnik nie urwał Rosjaninowi nawet punktu. Tymczasem Mijainowi przegrane zdarzały się nieco częściej, a wśród nich kolejny raz pojawiło się nazwisko Rızy Kayaalpa, który w 2015 kosztem zapaśnika z Kuby znów został mistrzem świata. 

Turek wyraźnie znalazł sposób na Lopeza, ale ten, gdy tylko wchodził na matę olimpijską, stawał się jeszcze potężniejszy. Obaj doskonale zaprezentowali się na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku – przebrnęli przez drabinkę turnieju bez straty punktu, meldując się w finale. A w nim już na samym początku dominację pokazał Mijain, podnosząc i przerzucając za siebie tureckiego rywala. Zapewniło mu to aż 4 punkty i ogromną przewagę na starcie rywalizacji o olimpijskie złoto. Zdobył je z wynikiem 6:0, a po wszystkim zatańczył na macie. – Jesteśmy w Brazylii, a Brazylia to taniec. Musiałem to zrobić – powiedział po zwycięstwie. 

Po Rio Lopez miał już tyle samo złotych medali igrzysk, co Aleksandr Karielin. Ale legendarny Rosjanin dołożył do swojego dorobku również srebro z Sydney. Jeśli więc Mijain miał się stać absolutną legendą zapasów w stylu klasycznym w najcięższej kategorii wagowej, musiał zawalczyć o kolejne krążki olimpijskie. Dlaczego mogło okazać się to trudne? Przede wszystkim z powodu upływającego czasu. 

Bezlitośnie przypominał on o wieku kubańskiego zapaśnika, który po Rio miał przecież już 34 lata. Chcąc wystartować w Tokio, dokładał do tego kolejne cztery. I nie mówimy tu o dyscyplinie, gdzie metryka nie ma większego znaczenia, tylko o sporcie bardzo dynamicznym, wymagającym doskonałego przygotowania fizycznego, świeżości, siły, a także i mobilności. Ale to również nie było barierą dla Lopeza, którego kolejnym celem były oczywiście igrzyska w stolicy Japonii. 

Ograniczył on natomiast liczbę startów, skupiając się przede wszystkim na imprezach organizowanych w swoich ojczystych stronach. Jego łupem padały tytuły mistrzowskie na igrzyskach Ameryki Środkowej i Karaibów (2018) oraz panamerykańskich (2019). Do Tokio poleciał, by zapisać się złotymi zgłoskami w historii zapasów. By zostać w nich pierwszym i jedynym zawodnikiem, który zdobył cztery złote medale olimpijskie z rzędu. 

To też mu się oczywiście udało. Swojego największego rywala, Kayaalpa, pokonał tym razem w półfinale. W walce o złoto musiał się zmierzyć z Iakobim Kadżaią, zapaśnikiem mocnym, choć w zestawieniu z Mijainem typowanym jako tym bez większych szans na zwycięstwo. Lopez wygrał przekonująco, bo 5:0, znów prezentując się na macie doskonale. 

Dostarczyłem to, co obiecałem. Jeśli miałbym coś przekazać światu, to by pozostawać skromnym. Niezależnie od tego, jak wielki jesteś, pokora zaprowadzi cię jeszcze dalej. I to ona jest dziś największą cnotą Mijaina Lopeza – mówił tuż po wygranej, która sprawiła, że na igrzyskach stał się niepokonany od… 17 lat, czyli wygranej w Atenach w 2004 walki o piąte miejsce.   

Jego poczynania z bliska mógł oglądać Tadeusz Michalik, który znalazł się na trybunach podczas finałowej walki w kategorii 130 kg. Jak sam przyznaje, w wielu aspektach wzorował się na Kubańczyku, podziwiając go za hart ducha i nadludzką siłę. 

– Myślę, że jest inspiracją dla wielu młodych zawodników. Dla mnie zresztą też był. Na igrzyskach w Tokio Mijain walczył w finale dzień przed moim startem, dlatego miałem okazję podziwiać go w akcji na macie. Zdobył wtedy to czwarte złoto olimpijskie i robiło to bardzo duże wrażenie na wszystkich, mimo że był oczywistym faworytem do zwycięstwa. Patrzyłem na niego i nabierałem motywacji do swoich startów, napędzało mnie to, inspirowało – powiedział nam Michalik. 

Już wtedy Lopez zrównał się z Karielinem pod względem liczby olimpijskich medali, ale z tej dwójki tylko zapaśnik z Kuby miał na koncie wyłącznie złote krążki. Dużo przed igrzyskami w Tokio mówiło się o zakończeniu kariery przez Mijaina. I faktycznie, z początku wydawało się, że była to ostatnia duża impreza z jego udziałem. Odsunął się nieco w cień, walcząc z licznymi kontuzjami. Wiedział, że czas bezlitośnie odmierzał jego koniec w sporcie, choć nie chciał się z tym pogodzić. W wieku 40 lat oznajmił, że wraca i znajdzie się w kadrze trenującej do igrzysk w Paryżu w 2024 roku. 

Dwie dekady olimpijskiej dominacji 

Kiedy pokonywał w 2004 roku w Atenach Yannicka Szczepaniaka, zdobywając piąte miejsce na turnieju olimpijskim, zapewne nie zakładał, że od tego momentu już nigdy nie przegra na igrzyskach. Mijain Lopez przed taką możliwością stanął w Paryżu, gdzie startował jako 41-latek. I był nie tylko zapaśnikiem wiekowym, ale też dotkniętym licznymi kontuzjami, w tym przepukliną. Urazy przyczyniły się do wspomnianej absencji na arenie międzynarodowej w okresie poprzedzającym rywalizację w stolicy Francji. 

W ćwierćfinale naprzeciw Lopeza stanął Amin Mirzazadeh z Iranu, aktualny mistrz świata. Spodziewano się wyrównanej walki, choć Mijain nie był w niej już pewniakiem do wygranej. Ale zwyciężył 3:1, otwierając sobie drzwi do kolejnego sukcesu na igrzyskach. Bez problemu dotarł do finału, gdzie czekał na niego wieloletni przyjaciel, Yasmani Acosta. 

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

To jeden z przykładów sportowca, który zdecydował się porzucić komunistyczny reżim Kuby, by reprezentować inny kraj. Acosta występuje bowiem od 2016 roku w barwach Chile. W żadnym stopniu nie przeszkadzało to jednak Lopezowi, który z Yasmanim znał się bardzo dobrze. Obaj zresztą przygotowywali się razem do turnieju olimpijskiego w Paryżu, wcześniej również trenując na tej samej sali przez lata. Przed samą walką Acosta z uśmiechem zagaił rywala, pytając go, czy ma dla niego jakieś rady przed finałem. A Mijain odpowiedział mu z rozbrajającą szczerością: – Ale jak to? Przecież walczysz przeciwko mnie! 

Pojedynek, zgodnie z przewidywaniami, przebiegał pod dyktando Kubańczyka. Nie było niespodzianki – Lopez wygrał 6:0, zdobywając piąty złoty medal na piątych kolejnych igrzyskach olimpijskich z rzędu. A to wszystko zaledwie kilkanaście dni przed swoimi 42. urodzinami. 

To światowa legenda. Dawał mi wskazówki na każdym etapie turnieju, był i jest dla mnie wszystkim – rywalem, kolegą, bratem. To niesamowity sportowiec, inspiracja dla młodszych pokoleń – mówił Acosta po zdobyciu srebrnego medalu w stolicy Francji. 

Mijain Lopez w Paryżu zostawił na środku maty swoje buty. To oznacza, że definitywnie zakończył swoją niesamowitą, bogatą w sukcesy karierę. Oczywiste stały się porównania do Karielina i typowanie, który z tej dwójki jest zapaśnikiem wszech czasów. To trudne do rozstrzygnięcia, choć liczba olimpijskich medali i ich kolor przechyla szalę na korzyść zawodnika z Kuby. 

Mijain Lopez

 Jak najbardziej można o nim mówić jako o największej legendzie zapasów. Oczywiście, dorobek Karielina też robi ogromne wrażenie, bo to przecież trzy olimpijskie złota i jedno srebro. Ale wyczyn Lopeza jest niesamowity. Przeskoczył wszystkich i nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś będzie w stanie przebić takie osiągnięcie. Ja się z jednego brązowego krążka tak cieszyłem, a on ma pięć złotych (śmiech) – mówi o Lopezie Tadeusz Michalik. 

Ale co konkretnie osiągnął Mijain, wygrywając w Paryżu? 

Od momentu wspomnianej wcześniej, symbolicznej porażki z Barojewem w Atenach w 2004 roku, w swoich kolejnych 21 walkach na igrzyskach był niepokonany. Piąty z rzędu złoty medal wywalczony indywidualnie w tej samej konkurencji olimpijskiej oznacza, że nie ma już innych sportowców oprócz Lopeza, którzy mogą się poszczycić takim osiągnięciem. Pod tym względem kubański zapaśnik przebił nawet Michaela Phelpsa czy Katie Ledecky, choć ta – jeśli wystąpi w Los Angeles w 2028 roku – będzie jeszcze mogła zrównać się z Mijainem. 

Dziś, mając skończone 42 lata, Lopez jest już tak naprawdę nieśmiertelny. Zawsze będzie wspominany nie tylko w historii zapasów, ale i całego sportu, jako przykład niezłomności, woli walki, ale też niesamowitej siły – zarówno fizycznej, jak i mentalnej. To człowiek, który udowodnił, że miłością do dyscypliny i ciężką pracą można osiągnąć nawet cele pozornie będące poza zasięgiem. Takie, których realizacja wymaga również odrobiny szczęścia, sprzyjających warunków.

Wszystko to miał Mijain Lopez Nunez, czyli najlepszy zapaśnik w całej historii dyscypliny. 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix.pl 

Czytaj więcej o igrzyskach olimpijskich w Paryżu:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Igrzyska

Media: Radosław Piesiewicz przestanie być prezesem związku. Możliwe, że już jutro

Sebastian Warzecha
12
Media: Radosław Piesiewicz przestanie być prezesem związku. Możliwe, że już jutro
Piłka nożna

„Obiekt nie istnieje”. Krajobraz zniszczeń popowodziowych w sporcie [REPORTAŻ]

17
„Obiekt nie istnieje”. Krajobraz zniszczeń popowodziowych w sporcie [REPORTAŻ]

Komentarze

1 komentarz

Loading...