Zarówno dla Ipswich Town, jak i dla Liverpoolu starcie w pierwszej kolejce tego sezonu Premier League stanowiło początek nowej ery. Ekipa z Portman Road powróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej po przeszło dwóch dekadach tułaczki w niższych ligach. Z kolei The Reds uczą się funkcjonowania bez Juergena Kloppa na ławce trenerskiej. Miejsce ulubieńca fanów z Anfield zajął Arne Slot, no i dziś Holender ma powody do satysfakcji. Jego przygoda w Premier League zaczęła się bowiem od zasłużonego zwycięstwa 2:0.
Dodajmy jednak, że dopiero po przerwie mecz zaczął się toczyć po myśli szkoleniowca gości.
Ipswich powstrzymało Liverpool
Wokół Ipswich było ostatnio w światowych mediach dość głośno, ponieważ do grona udziałowców klubu dołączył popularny muzyk Ed Sheeran, prywatnie wielki kibic The Tractor Boys. Szybko się jednak okazało, że zespołem dowodzonym przez Kierana McKennę warto się zainteresować nie tylko z uwagi na kwestie pozaboiskowe. W pierwszej połowie dzisiejszego spotkania Ipswich pokazało się bowiem z naprawdę dobrej strony, jeśli chodzi o szeroko pojętą organizację gry. To mało powiedziane, że gospodarze nie dali się zdominować Liverpoolowi – The Reds nie oddali przed przerwą ani jednego celnego strzału. Raz czy drugi udało im się wprawdzie zrobić trochę zamieszania w polu karnym Ipswich po stałych fragmentach gry, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o ofensywne popisy przyjezdnych. Marniutko to wyglądało.
Trzeba uczciwie zaznaczyć, że gracze z Portman Road również niezbyt często dochodzili do dogodnych sytuacji strzeleckich, ale mimo wszystko byli trochę bliżej wyjścia na prowadzenie. Tak czy owak, zupełnie nie dało się odczuć, że mamy do czynienia ze starciem beniaminka z jednym z faworytów do mistrzostwa Anglii. Oglądaliśmy po prostu konfrontację równorzędnych przeciwników.
Jeżeli coś mogło po pierwszej odsłonie spotkania niepokoić trenera Ipswich, to nieco zbyt ostra gra jego podopiecznych. Już przed przerwą aż trzech zawodników gospodarzy obejrzało żółte kartoniki, a Wes Burns po jednym z przewinień (zagraniu ręką) mógł nawet otrzymać drugie żółtko i wylecieć z boiska. Sędzia się jednak nad nim ulitował. Tylko że takie powody do niepokoju to wciąż pikuś w porównaniu do zmartwień, które po pierwszej połowie zaprzątały głowę Arne Slota.
Jego zespół ewidentnie potrzebował w przerwie naprawdę solidnego wstrząsu.
Demonstracja siły w wykonaniu The Reds
No i oczywiście nie wiemy, co Slot powiedział swoim zawodnikom w szatni, ale jedno jest pewne – podziałało. I to w trybie ekspresowym. O ile bowiem przed przerwą The Reds mieli problemy już z samym przedostawaniem się w obręb szesnastki rywali, o kreowaniu sobie okazji do zdobycia gola nie wspominając, tak w drugiej odsłonie meczu goście po prostu rozszarpali defensywę Ipswich. Kluczowe w tym aspekcie okazały się podania zagrywane z głębi pola za plecy obrońców gospodarzy. Gracze Ipswich kompletnie nie potrafili sobie z tego rodzaju zagraniami poradzić, a w efekcie Liverpool właściwie co kilka chwil meldował się w ich polu karnym.
W takich okolicznościach gole dla gości zdawały się być kwestią czasu i rzeczywiście, worek z bramkami został momentalnie rozsupłany. W 60. minucie do siatki trafił Diogo Jota, a zaraz potem prowadzenie The Reds podwyższył Mohamed Salah, tradycyjnie niezawodny w meczach inaugurujących zmagania w Premier League.
Na wyniku 0:2 ostatecznie stanęło, choć mogło być tych trafień o wiele więcej, ale gościom w kilku sytuacjach albo brakowało skuteczności, albo precyzji przy ostatnim podaniu. Co nie zmienia faktu, że Slot może być zadowolony z postawy swoich zawodników po przerwie. Kiedy Liverpool podkręcił wreszcie tempo, Ipswich nie było już w stanie za nim nadążyć. Gospodarze powinni się w sumie cieszyć, że ich powrót po latach do Premier League nie skończył się znacznie bardziej dotkliwą klęską.
IPSWICH TOWN 0:2 LIVERPOOL FC
D. Jota 60′, M. Salah 65′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wyśmiewany w Legii, w Delcie nie mógł wziąć prysznica. Zrobił największy transfer lata
- Transferowe szaleństwo i taktyczny geniusz. 20 lat temu Jose Mourinho zaczął podbój Premier League
- Trela: Polowanie czas zacząć. Niezwyciężony Bayer Leverkusen rusza po kolejne trofea
fot. NewsPix.pl