16-letnia perełka z akademii Legii w kadrze pierwszego zespołu

Opracowanie:Paweł Wojciechowski

17 sierpnia 2024, 11:01 • 2 min czytania 40 komentarzy

Goncalo Feio miał odważniej stawiać na młodzież, a w perspektywie coraz bardziej realnej walki jesienią na trzech frontach, kadra Legii Warszawa została rozszerzona o kolejną perełkę z klubowej akademii.

16-letnia perełka z akademii Legii w kadrze pierwszego zespołu

Pascal Mozie (rocznik 2008) to nie tylko gwiazda juniorskich zespołów warszawskiej ekipy, ale też młodzieżowych kadr Polski. Do tej pory grał w drużynie U-19 Legii, ale w maju brał już udział w treningach, zaproszony przez portugalskiego szkoleniowca pierwszego zespołu.

W tym sezonie 16-letni pomocnik grywał już na seniorskim poziomie w III-ligowych rezerwach, a teraz został oficjalnie włączony do kadry warszawskiej drużyny zgłoszonej do rozgrywek Ekstraklasy.

Na pewno sporo do myślenia nie tylko polskim szkoleniowcom dał przykład Lamine Yamala, który jako niespełna 17-latek poprowadził swoją drużynę narodową do finału, a ostatecznie do zwycięstwa na tegorocznym Euro, nie tylko jako uzupełnienie składu, ale jeden z najważniejszych czynników sukcesu reprezentacji La Roja.

Zachowując oczywiście wszystkie proporcje, Mozie ma wszelkie predyspozycje, żeby nie tylko być w kadrze Legii, ale też pojawiać się na boisku i przynosić korzyści drużynie z powodu swojej gry.

Reklama

👏👏👏 Legia, uznawany za jednego z najzdolniejszych w całej Legii Pascal Mouzie już dziś na treningu jedynki. https://t.co/gO5waWJ3FR

— Przemysław Iwańczyk (@Iwanczyk_P) May 15, 2024

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. 400mm

Paweł Wojciechowski

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń