Liczyliśmy dziś na to, że Biało-Czerwoni powalczą o podium. W końcu rzut młotem to nasza konkurencja. Polska duma i chwała. Gdzie jak nie tam szukać szansy na polski krążek? Zwłaszcza, że Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki to zawodnicy wielcy nie tylko dosłownie. Przed eliminacjami do dzisiejszego finału wydawało się też, że są w na tyle dobrej formie, że do kraju przywiozą nieco więcej żelastwa niż to, którym rzucali. Nic bardziej mylnego. Nowicki, który bronił tytułu mistrza olimpijskiego, zakończył rywalizację na siódmym miejscu. A wiecie co jest najgorsze? Że poza fenomenalnym Ethanem Katzbergiem, który już w pierwszej próbie rozstrzygnął losy złotego medalu rzutem na 84,12 m, pozostałe miejsca na podium były do wzięcia. Wystarczało rzucić tylko w okolicach 80. metra. Ale żaden z naszych młociarzy tego nie dokonał. Co za porażka.
NIEPOKÓJ PRZED KONKURSEM
Do dzisiejszego olimpijskiego finału w konkursie rzutu młotem Polacy przystępowali z dość nietypowej pozycji. W końcu przez lata przyzwyczailiśmy się do tego, że Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki byli murowanymi faworytami do medali. Ale w Paryżu tak nie było. Główny powód takiego stanu rzeczy nazywał się Ethan Katzberg. 22-letni Kanadyjczyk w ubiegłym roku zszokował świat, kiedy w Budapeszcie wywalczył tytuł mistrza świata. Z kolei na początku tego sezonu w Kenii Katzberg posłał młot na niebotyczną odległość 84,38 m.
Ale mieliśmy też inne powody do niepokoju. Chociażby taki, że w kwalifikacjach obaj Biało-Czerwoni nie wypadli najlepiej. Okej, Paweł Fajdek i poranne sesje na igrzyskach to zawsze była bardzo burzliwa relacja. Tak było też tym razem, kiedy udało mu się dostać do finału dopiero po dwóch spalonych próbach. Jednak wynik sam w sobie (76,56 m) nie robił specjalnego wrażenia. Jeszcze gorzej wypadł Wojciech Nowicki (76,32 m) – a w przypadku białostoczanina tak słaba postawa w kwalifikacjach była już dziwna. Zwykle bowiem 35-latek wychodził i zamykał temat swojego udziału w finale już po pierwszej próbie. Tym razem Wojtek mówił, że brakowało mu mocy. A nam pozostało mieć nadzieję na to, że power powróci do mistrza dziś wieczorem.
KATZBERG SZYBKO ROZSTRZYGNĄŁ O TYTULE
– Katzberg rzuca dziwnie. To trochę taki diabeł tasmański, bo jest bardzo szybki i nie do końca widać różnice techniczne w rzutach na 75, a na 84 metry, jak to było w Kenii. To takie rzucanie na wariata i zobaczymy, czy teraz trafi z formą w Paryż – mówił nam o Kanadyjczyku Paweł Fajdek.
I cóż, już w eliminacjach Ethan pokazał, że dowiózł formę do stolicy Francji, gdzie huknął 79,93 m – najlepszy wynik.
Dziś już w pierwszej próbie Katzberg udowodnił, że ten pokaz z kwalifikacji był zaledwie marną przygrywką przed show, które miał zamiar zrobić w finale. Kanadyjczyk wparował do koła i wziął się za oddanie rzutu tak prędko, że operator kamery ledwie zdążył to uchwycić. A efekt był piorunujący, bo 22-latek walnął 84,12 m! Po tym wyczynie byliśmy pod wielkim wrażeniem… ale też nieco zawiedzeni. Liczyliśmy na to, że walka o tytuł mistrza olimpijskiego będzie choć trochę wyrównana. I oczywiście, że włączą się do niej Polacy (o my naiwni!). Tymczasem przybysz z Ameryki Północnej już po paru minutach konkursu pozbawił wszystkich złudzeń co do tego, kto tu wygra.
Niech nie zwiodą was kolejne rzuty Katzberga. Ethan wiedział, że nikt go nie pobije. Stąd celowo pozwalał sobie na próby oddane na ogromnym ryzyku. Takie, które albo zawodnik totalnie psuje i pali, albo wychodzą z tego rzuty, które później są wspominane latami.
PORAŻKA. POLACY BEZ MEDALU
A jak w konkursie radzili sobie Polacy? Niestety, przeciętnie.
Jako pierwszy z całej stawki do koła wszedł Wojciech Nowicki, który rzucił 77,42 m. Okej, można powiedzieć, że ten wynik był spokojnym wejściem w konkurs. Z tym, że kolejnych trzech zawodników posłało młot dalej – choć rzut Yanna Chaussinanda ostatecznie nie został zaliczony. Marnym pocieszeniem w tym wszystkim było, że dalej rzucił też Paweł Fajdek, bo jego 78,01 także nie pozwalało na walkę o medale. Dość napisać, że już w drugiej serii rzutów dalej ważący 7,26 kg przedmiot posłali Bence Halasz, Mychajło Kochan i Eivind Henriksen. Innymi słowy, postawa Polaków stanowiła powód do niepokoju.
Ten zmienił się w obawy czy zdobędziemy tu medal, kiedy w następnych próbach Nowicki rzucił odpowiednio 77,28 i 76,75. To oznaczało, że forma Wojtka jest stabilna. Niestety, tutaj najchętniej przytoczylibyśmy mema ze Spider-Manem. Tym, który również mówił, że jest stabilnie, ale… wy już wiecie jak.
A wiecie też, co jest najgorsze? Że – wyłączając kosmitę Katzberga – dzisiejszy konkurs nie stał na specjalnie wysokim poziomie. Do medalu wystarczyło rzucić w okolice 80. metra co, jak na warunki najważniejszej imprezy czterolecia, nie świadczyło o wysokim poziomie konkursu. Tutaj naprawdę dało się dużo ugrać, rzucając relatywnie krótko. Przecież gdyby Fajdek dziś powtórzył swój wynik z tegorocznych mistrzostw Polski (80,02 m), to dziś miałby tytuł wicemistrza olimpijskiego. Wprawdzie Paweł rzucał nieźle, jego młot kończył przed 79. metrem. Ale właśnie – zaledwie nieźle to jednak za mało, by na takim poziomie myśleć o olimpijskim podium.
Obaj Polacy potrzebowali więc czegoś ekstra. Tymczasem zbliżała się piąta seria rzutów, a Nowickiego i Fajdka brakowało na podium. A ostatnia kolejka w obu przypadkach była wręcz widokiem smutnym. Nowicki przy wejściu do koła sprawiał wrażenie najzwyczajniej w świecie zrezygnowanego. Jakby sam nie wiedział, dlaczego młot nie lata tak, jak to miało miejsce jeszcze dwa miesiące temu, kiedy na mistrzostwach Europy w Rzymie rzucał blisko 81 metrów. Dziś w finałowej próbie posłał młot na… 75,92. Fajdek także nie poprawił najlepszego rezultatu (78,80), zatem zakończył rywalizację na piątym miejscu. Wyprzedzili go Henriksen (79,18), Kochan (79,39), Halasz (79,97) oraz oczywiście Katzberg (84,12).
I tak kończy się ten dzień w wykonaniu Biało-Czerwonych. Dzień, po którym mieliśmy wielkie oczekiwania, bo polskich szans medalowych było w nim od groma. Na czele z polskimi mistrzami młoda. Okazało się jednak, że polski dorobek medalowy poprawiła tylko pewna dwudziestoletnia pięściarka, na której sukces przed igrzyskami nie stawiał praktycznie nikt.
Czytaj też: