To są mentalne potwory! To są giganci, którzy zawsze idą po swoje. To są sportowcy, o których zawsze w Polsce marzyliśmy. Nasi siatkarze byli dziś na deskach. Przegrywali 1:2 z rozpędzonymi Amerykanami w półfinale olimpijskiego turnieju siatkówki. Mieli koszmarne problemy z kontuzjami. A i tak wygrali. Cytując Andrzeja Wronę: tu nie da się powiedzieć nic merytorycznego. Oni są wielcy, matko boska.
Nie trzeba nikomu tłumaczyć oczywistości: półfinał ma wyższą rangę niż ćwierćfinał, jest ważniejszy. Nieważne jednak, z kim rozmawialiśmy: wszyscy sądzili, że po pokonaniu Słowenii w 1/4 igrzysk olimpijskich polskim siatkarzom będzie łatwiej. „Oczywiście, że wygrają. Zeszło z nich ciśnienie” – powiedział wczoraj w programie „Stan Igrzysk” na Weszło TV Błażej Krzyształowicz, trener siatkówki. Inaczej mówiąc: optymizm w narodzie był. Ale też każdy pamiętał, jak mocną ekipą są Amerykanie.
Ekipa Johna Sperawa postawiła wszystko na jedną kartę. Kompletnie odpuściła czerwcową Ligę Narodów, skupiając się wyłącznie na igrzyskach w Paryżu. Te kadrze USA od początku wychodziły świetnie. W fazie grupowej Amerykanie pokonali kolejno Argentynę, Niemców (po tie-breaku) i Japonię. A w ćwierćfinale bez większych problemów ograli Brazylię. O czym też należało pamiętać: amerykańscy siatkarze mają podobne atuty co polscy. Mocno serwują, są świetni przy siatce. Mają mecze, kiedy nie sposób zatrzymać ich w ataku.
Generalnie więc: było się czego obawiać. Ale wierzyliśmy w naszych chłopaków.
Po marzenia
Emocje od początku spotkania były tak olbrzymie, że kiedy Wilfredo Leon skończył akcję sytuacyjną, Nikola Grbić świętował ją, jak najbardziej emocjonalni kibice przed telewizorami. Dało się też dostrzec, że w polskiej ekipie „mental” był na właściwym miejscu. Tak jakby te wszystkie wypowiedzi o większym luzie, mniejszym ciśnieniu, spokojniejszej głowie były w stu procentach trafione. Przegrywaliśmy dłuższą akcję? Nieważne, po chwili Marcin Janusz idealnie rozgrywał, a Leon czy Bartosz Kurek zdobywali punkt. Nieźle funkcjonował też serwis. I mimo paru błędów: przyjęcie. Tym samym pierwszy set półfinału igrzysk oglądało się naprawdę przyjemnie, bo nasi siatkarze szli jak burza – grając przeciwko też dobrze dysponowanym Amerykanom.
Nerwowo zrobiło się dopiero w końcówce inaugurującej partii, kiedy nasi siatkarze nie wykorzystali dwóch setboli. Przy trzeciej próbie atak ze środka skończył jednak Norbert Huber. I mogliśmy cieszyć się z prowadzenia 1:0.
Amerykanie jednak w ogóle nie zamierzali składać broni. Kapitalnie grali środkiem – to trzeba było im przyznać. I w drugiej partii mieli trzy, a w pewnym momencie nawet cztery punkty przewagi. Nam się jednak udało je odrobić. Kiedy po kapitalnej zagrywce Tomka Fornala piłka przeszła na naszą stronę i punkty zdobył Huber, na tablicy wyników widniał remis 22:22. Od tamtego czasu jednak trochę więcej jakości siatkarskiej pokazywali rywale Polaków. I ostatecznie mieliśmy remis w setach.
Co w tamtym momencie nas martwiło? Słaba skuteczność na zagrywce. Siłą rzeczy nasza gra musiała opierać się głównie na Leonie. A to niestety nie mogło przynosić efektów w nieskończoność. W trzeciej partii inicjatywa stała już zdecydowanie po stronie Amerykanów. A kiedy po zderzeniu z Marcinem Januszem kontuzji barku doznał Paweł Zatorski, mieliśmy już bardzo zmartwione miny. Biało-Czerwoni byli na deskach.
Na boisku pojawił się Bartłomiej Bołądź. Potem też Grzegorz Łomacz, Kamil Semeniuk. Ale to nic nie dawało. Stany Zjednoczone wygrały partię do 14. I znaleźliśmy się pod ścianą. Po prostu.
Musieliśmy liczyć, że Polacy nagle wejdą na wyższy poziom. A rywale z jakiegoś powodu osłabną, bo przecież wychodziło im wszystko. I wiecie co? Amerykanie nie osłabli. Dalej wymiatali, dalej kończyli arcytrudne piłki, dalej potrafili wycelować z serwisu. Ale Biało-Czerwoni NIE ZAMIERZALI tego meczu przegrać. Jak to określił Wojciech Drzyzga: wydostali się z siatkarskiego piekła. Walczyli z kontuzjami. Na rozegraniu pojawił się Grzegorz Łomacz, bo problemy miał Marcin Janusz. USA prowadziło 20:18. Ale od tamtego czasu Polacy dali z siebie wszystko. Po asie serwisowym Wilfredo Leona wyszli na prowadzenie 24:22. A ostatnią piłkę skończył kapitalny dziś Tomek Fornal.
Nie wiemy, jakim cudem, ale czekał nas tie-break. A w nim widzieliśmy już tych samych polskich siatkarzy co w całym sezonie 2023. Byli mentalnymi potworami. Kończyli niemożliwe piłki. Popisywali się fantastycznymi obronami. I choć Wilfredo Leon skończył dopiero trzecią piłkę na zwycięstwo – to jednak ją skończył.
Po pięciu przegranych ćwierćfinałach, na igrzyskach w Paryżu Polacy zagrają w olimpijskim finale! To naprawdę się stało.
Chłopaki, nie zatrzymujcie się. 10 sierpnia będzie wasz.
Polska – USA 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13)
Fot. Newspix.pl
Czytaj również: