Magda Linette próbowała, starała się, ale odpadła w II rundzie turnieju olimpijskiego. Nasza zawodniczka miała trochę pecha, bo trafiła na mającą polskie korzenie Jasmine Paolini, będącą rewelacją ostatnich miesięcy w kobiecym tourze. Włoszka rozegrała kolejny świetny mecz i udowodniła, że jest w paryskich igrzyskach poważną kandydatką do srebra. Chyba wiecie, ze względu na kogo nie napisaliśmy, że „do złota”.
Polka w ostatnich dniach była w świetnej formie. Wygrała turniej w Pradze, pokonując w finale, bardzo pewnie, 6:2, 6:1, swoją rodaczkę Magdalenę Fręch. Do Paryża przyleciała w ostatniej chwili, dzięki pomocy miliardera Rafała Brzoski. Na igrzyskach w pierwszym spotkaniu sprawiła niespodziankę, pokonując jeden z największych talentów kobiecego tenisa, Rosjankę Mirrę Andriejewą (rocznik 2007) 6:3, 6:4. Po tamtym meczu Polka mówiła o odzyskanej pewności siebie, która bardzo wiele daje na korcie. Wiadomo jednak było, że dziś czeka ją dużo cięższa przeprawa, bo Linette przyszło grać z Paolini.
Rewelacja tego sezonu
Włoszka to fenomen ostatnich miesięcy. Mierzy ledwie 163 cm wzrostu i pokazuje, że mimo tak słabych warunków fizycznych można dobrze serwować i dobrać się do najlepszych zawodniczek świata. W tym roku grała w finale French Open i Wimbledonu. Ten pierwszy przegrała z Igą Świątek, 2:6, 1:6, ale ten wynik jest nieco mylący, bo przez pierwszych kilkanaście minut Paolini prezentowała się świetnie i postawiła Polce bardzo trudne warunki. Później traciła przede wszystkim wiarę, ale też siły i była coraz bardziej bezradna. Dziś Paolini grała jednak nie z Igą, która w tym samym czasie w Paryżu rozprawiła się z Francuzką Diane Parry, ale z polską zawodniczką numer dwa, czyli Linette.
Początek był dość wyrównany, choć pewniej swoje serwisy wygrywała Paolini. W dwóch pierwszych własnych gemach nie przegrała punktu. To ona jako pierwsza przełamała serwis rywalki, ale Linette po chwili odpowiedziała tym samym. Mecz mógł się podobać, Polka grała odważnie i dużo jak na siebie ryzykowała. Wiedziała, że Włoszka jest regularna, potrafi mocno i regularnie uderzać, jest świetna w płaskich piłkach, więc próbowała przejąć inicjatywę. Przy stanie 4:4 oglądaliśmy wyrównanego gema, którego mogły wygrać obie zawodniczki, ale ostatecznie ten padł łupem Włoszki. Kilka minut później Paolini wygrała pierwszego seta, po kolejnym gemie wygranym do zera.
Nie ma się czego wstydzić
Dla Linette to trzecie igrzyska. Te w Rio de Janeiro oraz Tokio jej jednak singlowo zupełnie nie wyszły. W Paryżu pokonała wyżej notowaną Rosjankę, a dziś – tak się wydaje – robiła to, co mogła. Na początku drugiego seta trwała wyrównana walka, ale później górę wzięła regularność Paolini. Włoszka trzy razy przełamała Polkę, a sama dość pewnie wygrywała własne podania. I to ona zagra w Paryżu w kolejnej rundzie. Linette, jeśli chodzi o ten występ, nie ma się czego wstydzić, choć trochę szkoda, że w ostatnich dwóch gemach wydawała się już nieco pogodzona ze swoim losem.
Dziadek Paolini pochodzi z Ghany, a babcia to Polka, mieszkająca w Łodzi. Tenisistka reprezentuje Italię, kraj jej ojca. Dziś Włoszka udowodniła, że jest jedną z głównych kandydatek do srebra w Paryżu. Bo złoto wydaje się zarezerwowane dla takiej jednej z Raszyna, która w dorosłej karierze, na paryskich kortach, wygrała 37 singlowych spotkań, a przegrała zaledwie dwa.
Magdalena Linette – Jasmine Paolini 4:6, 1:6
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O IGRZYSKACH NA WESZŁO: