Reklama

Surowy ojciec, prowokacje i zniszczony laptop. Droga do wielkości Tomasza Fornala

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

09 sierpnia 2024, 15:42 • 13 min czytania 17 komentarzy

Osiem lat temu na treningach naśladował jednego z idoli, Matthew Andersona. W środę kończył kolejne akcje i prowokował świetnego Amerykanina, patrząc mu głęboko w oczy. Tomasz Fornal poprowadził Polskę do wielkiego finału igrzysk, a jego „Napierdalamy się z nimi, kurwa!” przeszło do historii, nie tylko polskiego sportu. Postanowiliśmy sprawdzić, jak z młodego Tomka, który kiedyś chciał być snookerzystą, narodził się mentalny lider kadry siatkarzy. W końcu kiedyś, gdy podczas imprezy integracyjnej zaczął mówić o swoich ambicjach, koledzy z drużyny zapytali tylko: „Pojebało cię?”.

Surowy ojciec, prowokacje i zniszczony laptop. Droga do wielkości Tomasza Fornala

Tomek Fornal i jego droga do wielkości

Trening drużyny SMS Spała. Szkoleniowiec zarządza przerwę. Młodzi zawodnicy idą napić się wody, ale nie Tomek Fornal. On podrzuca sobie piłkę, a chwilę później atakuje z prawego skrzydła. – Zobaczcie, robię to jak Matt Anderson – mówi kolegom z uśmiechem na ustach. Był 2016 rok. Anderson był wtedy gwiazdą Zenita Kazań – najlepszego klubu świata, który seryjnie wygrywał Ligę Mistrzów.

Mija osiem lat. W półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu Fornal od czwartego seta gra jak nakręcony, a po udanych akcjach prowokuje Andersona, długo patrząc mu prosto w oczy. Kiedyś idol, ale teraz Amerykanin był rywalem, którego należało wyprowadzić z równowagi. Udało się. W tie-breaku grający wcześniej fenomenalnie Anderson skończył tylko dwa z siedmiu ataków. Polska znalazła się w wielkim finale.

„Takie jest życie”

Tokio, poprzednie igrzyska. Fornal, podobnie jak Norbert Huber, nie znajduje się w składzie drużyny Vitala Heynena na turniej, ale zostaje poproszony przez Belga, by poleciał do Japonii i trenował tam z chłopakami. Zgadza się, Huber też. Ćwiczą z kadrą, ale tuż przed rozpoczęciem turnieju muszą wracać do Polski. Trudne doświadczenie. Fornal opowiadał o nim tak w wywiadzie, który ukazał się na Weszło w marcu tego roku: – Widzisz wioskę olimpijską, twoi koledzy zaraz wjadą do niej busem, razem z trenerem i całym sztabem, a ty masz zamówioną taksówkę i jedziesz do hotelu. Kurde, przecież tam, za ogrodzeniem, byli najlepsi sportowcy świata, a tobie nie będzie dane wśród nich przebywać. Ale musiałem się z tym pogodzić, takie jest życie.

Reklama

Obecne igrzyska, Paryż. W pierwszym spotkaniu, z Egiptem (3:0), doznaje fatalnie wyglądającej na powtórkach kontuzji. Na szczęście jest z nim lepiej, niż mogłoby się wydawać. Wraca jeszcze w grupie, choć Nikola Grbić go trochę oszczędza. Serb wie, co robi. W ćwierćfinale, przeciwko Słowenii (3:1), bohaterem jest Bartosz Kurek, a Fornal błyszczy w elementach, których tak dobrze nie widać w liczbach. Za to spotkanie z Amerykanami w półfinale jest jego popisem. Polska przegrywa 1:2 w setach i 3:7 w czwartej partii, gdy podrywa kolegów do walki. – On chłopakom wtedy tak jakby powiedział: „Pójdźcie za mną, a ja was poprowadzę” – mówi Jarosław Macionczyk, kolega klubowy z Jastrzębskiego Węgla. Fornal zaczął kończyć atak za atakiem, mimo że dostawał niełatwe piłki. Przy stanie 18:20 w czwartym secie, Gdy Grbić wziął czas, Tomek wygłasza słynne: „Dawać, kurwa! Napierdalamy się z nimi, kurwa!”.

Tomasz Fornal podczas meczu z USA 

Polacy odwracają mecz.

Mateusz Masłowski, kolega z SMS-u Spała i młodzieżowych reprezentacji: – Ten gość skręcił kostkę na turnieju i miał przerwę. A później wraca w takim stylu. Z Amerykanami przez pierwszą część spotkania był chowany w ataku, a później kończył praktycznie każdą akcję. To, co zrobił Tomek, powinno przejść do historii siatkówki.

Surowy ojciec

W swoim komentarzu po meczu z USA napisałem, że Fornal w półfinale igrzysk był jak najlepsza wersja Michała Kubiaka. W tym sensie, że kończył większość akcji, pociągnął za sobą kolegów, a jednocześnie potrafił w umiejętny sposób sprowokować przeciwnika. Obu zawodników łączy więcej, niż mogłoby się wydawać. Przede wszystkim – wymagający, twardzi ojcowie, którzy zaszczepili w nich miłość do siatkówki.

Reklama

Od mamy, pani Doroty, Tomek zawsze słyszy, niezależnie od tego, jak zagra: „Pamiętaj, że jesteś najlepszy”. Tata, Marek Fornal, jest w tej kwestii jej przeciwieństwem. Surowy, wytykający błędy. – Mąż przez lata, nawet gdy synowie odnosili sukcesy, doszukiwał się błędów. Mówił o nich, przypominał. Chwalił znacznie rzadziej. Wtedy nie podobało mi się to, ale dziś myślę o tym tak: “Może i dobrze, że tak mówił, bo nasze dzieci dążyły do mistrzostwa” – opowiadała mi mama Tomka w 2022 roku.

A pan Marek – były siatkarz, dwukrotny mistrz Polski – z którym też się wtedy spotkałem, dodawał: – U nas w domu była jedna zasada: “Drugi to zawsze przegrany”. I jeszcze druga: “Nie wolno się nigdy poddawać”. Powtarzałem chłopakom: “Możesz przegrać mecz, to się zdarza, bo sport nie zawsze jest usłany różami, ale ważne jest, żebyś po powrocie do pokoju mógł sobie powiedzieć, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś, by wygrać, bo wtedy masz czyste sumienie”.

Trzeba przyznać, że w meczu z USA Tomek posłuchał taty. Gdy niemal wszyscy byli na dnie, on postanowił ich z niego wydobyć.

Imponowali mu snookerzyści

Fornal jako dziecko uprawiał różne sporty. Razem z Jankiem, starszym o dwa lata bratem, który też jest siatkarzem, zaczynali od hapkido, sztuki walki zbliżonej do karate. Grali w piłkę nożną, Tomek również wędkował. W pewnym momencie wymyślił sobie, że będzie snookerzystą i rodzice wozili go do klubu, gdzie w pełnym skupieniu próbował wbijać bile, grając sam ze sobą.

– Zaczęło się od tego, że oglądałem zawody na Eurosporcie. Grał Ronnie O’Sullivan i inne wielkie gwiazdy. Imponowali mi ci ludzie, bo byli elegancko ubrani, chodzili z tymi kijami, smarowali je i pokazywali niezwykłe umiejętności. Załapałem tę zajawkę. Gdy grałem sam ze sobą, nie miało znaczenia tempo i to, że trafiałem jedną bilę na godzinę. Dość szybko doszedłem jednak do wniosku, że w telewizji wyglądało to o wiele prościej, niż wtedy, gdy trzeba było osobiście wykonać zagranie – opowiadał Tomek na łamach Weszło.

W końcu wygrała jednak siatkówka. Zaczęło się od grania w szkole w Nowej Hucie. Później trafił do Hutnika Dobry Wynik Kraków. Miał naturalny talent do przyjmowania zagrywki, był też jeszcze wtedy dość niski, dlatego grał jako libero. Pan Marek wolał jednak, by syn był rozgrywającym. Organizował specjalne treningi, podczas których ćwiczyli we dwójkę. – Wynajmowałem halę. Dwa razy w tygodniu, tylko ja i on. Zajęcia trwały półtorej godziny i nie było żadnej zabawy siatkarskiej, tylko ćwiczenia z piłką lekarską, odbicie dołem, górą. Nauka techniki, czyli to, czego dzieci najbardziej nie lubią. Proszę sobie wyobrazić, że Tomek przez ten czas ani razu nie powiedział mi: “Tata, nie chcę iść na nasz trening” – opowiadał mi Marek Fornal.

Tomek wolał być rozgrywającym, niż libero. Kiedyś nawet kupił sobie koszulkę Lukasa Tichacka – trochę dziś zapomnianego wystawiacza z Czech, który występował w Asseco Resovii Rzeszów – mistrzu Polski z 2012, 2013 i 2015 roku.

Przed Turniejem Nadziei Olimpijskich Fornal urósł 10 cm w jeden rok. Wtedy uznano, że najlepiej będzie prezentował się na pozycji przyjmującego. To był strzał w dziesiątkę. Tomek dostał się do SMS-u Spała, gdzie stworzył z rówieśnikami wyjątkowy zespół w historii światowej siatkówki.

Fornal jako zawodnik SMS PZPS Spała, atakuje w spotkaniu Pucharu Polski ze Skrą Bełchatów. 2016 rok 

Pokazywali im środkowe palce

Reprezentacja Polski rocznika 1997, którą tworzyli zawodnicy SMS, wygrywała wszystko. Mistrzostwo Europy i świata kadetów, to samo w juniorach. Finał mistrzostw świata kadetów w 2015 roku rozgrywali przeciwko gospodarzom, Argentynie. Hala maksymalnie na 1000 osób. Przyszło z pięć tysięcy. Kibice gospodarzy wyzywali Polaków, wykonywali obraźliwe gesty, pokazywali im środkowe palce. Wiele drużyn by pękło. Ale nie Polacy, którzy zwyciężyli wtedy 3:2.

Oglądając półfinał z Amerykanami w Paryżu, przypomniałem sobie tamten mecz z Argentyną. Wtedy też przegrywaliśmy 1:2, a Tomek był jednym z tych, którzy pociągnęli zespół do zwycięstwa – mówi w rozmowie z Weszło Masłowski, jeden z członków tamtej niezwykłej drużyny. W reprezentacji rocznika 1997 grali też m.in. Jakub Kochanowski, Bartosz Kwolek czy młodszy o rok Huber.

Kadra robiła furorę, a na drugim szczeblu ligowych rozgrywek świetnie prezentował się SMS. Młodzi chłopcy nie tylko znakomicie grali w siatkówkę, ale też nie czuli respektu przed starszymi. – Pozwalaliśmy sobie na dużo. Często dyskutowaliśmy pod siatką. Był taki mecz, z Krispolem Września. Zrobiło się bardzo gorąco, pokłóciliśmy się z nimi, padały niecenzuralne słowa. Mieliśmy wtedy niewyparzone buzie – mówił mi Kochanowski w wywiadzie, który ukazał się na Weszło półtora miesiąca temu.

„Kim wy jesteście? Nastolatkowie was robią”

Sezon 2015/2016, ćwierćfinał play-off I ligi. SMS PZPS Spała trafia na Warta Zawiercie. – W pierwszym meczu nas zmietli. Tamto spotkanie, jak i kolejne, kojarzą mi się z tym, że podpalali naszych chłopaków pod siatką. Byli młodzi, a sprawiali wrażenie niesamowicie pewnych siebie. Fornal, Kochanowski czy Kwolek potrafili uśmiechać się i rzucać: „Kim wy jesteście? Nastolatkowie was robią”. Nasz trener, Dominik Kwapisiewicz, przestrzegał przed takimi prowokacjami, ale to nie pomogło. Chłopaki od nas schodzi na czas i rzucali: „Wkurwiają nas ci młodzi”. A tamtych to tylko nakręcało – wspomina w rozmowie z Weszło Krzysztof Jurak, w 2016 roku kierownik Warty Zawiercie.

W tamtym sezonie spalska młodzież awansowała do finału play-off. Dopiero w nim, po dramatycznej rywalizacji, musiała uznać wyższość GKS-u Katowice.

Marcin Górski święta pamięta mecz Spały z GKS-em jeszcze w fazie zasadniczej. Od tego czasu Fornal kojarzy mu się z bluzgami i zniszczonym laptopem. Ale po kolei. Marcin dziś jest spikerem sportowym, wtedy stworzył stronę internetową, na której komentował mecze I ligi. To było coś na kształt radia internetowego, podczas transmisji był czat.

Tomek Fornal grał wtedy odważnie. Dostał piłkę na lewym skrzydle. Ewidentnie szukał palców blokujących, ale nie znalazł. Piłka po jego uderzeniu leciała równolegle do parkietu, z wielką prędkością. Walnęła centralnie w mój laptop, który poleciał z metr w górę i w powietrzu się rozpadł. Matryca w jedną stronę, klawiatura w drugą. Byłem wściekły, zacząłem rzucać kurwami, wiadomo. Po meczu wracam do domu, a żona do mnie mówi: „Marcin, ty wiesz, że transmisja dalej leciała i ludzie wszystko słyszeli?”. Rzeczywiście, jakimś cudem jej nie przerwało i ludzie nasłuchali się moich bluzgów. Na czacie padł rekord komentarzy. Kilka lat później pojechałem do Radomia na mecz Czarnych i zaczepił mnie Mateusz Masłowski. „Ej, a Forni postawił ci jakieś piwo za tego zniszczonego laptopa?” – pyta. Nie postawił do tej pory, ale nie mam pretensji. Niech gra dalej tak, jak w półfinale z USA – opisuje ze śmiechem Górski.

Fornal na zagrywce 

Olga Chmielowska, dziennikarka „Strefy Siatkówki”, która PlusLigę, ale i I ligę śledzi od lat: – Fornal, już wtedy, gdy grał w Spale, miał to coś w oku, pokazujące, że siatkówka sprawia mu wielką radość. Kiedy przegrali tamten decydujący mecz w Katowicach, reszta chłopaków miała łzy w oczach, a on nie, choć widać było, że przeżywa porażkę. Opanowany, pewny siebie. Wtedy był zawodnikiem, który często plasował piłkę lub obijał blok. Nakręcał się, skakał. Dziś widać u niego skupienie na celu i większy spokój. Jest też zawodnikiem, który nie boi się mocno uderzyć.

„Jego sufit był bardzo wysoko”

W 2016 roku, gdy odchodził ze Spały, Tomka chciała u siebie większość drużyn PlusLigi. Była opcja, by razem z Kochanowskim przeniósł się do AZS-u Olsztyn, ale trener tej drużyny, Andrea Gardini, postawił na szczerość. Przekazał Tomkowi i jego otoczeniu, że na początku raczej byłby rezerwowym. Dlatego Fornal zdecydował się na Czarnych Radom, gdzie szanse na grę były sporo większe.

Wojciech Żaliński, zawodnik Czarnych w latach 2014-2019, mówi w rozmowie z Weszło: – Czasami przychodził spóźniony na trening, nie do końca zadbany, ale ćwiczył z maszyną do przyjęcia i wszystko robił idealnie. Irytował nas, starszych, bo robiliśmy wszystko na maksa, ale nie wychodziło nam tak, jak jemu. Zawsze był świetny, od pierwszego sezonu imponował umiejętnościami, ale też podejściem do siatkówki. Pamiętam nasze spotkanie integracyjne przed jego pierwszym sezonem w Radomiu. Każdy wypił już po kilka piwek. Nagle Tomek mówi: „Nie jestem tu po to, żeby tylko grać i ewentualnie marzyć o awansie do play-offów. Chcę robić medale”. My do niego od razu: „Pojebało cię? Jakie medale?”. Ale on w to wierzył. Myślę, że już tamta sytuacja obrazowała jego nastawienie. Już wtedy widać było, że sufit Tomka Fornala jest bardzo wysoko.

Fornal w Radomiu niesamowicie rozwinął. Z każdym rokiem widać było, że rośnie nam kawał znakomitego lewoskrzydłowego, który pod pewnymi względami przypomina Kubiaka – mówi Górski.

A Żaliński dodaje: – Był u nas wyróżniającym się ligowcem. W sezonie 2018/2019 w ćwierćfinale play-off postawiliśmy się drużynie z Zawiercia. W serii zrobiło się 1:1, decydował mecz u nich. To było jedno z ważniejszych spotkań ostatnich lat dla radomskiej siatkówki, bo awans do czwórki był blisko. Niestety, cała drużyna nie dojechała, poza Tomkiem. On błyszczał. Najmłodszy, a grał najlepiej. W tamtym meczu zabrakło mu wsparcia.

Fornal i Żaliński, w barwach Czarnych Radom 

Siatkarski all-rounder

Od 2019 roku Fornal jest graczem Jastrzębskiego Węgla, z którym wywalczył trzy mistrzostwa Polski. W dwóch ostatnich sezonach był liderem drużyny, która dochodziła do wielkiego finału Ligi Mistrzów. Pierwszy przegrała z ZAKS-ą (2:3), a drugi z Itasem Trentino (0:3). Choć w ostatnich latach kusiły go bogate zagraniczne kluby, Fornal zdecydował się na podpisanie nowej umowy z klubem z Jastrzębia. W środowisku można usłyszeć, że będzie drugim najlepiej zarabiającym graczem ligi w nowym sezonie, po Wilfredo Leonie, ale trzeba przyznać, że sportowo w pełni na to zasłużył.

Tomek to dzisiaj taki siatkarski all-rounder. Gość, który we wszystkim jest dobry albo świetny. Jego najlepsze elementy to według mnie blok i obrona, ale on też znakomicie przyjmuje zagrywkę. W Radomiu wydawało mi się, że nie jest aż tak mocny w ataku, tymczasem teraz pokazuje, że potrafi liderować również w tym elemencie – ocenia Żaliński.

Tomek ma czucie piłki dane od Pana Boga. W Jastrzębskim Węglu zrobił kolejny skok jakościowy. Myślę, że rozwinęła go współpraca ze znakomitym rozgrywającym, Benjaminem Toniuttim. Dziś Fornal to wielki gracz, niesamowity walczak, a przy tym prywatnie ciągle jest tym samym, zajebistym chłopakiem – dodaje Masłowski.

Gra w czołowym klubie Europy przełożyła się też na jeszcze większą pewność siebie Tomka. Widać to na boisku, ale też poza nim, w normalnym życiu. Fragment z wywiadu Fornala dla Weszło: – Staram się czerpać jak najwięcej z życia i robić to, na co mam ochotę. Nigdy nie starałem się nikomu przypodobać. Jestem po prostu sobą: jeżeli mam ochotę zafarbować włosy na dany kolor, to po prostu to robię i tyle. Nie interesuje mnie, co pomyślą inni. To moje życie i prowadzę je tak, jak chcę. 

Jego się nie prowokuje

Było już tutaj o fascynacji młodego Tomka grą Andersona. Ale Fornal miał też innego idola.

Marek Fornal: – Syn przez lata podziwiał Earvina N’Gapetha. Nie chodziło o specyficzny charakter Francuza poza boiskiem, ale o sposób gry, np. te nieszablonowe ataki hakiem. Tomka zawsze pociągała inność, a N’Gapeth to zawodnik niesztampowy, który może sam wygrać mecz, ale też sam go przegrać.

Sam Tomek mówił o Francuzie w rozmowie dla Weszło: – Imponowała mi jego technika, wszechstronność i pewność siebie.

Fornal, podczas półfinału igrzysk przeciwko USA 

W wielkim finale paryskich igrzysk zagrają przeciwko sobie. Andersona udało się Tomkowi sprowokować, co sprawiło, że Amerykanin zaczął się mylić, ale z Francuzem taka strategia może nie przynieść rezultatu.

Były kapitan reprezentacji Polski, Michał Kubiak, zapytany o kulisy prowokacji, z których był znany, w wywiadzie dla książki „Ludzie ze złota” wypowiedział się tak: „Wielu zawodników jest podatnych na prowokacje. Zaczynają mi odpowiadać i skupiają się na tym, co mówię, a nie na swoich zadaniach na boisku. Mnóstwo razy przynosiło to efekty, ale wiem też, że nie mogę tak robić z każdym. N’Gapeth, gdy zacznie się do niego gadać, gra jeszcze lepiej. Zupełnie mu to nie przeszkadza”.

Francuzów ciężko jest wyprowadzić z równowagi. To też taki zespół, który pokazywał kilka razy, że gdy już zyska przewagę nad Polakami, potrafi doprowadzić mecz do końca według swojego planu. Ale z drugiej strony siatki będą Biało-Czerwoni, którzy mają wybitnego trenera, świetnych graczy i pokazali już w tym turnieju, że nic nie jest w stanie ich złamać.

Żaliński: – Gdy Polacy pokonali Amerykanów, w jednym z programów stwierdziłem, że życzę nam w finale Francji, bo to lepszy rywal. Są mistrzami olimpijskimi, wygrali w tym roku Ligę Narodów, ale wydaje mi się, że Polacy powinni sobie poradzić. To może być kolejny wielki mecz Tomka Fornala.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Igrzyska

Komentarze

17 komentarzy

Loading...