Trzy lata temu w Tokio dali nam sensacyjne złoto. W składzie Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński pokonali wszystkich, na czele z Amerykanami. Dziś ze złotych medalistów z Tokio biegły dwie osoby – Zalewski i Święty-Ersetic. Oboje jednak nie prezentowali takiej formy jak wtedy. I cała sztafeta też nie wybiegała medalu. Czego należało się spodziewać.
Właściwie jakakolwiek szansa na medal uciekła nam, gdy stało się jasne, że ze względu na biegi indywidualne na 400 metrów w sztafecie mieszanej nie pobiegnie Natalia Kaczmarek. Wiadomo, to nasza najlepsze biegaczka i jedna z najlepszych na świecie, reszta zawodników i zawodniczek po prostu nie prezentuje podobnego poziomu. Z nią w składzie pewnie też nie mielibyśmy krążka igrzysk, ale w przedbiegowych oczekiwaniach moglibyśmy zakładać walkę o niego.
A tak? Liczyliśmy na szóste, może piąte miejsce. Dostaliśmy stosunkowo kiepski bieg, zakończony ósmym miejscem, które zmieniło się w siódme po dyskwalifikacji Francji.
Ale czy można było liczyć na więcej? Raczej nie. Sztafetę otwierał niedoświadczony, niespełna dwudziestoletni Maksymilian Szwed. Na igrzyskach to jego debiut. Potem biegła Justyna Święty-Ersetic, której jednak daleko do najlepszej formy. Karol Zalewski też nie biega tak, jak potrafił to robić trzy lata temu. A Alicja Wrona-Kutrzepa, kończąca sztafetę, w ogóle miała w niej nie startować. W ostatniej chwili wycofana ze startu została jednak Marika Popowicz-Drapała i to w jej miejsce wskoczyła Ala.
Innymi słowy: efekt był jaki był, ale nikogo to nie zaskoczyło. Szkoda, że nie udało się wywalczyć lepszego miejsca, jednak był to bieg na miarę aktualnych możliwości Polaków. Po prostu.
Rywalizację w sztafecie mieszanej wygrali Holendrzy z fenomenalną Femke Bol na ostatniej zmianie.
CZYTAJ TEŻ: FEMKE BOL: INSPIROWAŁA MNIE JUSTYNA ŚWIĘTY-ERSETIC [WYWIAD]
Fot. Newspix