Reklama

Ceremonia otwarcia za nami, ale czy ktoś coś z tego zrozumiał? [OPINIA]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

26 lipca 2024, 23:33 • 5 min czytania 194 komentarzy

Płynęli jak na stracenie. Niektórzy radośni, uśmiechnięci, cieszący się być może najważniejszym momentem w ich sportowym życiu. Inni – przerażeni, w końcu nie każdy z nich wcześniej miał do czynienia z łodzią. Wszyscy jednak, ramię w ramię, byli kolegialnie przemoczeni. I cóż nam z tego, że Lady Gaga ładnie zaśpiewała? Że metalowy zespół Gojira zagrał swój kawałek w świetnej scenerii. Podczas oglądania ceremonii otwarcia igrzysk nasz zapał do igrzysk został mocno przygaszony. Wszystko przez strugi deszczu i okropnie chaotyczny program całego show.

Ceremonia otwarcia za nami, ale czy ktoś coś z tego zrozumiał? [OPINIA]

Oddajmy to Francuzom na wstępie: zamysł był dobry. Na papierze pomysł stworzenia ceremonii otwarcia igrzysk na Sekwanie mógł się podobać. Po pierwsze, organizatorzy chwalili się tym, że wydarzenie zobaczy nawet trzysta tysięcy osób. Po drugie, mieli oni do zagospodarowania znacznie więcej przestrzeni, więc całość mogła być bardziej różnorodna. W końcu to była pierwsza ceremonia otwarcia najważniejszej imprezy czterolecia, która miała miejsce poza stadionem, gdzie rozgrywane są zawody.

Ponadto, niektóre elementy całej ceremonii mogły się podobać. Nie brakowało wielkich gwiazd (nie tylko sportowych), jak Lady Gaga czy Zinedine Zidane. Niejeden gracz mógł się pewnie uśmiechnąć, kiedy widział jak po dachach paryskich budynków ze zniczem olimpijskim śmiga asasyn. Fajne było też to, że całość ceremonii skupiła się mocno na akcencie francuskim. Ostatnimi czasy bowiem ceremonie otwarcia stawiały akcent raczej na uniwersalny (czytaj: miałki) przekaz. A przecież o to chodzi w takim wydarzeniu, by gospodarz mógł zaprezentować siebie i swoją kulturę.

Tylko cóż z tego, skoro zawiódł element najważniejszy: parada reprezentacji. A zawiódł również dlatego, że akurat podczas ceremonii nad Paryżem rozpętała się ulewa. I tak zamiast tysięcy widzów podziwiających całe widowisko, obserwowaliśmy morze parasolek, a także puste trybuny. Bo cóż to za radość, kiedy obserwuje się paradę łódek w strugach deszczu? Kiedy nie można podziwiać kreacji poszczególnych kadr, bo większość z nich jest ukryta pod pelerynami przeciwdeszczowymi? W dodatku widać było, że nie każdy sportowiec dobrze czuje się na barce.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Reklama

Inną kwestia jest, że nie wszyscy płynęli na takich samych łajbach. I to też była decyzja co najmniej dziwna. Mniejsze reprezentacje zostały bowiem osadzone w malutkich łódeczkach. Z kolei inne mogły rozkoszować się rejsem w przepastnych, luksusowych jachtach. Powiecie: w końcu duże reprezentacje potrzebowały wielkich barek. Z tym, że nie do końca, bo organizatorzy nie mieli problemu z tym, by ustawić kilka mniejszych kadr na jednych łódkach.

Mało tego, podczas wcześniejszych edycji część artystyczna i parada narodów były oddzielone. Tym razem organizatorzy stworzyli nam jeden, wielki miszmasz. Trochę historii Francji? I cyk, łódki. Świetny kawałek w wykonaniu Gojiry? Przenosimy się na wymoczków na łajbach. Facet grający w strugach deszczu na fortepianie, a później kolejne łódki. Następnie mieliśmy dłuuugaśną inscenizację pokazu mody. Szkoda, że modele i modelki nie paradowali do piosenki  „I’m singing in the rain”, albo chociaż „Kroplą deszczu” Gabriela Fleszara. A pomiędzy nimi – tak, zgadliście – puścili nam kolejną część filmu o ludziach w łódkach. Może kiedy słońce już zaszło, całość nabrała nieco więcej uroku, ale dajcie spokój – całość wyszła po prostu słabo. Na uwagę w tym wszystkim zasługuje polski akcent, bowiem jednym z ważniejszych artystów w całym pokazie był Jakub Józef Orliński, światowej sławy śpiewak, który iście operowy głos łączy z… byciem b-boyem.

Właśnie, a jak w tym całym pokazie barek zaprezentowali się Polacy? Ano… nijak. Owszem, ich stroje były bardzo ładne, ale ze względu na sposób przedstawienia reprezentacji i deszcz przed którym trzeba było się kryć pod pelerynkami, nie za bardzo wychylali się zza barierek swojej łódki. Inną kwestią jest, że kamera która ich pokazała, była totalnie zachlapana wodą. Widzowie oglądający prezentację w telewizji zobaczyli więc taki obrazek:

Fot. TVP Sport

Co jeszcze rzucało się w oczy? Z pewnością spora różnorodność i otwartość, którą zaprezentowała Francja. Z tym, że i ten element został źle pokazany. Wszystko było tak okropnie chaotyczne, że od całego pokazu mogła nas rozboleć głowa.

Reklama

Następna część artystyczna (nie pytajcie nawet która), przeprowadziła widzów przez kolejne igrzyska olimpijskie w historii. A wszystko to za pomocą amazonki „jadącej” przez Sekwanę na stalowym rumaku, której podróż była przeplatana przebitkami z poszczególnych imprez. I to oglądało się już naprawdę dobrze. Całość była bowiem efektowna i co chyba nawet ważniejsze – zrozumiała.

Następnie mieliśmy formalności, jak wzniesienie flagi, odegranie hymnu olimpijskiego i przemowy oficjeli. Czyli część tradycyjnie najnudniejszą. Po niej jednak nadszedł moment kulminacyjny. Powoli poznawaliśmy odpowiedź na pytanie, kto odpali znicz olimpijski. Tajemniczy asasyn przekazał go samemu Zinedine’owi Zidane’owi. Słynny Zizou następnie oddał go w ręce Rafaela Nadala. Zanim Hiszpan – wielki mistrz Roland Garros – oddał ogień olimpijski w inne ręce, nastąpiła inscenizacja świetlna na Wieży Eiffela. I to dawało odrobinę nadziei na to, że chociaż cała ceremonia była średnia, to może zakończyć się w sposób epicki. Zniczem olimpijskim zapalonym na najsłynniejszej konstrukcji całej Francji. Może to szalony pomysł, ale jakże byłby efektowny!

Ale nic takiego nie miało miejsca. Nadal wraz z ogniem olimpijskim oraz Sereną Williams, Carlem Lewisem i Nadią Comaneci, wsiedli w łódkę i popłynęli w sobie tylko znanym kierunku. Bo przecież w całym pokazie było stanowczo za mało pływania łódkami po Sekwanie! No ale już dobrze. Na lądzie płomień odebrała tenisistka Amélie Mauresmo. Nie będziemy opisywać wam tutaj składu całej sztafety olimpijskiej, która kończyła bieg z pochodnią. Zwłaszcza, że Francuzi trochę tych byłych gwiazd sportu na ostatnich metrach zamieścili. Ostatecznie znicz zapalili we dwójkę legendarny judoka Teddy Riner i Marie-José Pérec. I tu mimo wszystko należy się pochwała Francuzom, bowiem zniczem okazał się wielki balon, który po podpaleniu wzniósł się ku górze. A całość uświetnił głos Celine Dion.

Otrzymaliśmy zatem naprawdę dobre zakończenie spektaklu, który przez większość czasu był po prostu przeciętny, a miejscami wręcz słaby i niezrozumiały. Pozostaje tylko życzyć sobie i wam, by każdy kolejny dzień tych igrzysk był lepszy.

Fot. TVP Sport

Więcej o igrzyskach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Igrzyska

Ekstraklasa

Więcej kasy do pieca, więcej! Prezes Śląska wygrywa plebiscyt na “delulu roku”

Kamil Warzocha
22
Więcej kasy do pieca, więcej! Prezes Śląska wygrywa plebiscyt na “delulu roku”

Komentarze

194 komentarzy

Loading...