Dwukrotny mistrz olimpijski w dwójce podwójnej kategorii lekkiej, Tomasz Kucharski, z wypiekami na twarzy śledził przejazd finałowy naszych wioślarzy w Paryżu. I ostatecznie czwórka podwójna mężczyzn zdobyła w stolicy Francji upragniony, brązowy krążek, choć niewiele zabrakło, by do Polski powędrowało nawet srebro. Zapytaliśmy złotego medalistę z Sydney i Aten, co sądzi o tym występie.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI: Jak pan ocenia ten przejazd finałowy?
TOMASZ KUCHARSKI: Ogromne emocje, ręce trzęsą mi się do teraz (śmiech). Bardzo, bardzo wysoki poziom, osady naprawdę jechały równo i te różnice się zacierały. To, co widzieliśmy w przedbiegach czy na poprzednich turniejach, ta rywalizacja, jeszcze się zacieśniła. Wszystkie reprezentacje były świetnie przygotowane, dlatego tym bardziej musimy docenić wynik Polaków. Stanęli na wysokości zadania, na wysokości swoich możliwości, atakowali do tego srebra i tak niewiele zabrakło… Ale było widać niesamowitą wolę walki.
Jestem bardzo szczęśliwy, że wiosła z kolejnych igrzysk przywożą medal, a przecież przez ostatnich parę lat było z nimi różnie. Czasem lepiej, czasem gorzej, a ostatecznie mamy ten brązowy medal w Paryżu, doskonała praca z kolejną już grupą trenera Wojciechowskiego. Coś wspaniałego!
Dało się zrobić coś więcej?
Zauważalna była praca nieco inna od biegu półfinałowego. Tutaj zaatakowali po dystansie 1000 metrów i nie tylko dali nadzieję na srebrny medal, ale przede wszystkim zapewnili sobie większy spokój. Może mogli trochę spokojniej wiosłować, walczy się jednak o to, co jest z przodu, nie bronimy, atakujemy. I to dziś w wykonaniu naszej czwórki podwójnej było piękne.
Była w Fabianie i Dominiku sportowa złość po Tokio?
Myślę, że tak, ale przede wszystkim ciążyła również na nich bardzo duża presja, na pewno stres. I dziś było widać, że oni to wszystko opanowali. Świetnie przepracowali okres przed igrzyskami, nie tylko fizycznie, bo mentalnie pokazali prawdziwą siłę, poradzili sobie z emocjami. Wiedzieli, że wszystko jest w ich głowach i rękach. No i nie rozpraszali się, utrzymali tę koncentrację do samego końca.
Spodziewaliśmy się medalu. Czy brązowego?
Te wszystkie wyniki, które pojawiały się w ciągu sezonu, wskazywały na to, że o złoto będzie niesamowicie trudno. Przełożyło się to na dzisiejszy finał, bo Holendrzy byli po prostu poza zasięgiem wszystkich osad w stawce, klasa sama w sobie. Tworzą tak zgraną drużynę, tak świetnie przygotowaną, że nie było na nich mocnych. Na pewno medalu się spodziewaliśmy, ale jak to sport – mogło być różnie, baliśmy się przede wszystkim czwartego miejsca.
Jest to wynik, na który bardzo liczyliśmy, nie mamy powodów do narzekań. Jest super, a dla mnie osobiście to ogromne szczęście.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Jak Pan ocenia obecny skład i dołączenie Ziętarskiego i Biskupa do naszej czwórki podwójnej?
To był bardzo dobry ruch i świetnie, że Mirek z Mateuszem dołączyli do Fabiana i Dominika. Widać ponadto ogromną pracę trenera Wojciechowskiego. Miał grupę ośmiu, nawet dziesięciu zawodników i potrafił do czwórki wybrać optymalną ekipę. To szkoleniowiec z tak dużą wiedzą i umiejętnościami, że radzi sobie nawet przy zmieniających się trendach, elementach technicznych. I dzięki temu – oraz oczywiście fenomenalnym umiejętnościom wioślarzy – mamy osadę, która tak naprawdę z większości imprez międzynarodowych przywozi medale.
Warto poza tym zwrócić uwagę na presję, która towarzyszy często mistrzom świata czy Europy. To są zawodnicy wygrywający w takich turniejach, a potem mający spore problemy na igrzyskach olimpijskich. To trochę inny wymiar startów, znacznie większy stres, no i też niesamowity poziom, co zresztą widzieliśmy w dzisiejszym finale. A dodatkowo, jeśli chodzi o naszych wioślarzy, to jeszcze z tyłu głowy gdzieś tam było to czwarte miejsce w Tokio. Dlatego czapki z głów przed naszą czwórką podwójną oraz trenerem!
ROZMAWIAŁ BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix.pl
Czytaj też: