Quentin Tarantino by się tego nie powstydził. Właściwie on sam mógłby napisać scenariusz dla dzisiejszego meczu Widzewa z Lechem. Wyobraźcie sobie – grupa facetów wpada na kwadrat rywali i nagle wszędzie robi się czerwono. Wielka brutalność, wszystko dzieje się bardzo szybko. Wygląda na to, że po zaatakowanych nie ma już czego zbierać. Akcja rozgrywa się w ciągu ledwie kilku minut. W ciepły letni wieczór w Łodzi.
Podopieczni Daniela Myśliwca zaskoczyli gości atakiem znienacka – przyczajeni przenieśli się najpierw na trzydziesty metr od bramki, potem w okolice pola karnego, po chwili już w pole karne… I gol. Po prostu. Nikt im nawet nie przeszkadzał. Wszystko tak płynne, lekkie i zwiewne, że aż trudno było spodziewać się trafienia.
Powiedzmy sobie wprost – Widzewiakom gol na 1:0 przyszedł z wielką łatwością. Gospodarze szybko wykorzystali swoją dobrą dyspozycję i niemoc piłkarzy Kolejorza, którzy stali i patrzyli tylko, jak rywale bezczelnie ich ogrywają.
Niemoc miała być niby tylko chwilowa – przecież to poznaniacy przyjechali do Łodzi w roli faworyta – ale ostatecznie zdefiniowała dzisiejszy wieczór z Ekstraklasą. Można grać przez większość meczu nieźle, ale czasem decydują krótkie chwile. Szczególnie u Tarantino.
Widzew – Lech 2:1. Śmieszno-straszny początek Kolejorza
Opisywaną wyżej koronkową akcję Widzewa wykończył dokładnym strzałem Jakub Sypek. Drugi gwóźdź do niebieskiej trumny wbił Fran Alvarez, któremu latarką, jak grzeczny synek, poświecił Afonso Sousa. Piłka po strzale z rzutu wolnego i rykoszecie wpadła do siatki, kompletnie myląc Bartosza Mrozka i wprawiając w konsternację Nielsa Frederiksena.
W sumie nie tylko jego, bo i my byliśmy trochę zaskoczeni tak szybko wyprowadzonymi przez Widzew ciosami.
2:0 w 10. minucie. Kto by pomyślał?
Jak to jednak u Tarantino, musiało się jeszcze coś trochę zagmatwać. Wesoła rzeź to jedno, ale ciekawa fabuła jest o wiele ważniejsza.
Do szatni i po wielkie emocje
Tę zapewnił ostatecznie Mikael Ishak, który tuż przed przerwą przypomniał, czemu uznajemy go za jednego z najlepszych napastników w lidze. Szybki strzał po ziemi, wykorzystane dobre rozegranie kolegów i to, co powinien robić lider, czyli wysłanie sygnału do walki, gdy gra totalnie się nie klei. Ten jeden gol, maleńka cyferka w skali całego sezonu, odmienił obraz rywalizacji i, przede wszystkim, odmienił drużynę Frederiksena.
Na drugą połowę Kolejorz wyszedł nabuzowany i skory do agresywnych ataków. Dalej prym wiódł kapitan ekipy z Poznania, ale teraz cały zespół wyglądał już o niebo lepiej. Udało się nawet zyskać przewagę w środku pola, a momentami też spychać Widzew do głębokiej defensywy. W drugiej połowie bywało ciekawie, gorąco, ostro.
Co z tego, skoro wszystkie te wysiłki Lecha na nic, gdy grę w piłkę zaczynasz dopiero po kwadransie meczu. Goli po przerwie już nie uświadczyliśmy i Widzew dowiózł swoje prowadzenie do końca.
Zasługuje ten, kto wygrywa
Łodzianie triumf zawdzięczają blitzkriegowi z początku spotkania, ale też wytrwałości w dalszych jego fazach. Do zdesperowanych piłkarzy Lecha należało podejść w dokładnie taki sposób. Choć czerwono-biało-czerwonym pomógł dziś maleńki spalony (był?), to i tak najbardziej pomogli sami sobie.
Wybiegali to zwycięstwo piłkarze Myśliwca i niech się wieczorem ucieszą z tych wyrwanych Lechowi trzech punktów.
My też dostaliśmy dziś od piłkarzy obu drużyn powody do radości. Na początek jatka, potem trochę szachów, nerwów, suspensu, na koniec uparte ataki. Ekstraklasa w pełnej krasie, dziękujemy panom za ten wieczór.
Widzew:
Gikiewicz (5) – Kastrati (3), Żyro (4), Ibiza (4), Kozlovsky (5) – Alvarez (6), Hanousek (5), Łukowski (7) – Sypek (6), Rondić (5), Cybulski (6)
Rezerwowi: Shehu (3), Kerk (3), Klimek (3)
Lech:
Mrozek (4) – Pereira (6), Douglas (4), Milić (4), Gurgul (3) – Kozubal (6), Karstrom (5) – Szymczak (2)(-), Sousa (5), Ba Loua (2) – Ishak (7)(+)
Rezerwowi: Fiabema (3), Hotić (5)
Sędzia:
Marciniak (3)
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lech Poznań – klub minimalistów
- Pocałunek śmierci nie gnębi Jagiellonii
- Po co (za)wieszać Babiarza?
- Posiłki z niższych lig. Warto było szukać czy szkoda czasu?
- Joanna Wołosz: Z zewnątrz wydaję się poważna, ale jestem trochę wariatką
Fot. Newspix