Reklama

Pewnego razu… w Łodzi

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

27 lipca 2024, 22:13 • 3 min czytania 83 komentarzy

Quentin Tarantino by się tego nie powstydził. Właściwie on sam mógłby napisać scenariusz dla dzisiejszego meczu Widzewa z Lechem. Wyobraźcie sobie – grupa facetów wpada na kwadrat rywali i nagle wszędzie robi się czerwono. Wielka brutalność, wszystko dzieje się bardzo szybko. Wygląda na to, że po zaatakowanych nie ma już czego zbierać. Akcja rozgrywa się w ciągu ledwie kilku minut. W ciepły letni wieczór w Łodzi.

Pewnego razu… w Łodzi

Podopieczni Daniela Myśliwca zaskoczyli gości atakiem znienacka – przyczajeni przenieśli się najpierw na trzydziesty metr od bramki, potem w okolice pola karnego, po chwili już w pole karne… I gol. Po prostu. Nikt im nawet nie przeszkadzał. Wszystko tak płynne, lekkie i zwiewne, że aż trudno było spodziewać się trafienia.

Powiedzmy sobie wprost – Widzewiakom gol na 1:0 przyszedł z wielką łatwością. Gospodarze szybko wykorzystali swoją dobrą dyspozycję i niemoc piłkarzy Kolejorza, którzy stali i patrzyli tylko, jak rywale bezczelnie ich ogrywają.

Niemoc miała być niby tylko chwilowa – przecież to poznaniacy przyjechali do Łodzi w roli faworyta – ale ostatecznie zdefiniowała dzisiejszy wieczór z Ekstraklasą. Można grać przez większość meczu nieźle, ale czasem decydują krótkie chwile. Szczególnie u Tarantino.

Widzew – Lech 2:1. Śmieszno-straszny początek Kolejorza

Opisywaną wyżej koronkową akcję Widzewa wykończył dokładnym strzałem Jakub Sypek. Drugi gwóźdź do niebieskiej trumny wbił Fran Alvarez, któremu latarką, jak grzeczny synek, poświecił Afonso Sousa. Piłka po strzale z rzutu wolnego i rykoszecie wpadła do siatki, kompletnie myląc Bartosza Mrozka i wprawiając w konsternację Nielsa Frederiksena.

Reklama

W sumie nie tylko jego, bo i my byliśmy trochę zaskoczeni tak szybko wyprowadzonymi przez Widzew ciosami.

2:0 w 10. minucie. Kto by pomyślał?

Jak to jednak u Tarantino, musiało się jeszcze coś trochę zagmatwać. Wesoła rzeź to jedno, ale ciekawa fabuła jest o wiele ważniejsza.

Do szatni i po wielkie emocje

Tę zapewnił ostatecznie Mikael Ishak, który tuż przed przerwą przypomniał, czemu uznajemy go za jednego z najlepszych napastników w lidze. Szybki strzał po ziemi, wykorzystane dobre rozegranie kolegów i to, co powinien robić lider, czyli wysłanie sygnału do walki, gdy gra totalnie się nie klei. Ten jeden gol, maleńka cyferka w skali całego sezonu, odmienił obraz rywalizacji i, przede wszystkim, odmienił drużynę Frederiksena.

Na drugą połowę Kolejorz wyszedł nabuzowany i skory do agresywnych ataków. Dalej prym wiódł kapitan ekipy z Poznania, ale teraz cały zespół wyglądał już o niebo lepiej. Udało się nawet zyskać przewagę w środku pola, a momentami też spychać Widzew do głębokiej defensywy. W drugiej połowie bywało ciekawie, gorąco, ostro.

Co z tego, skoro wszystkie te wysiłki Lecha na nic, gdy grę w piłkę zaczynasz dopiero po kwadransie meczu. Goli po przerwie już nie uświadczyliśmy i Widzew dowiózł swoje prowadzenie do końca.

Reklama

Zasługuje ten, kto wygrywa

Łodzianie triumf zawdzięczają blitzkriegowi z początku spotkania, ale też wytrwałości w dalszych jego fazach. Do zdesperowanych piłkarzy Lecha należało podejść w dokładnie taki sposób. Choć czerwono-biało-czerwonym pomógł dziś maleńki spalony (był?), to i tak najbardziej pomogli sami sobie.

Wybiegali to zwycięstwo piłkarze Myśliwca i niech się wieczorem ucieszą z tych wyrwanych Lechowi trzech punktów.

My też dostaliśmy dziś od piłkarzy obu drużyn powody do radości. Na początek jatka, potem trochę szachów, nerwów, suspensu, na koniec uparte ataki. Ekstraklasa w pełnej krasie, dziękujemy panom za ten wieczór.

Widzew:

Gikiewicz (5) – Kastrati (3), Żyro (4), Ibiza (4), Kozlovsky (5) – Alvarez (6), Hanousek (5), Łukowski (7) – Sypek (6), Rondić (5), Cybulski (6)

Rezerwowi: Shehu (3), Kerk (3), Klimek (3)

Lech:

Mrozek (4) – Pereira (6), Douglas (4), Milić (4), Gurgul (3) – Kozubal (6), Karstrom (5) – Szymczak (2)(-), Sousa (5), Ba Loua (2) – Ishak (7)(+)

Rezerwowi: Fiabema (3), Hotić (5)

Sędzia:

Marciniak (3)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

83 komentarzy

Loading...