Po meczu pierwszej rundy zastanawialiśmy się, czy Iga Świątek potrzebowała spotkania na rozgrzewkę. Bo z Iriną-Camelią Begu wcale nie poszło jej tak łatwo, jak można się było spodziewać. Dziś jednak Polka pokazała, że gdzie jak gdzie, ale na kortach Rolanda Garrosa potrafi dominować. Bo nic to, że Diane Parry miała za sobą wsparcie rodaków na trybunach. Od Igi i tak oberwała – 1:6, 1:6.
Świątek nigdy nie kryła, że igrzyska olimpijskie to dla niej turniej specjalny. Ojciec był olimpijczykiem, ona sama o walce o medale marzyła od dziecka. W Tokio nie miała okazji tego przeżyć, odpadła wcześniej, ale zebrała cenne doświadczenia. W Paryżu – wiadomo – jest główną faworytką do złota. Nie może być inaczej, nie po czterech triumfach w Roland Garros i dominacji na mączce. W tym sezonie wygrała przecież też oba “tysięczniki” na tej nawierzchni – w Rzymie i Madrycie.
W dodatku wycofały jej się najgroźniejsze rywalki. Nie ma w turnieju olimpijskim Aryny Sabalenki, nie ma Jeleny Rybakiny, zostały co najwyżej Jasmine Paolini i Coco Gauff, czyli dwie tenisistki, które swoje na mączce potrafią, bo grały już w finałach Roland Garros, ale… obie przegrały w nich z Igą.
Dziś jednak to była dopiero druga runda turnieju, teoretycznie rywalka z niższej półki. Owszem, całkowicie nieznana – bo Parry i Świątek jeszcze nie miały okazji ze sobą rywalizować – ale jednak nie tej klasy, by Idze zagrozić. Przynajmniej na papierze. Wiadomo, że publika potrafi ponieść, wiadomo też, że turniej olimpijski – że ujmiemy to jednym z najczęściej powtarzających się w sporcie stwierdzeń – rządzi się swoimi prawami. Presja igrzysk też swoje potrafi dołożyć.
Ale nie dziś.
Dziś Iga była nie do zatrzymania. Od początku przejęła inicjatywę w meczu z Parry i nie oddała jej już do końca meczu. Francuzka ocknęła się dopiero, gdy było już 5:0 dla Polki w I secie. Wygrała długiego gema przy własnym serwisie, ale przy podaniu Igi nie była w stanie zrobić nic. I to właściwie przez całe spotkanie. Iga ani razu nie musiała bowiem nawet bronić break pointa, za to sama miała go w każdym gemie rywalki – nawet tych dwóch, które Diane ostatecznie wygrała.
Bo tyle właśnie Francuzka ugrała. Dwa gemy, po jednym na seta. Nie było mowy o tym, by nakręcona chóralnie dopingującą ją publiką, choćby spróbowała powalczyć o coś więcej. Polka po prostu jej na to nie pozwoliła. Wygrała pewnie, koncertowo i awansowała do 1/8 finału. Tam zmierzy się z Chinką Xiyu Wang, 52. w rankingu światowym. Do tej pory grały ze sobą raz – w tym roku w Madrycie. Iga wygrała wtedy 6:1, 6:4.
Podejrzewamy, że tak samo będzie i tym razem.
Fot. Newspix