Reklama

Odmieniona kadra, czyli jak polskie siatkarki nabrały wiatru w żagle 

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

28 lipca 2024, 11:02 • 14 min czytania 0 komentarzy

Reprezentacja Polski siatkarek pod wodzą Stefano Lavariniego przeżywa prawdziwe odrodzenie. Zawodniczki odnoszą sukcesy, o których przez wiele lat mogliśmy jedynie pomarzyć. Największym z nich jest wyczekiwana kwalifikacja na igrzyska w Paryżu – ostatni raz żeńska kadra walczyła o medal olimpijski w 2008 roku, kończąc rozgrywki na fazie grupowej. Jak będzie tym razem i gdzie tkwi największa różnica między obecnym zespołem, a tym prowadzonym przez Jacka Nawrockiego? 

Odmieniona kadra, czyli jak polskie siatkarki nabrały wiatru w żagle 

Reprezentacja Polski siatkarek. Przemiana kadry 

Oświadczenia, konflikty, oskarżenia 

Dla wielu polskich kibiców siatkówki niedoścignionym wzorem kobiecej kadry są słynne „Złotka” trenera Andrzeja Niemczyka. Legendarny selekcjoner stworzył niesamowitą drużynę, która na stałe zapisała się w historii dyscypliny. I zrobił to w momencie, gdy reprezentacja przeżywała bardzo trudny okres. Zawodniczki nie chciały w niej występować, do tego dochodziły problemy ligowe w Polsce. Mimo to udało się najpierw zdobyć mistrzostwo Europy, a potem je obronić. Później było już tylko gorzej. 

Wspomniany awans na igrzyska w 2008 roku nie tylko nie zapewnił kolejnego sukcesu, ale zarazem brutalnie obnażył słabości kadry biało-czerwonych siatkarek na tle zespołów z całego świata. Na osłodę pozostał brąz na ME w 2009, które odbywały się zresztą w Polsce. I był to ostatni znaczący rezultat na arenie międzynarodowej w przypadku żeńskiej reprezentacji. 

W 2015 objął ją Jacek Nawrocki i wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu. Tuż po zmianie sternika w kadrze udało się wywalczyć srebro na Igrzyskach Europejskich w Baku. W tym samym roku siatkarki pod wodzą nowego szkoleniowca zdołały jeszcze dotrzeć do ćwierćfinału ME w Holandii i Belgii. Na imprezie, na której Polki od zawsze radziły sobie bardzo dobrze, podopieczne Nawrockiego zajęły jeszcze 4. miejsce w 2019. Tyle. 

Reklama

Szczególnie bolał brak kwalifikacji na igrzyska w Rio de Jaineiro oraz Tokio. I jakby nieszczęść było mało, atmosfera w kadrze zaczęła mocno gęstnieć. Drużyna wystosowała niepokojące oświadczenie, w którym poinformowała, że czuje się oszukana i skrzywdzona. Był to jednocześnie apel do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, by ten zdecydował się na zmiany w sztabie szkoleniowym żeńskiej reprezentacji. Jako jeden z głównych zarzutów wobec trenera Nawrockiego zawodniczki podały wówczas brak komunikacji i chęci do wypracowania kompromisu. Szkoleniowiec się bronił, ale trudno było w takiej aurze zbudować cokolwiek. I ostatecznie Nawrocki podał się do dymisji we wrześniu 2021 roku. 

Kontrakt z jego następcą, Stefano Lavarinim, podpisano już w 2022. Zanim do tego doszło, w PZPS powołano zespół do spraw kadry siatkarek. W jego skład wchodziły najbardziej uznane nazwiska w środowisku, a na ich czele stanęła Aleksandra Jagieło, była reprezentantka kraju i jedna ze „Złotek” Andrzeja Niemczyka. Zadbał o to nowy prezes związku, Sebastian Świderski. 

Po objęciu posady prezesa ogłosiłem, że będzie specjalna komisja do spraw żeńskiej siatkówki. Zaprosiłem do współpracy Olę Jagieło i szereg innych osób mających w tym zakresie bardzo dużą wiedzę. I, jak widać, ta komisja podejmuje właściwe decyzje, które zresztą potem na zebraniach zarządu są przeważnie w stu procentach akceptowane. Przynosi to pożądany efekt, bo reprezentacja pod wodzą trenera Lavariniego radzi sobie świetnie i wszyscy jesteśmy z tej kadry w pełni zadowoleni – wyjaśnia prezes PZPS. 

Stefano Lavarini

Stefano Lavarini podczas meczu reprezentacji Polski. Fot. Newspix

Reklama

Co tak naprawdę zadecydowało o wyborze selekcjonera z Włoch i czy po ponad dwóch latach Przewodnicząca Komisji Siatkówki Kobiecej nadal uważa, że była to odpowiednia decyzja? 

– Oczywiście, jestem bardzo zadowolona z tego wyboru. Wraz ze swoją grupą rekomendowałam trenera Lavariniego i mam ogromną satysfakcję, wierzyłam w ten projekt od samego początku. Widziałam w zespole duży potencjał od jakiegoś czasu i miałam przekonanie, że przy Stefano ta drużyna zacznie grać jeszcze lepiej. Po pierwsze, świetnie radził sobie wcześniej z młodzieżą w siatkówce klubowej, a po drugie doskonale pokierował reprezentacją Korei Południowej, gdzie tak naprawdę była jedna zawodniczka na światowym poziomie. I dobre rezultaty widzimy też w naszej kadrze, której mecze ogląda się obecnie z dużą przyjemnością – opowiada o kulisach zatrudnienia Lavariniego w Polsce Aleksandra Jagieło. 

Wspomniany sukces z Koreankami wydaje się jednym z najważniejszych asów schowanych w rękawach włoskiego trenera. Przez czas pandemii koronawirusa jego praca z zespołem z Azji Wschodniej była nieco utrudniona, co dodatkowo wzmacnia efekt rezultatów, jakie z kadrą osiągnął Lavarini. Drużyna, która do tej pory plasowała się na końcowych miejscach drugiej dziesiątki rankingu FIVB, nagle stała się szóstą siłą na mistrzostwach świata. Na igrzyskach w Tokio dotarła aż do półfinału, mając na rozkładzie chociażby piekielnie silne Turczynki. I to właśnie pracę z reprezentacją Korei docenił również były szkoleniowiec Biało-Czerwonych, Piotr Makowski:  

– Byłem w zespole, który wybierał trenera Lavariniego. I rzeczywiście, w tych rozmowach, które toczył z nami i kiedy przedstawiał swój plan, wydawał się szkoleniowcem kompletnym. Przemawiał za nim przede wszystkim sukces z reprezentacją Korei Południowej. Na pewno przyjdą też gorsze chwile, ale na ten moment uważam, że to wybór na lata. Jeśli trener i związek się dogadają w kwestii przyszłości, to ta współpraca powinna być kontynuowana, głównie ze względu na tę stabilność, którą możemy zaobserwować w obecnej reprezentacji. Sprawdzało się to też w innych kadrach, w tym chociażby w Turcji czy Serbii – powiedział jeszcze przed igrzyskami trener polskich siatkarek w latach 2013-2015.

Kilka dni później doszło do oczekiwanego porozumienia Włocha i PZPS, a szkoleniowiec umowę przedłużył.

Wiadomo zatem, że kandydatura Stefano Lavariniego była mocna, co też zresztą wpłynęło na to, że został on wybrany selekcjonerem żeńskiej reprezentacji. Ale co konkretnie sprawiło, że to właśnie pod jego batutą zespół zaczął grać o niebo lepiej? 

Oczyszczenie atmosfery 

Głównym problemem kadry Jacka Nawrockiego była sfera mentalna. Choć nie tylko, bo trudno było też o optymalne rozkładanie sił w zespole, co uwidaczniało się w statystykach. Punktowały główne filary zespołu, czyli Malwina Smarzek i Magdalena Stysiak. W szczególności ta druga nabierała dopiero doświadczenia na arenie międzynarodowej, rozpoczynając przygodę klubową we Włoszech. To, co sprawdziło się w innych najsilniejszych reprezentacjach, trener Nawrocki chciał przenieść na polskie realia. I nie wyszło to niestety najlepiej. Obecnie pod tym względem Piotr Makowski dostrzega wyraźną poprawę: 

– To już nie jest jedna zawodniczka zdobywająca masę punktów dla reprezentacji. Kiedyś to była Malwina Smarzek, potem Magda Stysiak. Teraz to się rozkłada na większą liczbę zawodniczek i dobrze to wygląda – z pewnością lepiej niż w przypadku Melissy Vargas czy Tijany Bošković, które dostają ogrom piłek do skończenia, a my stanowimy sprawnie funkcjonujący monolit – podkreśla były selekcjoner polskich siatkarek. 

Oprócz tego skończyły się problemy z oświadczeniami, konfliktami, oskarżeniami rzucanymi przez obie strony, czyli sztab i zawodniczki. Oczyszczona atmosfera zaczęła służyć Biało-Czerwonym, a te jednym głosem opowiadają się za swoim szkoleniowcem. Widzi to Katarzyna Zaroślińska-Król, która miała okazję poznać warsztat trenerski m.in. wspomnianego Andrzeja Niemczyka, Jerzego Matlaka czy wreszcie Jacka Nawrockiego. 

Katarzyna Zaroślińska-Król

Katarzyna Zaroślińska-Król. Fot. Newspix.pl

– Zawodniczki zawsze mieliśmy dobre, czasami coś klika lub nie. W tym wypadku kliknęło po prostu chyba wszystko. Wytworzyła się świetna atmosfera, dziewczyny rozwinęły skrzydła, dobrze wypowiadają się ponadto o trenerze Lavarinim, a całości bronią wyniki. Widać, że czują się doskonale w swoim towarzystwie – i to nie tylko na boisku, ale też poza nim. Jest zaufanie i poczucie, że można na siebie nawzajem liczyć. I z tego trzeba się cieszyć, bo nie zawsze tak to wygląda – czasem mimo zażyłych relacji w życiu prywatnym pomiędzy zawodniczkami, nie przekłada się to na dobrą grę. Takiego problemu na szczęście nie ma w naszej reprezentacji – ocenia obecną kadrę Zaroślińska-Król. I wskazuje zarazem na spokój i komfort psychiczny, które siatkarki otrzymały od trenera Lavariniego. 

– Dziewczyny prezentują się rewelacyjnie, pokazują ogromne umiejętności. To, w jaki sposób gra nasza drużyna narodowa, jest też oczywiście zasługą trenera Lavariniego. Doskonale prowadzi on zespół sportowo i jednocześnie zadbał o sferę mentalną, zapewniając zawodniczkom duże wsparcie, a jest ono dla każdej siatkarki niezwykle ważne. Wygląda to tak, jakby wszystko szło w tę samą stronę – i sztab, i drużyna. Reprezentacja czuje się pewnie, potrafi wrócić do gry – i to bardzo dobrej – w momencie, gdy pojawiają się jakieś małe kryzysy w meczach. Widać tę chemię, która daje pozytywny skutek w postaci świetnych rezultatów – zaznacza Zaroślińska-Król. 

Wtóruje jej Aleksandra Jagieło: – Różnica jest przede wszystkim mentalna. Od kilku lat ten zespół pokazywał, że ma duży potencjał, tylko czegoś brakowało. I chyba chodziło po prostu o sternika, który swoją pracą, warsztatem i pomysłem przekona drużynę do tego, że jest mocna i że może wygrywać z najlepszymi. Dziewczyny zaufały i dzięki temu widzimy świetne efekty – mówi była reprezentantka Polski. 

Czy sam spokój i dobra atmosfera na zgrupowaniach oraz meczach kadry narodowej to jedyna – choć oczywiście kolosalna – różnica w zespołach Nawrockiego i Lavariniego? Warto przyjrzeć się również samym zawodniczkom, które obecnie są już znacznie bardziej doświadczone niż za kadencji polskiego szkoleniowca, ale nie brakuje też młodych, utalentowanych siatkarek. Włoski trener wykorzystuje to w swoich powołaniach, umiejętnie rotując składem i dokonując roszad najczęściej przynoszących zamierzone efekty. 

Pod jego wodzą świetnie rozwinęła się nie tylko Stysiak, ale i Martyna Czyrniańska, Martyna Łukasik czy Aleksandra Szczygłowska. Nie brakuje jednak również weteranek: Joanny Wołosz, Katarzyny Wenerskiej, Natalii Mędrzyk czy Agnieszki Korneluk. Swoim doświadczeniem wspierają one młodsze zawodniczki, a te wyraźnie nabierają wiatru w żagle. Podobnym przykładem jest zresztą przecież Magdalena Stysiak, która obecnie stanowi już jeden z fundamentów kadry. 

I ten wzrost umiejętności poparty także spokojem oraz wsparciem ze strony Stefano Lavariniego widzi Piotr Makowski: 

– Za trenera Nawrockiego dziewczyny, które dostawały powołania, grały dobre mecze. Były one niestety minimalnie przegrywane. I być może po prostu to jeszcze nie był ten czas. Niemniej jednak faktycznie coś jest na rzeczy, jeśli chodzi o trenera Lavariniego, bo kadrowiczki zgodnie podkreślają, że to właśnie teraz nabrały wiatru w żagle, pewności siebie. To, co z pewnością uległo znacznej poprawie, to ta sfera mentalna. A to, co do tej pory było w porządku, czyli elementy siatkarskie, zostały przez to wzmocnione – analizuje były szkoleniowiec. 

Igrzyska, czyli szansa na zapisanie się w historii 

16 lat. Tyle czekaliśmy na to, by zobaczyć polskie siatkarki w walce o medale olimpijskie i wreszcie żeńska reprezentacja dała tę radość. Nie tylko sobie, bo przed Paryżem świetne nastroje panowały zarówno w samej drużynie, jak i wśród kibiców czy działaczy. Zadowolenie potęgowało wywalczenie brązowego medalu w Lidze Narodów, który padł łupem Biało-Czerwonych po bardzo dobrym, pięciosetowym boju z Brazylijkami, czyli zarazem rywalkami grupowymi na nadchodzących igrzyskach (wraz z Japonią i Kenią). I kolejny raz podopieczne Lavariniego udowodniły, że są w stanie utrzymać koncentrację w krytycznych momentach najważniejszych meczów. 

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Reprezentacja Polski nie była ponadto w tamtym spotkaniu faworytem. Cała tegoroczna Liga Narodów była zresztą poligonem dla najlepszych zespołów, które mogły podczas turnieju przećwiczyć ustawienia czy rozmaite założenia taktyczne, by w konsekwencji wyciągnąć wnioski przed igrzyskami w Paryżu. A sukces na nich jest kobiecej siatkówce niezwykle potrzebny, o czym mówi Piotr Makowski: 

– Nie ujmując sukcesom zawodniczek trenera Niemczyka, my wygrywaliśmy w Europie. Niespecjalnie liczyliśmy się natomiast na świecie czy na igrzyskach. Tymczasem ostatnie sukcesy, w tym brązowy medal Ligi Narodów, sprawiają, że możemy zaistnieć właśnie na turnieju olimpijskim. I to jest niezwykle ważne, bo na Starym Kontynencie te wyniki co najwyżej powtórzymy, a powinniśmy dążyć do tego, by odnosić kolejne triumfy w innych, kluczowych imprezach międzynarodowych. A do nich zaliczam igrzyska i mistrzostwa świata, gdzie moim zdaniem dziewczyny są w stanie również zanotować bardzo dobre rezultaty – ocenia doświadczony trener. 

Aleksandra Jagieło widzi z kolei reprezentację Polski siatkarek jako kandydata do sprawienia niespodzianki: – Na igrzyskach mamy trudną grupę, mocne rywalki, ale wierzę, że będziemy na tej imprezie czarnym koniem. Zespół już pokazał, że potrafi wygrywać z najlepszymi. Drużynie na pewno nie zabraknie motywacji, zresztą każdy sportowiec, który jedzie na turniej olimpijski, chce się tam nie tylko pokazać, ale coś osiągnąć. Dziewczyny są ponadto spragnione sukcesów, wiem, że podejdą do każdego kolejnego meczu w pełni skoncentrowane. Oczywiście, może się przytrafić gorsze spotkanie, ale wierzę, że ta reprezentacja ma wszystko, by walczyć o najwyższe cele – mówi Jagieło. 

reprezentacja Polski siatkarek

Reprezentacja Polski siatkarek. Fot. Newspix.pl

Wspomniane już doświadczenie zawodniczek będzie z pewnością istotnym elementem poradzenia sobie z dodatkową presją, jaka towarzyszy pojedynkom na igrzyskach. Ale według Katarzyny Zaroślińskiej-Król, skład wytypowany przez szkoleniowca jest optymalną mieszanką weteranek i obiecujących talentów. Całość spaja Magdalena Stysiak, która mimo 23 lat na karku, ma przecież za sobą ogrom występów w czołowych klubach z Włoch i Turcji. 

– Magda jest nadal młodą zawodniczką, ale już doświadczoną w kontekście gry na arenie międzynarodowej, widać u niej dużą klasę. Zresztą nazwiska wszystkich naszych dziewczyn są już przecież bardzo znane w siatkarskim świecie. Na igrzyskach być może jakiś mały stres się pojawi, ale myślę, że przede wszystkim widoczna będzie pewność siebie. Mamy w zespole mocne, ograne zawodniczki, które z kolei opierają się na świetnym sztabie szkoleniowym. Doświadczenie, charakter i charyzma pomogą w przezwyciężeniu tej presji i dziewczyny po jakichś początkowych emocjach, a te raczej się pojawią, po prostu zagrają swoją najlepszą siatkówkę – analizuje kadrę Zaroślińska-Król. 

Przyszłość żeńskiej reprezentacji Polski rysuje się w jasnych barwach. A jako architekta kolejnych sukcesów dalej wymienia się Stefano Lavariniego. 

Projekt Lavarini po igrzyskach 

Kontrakt włoskiego selekcjonera wygasał w tym roku, ale tuż przed igrzyskami ogłoszono, że zarówno on, jak i Nikola Grbić w męskiej kadrze, swoje umowy z PZPS przedłużyli. A dotychczasowe, dwuletnie zobowiązanie przyniosło wiele dobrego – drużyna przeszła zaskakującą przemianę, gra świetną, widowiskową i przede wszystkim skuteczną siatkówkę. Sam trener wraz ze swoim sztabem wykonuje natomiast tytaniczną pracę, dbając o każdy element zarządzania reprezentacją Polski. Wynika to w dużej mierze z jego charakteru. To według Sebastiana Świderskiego perfekcjonista, ale i… malkontent, bo tak wcześniej nazywał Włocha prezes PZPS. 

On zawsze szuka perfekcji, a wiadomo, że tej perfekcji w praktyce nie da się osiągnąć. I nawet jak jest wszystko dobrze, to coś musi być chociaż trochę źle, żeby móc to poprawić. Tak właśnie jest z trenerem Lavarinim, do czego się zresztą przyzwyczaiłem. Współpracowałem już z podobnie nastawionymi do pracy szkoleniowcami, rozumiem ich, staram się im pomagać w odnalezieniu satysfakcjonującego rozwiązania. Może nie zawsze idealnego, ale takiego, żeby wszyscy byli w mniejszym czy większym stopniu zadowoleni – mówi o współpracy z Lavarinim Świderski. 

Mimo licznych głosów, głównie ze strony środowiska bliższego Jackowi Nawrockiemu, że to właśnie on podłożył fundamenty pod obecną kadrę, nie sposób nie zauważyć wielowymiarowej poprawy, która jest wynikiem przygotowywania zespołu już przez włoskiego szkoleniowca. I być może czasami jego decyzje bywają mniej lub bardziej trudne do zrozumienia, ale ostatecznie broni się on przede wszystkim wynikami. Projektowi Lavariniego daleko oczywiście od ideału, na co wskazuje Piotr Makowski, ale w porównaniu do rezultatów, jakie reprezentacja siatkarek odnosiła za kadencji trenera Nawrockiego, widać sporą różnicę. 

A jeśli dodać do tego charakterystykę kadry, według byłego szkoleniowca Polskę można zaliczyć do grona najlepiej rokujących żeńskich drużyn w ścisłej światowej czołówce: 

– Myślę, że zawsze są elementy do poprawy. Na pewno lepiej może być w zagrywce, w bloku. W rozegraniu już pewnie nie, bo jednak mamy obecnie jedne z najlepszych zawodniczek na świecie zawodniczek na tej pozycji. Są rzeczy warte przeanalizowania i skorygowania również w przyjęciu i obronie. Mamy zespół młody, ale jednocześnie z doświadczonymi siatkarkami. Dlatego ta perspektywa czasowa dla naszej drużyny jest bardzo dobra. W tym aspekcie jesteśmy w doskonałej sytuacji, jeśli chodzi o porównanie do największych światowych potęg – a do nich można już według mnie zaliczać zespół trenera Lavariniego – mówi Makowski. 

Dostrzega to również prezes PZPS, który tuż przed igrzyskami mówił nam o przyszykowaniu nowego kontraktu dla włoskiego szkoleniowca, by ten mógł kontynuować pracę z Biało-Czerwonymi również po igrzyskach olimpijskich w Paryżu: 

Nie będę ukrywał, że bardzo byśmy chcieli, żeby trener Lavarini z nami został i przedłużył umowę. Wstępne rozmowy w tej kwestii się rozpoczęły, natomiast teraz czekamy na odpowiedź drugiej strony. Życzyłbym sobie, żeby ta praca była kontynuowana, bo widać, że po pierwsze wykonywano ją w odpowiedni sposób, a po drugie przyniosła wymierne efekty. Widać to i po samym stylu gry naszej żeńskiej reprezentacji, i po rezultatach, jakie ona osiąga. A te są przecież bardzo dobre – zdradził Sebastian Świderski.

I dziś już wiemy, że jego życzenie się spełniło, bo Lavarini w polskiej reprezentacji zostanie również po igrzyskach, niezależnie od odniesionych na nich wyników.

Kluczowym punktem w ocenie przemiany kadry siatkarek jest porównanie obecnej drużyny do tej, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji za czasów Jacka Nawrockiego. Według Katarzyny Zaroślińskiej-Król, etap afer, oświadczeń i niezrozumiałych konfliktów, należy jednak oddzielić grubą kreską, by skoncentrować się wyłącznie na budowaniu nowego, krystalicznego i przede wszystkim odnoszącego wreszcie na świecie sukcesy zespołu: 

– Nie ma co wracać do przeszłości. Warto się skupić na tym, co jest dobre. A możemy śmiało powiedzieć, że to, co dzieje się aktualnie przy naszej reprezentacji, jest nawet bardzo dobre. Ja mogę jedynie – oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu – zazdrościć dziewczynom, w jakim są miejscu. Trochę mi szkoda, że do tego nie doszło za moich czasów gry w kadrze. Myślę, że wiele zawodniczek chciałoby być w tej drużynie, bo dzięki niej widać wreszcie tę siłę kobiecej polskiej siatkówki, charakter, waleczność. I świetnie się to ogląda – mówi była reprezentantka. 

Z klocków, które miał do dyspozycji Jacek Nawrocki i które układał często w sposób niespójny, Stefano Lavarini tworzy budowlę o mocnych fundamentach. Brakuje jej jeszcze kilku kluczowych elementów, by stanowić twierdzę nie do przejścia dla najgroźniejszych rywalek, ale jako główny inżynier projektu pod nazwą reprezentacja Polski siatkarek Włoch radzi sobie na razie bardzo dobrze. I pozostaje trzymać kciuki za to, byśmy znów mieli przynajmniej tak duże powody do radości, jak w czasach kadry Niemczyka. A najlepiej i większe. 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix.pl 

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
18
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

0 komentarzy

Loading...