Chyba tylko na medal Igi Świątek liczyliśmy przed igrzyskami tak bardzo, jak na ten we wspinaczce. A tu szansa jest podwójna, bo poza Olą Mirosław, jest też druga Aleksandra – Kałucka. Pierwsza z Polek jest ogromną faworytką do złota, już w kwalifikacjach dwukrotnie poprawiała własny rekord świata. Jej imienniczka też może wspiąć się na podium, by stanąć na nim razem ze starszą koleżanką. Czy Polki przejdą do historii?
W Tokio nie było szans
Wspinaczka zadebiutowała na igrzyskach trzy lata temu. Ale tam Aleksandra Mirosław – choć obecna – nie była w stanie powalczyć o medal. W programie olimpijskim złączono bowiem wówczas trzy konkurencje: bouldering, prowadzenie i sprint. A ten ostatni to zupełnie inna bajka niż dwa pierwsze. Fantastyczna sprinterka niemal na pewno nie poradzi sobie na boulderach. Ale już znakomicie radząca sobie w boulderingu zawodniczka, ma też spore szanse w prowadzeniu. W dodatku sprawę sprinterkom jeszcze bardziej utrudniały zasady tworzenia klasyfikacji.
Otóż wyglądało to tak, że w finale – składającym się z ośmiu zawodniczek – otrzymywało się punkty zgodne z zajętym miejscem. Czyli za pierwsze – 1, za drugie – 2, a za ósme – 8. Potem się je jednak mnożyło. Innymi słowy, gdyby któraś zawodniczka była druga we wszystkich trzech konkurencjach, miałaby 2 razy 2 razy 2, a więc osiem punktów. A na końcu wygrywała ta, która tych punktów miała najmniej. W tym przypadku była to Janja Garnbret, dwukrotnie pierwsza (bouldering i prowadzenie) oraz piąta w sprincie. Zgarnęła tym samym tylko pięć punktów, fenomenalny wynik.
Dalej?
Miho Nonaka. 3x3x5. Czyli 45 oczek. Za nią Akiyo Noguchi. 4x4x4. 64 punkty. Dokładnie tyle, ile miała też Aleksandra Mirosław. Pierwsza w sprincie i dwukrotnie ostatnia w pozostałych dwóch konkurencjach. O tym, że to ona skończyła czwarta, zadecydował właśnie fakt, że w dwa razy była niżej od Noguchi. Skończyła więc bez medalu, choć w sprincie ustanowiła swój pierwszy rekord świata – 6.84 s. Gdyby wspinaczka odbywała się w Japonii na zasadach z Paryża, mielibyśmy piętnasty medal i piąte złoto na tamtych igrzyskach. No była to pewna zadra, choć Ola starała się do tego wszystkiego podchodzić spokojnie.
– Na pewno cieszę się, że w Paryżu będę miała możliwość rywalizacji w konkurencji, w której się specjalizuje, chociaż to wcale nie sprawia, że będzie w jakimkolwiek stopniu łatwiej. Z drugiej strony jednak wiem, że trójbój w Tokio był jedyną możliwością na zaprezentowanie wszystkich trzech konkurencji wspinaczkowych biorąc pod uwagę przede wszystkim fakt, że wspinaczka miała przyznany jeden komplet medali. Na Paryż mamy ich dwa, wiec myślę, że było to dość naturalnym procesem, aby oddzielić wspinanie na czas od pozostałych konkurencji, gdyż rzeczywiście wspinaczka na czas bardzo różni się pod wieloma aspektami od boulderingu czy prowadzeń – mówiła nam jakiś czas temu.
Tokio zostało więc już z tyłu. Czas na Paryż.
Forma? Fantastyczna
Patrząc czasem na to, co robi Aleksandra Mirosław na wspinaczkowych ścianach, zadajemy sobie pytanie: jak bardzo może się jeszcze poprawić? Jest przecież od dawna zawodniczką światowej czołówki. Pierwszy rekord świata ustanowiła trzy lata temu i wydawało się, że miejsca na to, by go śrubować, wcale nie ma tak wiele. Bardzo byśmy się jednak – rzucająca takie stwierdzenie – pomylili.
Rekord z Tokio był bowiem pierwszym z już dziesięciu (!) jakie ustanowiła Ola. Po kolei wygląda to tak:
- 6.84 s. 6 sierpnia 2021, Tokio.
- 6.64 s. 6 maja 2022. Seul.
- 6.53 s. 27 maja 2022. Salt Lake City.
- 6.46 s. 28 kwietnia 2023. Seul.
- 6.37 s. 28 kwietnia 2023. Seul.
- 6.35 s. 28 kwetnia 2023. Seul.
- 6.25 s. 28 kwietnia 2023. Seul.
- 6.24 s. 15 września 2023. Rzym.
- 6.21 s. 5 sierpnia 2024. Paryż.
- 6.06 s. 5 sierpnia 2024. Paryż.
Dwie rzeczy zwracają tu uwagę. Po pierwsze – tak, Ola ustanowiła kiedyś cztery rekordy świata jednego dnia. Po drugie – kilkukrotnie przepychała rekord znacząco z biegu na bieg. W tym dwa dni temu w Paryżu, bo zejście z 6.21 s (to już wynik niesamowity, aktualnie nieosiągalny dla rywalek, choć te i tak znacząco się do Polki w ostatnich latach zbliżyły) do 6.06 s, to kosmos. Zacytować można Włodzimierza Szaranowicza, który widząc wynik Usaina Bolta na 100 metrów w Berlinie, krzyknął, że to „rekord XXII wieku”. Tak to też wygląda w przypadku Oli, ale… jesteśmy przekonani, że to nie jest jej ostatnie słowo. Bo przecież trzecim wynikiem, jaki osiągnęła w trakcie kwalifikacji, było 6.10 s.
Też fantastycznie, też znakomicie, też genialnie. No i dowodzi to tego, że ten jeden bieg na 6.06 s nie był przypadkiem, jakimś niespodziewanym wyskokiem. Nie, Ola jest gotowa być może nawet na to, by zostać pierwszą kobietą, która przebije granicę sześciu sekund.
Bez poślizgów, a będzie dobrze
Wiadomo, wspinaczka – rozgrywana w systemie bezpośredniej rywalizacji w parach – zawsze niesie za sobą ryzyko drobnego błędu. Jedno poślizgnięcie się, palec, który objedzie, niewystarczająco mocny chwyt, i już można skończyć bez medalu. Zaczyna się w końcu od ćwierćfinału (no, od fazy kwalifikacyjnej, ale tę już mamy za sobą), trzeba go przejść, by mieć jeszcze co najmniej dwa wyścigi. Nas może cieszyć fakt, że… obie Polki powinny trafić na siebie w półfinale.
Czemu cieszyć? Bo cokolwiek by się wtedy nie wydarzyło, jedna z nich zagości w rywalizacji o złoto. I oby tak się właśnie stało.
Wiadomo, że najbardziej liczymy na Olę Mirosław. Ale i Aleksandra Kałucka swoje potrafi. Ma niespełna 23 lata (urodziny w grudniu), a już dwa lata temu wygrała klasyfikację generalną Pucharu Świata w sprintach. Na mistrzostwach świata dwukrotnie była czwarta, raz piąta. Na mistrzostwach Europy zdobyła srebro w 2022 roku. W zawodach Pucharu Świata dziewięciokrotnie stała na podium. W Paryżu pobiła przedwczoraj życiówkę, od poniedziałku wynosi ona 6.38 s. I owszem, w rundzie bezpośredniej rywalizacji w kwalifikacjach było gorzej (6.65 s), ale mimo tego spokojnie wygrała w swojej parze. Teraz musi wygrać jeszcze tylko raz, by znaleźć się w fazie medalowej. A potem, miejmy nadzieję, skutecznie powalczyć o podium.
Jeśli Polki nie popełnią błędów, to z pewnością stać nas tu na dwa krążki. A tych, nie ukrywajmy, potrzebujemy. Na razie bowiem nasz dorobek na tych igrzyskach jest po prostu mizerny. Wspinaczka tymczasem może stać się dyscypliną, która raz, że da nam sto procent medali w stosunku do szans (dwa medale na dwie startujące zawodniczki), a dwa – kto wie, czy nie zostanie sportem, który da nam tych medali najwięcej. Na razie bowiem w żadnym nie mamy więcej niż jednego, a szanse na to, by taki wynik przekroczyć mają – tak się zdaje – co najwyżej kajaki.
Czy więc dziś po południu okaże się, że Polska wspinaczką stoi?
Oby. Nie mamy nic przeciwko.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o igrzyskach: